Jukatan

Jukatan – jak walczyli bogowie

Jukatan – jak walczyli bogowie? Katun 8 ahau znów się zbliża. Cykliczna data, a dokładnie okres w przybliżeniu dwudziestolecia, powtarzający się nieprzerwanie od stworzenia świata co 256 lat, nieubłaganie nadchodzi. Mędrcy Majów – kapłani, matematycy i astrologowie zarazem, zawsze wyczekują go z dreszczem emocji na plecach, pamiętając, że w tym czasie bogowie zsyłają na swój lud niezwykłe wydarzenia. Najczęściej przepełniony dramatem katun 8 ahau, jest najstraszniejszym ze wszystkich 13 katunów kalendarza majańskiego. Przychodzi i wywraca stary porządek świata do góry nogami.

Zajrzyj do naszych wpisów o Majach:

Majowie Itza

Przybyły na Jukatan z regionu Peten w obecnej Gwatemali lud Itza musiał tułać się po lasach w Chakan Putum, po tym jak opuścił założone przez siebie miasto Chichen Itza. Tam odnajduje ich prorok oświecony przez boga Kukulkana – Ce Acatl Topiltzin, który wraz ze swymi wyznawcami wędruje z północy, z miasta Tula. Wyrzucony z  domu wraz z wiernymi sobie Toltekami zbiera nawróconych Majów i prowadzi ich z powrotem do Chichen. Ponownie zasiedlone przez Itzów miasto, rośnie na chwałę Kukulkana i około 1000 roku licząc po Chrystusie, przeobraża się w największą potęgę, jaką dotąd widziano na Jukatanie.

Handel jest jego siłą. Szlaki kupieckie sięgają daleko na północ do centralnego Meksyku i na południe aż po Gwatemalę. Ziarna kakao, które u Majów służą za walutę, wymienia się za drogocenne pióra, muszle, tkaniny, rękodzieła, narzędzia, broń, różnego rodzaju dobra rolne i wszelkiego typu biżuterię. Najbardziej ceniona jest broń z obsydianu (szkła wulkanicznego), a za najdroższe ozdoby uchodzą te wytworzone z zielonego jadeitu.

Porty rozsiane wzdłuż wschodniego wybrzeża półwyspu jukatańskiego, oddalone od siebie o zaledwie jeden dzień drogi czółnem, są zapleczem miast znajdujących się wewnątrz interioru majańskiego. Budowane są albo nad samym brzegiem, jak Tulum, lub jak w przypadku Muyil, trochę głębiej w dżungli nad kanałami wodnymi, które wykopano, aby uzyskać połączenie pomiędzy lagunami i taką trasą dotrzeć do morza.

W głąb lądu kupcy przemieszczają się po liczących dziesiątki kilometrów drogach utwardzonych białym kamieniem, zwanymi sacbe. Pośrodku tej sieci dobrobytu i handlu, jaśnieje jak perła Chichen Itza, które trzyma rękę na najważniejszym surowcu regionu, na niezmierzonych złożach soli.

Obserwatorium astronomiczne w Chichen Itza
(pochodzenie własność autora)

Ludzie żyją zarówno wewnątrz miasta, jak i wokół niego, mieszkając w swych małych, dwuizbowych chatach krytych strzechą. W swej codzienności mogą cieszyć się ogólnym spokojem. Obrabiając pola dla siebie i kasty rządzącej, spędzają rok za rokiem w harmonii rodzinnej. Arystokracja i urzędnicy zajmują wspaniałe budowle z białego wapienia, stawiane przez pospólstwo niemal gołymi rękami, z materiału przewożonego bez pomocy sprzętu kołowego.

