Wielkanoc w dawnej Polsce

Wielkanoc w dawnej Polsce

Wesoły nam dzień dziś nastał… czyli słów kilka o staropolskiej Wielkanocy

Po kościele rozchodzi się śpiew wydobywający się z gardeł wiernych: Bóg wszechmogący/ Wstał z martwy żaducy,/ Chwalmy jego z weselim,/ Toć nam wszem Pismo wieli./ Kyrieleison. Oto rozpoczyna się Wielkanoc AD 1608 – najważniejsze święto chrześcijan. Jak wyglądała Wielkanoc w dawnej Polsce? Zobaczmy, jak obchodzili je nasi przodkowie.

Rynek krakowski dawno nie widział takiego tłumu. Odświętnie ubrana gawiedź zebrana na placu krzyczy, przepycha się, bije pokłony wierzbowymi witkami. We wszystkich kościołach odzywają się dzwony. Czyżby do miasta zawitała jakaś sława? A może krakowianie witają nowo koronowanego władcę? Już za chwilę zagadka zostanie rozwiązana, bo oto od strony świątyni św. Wojciecha posuwa się procesja podążająca do kościoła Maryi Panny.

Zajrzyj też tutaj: Wielkanoc u Słowian – obrzędy i rytuały

Na jej czele władca całego świata – Jezus – jadący na osiołku. Co prawda na drewnianym, ale jakże realistycznym. Triumfalny wjazd drewnianej rzeźby Jezusa nikogo nie dziwi, wszakże dziś Kwietna Niedziela roku pańskiego 1608. Kalwin Krzysztof Kraiński tak ją opisał:

(…) osiełka lipowego, na którym także Jezusek siedzi (…) oprawcy albo siepacze miejscy z kościoła świętego Wojciecha do kościoła Panny Mariej przyprowadzą (…). Przed tym tedy lipowym Jezuskiem dziatki, pięknie i kosztownie ubrawszy się, tuwalnie abo ręczniki i palmy bagnowe abo wierzbowe miecą przed nim kołem, rzucając w górę kwiatki, chodzą, nań palcy ukazują, mówiąc: Ten ci jest, który miał przyjść dla zbawienia ludzkiego. Przed nim rybałci krzyżem padają, Onego ksiądz, klęcząc przed nim, rózgą z bagna i z trzciny uczynioną, bije mówiąc: Uderzę pasterza, a rozproszą się owce; potem (…) wszyscy śpiewają do onego[1].

Wielkanoc w dawnej Polsce – Niedziela Palmowa, Wielki Tydzień i Triduum Paschalne

Andriolli, święcone,

Niedziela zwana dziś Palmową była preludium dla najważniejszych świąt w roku – Wielkanocy. Teatralizacja tego okresu pomagała naszym przodkom lepiej przygotować się do wydarzeń Wielkiego Tygodnia. Nie dziwi więc fakt, iż triumfalne wjazdy Jezusa cieszyły się dużą popularnością w ówczesnej Polsce.

Zresztą nie tylko one. Ceniono misteria pasyjne, które przybliżały niepiśmiennym mękę i śmierć Chrystusa. Dość wspomnieć o Historyi o chwalebnym Zmartwychwstaniu Pańskim Mikołaja z Wilkowiecka czy Pamiątce krwawej ofiary Pana Zbawiciela naszego Jezusa Chrystusa. Wedle miejsc Hierozolimskich nad Zebrzydowicami wykonfrektowanych autorstwa Abrahama Rożniatowskiego.

Elementy teatralne wykorzystywane były także przez krakowskich żaków, którzy grasując po ulicach w przebraniach, dokazywali i wygłaszali komiczne, rymowane oracje. Wszystko po to, aby zdobyć od przechodniów datki w postaci jedzenia i pieniędzy[2]. Oto próbka takiej mowy wygłaszanej przez wygłodniałych studentów:

jedzie sobie Pan Jezus do miasteczka małego (…)/ Dajcie osiołkowi sianka, i o mnie też nie zapominajcie./ Na siedem śledzi mi dajcie./ Inni na bochenek chleba, bo jeść dać mi potrzeba[3].

