Hispaniola – jak zburzono raj | część 2

Sumienia zdobywców

W 1509 roku władza nad Hispaniolą została przekazana w ręce Diega, syna Krzysztofa Kolumba. Dziecic Starego Admirała wkroczył do Santo Domingo z wielkim przepychem. Jego żona pochodząca z bardzo znamienitego rodu zabrała ze sobą małą armię dam do towarzystwa, które z pozostałymi sługami stały się ozdobą nowopowstałego gubernatorskiego dworu – rezydencji Alcazar, oraz głównej ulicy miejskiej, którą owe damy zwykły dumnie się przechadzać. Dlatego pierwsza wybrukowana ulica w Ameryce nosi do teraz nazwę Las Damas. Ich małżeństwa, aranżowane przez parę gubernatorską, dały również początek wielu później znamienitym rodom oraz lokalnej karaibskiej arystokracji kolonialnej. Początek rządów młodego Kolumba zapowiadał się całkiem dobrze, gdyż Hispaniola coraz lepiej się rozwijała, stawała się również zapleczem dla konkwistadorów wyprawiających się na inne terytoria. Don Diego nie mógł przypuszczać, że  wielki wstrząs przyjdzie szybko ze strony kilku skromnych osób, które w rok po nim zawitały na wyspę.

Zapewne idąc na mszę adwentową 21 XII 1511 roku, nawet mu się nie śniło, co usłyszy z ust mało znanego mnicha w białym habicie. Ojciec Antonio Montesinos odczytał i w następnych tygodniach nadal powtarzał kazanie podpisane przez całe zgromadzenie Dominikanów w Santo Domingo. „(….) jakim prawem sprawiedliwości trzymasz tych Indian w tak okrutnej i okropnej niewoli? Na jakiej podstawie prowadziliście tak okropne wojny przeciw tym ludziom?(….) Wojny, w których zniszczyłeś tak nieskończoną liczbę zabójstwami i rzeziami, o których nigdy wcześniej nie słyszano. Dlaczego trzymasz ich tak uciskanych i wyczerpanych (….) zabijasz ich, aby wydobyć i zdobyć złoto co dzień”. Mnich słowa te kierował do każdego szlachcica obecnego na Mszy Świętej, gromił z ambony każdego encomienderos, każdego Hiszpana żyjącego z wykorzystywania Indian i wraz z całym zakonnym zgromadzeniem odmówił udzielania rozgrzeszenia podczas spowiedzi, każdemu żyjącemu z ucisku rodzimej ludności. To był szok.

