Polscy lotnicy w armii carskiej podczas I Wojny Światowej

W armii Imperium Rosyjskiego, podobnie jak w armii Austro-Węgier, służyło wielu Polaków. Rosjanie nie robili Polakom większych problemów w rozpoczęciu kariery lotniczej. Za przykład może posłużyć wiele innych biografii. Obok A. Mroczkowskiego inną fascynującą postacią, biorącą udział w lotniczych zmaganiach toczonych przez armie państw zaborczych podczas I wojny światowej był Jerzy Borejsza, którego śmiało można nazwać prekursorem przerzucania dywersantów i zwiadowców na tyły nieprzyjaciela. J. Borjesza, podobnie jak wspomniany wcześniej A. Mroczkowski w 1912 r., ukończył Sewastopolską Szkołę Lotniczą. Przed wybuchem I wojny światowej trafił do eskadry do zadań specjalnych, wraz z którą wziął udział w walkach z Niemcami na terenie Prus Wschodnich.

J. Borejsza jako pilot wykonywał loty w rejonie Włocławka, Łowicza, Aleksandrowa i Sochaczewa. Następnie w listopadzie 1914 r., zainicjował przerzuty drogą powietrzną agentów wywiadu rosyjskiego na tyły armii niemieckiej, za co został odznaczony Orderami św. Anny III i IV klasy[18].

W marcu 1915 r., eskadra w której służył J. Borejsza została przeniesiona w rejon Suwałk, gdzie inicjatorowi zrzutu rosyjskich agentów na niemieckie tyły powierzono przejęty w nienaruszonym stanie przez Rosjan niemiecki samolot myśliwski Albatros z silnikiem o mocy 150 KM. Był to Albatros C I, lub B II – obie wersje były do siebie bardzo podobne.

Samolot Albatros C I (Zdj. Wikipedia Commons)
Samolot Albatros C I
(Zdj. Wikipedia Commons)

Maszyna pilotowana przez J. Borejszę, została wykorzystana do lotów rozpoznawczo-bombowych. Działania prowadzone przez samotnego Albatrosa możnaby porównać do lotów wykonywanych podczas II wojny światowej przez brytyjskie myśliwsko-bombowe samoloty Mosquito – swobodnego polowania na cele naziemne na zapleczu nieprzyjaciela. Bombardowanie w czasie I wojny światowej wyglądało jednak zupełnie inaczej niż podczas kolejnego wielkiego konfliktu, który swoim zasięgiem objął niemal całą kulę ziemską.

Bombardowanie celów naziemnych było w przededniu I wojny światowej domeną „statków powietrznych” – wielkich sterowców, które uważano za lepiej przystosowane do tego rodzaju działań. Oczywiście poglądy takie prezentowali tylko niektórzy, przychylnie nastawieni do lotnictwa oficerowie. Szeroko znana jest opinia jednego z francuskich generałów, który miał stwierdzić, że szanuje lotnictwo jako sport, jednak podczas wojny nie odegra ono większej roli[19]. Samoloty miały służyć jako broń przeznaczona do zwalczania wielkich statków powietrznych hrabiego Zeppelina. W tym celu na sterowiec zrzucano z pokładu samolotu strzałki metalowe, które miały przebijać wewnętrzne zbiorniki sterowców. Następnie do zwalczania Zeppelinów zaczęto wykorzystywać tzw., „strzałki Rankena”, które zawierały materiał wybuchowy, a także bomby zapalające i kruszące, które z biegiem czasu ustąpiły miejsca amunicji zapalającej wystrzeliwanej przez karabiny maszynowe[20].

Samoloty zostały jednak wykorzystane także do prowadzenia bombardowań. U Niemców, którzy początkowo liczyli na wykorzystanie do zadań bombardowania głównie Zeppelinów nastąpiły poważne zmiany po tym, jak jeden ze sterowców został zniszczony przez pojedynczy brytyjski samolot[21]. Również formowanie samodzielnych jednostek złożonych z samolotów bombowych postępowało bardzo opornie. Jak zauważył brytyjski autor:

Although time would clearly pass before aeroplanes of sufficent load carrying capability to lift both sufficent fuel and bombs could be developed to hurt the enemies in their heartlands, an embryo aeroplane bombing organisation, based at Ostende and misleadingly called the Ostende Carrier Pigeon Section, or Brieftauben Abteilung Ostende, was set up during November 1914. For the moment, the Ostende bomber aeroplane activities were confined to relatively local excursions made by one-man B and C Type aircraft, the observer replaced by a similar weight of bombs[22].

Bombardowanie celów naziemnych było w trakcie I wojny światowej bardzo trudne. Odbywało się przy użyciu prymitywnych metod, które nie dawały pewności trafienia – zazwyczaj bomby wyrzucano „z ręki”. Rzecz jasna zrzut bomb w ten sposób nie dawał zbyt dużego prawdopodobieństwa trafienia celu naziemnego. Celowniki bombowe, które pozwalały na precyzyjny zrzut bomb, pojawiły się dopiero zdecydowanie później. Bombardowania przeprowadzane przez J. Borejszę, pilotującego zdobycznego „Albatrosa” były równie trudne. Mimo tego, polskiemu lotnikowi udało się, podczas jednego z lotów skutecznie zbombardować niemiecki pociąg[23].

Również i w pierwszych latach od zakończenia wojny bombardowanie celów naziemnych nie należało do najłatwiejszych. W instrukcji dla bombardierów opracowanej w Warszawie w 1919 r., czytamy:

Celem idealnym bombardiera jest trafienie celu wszystkiemi bombami, niezależnie od warunków bombardowania. Ideału tego nie można urzeczywistnić nawet teoretycznie; trzeba się zadowolić rezultatami przybliżonami[24].

Zadanie było tym trudniejsze, że cel, na który zrzucał bomby J. Borejsza pozostawał w ruchu. Co więcej samoloty typu „Albatros” nie były przystosowane do prowadzenia tego typu zadań. Podobnie jak większość maszyn znajdujących się na wyposażeniu lotnictwa 1915 r., „Albatros” J. Borejszy był wówczas maszyną przeznaczoną głównie do celów rozpoznawczych. Podobne działania jak te prowadzone przez J. Borejszę opisywał w swoich wspomnieniach słynny „Czerwony Baron”, Manfred von Richtenchofen.

Maszyny kołują ociężale na start. Są do granic możliwości obładowane bombami. Niekiedy zdarzało się, że w zwykłym samolocie typu C miałem sto pięćdziesiąt kilogramów bomb. Poza tym miałem dość ciężkiego obserwatora, po którym trudno było poznać, że mamy problemy z zaopatrzeniem w mięso, oraz na wszelki wypadek dwa karabiny maszynowe – akurat w Rosji nigdy nie miałem okazji ich wypróbować[25].

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*