Po Kwietnej Niedzieli następował okres przygotowania do Wielkanocy, dziś znany jak Triduum Paschalne.

Wielka Środa. W kościele św. Wojciecha zakończyła się właśnie ciemna jutrznia. Nagle do świątyni wpadają młodzi chłopcy uzbrojeni w długie kije. Wrzeszcząc niemiłosiernie, uderzają kijami w ławki. Hałas zwabia służbę kościelną, która próbuje wymierzyć odpowiednią karę zuchwalcom. Chłopcom, w myśl zasady w młodym ciele zdrowy duch, udaje się uciec. Zjawisko to tak opisywał Jędrzej Kitowicz:

po odprawionej jutrzni (…) jest zwyczaj na znak tego zamieszania, które się stało w naturze przy męce Chrystusowej, że księża psałterzami i brewiarzami uderzają kilka razy o ławki, robiąc mały tym sposobem łoskot; chłopcy swawolni, naśladując księży, pozbiegawszy się do kościoła z kijami, tłukli nimi o ławki z całej mocy, czyniąc grzmot w kościele jak największy tak długo, poki dziadowie i słudzy kościelni, przypadłszy z gandziarami, nie wyparowali ich z kościoła. Ale chłopcy szybciej sił w nogach od starych dziadów, urwawszy tego i owego po plecach kijem, sami zdążyli przed gandziarą umknąć z kościoła[4].

Nie była to jedyna środowa „zabawa”. „Judasz” pozwalał gawiedzi zarówno miejskiej, jak i wiejskiej na odreagowanie stresów dnia powszedniego. W tym dniu budowano kukłę, która symbolizowała Judasza, a następnie wleczono ją przez miasto czy też wieś, obijając kijami. Kukłę bito do czasu, gdy zostały z niej same gałgany, szczątki Judasza palono lub wrzucano do wody.

Zdarzało się także na wsiach, iż Judasza wieszano na drzewie. Czasem sama kukła nie wystarczyła, tak zdarzyło się w Żywcu, gdzie Judasza zastępował kot:

(…) kocura żywego, w garncu obsutego popiołem z dziury kościelnego sklepienia na kościół zrzucano[5].

Stąd już tylko jeden krok do wypadków opisanych przez J. Kitowicza:

jeżeli Żyd jakowy niewiadomy tej ceremonii nawinął się im – porzuciwszy zmyślonego Judasza – prawdziwego Judę tak długo i szczerze kijami okładali, poki się do jakiego domu nie salwował[6].

Nie należy się dziwić, wszakże według ówczesnych każdy Żyd był niecny, ponieważ jego antenaci wydali Jezusa na śmierć.

Dyngus u ludu w Miechowskiem

Następnego dnia, tj. w Wielki Czwartek, niektórzy możnowładcy oraz biskupi, tak jak Chrystus, umywali nogi dwunastu wybranym starcom lub żebrakom[7]. Kolejnym zwyczajem praktykowanym tego dnia była tajnia – postna kolacja. Dla wielu ówczesnych był to ostatni posiłek przed wielkanocnym śniadaniem.

Także w tym dniu wieczorem lud rozpalał ogniska, aby oddać cześć przodków. Wierzono bowiem, że dusze zmarłych przebywają w tym dniu wśród żywych[8]. Obyczaj ten nie dziwi, bowiem polskie zwyczaje świąteczne charakteryzowały się przenikaniem elementów kultury chrześcijańskiej, ludowej i pogańskiej.

Wielki Piątek w dawnej Polsce

Wielki Piątek to czas, w którym wspominało się mękę i śmierć Jezusa. W całym kraju odbywały się procesje pokutnicze (kapników). Wyobraźmy sobie pochód zakapturzonych postaci, na czele którego stał przebrany za Jezusa kapnik dźwigający krzyż. Mężczyźni odziani w czarne szaty wędrowali przez ulice miasta (zatrzymując się przy stacjach drogi krzyżowej), biczując się, nierzadko do krwi. Tak obyczaj ten opisuje Jan Stanisław Bystroń:

(…) biczownicy warszawscy przez cały Wielki Piątek obchodzili kościoły i bili się dyscyplinami po gołych plecach aż do krwi, krzycząc przeraźliwie[9].