Kapłani całymi dniami analizują sklepienie niebieskie, tworzą coraz dokładniejsze obliczenia matematyczne, planują przestrzenne roboty budowlane, zapisują przeszłość swego ludu i próbują dostrzec w gwiazdach drogę, jaką wytyczyli mu bogowie. Ich najważniejszym zadaniem jest wskazywanie jej mieszkańcom, aby władcy wszechświata byli szczęśliwi. Każdy Maj wie, że istnieje tylko po to, aby zadowolić bogów, aby udowodnić im, ile jest dla nich wart. Wie, że życie jest jedynie drogą do dalszej egzystencji, że ono się po prostu tylko zdarza i nic ponadto.

Kolejne pokolenia rozbudowują miasto na chwałę bogów, lśniące i ociekające krwią. Ból i cierpienia, samookaleczenia i krwawe ofiary są ceną za boskie błogosławieństwo. Jednak Majowie rzadko ofiarowują siebie samych, bo choć jest to zaszczytem, to nikt o zdrowych zmysłach nie chce przechodzić przez katusze jakie są konieczne, aby cały wszechświat się nie rozsypał. Ofiary chwytane są wśród ościennych plemion albo wymuszone na wybranych spośród mieszkańców. Co roku podczas pory suchej należy uprosić boga deszczu Chaka o ratunek przed głodem, który bez przelanej krwi na pewno nastałby. Również co roku wszystkie okoliczne miasta wysyłają swych przedstawicieli do Chichen Itza, gdzie odbywa się wielki festiwal ku czci najważniejszego ze 165 bogów – Pierzastego Węża.

Piramida Kukulkana w Chichen Itza
(pochodzenie własność autora)

Festiwal Kukulkana

W 1185 roku po Chrystusie, czyli kiedy zaczyna się katun 8 ahau, w dniu przesilenia wiosennego, mieszkańcy Chichen Itza zbierają się jak zawsze w tym czasie pod największą piramidą, której nawet ilość stopni schodów na szczyt nie była przypadkowa i odpowiadała 365 dniom kalendarzowym w roku. Tłumy są coraz gęstsze. Dziesiątki tysięcy ludzi stoi na wielkim placu pomiędzy kamiennymi pałacami i świątyniami, które pokryte niemal w całości farbami pochodzenia organicznego (z namorzynów, ziemi, wody, insektów), swym jaskrawym pięknem mają również oddawać cześć bogom.

Czerwień jest wszędzie. Każda ściana, nawet 40 metrowe mury wielkiej piramidy, uderzają swą barwą. O określonej godzinie na jej szczycie pojawia się arcykapłan. Unosi ręce … i nastaje grobowa cisza. Zapalono wielkie kadzidła rozmieszczone na platformach na placu, u stóp i na szczycie piramidy. Dym unosi się coraz wyżej i spowija boski monument, kiedy słońce rozpoczyna swój spektakl. Nagle po boku schodów piramidy, podłużny cień, wijąc się niczym wąż, zaczyna schodzić w dół od świątyni, aż dopełza do znajdującej się przy samej ziemi swej wyrzeźbionej głowy. Pierzasty Wąż – Kukulkan zstępuje do Chichen Itza.

Kapłan odzywa się, a na jego słowa odpowiada wrzask z tysięcy gardeł, których dźwięk odbijając się od ściany piramidy, wraca ze zdwojoną siłą. Bębny i piszczałki grzmią, a ludzie zaczynają rytmicznie klaskać i tupać. Przednie szeregi tańczą w woni unoszącej się z kadzideł, a spośród nich do przodu wychodzą śmiałkowie chcący jako pierwsi oddać zstępującemu jego boską cześć. Arystokraci rozpoznawani po swym ozdobnym ubiorze, podpici i znarkotyzowani, wyciągają ostre narzędzia i na oczach wszystkich dokonują rytualnych samookaleczeń.

Ostre sznurki przepuszczają przez swe języki, a igłami agawy przebijają sobie członki, nawet genitalia. Wojownicy wprowadzają na plac grupę nagich, pomalowanych na niebiesko osób. Wszyscy oni przez ostatnie dni już wiele wycierpieli, aby teraz dostąpić najwyższego zaszczytu. Stać się ofiarą. Część przywiązano do słupów ustawionych na placu przed tłumem, a część wprowadzono do pobliskiej Świątyni Wojowników. Tancerzom rozdano łuki, które posłużyły jako narzędzia ofiarne podczas ceremonii tańca. Krok po kroku, strzała po strzale, do rytmu śpiewu i bębnów wierni Kukulkana rozstrzeliwują przywiązanych do słupów.

