Z. Gajda, Historia medycyny dla każdego
Tajemnice ludzkiego ciała i procesy w nim zachodzące fascynowały właściwie od zawsze. Osoby zajmujące się leczeniem także niosły za sobą pewną aurę tajemniczości i magii. Przecież przez setki lat leczono bardziej w oparciu o naturę i przypadkowość niż o rzetelną wiedzę. Z kolei choroby dziś już uchodzące za łatwouleczalne, kiedyś zbierały śmiertelne żniwo. Pytanie brzmi, czy to choroby osłabły, czy też medycyna posunęła się na przód,
a ludzka wiedza i umiejętności stały się bardziej doskonałe. Patrząc na otaczającą nas rzeczywistość można się nad tym długo zastanawiać.
Autorem „Historii medycyny” jest prof. Zdzisław Gajda, wieloletni pracownik naukowy Wydziału Medycznego Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Zawiedzie się jednak ten, kto spodziewał się po tym tytule klasycznego podręcznika akademickiego. Pozycja jest żywym, wartkim spacerem po tysiącletnich dziejach procesu leczenia, dziejach lekarzy, pacjentów, szpitali i prosektoriów. Opowieść pisana dodatkowo ludzkim, zrozumiałym językiem z dużą dawką dygresji, żartów
i historyjek z długiego życia i kariery zawodowej autora. Absolutnie nie nudzi, a wręcz przeciwnie – sprawia, że chce się czytać ją dalej i dalej. Autentyzmu dodają nieliczne, ale znaczące ilustracje jak chociażby słynna Lekcja anatomii doktora Tulpa. Trudno bowiem wyobrazić sobie jakąkolwiek książkę o podobnej tematyce bez tego dzieła.
Choć książka z zewnątrz wygląda dość grubo, jej zawartość podzielona jest na 24 rozdziały, na które składają się podrozdziały. W zasadzie opowieść zabiera czytelnika w podróż pomiędzy egipską mumifikacją, a nowoczesną, specjalistyczną kliniką – między amputacją toporem,
w ciemnym pokoju, a laparoskopową operacją wyrostka w pełnym znieczuleniu, wraz z opisem dlaczego? po co? i jak?
Poszczególne części nie są zbyt długie, co nie powoduje znużenia przy lekturze. Kolejne fragmenty opatrywane są plastycznym komentarzem, pełnym autentyzmu i poczucia humoru. Wszystkie poszczególne części składają się w całość ułożoną zgodnie z zasadami chronologii
i logiki. Prostota wywodu i jego relacja do całości treści jest w takich książkach bardzo ważna,
a w tym przypadku nie mam jej nic do zarzucenia.
Recenzowana pozycja nie jest zbiorem poglądów, faktów, definicji i dat. Przypisów z innych podręczników do historii medycyny jest w niej bardzo niewiele. Jeśli już są to do innych tekstów kultury, zacytowanych fragmentów materiałów źródłowych lub najważniejszych opinii autorytetów lekarskiej profesji. Widać stąd, że profesor nie przepisuje myśli innych i nie dostosowuje ich do przyjętej koncepcji, ale sam decyduje wyboru treści, nie oglądając się na obowiązujące do tej pory trendy naukowe. Przez to książka jest świeża i naturalna. Konieczne odnośniki wraz z kilkoma fragmentami źródeł najcelniej pasujących do omawianych zagadnień znajdują się na końcu każdego rozdziału, co powoduje, że książka wygląda jak encyklopedia.
Warto tu podkreślić, fakt, iż pomimo luźnego, swobodnego języka książka nie straciła swojego podręcznikowego, wspomagającego charakteru. Nie stała się opowiadaniem, bajką, legendą. Dzięki Autorowi historia medycyny nabrała życia i kolorów. Ten kto chciałby z niej korzystać naukowo, może śmiało to uczynić i się nie zawiedzie. To podwójna korzyść.
Wiadomo, że niektórych terminów lekarskich i medycznych po prostu nie dało się uniknąć, właśnie ze względu na tematykę. Jednak autor postarał się, aby, tam gdzie konieczne było ich wystąpienie, były one wyjaśnione zarówno pod względem słowotwórczym, etymologicznym, morfologicznym jak i słownikowym. Stąd też czytelnik od razu dowiaduje się, że to konkretne słowo oznacza to i to, pochodzi z greki, łaciny, a wzięło się od określonego słowa, zdarzenia, czy osoby. Przyznam, że sam niejednokrotnie byłem zdziwiony, bo nawet znając dane słowo, okazywało się, że nie rozumiałem go w sposób właściwy. Bardzo udany efekt, a jeśli zamierzony przez autora to należą mu się wielkie brawa.