Na wsiach z kolei wierzono w magiczną moc Wielkiego Piątku. Przed wschodem słońca należało umyć się w rzece, bowiem woda posiadała w tym dniu właściwości uzdrawiające i zabezpieczające przed chorobami. W dniu tym pieczono także święcone i malowano jajka.

Piątek to także czas symbolicznego pożegnania z postem, który odbywał się poprzez pogrzeb żuru i wieszanie śledzia. Zazwyczaj żur wynoszono uroczyście z kuchni i zakopywano w garncu, zaś (…) uwiązawszy śledzia na długim i grubym powrozie (…), wieszano nad drogą na suchej wierzbie albo innym drzewie, karząc go niby za to, że przez sześć niedziel panował nad mięsem morząc żołądki ludzkie słabym posiłkiem swoim[10].

Wielka Sobota i Wielka Niedziela w dawnej Polsce

Po wielkopiątkowej zadumie przychodził czas na radość Wielkiej Soboty. Był to czas święconego. Do pokropienia przynoszono wszystko, co miało znaleźć się na niedzielnej uczcie (mięsa, ciasta, jajka, chleb, itd.). Często była to tak ogromna ilość jedzenia, iż księża musieli chodzić po domach wiernych i tam święcić pokarmy. Z tym zwyczajem walczył m.in. płocki biskup Załuski, który tak pisał w 1733 r.:

(…) [księża] biegają po wsiach i domach i często ledwie zdążą na jutrznię, a niekiedy niezdolni są nawet do odprawienia mszy św. (…). Dlatego też niech wyłożą wierni, iż nie jest koniecznością wszystkie pokarmy poświęcać, lecz dosyć niektóre z nich[11].

Często po święceniu wierni odwiedzali groby pańskie, by pomodlić się oraz pomyśleć o tajemnicy Zmartwychwstania. Miało ono niebawem nadejść, bowiem uroczysta msza rezurekcyjna rozpoczynała się w Wielką Sobotę o dwunastej w nocy. Dopiero czasy stanisławowskie przyniosły zmianę w tej kwestii: rezurekcja miała rozpoczynać się w niedzielny poranek[12].

Podczas uroczystych procesji wokół kościołów modlono się i śpiewano pieśni. Najstarszym utworem śpiewanym podczas uroczystości był Krystus Zmartwychwstał Je (zanotowany w 1365 r. w Graduale płockim):

Krystus zmartwychwstał je,

Ludu przykład dał je,

Eż nam zmartwychwstali,

Z Bogiem krolewaci.

Kyrie eleison[13].

Innymi znanymi w tym czasie pieśniami były m.in. Wesoły nam dzień nastał, Przez twe święte zmartwychwstanie, Bóg wszechmogący wstał  z martwy żaducy[14]. Po mszy udawano się do domu, gdzie w gronie najbliższych spożywano uroczyste śniadanie (składające się ze święconego), które rozpoczynało Wielkanoc. Przed śniadaniem składano sobie życzenia i dzielono się jajkiem – symbolem nowego życia. Niedziela wielkanocna rozpoczynała czas obżarstwa i opilstwa, który po czterdziestodniowym poście przybierał gigantyczne rozmiary. Wacław Potocki tak pisał:

(…) co żywo na jutrznię się śpieszy./ Aż nam znowu w kościele dłużej siedzieć ckliwo;/ O mięsie myśląc, kwapi do stołu co żywo (…)/ chce wraz powetować, co tak długo pościł./ Żre drugi, potem pije, tka jako do woru[15], (…) Kiedy, sprzykrzywszy ryby (…)/ Całego by wołu zjadł na jednym obiedzie,/ Beczkę by wina wypił, choć jeszcze niezdrowa (…) cięży głowa[16].