Kapłani w świątyni wojowników rozciągają jedno po drugim niebieskie ciała na kamieniu ofiarnym, z których szybkim ruchem noża obsydianowego wyrywają serca, w taki sposób, aby ofiara mogła jeszcze je zobaczyć nad sobą zanim skona. Potężny topór obcina głowę i kończyny, a rozczłonkowany człowiek jest rozdzielany. Serce niosą na ołtarz Kukulkana na szczyt piramidy, głowę nabija się na dzidę na Platformach Jaguarów i Orłów, ręce i nogi, których nie odłożono na wieczorną ucztę, wrzucono w ogień kadzideł, aby ich płonący zapach dosięgnął niebios. Pozostałe części zwłok będą później zakopane koło kompleksu świątynnego, gdyż ich krew potrzebna jest, aby użyźnić ziemię.

Do piramidy zbliża się pięknie przystrojony mężczyzna, odziany w najwspanialszą skórę z jaguara i niosący na głowie wielki pióropusz, podtrzymywany przez oparty na ramionach drewniany stelaż. Jego ciało całe w tatuażach, z szyi zwisa mu bogaty naszyjnik, a zęby inkrustowane ma jadeitem. Czoło nietypowo płaskie, gdyż jako dziecko nosił przywiązaną do głowy deskę, która miała na celu wypłaszczenie kości płata czołowego, jak w modzie od wieków ma arystokracja majańska. Prowadzi go w wielkim szacunku i atencji pod baldachimem z piór, straż przyboczna złożona z sahalob – szlachetnych wojowników.

Najważniejszy człowiek w mieście, pierwszy spośród równych z rady rządzącej w Chichen, podchodzi pod schody piramidy, u której szczytu przygotowano już najznamienitszego z jeńców. Ah Mex Cuc ściąga swe przebranie i staje w rozkroku, patrząc w górę schodów, po których zrzucono w jego stronę ofiarę skuloną i zwiniętą w sieć. Ta ludzka piłka odbija się od stopni piramidy, tryskając krwią na boki przy dźwiękach trzaskających kości. Z impetem dolatuje na sam dół, gdzie szybko odwróciwszy się plecami, odbija ją władca Majów. Tak zaczyna się święta gra w ullamaliztli – w pelotę.

Zapada już zmrok, więc pora jest najodpowiedniejsza. Przecież pierwszą grę w piłkę rozegrały Święte Bliźniaki, Hunahpu i Xbalanque w krainie ciemności – w Xibalbie, gdzie przechytrzyli bogów piekieł. Grając w pelotę żywi łączą się duchowo z zaświatami, a piłka w powietrzu porusza się niczym słońce po niebie.

Boisko standardowych rozmiarów do gry w pelotę w mieście Coba
(pochodzenie własność autora)

Tłum dzieli się na dwie grupy. Większa rusza w stronę pobliskiego boiska z kamiennymi murami. Najpotężniejszej takiej budowli, jaka powstała kiedykolwiek w świecie Majów. Mniejsza grupa podąża w przeciwnym kierunku, w stronę oddalonego o 30 minut drogi Świętego Cenote. Obsadzone już przez gapiów mury boiska, mierzącego ponad 160 metrów długości i prawie 70 metrów szerokości, wyznaczają nie tylko granicę gry, lecz również wytwarzają doskonałą akustykę.

Mówiąc coś z jednej strony, jest się wyraźnie słyszanym po drugiej. Służą one również za trybuny, na które wspinają się od zewnątrz ciekawi spektaklu widzowie, na czele z notablami. Normalnie mecze miały uczciwy przebieg wedle określonych zasad. Różne miasta wysyłały swoje reprezentacje na rozgrywki, a w ich wyniku doszukiwano się woli bożej. Jednak podczas tak wielkiego święta, wszystko musi być wyreżyserowane, gdyż pelota bardziej niż dyscypliną sportu, jest ceremonią religijną.