Dotychczas oprócz przejściowego zainteresowania przez królową Izabele, losem niewolonych Indian w rzeczywistości nikt się nimi nie przejmował, ani poważnie nie zajmował. Rodzimy mieszkaniec terytoriów, włączonych do zjednoczonych unią monarchii Kastylii i Aragonii nie miał żadnego statutu prawnego. Mniej więcej jak pies posiadał wyłącznie umowny, nie pisany status użytkowy – mógł się do czegoś nadawać lub być zbędny. Jednakże skoro wyglądał podobnie jak człowiek w Europie, to powinien poznać i wyznawać Boga po europejsku. Więc zdobywcy, żołnierze, handlowcy, szlachcice, ludzie pokroju Ponce de Leona zaprawieni w wojnach religijnych, fanatycy nakręcani przez sadystów z Hiszpańskiej Inkwizycji, wszyscy których chrześcijańska wiedza religijna była jakakolwiek, choćby i całkiem mała i wyłącznie z nazwy, uważało się za godnych oraz odpowiednich do ewangelizacji całych narodów. Cóż więc innego mogło z tego wyjść jak nie krzywda, ból i cierpienie?! Kiedy Ovando spalił wioskę Anacaony razem z jej mieszkańcami, założył miasto „Najświętszej Maryji Panny od Prawdziwego Pokoju”. Konsekwencje takich czynów zapisały się na lata, tworząc czarny mit wokół Kościoła Rzymskiego jakoby to on siłą nawracał Indian. Mit z bardzo dużym fundamentem prawdy, gdyż również wśród wielkich myślicieli ówczesnego Kościoła byli zgadzający się z metodami konkwistadorów, jednakże to nie spośród zdobywców wyłonili się ludzie, którzy zaczęli bronić rdzennych Amerykanów, lecz właśnie spośród członków Kościoła. Montesinos ze swoim przeorem stanęli przed królem Ferynandem, a moc ich słów doprowadziła w 1512 roku do ustanowienia Praw z Burgos. Cokolwiek by nie myśleć o ich poszczególnych zapisach, czy faktycznym wprowadzaniu ich w życie, to od tej pory Indianin miał już status prawny poddanego królestwa. Dwa lata później na podbijanej Kubie, w sercu Bartolomea de la Casas, encomiendero i kapelana konkwistadorów, rodzi się skrucha, która owocuje porzuceniem dotychczasowego życia i myślenia. Człowiek, do tamtej pory będący przeciwnikiem słów ojca Montesino, nagle stał się ich największym orędownikiem, uznając swoich towarzyszy w konkwiście za wrogów Ewangelii. Całe dalsze życie poświęcił na walkę w obronie Indian, docierając do najważniejszych osób w państwie i odnosząc po trzech dekadach uporu, realne zwycięstwo. Przekonał króla Karola do podpisania Nowych Praw dla Indii, które urzędowo skończyły z niewolnictwem Indian w encomiendach. W latach 1550-1551, w Valladolid podczas wielkiej debaty moralnej swą logiką rozdeptał uczone umysły, które nadal uznawały wyższość białego człowieka nad Indianinem.

Ludzie często błądzili w swej historii – de Casas nawet po nawróceniu, przez pewien czas uważał, że możnaby niewolić czarnych Afrykanów zamiast Indian, zanim się z tego wycofał. Natura człowieka ma taką właściwość, że łatwo wyszukuje sobie usprawiedliwienia, najlepiej bardzo szlachetne aby wytłumaczać przed resztą świata, a przede wszystkim przed samym sobą, swe często nikczemne postępowanie. Tak było z konkwistadorami, kiedy działali w „imię Boga, złota i Hiszpanii”, i naprawdę często wierzyli, że postępują słusznie, cokolwiek by nie zrobili. Tymczasem, jak ktoś kiedyś powiedział: „zabijanie w imię Chrystusa, jest najbrutalniejszym szyderstwem z chrześcijaństwa”, a właśnie takie zostało w Amerycę popełnione i w większości nie czynili tego ludzie Kościoła, tylko przeciwnie – tacy, którzy poza przynależnością do Niego, niewiele wiedzieli o Nim samym, jak i niewiele rozumieli z nauczania Chrystusa. Tymczasem Kościół, pomimo swoich licznych błędów, w czasie trwania Konkwisty toczył własną wojnę, wojnę o duszę ludzi w koloniach, zarówno białych jak i Indian. Nie tylko debatował ale i działał, stając się jedynym możliwym ratunkiem dla mieszkańców Ameryki. Był wyrzutem sumienia, bo pokazywał prawdę leżacą pod górami złota i chwały, mówiąc, gdzie powinien w tym wszystkim być Bóg, którym konkwistadorzy sobie usta i miecze wycierali. W 1537 roku papież Paweł III, w bulli „Sublimis Deus” stwierdził, że Indianie są istotami ludzkimi mającymi prawo do wolności i własności, NAWET jeśli są poganami, Ponadto, że są to racjonalne osoby posiadające duszę, a wszystkie inne poglądy uznał za szatańskie. Idąc za ciosem, nałożył ekskomunikę na wszystkich, którzy uprowadzają Indian w niewolę. To ziarno prawdy zakiełkowało nie w encomiendach wśród adelantados, lecz w surowych murach zakonnych, aby rozrastać się jak drzewo, pod którym mogli schronić się gnębieni Indianie i przygnieść swoim cieniem najpierw dumnego Diego Colona, potem dwór monarchów Hiszpanii, aż wreszcie 30 lat później doprowadzić do wojny domowej między kolonistami w Peru stoczonej o życie Indian.

