Dlatego też, zarówno Zygmunt I Stary, jak i szlachta Korony, podjęli wspólne starania o nowe zaciągi. Na wielką skalę monarcha wystawiał listy przepowiednie, na podstawie których rotmistrz mobilizował członków chorągwi. Dało to naprawdę wymierne, a przede wszystkim niespotykane wcześniej efekty. W lecie 1538 roku popisano bowiem 64 chorągwie jazdy (ok. 12. 5 żołnierzy) i 43 chorągwie piechoty (7 tys. piechurów). Takimi siłami Jagiellon mógł zarówno ubezpieczyć pogranicze południowo-wschodnie, jak i prowadzić wojnę na południu. Niestety, utrzymanie tak licznej armii niosło za sobą spore wydatki. Koszt zaciągu i kwartał żołdu dla tej masy żołnierskiej wyniósł zawrotną sumę niemal 150 tys. złotych! Te wydatki na wojsko pochłonęły większość wpływów skarbca koronnego min. całe dymowe, czopowe, łanowe za rok 1538 i ogromną część innych dochodów skarbowych dworu królewskiego.
Dlatego nie istniała żadna możliwość, aby żołnierze zaciągnięci w 1538 roku kontynuowali służbę w latach następnych. I tak, już na początku 1539 roku, zamiast 109 rot pod bronią, stało już tylko 33, co dawało i tak sporą liczbę żołnierzy wynoszącą aż 5240. Niestety i te oddziały kosztowały skarb państwa sporo, czego skutkiem były kolejne spadki po zakończeniu ostatniego kwartału roku. U progu 1540 granic południowo- wschodnich strzegło już tylko tysiąc żołnierzy w 12 chorągwiach! I niestety, tendencja ta utrzymywała się już aż do końca panowania Zygmunta Starego. W okresach względnego spokoju ani razu nie podniesiono etatów zaciągów obrony potocznej do wyższego pułapu. Jedynie w czasie zagrożenia południowej lub południowo-wschodniej granicy państwa na kwartał zaciągano dodatkowe chorągwie. Nigdy nie były to jednak wyniki, które choć zbliżały się do stanu z 1538 roku.
Początki panowania Zygmunta Augusta także nie były zbyt owocnym okresem, jeśli chodzi o liczebność obrony potocznej. W pierwszym i drugim roku jego rządów pogranicza ruskie, podolskie i wołyńskie niemal opustoszały! A kiedy spadł na nie najazd tatarski w 1549 roku, ziem tamtych strzegło nieco ponad 300 żołnierzy w kilku niepełnych rotach. Bezkarnie łupiące Podole czambuły wywołały skrajną panikę w całej Koronie, a nie tylko na jej południowych krańcach. Przestraszona szlachta składała pobory, które jednak nie dały wiele i pozwoliły zaciągnąć tylko 10 chorągwi (ok. tysiąca żołnierzy), co nadal pozostawiało pogranicza w opłakanym stanie.
Dopiero w 1551 roku, kiedy to najazd tatarski pod wodzą chana Dewlat Gireja spustoszył bracławszczyznę, a tamtejszy zamek został przez ordyńców zrównany z ziemią, kolejna fala panicznego lęku przed inwazją „dzikich hord” z Krymu zmusiła szlachtę koronną do działania. Rozpoczęło się kolejne „sypanie groszem”, które pozwoliło zwiększyć etat obrony potocznej w pierwszym i drugim kwartale 1552 roku do 3 tysięcy zbrojnych. Nie był to jednak wystarczający wysiłek zbrojny, gdyż według hetmana Tarnowskiego tylko 10-tysięczny korpus jazdy stacjonujący na pograniczach południowo-wschodnich, pozwoliłby skutecznie zabezpieczyć je przed najazdami bardzo mobilnych sił tatarskich. A Tatarzy nie byli jedynymi wrogami, z którymi przychodziło mierzyć się zaciężnym. Po raz kolejny w 1552 roku chorągwie obrony potocznej wzięły udział w wyprawie mołdawskiej, po której większość z nich została po prostu rozpuszczona. Na hibernie pozostawiono jedynie 10 chorągwi (nieco ponad 1 tysiąc żołnierzy). Co warto zauważyć, stan taki utrzymał się też w kolejnych dwóch latach w czasie, których przedłużano etaty chorągwi na kolejne kwartały.
Pierwszą próbę reformy obrony potocznej i uregulowania jej liczebności, Zygmunt August podjął w 1555 roku. Jednak szlachta koronna nie była wcale chętna do współpracy z monarchą w tej akurat dziedzinie. Zgromadzona na sejmie w Piotrkowie Trybunalskim w lecie tegoż roku nie podjęła problemu reform wojskowych zgłaszanych przez dwór. Jakby tego było mało, nie uchwalono tam też żadnych nowych źródeł finansowania obrony potocznej, co wobec opłakanego stanu skarbca królewskiego, rodziło otwarte problemy na pograniczach. Dlatego na początku III kwartału 1555 roku, kiedy zakończyła się służba chorągwi powołanych przed trzema miesiącami w kasie królewskiej nie było pieniędzy na zaciąg nowych! Co za tym idzie w II. połowie 1555 i w 1556 roku ziemie południowo- wschodnie pozostały bez żadnej ochrony ze strony obrony potocznej[4].
Tematyka obrony potocznej powróciła „na salony” wielkiej polityki dopiero w 1557 roku, kiedy to w obliczu wojny z Moskwą o Inflanty w Koronie mobilizowany wszelkie siły, zarówno polityczne, jak i przede wszystkim wojskowe. Zgodnie z tymi wojennymi nastrojami dwór pozwolił sobie na nowe zaciągi, które wyniosły 16 chorągwi (ok. 2 tysięcy ludzi), zaciągniętych specjalnie na wojnę na północnych rubieżach państwa. Dopiero po zakończeniu kampanii oddziały te odesłano na Ruś, gdzie chorągwiom tym prolongowano służbę przez 5 kolejnych kwartałów, aż do końca 1558 roku.