Na arenę wewnątrz mocno rozświetlonego ogniem pochodni boiska, wchodzą dwie, siedmioosobowe drużyny. Jedna pomalowana czerwonymi barwami składa się z mieszkańców, druga, oblana niebieską farbą, poświęcona na stracenie. Jej członków już wcześniej przygotowano na rytualną podróż w zaświaty. Torturowani i kaleczeni mają dostąpić zaszczytu bycia darem dla Kukulkana. Cierpienia przygotowały ich na to oraz utwierdziły przeciwników, że wynik meczu jest już pewny.

Nafaszerowani środkami odurzającymi, aby mogli ustać na nogach do końca gry, de facto czekają, aż czerwona drużyna bez używania dłoni i stóp, przy pomocy biodra lub kolana, przerzuci kauczukową piłkę przez jeden z dwóch okręgów kamiennych wystających z dłuższych ścian boiska. Pierwsze trafienie jest też ostatnim. Wyłania zwycięzcę, a niebieskiej drużynie zapewnia koniec wielodniowych cierpień. Przy ogólnym aplauzie zebranych kończą grę, kiedy ich krew tryska z tętnic szyjnych na plac boiska po ścięciu głów kamiennymi toporami.

Tymczasem orszak prowadzący ofiary do Świętego Cenote, do jednego z tysięcy, ale najważniejszego dołu wapiennego wypełnionego wodą na całym Jukatanie, dociera już na miejsce. Wyznaczonych ludzi ustawiano na krawędzi mierzącej 50 metrów średnicy i głębokiej na 20 metrów okrągłej studni o pionowych ścianach i po kolei spychano w dół. Wraz z nimi wrzucane są wszelkie bogactwo materialne.

Część z ofiar ma spętane kończyny, cześć wrzuca się już jako martwych, ale pośród nich nie są jedynie jeńcy i nie tylko dorośli. Rodzina, która pragnie, aby któryś z jej znamienitych przodków odrodził się, wrócił do niej w postaci nowo narodzonego dziecka, oddaje bogom inne swoje dziecko.

Wśród wrzuconych do tego wiodącego w zaświaty portalu, znajduje się również człowiek imieniem Hunac Ceel. Zanim zostaje wepchnięty w otchłań, mówi zebranym, że bóg deszczu Czak wybrał go, dał mu moc i że przeżyje całą noc w cenote. Po złożeniu wszystkich ofiar i zakończeniu festiwalowych zabaw, miasto w końcu idzie spać, lecz nad ranem przeżywa szok, kiedy na tafli Świętego Cenote, po wielu godzinach, nadal utrzymuje się żywy Wybraniec Czaka.

Upadek Chichen Itza

Uznany przez ludzi za proroka boga deszczu, Hunac Ceel z ofiary staje się żywym autorytetem, nie tylko w Chichen, ale w całym regionie. Wysłany przez radę jako jej przedstawiciel do miasta Mayapan, ma w jej imieniu sprawować w nim rządy. Jednak jego ambicje i chęć zemsty okazują się równe wzrastającej w regionie nienawiści do ludu Itza. Pomimo wielu lat asymilacji, starzy i rdzenni Majowie z Jukatanu, nadal mieli go za obcego. Ceel zbiera w ościennych miastach coraz większe poparcie.