Śmigus-dyngus i inne zwyczaje wielkanocne

Rzeźba Chrystus na Osiołku, muzea.malopolska.pl

Po niedzieli spędzonej w gronie najbliższych, następował czas radosnej zabawy i harców. Najbardziej znanym poniedziałkowym zwyczajem było oblewanie wodą, tzw. śmigus-dyngus. Według Zygmunta Glogera nazwa ta wywodzi się z języka niemieckiego.

Słowo dunnguss oznaczało wodnistą polewkę, chlust wody, zaś słowo dingen – wykupywać się. Dingnus zaś to wykup w czasie wojny jako ochrona od rabunku. Takim wykupem były jajka i inne specjały, które oddawano żakom, aby nie zostać oblanym wodą[17]. Śmigus zaś to spolszczony wyraz schmackostern, który oznaczał uderzenie rózgową palmą[18].

Zarówno oblewanie wodą, jak i smaganie witkami miało zapewnić „ofiarom” powodzenie, zdrowie i urodę. J. Kitowicz w Opisie obyczajów pozostawił nam opis lanego poniedziałku, który jawi się jako iście dantejski:

(…) hajducy i lokaje donosili cebrami wody, a kompania, czerpając do nich, goniła się i oblewała od stóp do głów, tak iż wszyscy zmoczeni byli, jakby wyszli z jakiego potopu. Stoły, stołki, kanapy, krzesła, łóżka, wszystko to było zmoczone, a podłogi – jak stawy – wodą zalane (…). Parobcy zaś po wsiach łapali dziewki, złapaną zawlekli do stawu albo do rzeki i tam wziąwszy za nogi i ręce wrzucili[19].

Innym znanym zwyczajem był Emaus. Najbardziej znanym, kultywowanym do dnia dzisiejszego, był ten obchodzony w Krakowie. Był to odpust odbywający się przy klasztorze Norbertanek na Zwierzyńcu na pamiątkę spotkania zmartwychwstałego Jezusa z uczniami w drodze do Emaus. Odpustowi towarzyszyły kramy z jedzeniem i zabawkami. Zabawie towarzyszyły także procesje bractw religijnych, udające się do zwierzynieckich kościołów.

Innym, także krakowskim zwyczajem, była Rękawka. Odbywa się ona do dnia dzisiejszego w trzeci dzień świąt – we wtorek. Święto odbywało się na Kopcu Kraka i według podań było pamiątką stypy pogrzebowej Kraka. Wielu badaczy, w tym Zygmunt Gloger, uważa, iż pierwotnie Rękawka nawiązywała do pogańskiego wiosennego święta zmarłych. W XVII wieku zamożni krakowianie zrzucali z kopca owoce, słodycze i pieniądze biednym, czekającym u podnóża wzniesienia. Od XIX wieku Rękawka stała się tylko zabawą jarmarczną pozbawioną wydźwięku religijnego[20].

Na wsiach w okresie wielkanocnym królował zwyczaj chodzenia z gaikiem. Tradycja ta, w zależności od regionu, kultywowana była w poniedziałek lub we wtorek wielkanocny. Wywodzi się ona z pogańskiego święta witania wiosny. Pochód kolędników, z zielonymi gałązkami np. jałowca, ozdobionymi kolorowymi wstążkami, obchodził wszystkie domostwa we wsi. Śpiewano przy tym piosenki oraz składano sobie życzenia szczęścia i pomyślności[21].

Porównując dzisiejsze obchody Wielkiej Nocy do tych sprzed wieków, można zauważyć, iż wiele obyczajów przetrwało do naszych czasów. Najwięcej z nich zachowało się na wsiach, m.in. wieszanie Judasza, chodzenie z gaikiem, pucheroki. W wielu kościołach wciąż wystawiane są straże przy Grobie Pańskim (najbardziej znanymi są podkarpackie Turki). W wielu miejscowościach odbywają się także Misteria Męki Pańskiej, wywodzące się bezpośrednio z dawnych teatralnych misteriów.

