Apostoł Indian Bartolomé de Las Casas kontra krwawa konkwista

Bartolomé de Las Casas Zdj. Wikimedia Commons
Bartolomé de Las Casas
Zdj. Wikimedia Commons

Początkowo nic nie wskazywało, że Las Casas stanie się śmiertelnym wrogiem systemu niewolniczego, który do historii przeszedł pod nazwą encomienda, a dzięki któremu wiódł wygodne i dostatnie życie. Jednak z czasem, pod wpływem okrucieństw i niesprawiedliwości wobec Indian, których był świadkiem i w których sam uczestniczył przechodzi przemianę. Jej pierwszym owocem jest sprzeciw wobec planów okrutnego Alonso de Ojedy podstępnego zamordowania wodza Caonabo, uważanego dzisiaj za pierwszego bojownika o niepodległość Haiti, oraz jego wojowników. Nie powstrzymało to rzezi, lecz prawdopodobnie pod jej wpływem, Las Casas przywdziewa habit dominikański i w 1510 roku otrzymuje w Santo Domingo święcenia kapłańskie, stając się dzięki temu pierwszym duchownym katolickim, wyświęconym na kontynencie amerykańskim.

W 1512 roku towarzyszy wyprawie na Kubę, którą wysłał Ovanda w celu „zaludnienia i pacyfikacji” wyspy. Przemiana młodego dominikanina nie jest jeszcze pełna, gdyż otrzymawszy dużą wieś indiańską Zagua, wraca do życia plantatora, odprawiając jedynie od czasu do czasu nabożeństwo. Jednak „zaludnienie i pacyfikacja” Kuby osiągają rozmiary takiej hekatomby, że sumienie kapłana nie pozwala już na żadne półśrodki. Las Casas zrzekł się otrzymanego gruntu i wyzwolił wszystkich swoich niewolników. Jednocześnie głośno potępił nieludzki system utrzymywany przez swych współziomków. Dzięki temu zdobył wdzięczność i miłość Indian, ale jednocześnie ściągnął na siebie gromy nienawiści ze strony swych niedawnych towarzyszy – konkwistadorów i kolonistów. Protesty wobec jego nakazów są tak gwałtowne, że w 1515 roku wyrusza w towarzystwie dominikanina, ojca Antonia de Montezino do Hiszpanii, aby przedstawić królowi tragiczne życie Indian w jego zamorskich posiadłościach.

Na miejscu dzięki wstawiennictwu kardynała Francisca Ximénesa (Jiméneza), zostaje przyjęty przez dopiero co koronowanego na króla Kastylii Karol I (jednocześnie cesarza – V). Monarcha pod wpływem relacji zakonnika, wyznacza w 1516 roku komisję do zbadania nadużyć popełnionych wobec Indian, a sam Las Casas, z tytułem „Opiekun Indian” wchodzi w skład tej komisji. Niestety, wkrótce po przybyciu na Hispaniolę, Las Casas szybko przekonał się, że komisja żadnej realnej pracy na rzecz tubylców nie prowadzi, a służy jedynie jej członkom do zdobywania zaszczytów i pomnażania dochodów. Wrócił więc w następnym roku do Hiszpanii z radykalnym postanowieniem ostatecznego oswobodzenia Indian w „Indiach Zachodnich”, jak ówcześnie nazywano wciąż posiadłości amerykańskie. Udowadnia w swych pismach i petycjach, że Indianie nie nadają się do pracy fizycznej na plantacjach i w kopalniach. Postuluje, by zastąpić ich bardziej wytrzymałymi na trudy ciężkiej pracy czarnoskórymi niewolnikami z Afryki. Po latach będzie gorzko żałował tej propozycji… Gdy spostrzegł niekonsekwencję swego pomysłu ratowania Indian kosztem Murzynów, było już za późno, a „niewolniczy przemysł” rozwinął się na dobre w Nowym Świecie.

Na razie jednak Las Casas postanawia udowodnić adwersarzom słuszność swych postulatów i stworzyć w Ameryce wzorcową kolonię. I tym razem zjednywa sobie króla i otrzymuje koncesję na ziemię w krainie Cumana na wybrzeżach dzisiejszej Wenezueli. Wyrusza tam na czele dwustu kolonistów i misjonarzy. Jednak i tutaj ponosi klęskę, i to ze strony najmniej spodziewanej, gdyż jego ludzi atakują, mordują i rozpraszają miejscowi Indianie. Zgnębiony Las Casas wraca na San Domingo, gdzie osiada w miejscowym klasztorze dominikanów. Po kilku latach, na wieść o zdobyczach Cortésa w Meksyku, „Obrońca Indian” wraca do swej pracy misyjnej. Rusza do Meksyku, następnie do Gwatemali i Peru, by wszędzie grozić karami boskimi swym chciwym i okrutnym rodakom. W 1537 roku dociera do kraju Tuzulutlan w południowym Meksyku, gdzie wreszcie spotyka go nagroda za swą długoletnią walkę w obronie tubylców. Dobrocią i taktownym zachowaniem udaje mu się nawrócić na wiarę chrystusową miejscowe, niezwykle wojownicze plemiona.

W 1539 roku wraca do Hiszpanii, by pozyskać nowych misjonarzy do pracy „Indiach Zachodnich”. Tym razem jego pobyt w Europie trwa cztery lata, gdyż zmuszony był odbyć podróż do Niemiec, gdzie bawił wtedy cesarz i król Hiszpanii. Czas ten upływa mu także na polemikach słowem i piórem w obronie Indian. Jego największym adwersarzem jest Juan Ginés Sepúlveda, który głosił, że Hiszpanie mają prawo do zbrojnego podboju ziem rdzennych mieszkańców Ameryki i mogą stosować wobec nich siłę ze względu na ich barbarzyństwo, które jest przeszkodą w skutecznej ewangelizacji. Bartolomé Las Casas zbił jego twierdzenia w wielu pismach i dysputach, ale największe oskarżenie przeciwko krzewieniu wiary za pomocą miecza zawarł w wydanym w Sewilli w 1552 roku dziele Brevísima relación de la destrucción de las Indias (Krótka relacja o zniszczeniu Indii Zachodnich). Opisał w niej wypadki niesłychanych okrucieństw hiszpańskich konkwistadorów, które nie tylko hamowały chrystianizację Indian, ale były całkowitym jej zaprzeczeniem. Oto podaje między innymi przykład pewnego kacyka z Kuby, skazanego na spalenie żywcem za bunt przeciwko Hiszpanom. Gdy kat podpalił jego stos, franciszkanin namawiał go jeszcze, aby wyrzekł się pogaństwa. Indianin zapytał wtedy zakonnika: a czy Hiszpanie idą do nieba? Tak – odparł zakonnik. W takim razie ja wolę iść do piekła! – zawołał umierający bohater.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*