Zwłaszcza w Uxmal, gdzie od dwóch stuleci panuje ród Xiu, oddający na każdym kroku cześć i chwałę Czakowi. Przelewa się czara goryczy, kiedy młody chłopak imieniem Canek, cieszący się w Chichen statusem niemalże księcia, pozwala ponieść się szaleństwu miłości. Zakochany w dziewczęciu z wysokiego rodu z Mayapan, nie zważając na politykę, wyrusza w eskorcie wojowników do Uxmal, gdzie odbywa się ślub wybranki jego serca z synem władcy tego miasta. Canek porywa Sac Nicte niemal sprzed ołtarza i uprowadza ją do Chichen. Zuchwałość młodzieńca obraża wielki ród Xiu tak bardzo, że postanawiają oni przyłączyć się do Hunaca Ceel, który tylko czekał na taką sytuacje.

Prorok Czaka niesiony w lektyce, prowadzi przez dżunglę potężną armię sojuszu wielu miast mających już dość hegemoni Itza. Tysiące wojowników kroczy w kierunku Chichen białymi, wybrukowanymi wapieniem traktami, niosąc ze sobą posąg Yum Kimil – boga śmierci i wojny. Wojsko to składa się nie z pospólstwa, lecz z szlachetnie urodzonych mężczyzn, których kontyngenty z poszczególnych miast szkolone i dowodzone są przez dowódców zwanych natabami.

Wybierani na trzyletnie kadencje, w czasie których nie mogą pić alkoholu, ani obcować z kobietą, skupieni całkowicie na swej misji, wiodą do boju uzbrojonych w ciężkie włócznie zastępy wojowników. Bawełniane pancerze naszpikowane solą i hełmy z drewna oraz ciężkie drewniane tarcze służą im do obrony, natomiast miecze z tego samego surowca ale z zatkniętymi w nich kawałkami obsydianu, są bronią zaczepną. Natabowie mają również pod komendą lekką piechotę, uzbrojoną w lżejsze włócznie, mniejsze tarcze, noże i kamienne topory.

Dom kapłański – świątynia Chaka w Chichen Itza zwana Domem Mniszek
(pochodzenie własność autora)

Zebranie takiej siły z wielu miejsc, nie mogło ujść uwadze Chichen Itza, wysłało ono armię na spotkanie wojsk Ceela. Stanęły naprzeciw siebie w mniej zagęszczonej części dżungli, gdzieś pomiędzy Mayapan a Chichen. W świecie Majów nawet bitwa była częścią religii, więc zaczynali ją kapłani od zapalenia kadzideł, wzniesienia modlitw i rzucaniu przekleństw na przeciwną stronę. Zagrzmiały trąby i piszczałki, a wojownicy z wrzaskiem rzucili się na siebie.

Nie atakują w formacji zbrojnej, ani nie walczą w szyku, jednak każda z grup ma inne zadanie. Lekko zbrojni szybkim pędem mają przedrzeć się przez zaporę leśną oraz grad strzał, kamieni wystrzelanych z proc i wszędzie latających oszczepów, które miotają na siebie obie strony z ręcznych wyrzutni zwanych hulche. Pod ich ostrzałem, wojownicy wpadają na siebie i staczają pojedynki, gdyż tylko taka forma walki może udowodnić siłę oraz męstwo każdego z osobna.

Lekkie oddziały wyżynają się wzajemnie. Kamienie rozbijają głowy, ostrza obsydianu rozcinają ciała. Tymczasem ciężej uzbrojeni zmieniają pozycję, aby zastawić pułapkę na pierzchających i zaganianych na nich przeciwników. Największym honorem nie jest zabicie wroga, lecz jego pojmanie. Lekko zbrojni Hunaca Ceel wraz z najemnikami ściągniętymi z rejonu Tabasco, spychają wrogów w ramiona ciężkozbrojnych, którzy sieciami oraz powrozami chwytają oraz krępują żywych i lekko rannych.

Kiedy zieleń dżungli zabarwiła się już dostateczną ilością krwi  Itzów, ich niedobitki uciekły z pola walki, a pojmanych poprowadzono przed obliczę zwycięzcy. Ah Mex Cuc zostaje rzucony pod nogi Hunaca Ceel, a ten wzorem dawnych boskich władców majańskich, niczym starożytny ajaw wchodzi na plecy wroga i depcze jego ciało.