Chociaż wtedy już dla Tainów z Hispanioli było za późno, gdyż kogo nie wykończyły plantacje i kopalnie, to zrobiły to przywleczone europejskie wirusy. Ludobójstwo Indian nie było zamierzone, po prostu ich śmiercią bardzo długo nikt się nie przejmował. Dla kolonistów był to efekt uboczny w osiąganiu postawionych sobie jakże szczytnych celów. Zarazy i epidemie ospy oraz odry, sprawiły, że do 1548 roku niemal cały naród wyginął. Lecz wówczas gigantyczne obszary i miliony Amerykanów, były już pod władzą Hiszpanii, powoli i wspólnie tworząc  nową cywilizację, nowy, z założenia lepszy świat, w którym wraz ze spadającą od topora głową Gonzala Pizarro, skończył się najbrutalnieszy okres wyzysku Indian, aczkolwiek sama konkwista… trwała dalej.

Czytaj część pierwszą

Kacper Nowak

Bibliografia: 

Bartolome de Las Casas: „Krótka relacja o wyniszczeniu Indian”, tłum. Krystyna Niklewiczówna, wyd. W drodze, Poznań 1988r.

H.M.Bailey i A.P.Nasatir: „Dzieje Ameryki Łacińskiej”, tłum. Krystyna Szerer, wyd. PWN, Warszawa 1965r.

Tadeusz Łepkowski: „Archipelagu dzieje niełatwe. Obrazy z przeszłości Antyli XV-XXw.”, wyd. Wiedza Powszechna, Warszawa

F.A.Kirkpatric: „Zdobywcy Ameryki”, tłum. Jan Furuhjelm, wyd. Sport i Turystyka, Warszawa 1957r.

German Arciniegas: „Burzliwe dzieje Morza Karaibskiego”, tłum. Krystyna i Kazimierz Zawanowscy, wyd. Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1968r.

Krzysztof Kolumb: „Pisma”, tłum. Anna Ludwika Czerny, wyd. Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1970r.

S.Fischer-Fabian: „Krzysztof Kolumb. Bohater czy łotr”, tłum. Maciej Nowak-Kreyer, wyd. Amber, Warszawa 2006r.

Matthew Restall: „Siedem mitów podboju Ameryki”, tłum. Jerzy i Wojciech Wołk-Łaniewscy, wyd. Bellona, Warszawa 2020r.

Charles C. Mann: „1493 Świat po Kolumbie”, tłum. Janusz Szczepański, Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2012r.

Sandra Wallus Sammons: „Juan Ponce de Leon and the Discovery of Florida”, wyd. Pineapple Press Inc., Sarasota 2013r.

Szczególne podziękowania chciałbym złożyć Oli Szewczyk, wspaniałej przewodniczce znanej szerzej jako „Polka na Dominikanie” https://www.facebook.com/Polka.na.Dominikanie/, która pokazała mi piękno interioru Hispanioli, często nadal dziewiczego, tak jak widzieli go 500 lat temu hiszpańscy zdobywcy. Pomogła mi również „odnaleźć” zrekonstruowany dom Ponce de Leona, który będac poza standardowymi szlakami drogowymi, notorycznie pomijany jest przez turystów. Szkoda, ponieważ niczym wehikuł czasu wręcz porywa w klimat przeszłości, w czym pomaga opowieść opiekuna tego miejsca, pana Henrika Solano, który pomimo obostrzeń pandemicznych był uprzejmy otworzyć muzeum i oprowadzić mnie po progach Ponce de Leona.

Ilustracja 5 – Górskimi rzekami w lasach namorzynowych, konkwistadorzy gonili Indian (pochodzenie własność autora)

Ilustracja 6 – Dziewicze plaże wyspy SAONA (pochodzenie własność autora)

Ilustracja 7 – Twierdza Ponce de Leona (pochodzenie własność autora)

Ilustracja 8 – Wnętrze domu de Leona (pochodzenie własność autora)

Ilustracja 9 – Juan Ponce de Leon (pochodzenie własność autora)

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*