Okupacyjny Kraków. A w nim – miłość. Miłość zakazana – z dwóch powodów. Po pierwsze – miłość między dwoma mężczyznami. Po drugie – miłość między żołnierzem Wehrmachtu a piętnastolatkiem żydowskiego pochodzenia.
Historia opowiedziana na trzech płaszczyznach. Jedną płaszczyzną są czasy wojny, drugą – czasy zaraz po wojnie, a trzecią – odbyta – już po wielu latach – rozmowa młodego studenta z owym piętnastolatkiem, teraz – już starszym mężczyzną. Andrzej Selerowicz (tłumacz, publicysta) pokazuje w swojej książce – ludzkie dramaty związane z okresem II wojny światowej. Życie społeczności żydowskiej w okupowanej Polsce, opuszczenie Polski po wojnie. Książka Selerowicza prezentuje swoim czytelnikom całą gamę takich sytuacji. Porusza jeszcze bardziej w momencie, kiedy owi czytelnicy uświadomią sobie, że naprawdę wydarzyły się – jak zaznaczył sam autor w przedmowie – przynajmniej ,,zasadnicze epizody” tej historii. Tak więc – jak widzimy – książka ,,Ariel znaczy lew” tylko w pewnej swojej części jest wytworem ludzkiej wyobraźni.
Andrzej Selerowicz – urodzony w 1948 roku w Bełchatowie – to tłumacz z angielskiego i niemieckiego. Poza tym – działacz na rzecz środowisk LGBT. Spod jego pióra wyszły takie książki jak: ,,Kryptonim Hiacynt” (w 2015 roku) i ,,Zbrodnia, której nie było” (2017), a niemal ćwierć wieku wcześniej – ,,Leksykon kochających inaczej” (1993). Autor książki ,,Ariel znaczy lew” działa między innymi w International Lesbian and Gays Association (ILGA). Do 2006 roku brał uudział w turniejach tanecznych (wraz ze swoim mężem, Johnem Clarkiem, któremu zresztą zadedykował powieść ,,Ariel znaczy lew”). Od ponad czterdziestu lat Andrzej Selerowicz mieszka w Wiedniu.
To ważna książka – nie przychodzi mi do głowy w tym momencie żadna inna, która opisywałaby homoseksualną miłość w okresie II wojny światowej, a już na pewno nie miłość między niemieckim żołnierzem, a młodym Żydem. Książka Selerowicza przełamuje tabu. Ale nie tylko dlatego określiłam ją mianem ,,ważnej”. Takie książki uczą tolerancji. Otwierają – choć trochę – oczy tym, którzy nazywają się tolerancyjnymi, a wcale nimi nie są. Niestety, Polska – w znacznej części – nie jest krajem tolerancyjnym. (Stwierdzam ten fakt z dużą przykrością.) Wiem, że jeden człowiek jedną książką świata nie zmieni. Niemniej – jak zaznaczyłam wyżej – takie książki otwierają oczy. Zmuszają do refleksji. Cieszę się, że mogę postawić jej najwyższą ocenę – szkolną 6. Niestety, historia zamknęła się wraz ze śmiercią głównego bohatera. Wielka szkoda. Z prawdziwą przyjemnością poczytałabym o nim jeszcze. Może dowiedziałabym się czegoś więcej? A Panu Selerowiczowi życzę nadal tak lekkiego pióra (swoją drogą – styl pisania jest trochę zbliżony do – również ,,krakowskich” – książek Mirosławy Karety o rodzinie Fabrycych).
Wydawnictwo: Novae Res
Ocena recenzenta: 6/6
Helena Sarna