Obdarty z ozdób, rozebrany do naga, z wciśniętymi kawałkami papieru w miejsce kolczyków w uszach, poniżony i upodlony upadły władca upadającego miasta, jest największym symbolem tryumfu zwycięzcy i namacalnym dowodem zyskanej przez niego boskiej przychylności. Dalszy los Ah Mex Cuca mógł być tylko jeden, a droga prowadzić wyłącznie na kamień ofiarny.

Armia sojuszu Mayapan rusza do Chichen Itza i po wkroczeniu do miasta, ogołaca go ze wszystkich bogactw. Zajmuje i plądruje każdy magazyn żywności na czele z tymi, gdzie  składuje się ziarna kakao. Obrabowuje domy i zabija ich mieszkańców, a najznamienitszych bierze w niewolę. Nawet arcykapłan Kukulkana, uznaje wolę bogów, odjeżdżając z tryumfującą armią do Mayapan. To jest koniec hegemonii Chichen na Jukatanie.

Władca Uxmal szuka zemsty i chce odnaleźć wśród jeńców lub poległych tego, który najbardziej zhańbił jego imię. Tymczasem Canek przeżywa pogrom jako jedyny z wysokiej szlachty miasta. Zbiera wokół siebie wielu Itza i wraz ze swą ukochaną wyprowadza ich z Chichen. Ruszają daleko na południe, chcąc wócić do swej prastarej krainy, z której przybyli przed wiekami. Tam, na jeziorze Peten, lud Itza wzniesie swój nowy dom – miasto Tayasal.

Gwiezdna Wojna

Mayapan zajmuje miejsce Chichen i odgrywając kluczową rolę w sojuszu miast Jukatanu, w Lidze Majów. Wprawdzie zarządzane jest przez radę złożoną z najważniejszych arystokratów, lecz kluczową rolę w niej pełnią w każdym pokoleniu potomkowie Hunaca Ceel, członkowie rodu zwanego Cocom. Mayapan nie jest jednak zwykłym miastem.

To raczej twierdza warowna z potężnymi murami, mogąca pomieścić 15 000 ludzi, ale nie ma w niej boiska i dróg, tak standardowych dla wszystkich majańskich miast. Jej budowle, z piramidą Kukulkana i obserwatorium astronomicznym na czele, są kopiami tych z Chichen Itza, zbudowanymi w ten sposób, aby podnieść status nowej stolicy jako następcy swego poprzednika. Fortyfikacje rosną z biegiem lat na miarę ambicji rodziny Cocom, coraz łapczywiej zagarniającej dla siebie władzę i bogactwa, ściągając do ich ochrony więcej najemników z Tabasco. Tak to wygląda już od dwóch stuleci, ale nawet te wysokie mury nie mogły uchronić Cocomów przed tym co było nieuchronne, kiedy znów nadchodził katun 8 ahau.

W 1441 roku po Chrystusie, podczas głębokiej choć jasnej nocy, gdy handel i prace zawodowe już ustały, a ludność Mayapan odpoczywa w swych domach. Całe miasto zanurzone jest we śnie, ukołysane dochodzącymi zza murów dźwiękami dżungli, ptactwa, małp i wszelkiego stworzenia, które ożywa kiedy zachodzi zmierzch. Również drapieżniki wychodzą na żer, kiedy zachodzi słońce.

Normalność tej nocy zaburza Chak Ek (Wenus), rozświetlając dziś sklepienie niebieskie, budzi ciekawość ludzi doszukujących się w gwiazdach boskich planów i liczb. Wpatrujący się w niebo kapłani rozprawiają w obserwatorium o położeniu Wenus i o tym, co ono przyniesie. Z zapisków rzeźbionych na stelach, z traktatów zapisywanych glifami przez ich przodków wiedzą, że kiedy Chak Ek wstępuje na niebo, gwiezdna wojna, jak ją określano, może zebrać straszliwe żniwo.