Bardzo ciekawym zabiegiem było pojawienie się rozdziału o medycynie żydowskiej i jej ujęciu
w świetle nauki Jezusa Chrystusa wyłaniającej się z kart Ewangelii. Fragment ten pod żadnym pozorem nie jest próbą teologicznego omówienia przedstawionego zagadnienia, a jedynie próbą dopełnienia opowieści. Podobnie sprawa ma się z rozdziałem dotyczącym świętych, szczególnie powiązanych z naukami medycznymi. Jedno jest pewne, profesor nie dokonuje rewolucji w ukazaniu realiów poszczególnych epok, nie ucieka od tradycji, bo przecież nie można odwoływać się do średniowiecza, bez zaakcentowania jej chrystocentrycznego i pełnego zaangażowania podejścia do spraw wiary. Można to traktować w kategorii tła, ale i rzetelnej informacji – albowiem wszystko to zostało opatrzone naukowym komentarzem.
W równie ekstrawagancki sposób autor, przedstawił rozwój najważniejszych myśli i prądów naukowych, a także proces kształtowania się współczesnego etosu lekarskiego. Dla mnie osobiście ogromną wartością było szczegółowe omówienie dawnej i obecnej treści przysięgi Hipokratesa, ze wskazaniem podobieństw i różnic, a także rozłożenia akcentów. Myślę, że w świecie nieustannego rozwoju osobowego, pokazanie, na co w zawodzie lekarza zwracano uwagę na przykład
w starożytności ma głęboki sens, ucząc pokory dla dokonań przodków
Jedno, co przez tysiące lat to zasada primum non nocere. Stąd też uwaga poświęcona zmianom sposobów operowania, dokonywania prostych zabiegów, znieczulania, sedacji. Trudno sobie wyobrazić w dzisiejszych czasach przypalanie kikuta po amputowanej nodze gorącym żelazem, czy rozgrzanym olejem, a tak było. Ponieważ jednak, wywoływało to dużą śmiertelność, zastanawiano się jak ulżyć chorym. Stąd też ciągły rozwój ars medica. W podobny sposób, często odkrywano tajemnice ludzkiego ciała – np. pełny układ krążenia, czy powody próchnicy zębów. To tylko dowodzi, że nauka o życiu i zdrowiu ludzkim jest w czasie stałego i niezahamowanego rozwoju. I bardzo słusznie.
Rozumiem, że ze względu na obszerność przedstawianego zagadnienia i wielość wątków, autor nie mógł zmieścić w książce wszystkiego, co w jego opinii jest najistotniejsze dla historii medycyny, ale w treści brakuje mi dwóch, moim zdaniem bardzo istotnych zagadnień. Pierwszy
z nich to rozwój medycyny na ziemiach polskich w ujęciu całościowym. W książce oczywiście jest mowa o naszym kraju, w odniesieniu do każdej z opisywanych epok. Wydaje mi się jednak, że to trochę mało. Mamy przecież w historii wybitnych medyków – takich jak choćby Jan Radlica, Zbigniew Religa, Wojciech Oczko, Józef Dietl i jeszcze kilku innych. Każdy z wymienionych wniósł do nauki coś istotnego. Zdaje sobie sprawę, że książka nie nazywa się „Historia medycyny polskiej”, ale to w mojej opinii dość wyraźny brak.
Drugą kwestią jest niezawarcie w historycznej części książki – traktującej o dziejach tej nauki
w Egipcie, Grecji, Rzymie i Izraelu, fragmentu o medycynie chińskiej. W końcu z niej czerpiemy najwięcej – chociażby w kwestii akupunktury, leczenia bólu, czy rozwoju ziołolecznictwa. Podkreślam, że nie traktuję powyższych uwag jako zarzutów do autora, bo w przekroju całości to naprawdę prawie niezauważalne dygresje, ale raczej jako rady przed kolejnym wydaniem.
Podsumowując, oceniam książkę profesora Zdzisława Gajdy bardzo wysoko. W zasadzie trudno zdobyć się na jakieś znaczące uwagi. Z całokształtu lektury, niezależnie od czasu, wyłania się obraz lekarza – człowieka wykształconego, pełnego empatii, ale także żyjącego w ciągłym stresie,
w pełnych emocjach, albowiem ma świadomość, że od jego wiedzy i zdolności zależy ludzkie życie. Ze swojej strony, jako student dopowiem, że życzyłbym sobie, aby wszystkie podręczniki były pisane w sposób tak barwny i zrozumiały dla czytelnika. Książka, zgodnie z tytułem rzeczywiście jest odpowiednia dla każdego czytelnika – niezależnie od tego, czy jest nim lekarz z wieloletnim stażem, praktykant, czy też licealista.
Panie Profesorze, wielkie gratulacje!
Wydawnictwo: Fronda
Ocena recenzenta: 6/6
Dominik Majczak
Bardzo przyzwoita i adekwatna recenzja tejże książki. W 100% się z nią zgadzam. Pozdrawiam cieplutko!