Wymienić można choćby: Misterium Męki Pańskiej w Kalwarii Zebrzydowskiej, Poznaniu, Bydgoszczy czy Kałkowie. No i oczywiście niezmiennymi pozostają symbole tych świąt: jajko, baranek, mazurki i baby. Brakuje tylko jednego elementu: drewnianej rzeźby Chrystusa na osiołku, który przemierzałby ulice w Niedzielę Palmową. Kto wie, może ktoś kiedyś powróci do tego wspaniałego zwyczaju. Na razie jednak pozostaje nam tylko podziwianie Osiołka Palmowego w Pałacu Erazma Ciołka w Krakowie.


Justyna Kulczycka – absolwentka kulturoznawstwa na Akademii Ignatianum w Krakowie oraz zarządzania kulturą na Uniwersytecie Jagiellońskim. Obecnie nauczycielka tańców dawnych w Krakowie. Zajmuje się obyczajowością staropolską. W wolnych chwilach zgłębia tajniki tradycyjnych tańców polskich.

Bibliografia

  • Bystroń Jan Stanisław, Dzieje obyczajów w dawnej Polsce, T. II, Warszawa 1976.
  • Bruckner Aleksander, Encyklopedia staropolska, T. I-II, Warszawa 1990.
  • Gloger Zygmunt, Encyklopedia staropolska, T. II, IV, Warszawa 1978.
  • Kitowicz Jędrzej, Opis obyczajów za panowania Augusta III, T. II, Wrocław 2003.
  • Kuchowicz Zbigniew, Obyczaje staropolskie, Łódź 1975.
  • Literatura staropolska, T. I. Poezja, oprac. R. Mazurkiewicz, P. Borek, Kraków 2006.
  • Szymanderska Hanna, Polskie tradycje świąteczne, Warszawa 2003.

Przypisy:

[1] Cyt. za: J.S. Bystroń, Dzieje obyczajów w dawnej Polsce, T. II, Warszawa 1976, s. 54-55.

[2] Por. H. Szymanderska, Polskie tradycje świąteczne, Warszawa 2003, s. 195.

[3] Cyt. za: Tamże.

[4] Cyt. za: J. Kitowicz, Opis obyczajów za panowania Augusta III, T. II, Wrocław 2003, s. 585-586.

[5] Cyt. za: Z. Kuchowicz, Obyczaje staropolskie, Łódź 1975, s. 531.

[6] Cyt. za: J. Kitowicz, dz. cyt., s. 586.

[7] Por. J.S. Bystroń, dz. cyt., s. 55.

[8] Por. H. Szymanderska, dz. cyt., s. 198-199.

[9] Cyt. za: J.S. Bystroń, dz. cyt., s. 57.

[10] Cyt. za: J. Kitowicz, dz. cyt., s. 587.

[11] Cyt. za: J.S. Bystroń, dz. cyt., s. 58.

[12] Por. H. Szymanderska, dz. cyt., s. 216; A. Bruckner, Encyklopedia staropolska, T. II, Warszawa 1990, s. 363.

[13] Cyt. za: Anonim, Krystus Zmartwychwstał Je, [w:] Literatura staropolska, T. I Poezja, oprac. R. Mazurkiewicz, P. Borek, Kraków 2006, s. 54.

[14] Por. Tamże, s. 54-56.

[15] Cyt. za: Z. Kuchowicz, dz. cyt., s. 533.

[16] Cyt. za: J.S. Bystroń, dz. cyt., s. 60.

[17] Por. Z. Gloger, Encyklopedia staropolska, T. II, Warszawa 1978, s. 88.

[18] Por. A. Bruckner, dz. cyt., T. I, s. 279.

[19] Cyt. za: J. Kitowicz, dz. cyt., s. 588-589.

[20] Por. Z. Gloger, dz. cyt., T. IV, s. 161-162.

[21] Por. Tamże, T. II, s. 171-172.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*