Najważniejsi bogowie Majów

Atak jest ogólnie niespodziewany i błyskawiczny. Dynastia Xiu, rywalizująca z Cocom o wpływy i coraz bardziej zazdrosna o ich rosnącą potęgę, wykorzystuje narastające złe nastroje społeczne spowodowane długotrwałą suszą i podburza ludność Mayapan przeciwko ich panom. Spisek już jakiś czas był doskonale ukryty i przygotowany. Ah Xiu Xupan prowadzi zamachowców, którzy tej jednej nocy mordują niemal wszystkich członków rodziny Cocom.

Zabójcy wymijają straże miejskie i zanim najemnicy z Tabasco zdążą zareagować, ich mocodawcy leżą już martwi, zakrwawiając posadzki swych pięknych kamiennych pałaców. Atak przeprowadzono jednocześnie w wielu miejscach i nie brano jeńców. Podburzeni mieszkańcy rzucają się na magazyny i bogactwa Cocomów. Głodni i wściekli ludzie przemieniają swój gniew w ogień, który trawi wiele budynków. Ta straszna noc wywraca świat Majów do góry nogami. Mayapan, podobnie jak wcześniej Chichen Itza upada i również jak jego poprzednik, w niedługim czasie zostanie niemal całkowicie opuszczony.

Xiu nie mają jednak dość wpływów aby zająć miejsce Cocom, przejmując rolę lidera na Jukatanie. Liga rozpada się na małe, niezależne od siebie państewka. Pomimo doskonale przeprowadzonego zamachu stanu, nie udaje im się również zrealizować swojego celu do końca. Nie wszyscy Cocom zginęli. Jeden z członków rodu cierpiący na prorocze sny, był wtedy w podróży daleko poza Mayapan. Po powrocie zebrał resztki popleczników i wraz z nimi założył nową siedzibę – Sotute.

Wybrzeże karaibskie miasta Tulum

Czas Apokalipsy

Niemal sto lat później, w 1536 roku, Nachi Cocom żyje już w zupełnie innym świecie. Jako władca – halach uinik Sotuty, która jest jednym z 17 kuchkabal, czyli minipaństewek, na jakie rozpadła się Liga, musi mierzyć się z całkiem nową rzeczywistością. Dawne potężne miasta Chichen Itza i Mayapan stoją niemal puste, powoli i metodycznie porastając dżunglą, zasiedlone przez iguany, które przybyły w miejsce ludzi. Większość ich dawnych mieszkańców rozsianych jest w skupiskach po lasach. Od blisko dwudziestu lat Majowie wszędzie spotykają białe demony, próbujące osiedlić się na ich ziemiach.

Przybywają, łupią, niszczą i odchodzą. Córdoba, Grijalva, Cortes, Montejo – wszyscy ostatecznie zniknęli pokonani, albo nie zainteresowani dłużej tymi ziemiami. Pod Chichen Itza dogorywają resztki spalonego obozu Montejo, na plażach w pobliżu Potonchan bieleją kości pozabijanych członków wyprawy Córdoby. Jednak tereny nadmorskie, dotknięte najbardziej najazdami obcych, wyludniły się. Niegdyś dwanaście potężnych portów, tworzących sieć handlową wzdłuż wybrzeża, nie jest już nawet cieniem swego dawnego blasku. Muyil, Tulum i inne opustoszały.

Śmierć, strach i zarazy, które przywieźli biali, pędzą po białych drogach majańskich od miasta do miasta, siejąc spustoszenie w głębi lądu. Ospa, odra inne wirusy oraz bakterie nie z tego świata, nie mają litości nad dziećmi, kobietami czy starcami. Obsypani wrzodami, w wysokiej gorączce umierają w swych domach całymi rodzinami. Zabijając ludzi, którzy mieli uprawiać pola, choroby uderzają również w tych co przeżyli, ściągając na nich klęskę głodu. Żeby żyć, czasem je się nawet korę z drzew.

Zarazy wyniszczają Majów na stokroć większą skalę niż robiła to ostra i plująca ogniem broń zamorskich obcych przybyszów. Jednak wielu pamięta słowa białego wojownika Guerro, który pomimo swojego koloru skóry żył wśród Majów i bronił ich. Mówił on, że Hiszpanie nigdy na dobre nie odejdą, że rozumieją tylko siłę oraz zawsze będą wracać i dlatego bez końca trzeba z nimi walczyć. Słowa te umocnione zostały wieściami z północy, kiedy przybyli stamtąd kupcy opowiadali, że wielkie miasto Tenochtitlan, stolica potężnego imperium upadło. Majowie żyją w strachu przed powrotem białych, toczeni chorobami i dziesiątkowani głodem, ale Nachi Cocom, żyje przepełniony pragnieniem zemsty.

Piramida w Muyil (pochodzenie własność autora)
Kanały wodne prowadzące z portu w Muyil do morza

Terytoria kuchkabal Mani, państwa założonego przez Xiu po upadku Mayapan, zostały tak bardzo dotknięte głodem, spotęgowanym wielkimi suszami, że jego władca prosi Cocomów o zgodę na przejście przez ich ziemię do Chichen Itza, aby w starożytnej świętej cenote złożyć ofiarę przebłagalną. Nachi zgadza się, gdyż wierząc w potrzebę łaski Kukulkana, już dostrzega, że ją otrzymał. Właśnie dostał możliwość pomszczenia swych przodków.

Pięćdziesięcioosobowa grupa pielgrzymów Xiu, po czterech dniach marszu przez terytoria Sotuty, dociera do Otzmal, gdzie Nachi Cocom organizuje wspaniałą ucztę na cześć swych gości. Wszyscy zasiadają wspólnie w wielkim domu, jedzą, piją i wspólnie się bawią. Kiedy atmosfera już wystarczająco dojrzała, gospodarz wychodzi z budynku, a czekający w pobliżu wojownicy podkładają pod niego ogień. Polując na zewnątrz na uciekających w panice, mordują zaskoczonych Xiu jednego po drugim. Giną wszyscy, włącznie z Ah Dzum Xiu, władcą kuchkabal Mani oraz jego synem.

W tle buchających ognistych płomieni, przy krzykach bólu i lęku, dokonuje się zemsta za Mayapan. Rzeź z Otzmal nie zakończyła wieloletniego konfliktu między zwaśnionymi rodami. Przeciwnie, tylko go zaostrzyła. Kiedy biali ludzie znów lądują na Jukatanie, Xiu wchodzą z nimi w sojusz, chcąc ich ostrzami pokonać swych wrogów.

W 1542 roku Nachi znów walczy. Dowodzi sojuszem kilku kuchkabal, który otoczył w ruinach miasta T’ho, trzystu osobowy oddział konkwistadorów pod komendą Francisca de Montejo zwanego „el Mozo”. Jednak pomimo wielokrotnej przewagi liczebnej, Majowie nie są wstanie powstrzymać szarż kawalerii hiszpańskiej, która niczym walec, tratując nieprzyjaciela, przerywa jego linie i zmusza do ucieczki. El Mozo ściga Nachiego aż do samej Sotuty, gdzie zmusza go do poddania się i przejścia na chrześcijaństwo. Biali zdobywcy świętują swe zwycięstwo… jakże przedwcześnie.

Dzień wskazany przez bogów

9 listopada 1546 roku po Chrystusie, to 5 cimi 19 xul w kalendarzu Majów. Słowa te, oznaczające „śmierć” i „koniec”, kapłani odczytują jako zapowiedź początku końca najeźdźców. Nad domami młodego miasteczka Valladolid rozlega się dźwięk kościelnego dzwonu. Bije na alarm, ale nie jest wstanie zagłuszyć wrzasków rozpaczy białych osadników, kiedy do ich domów wpadają wojownicy prowadzeni przez swych kapłanów.

Wyłapywani żywcem Hiszpanie, także kobiety i dzieci, są rytualnie mordowani, składani w ofierze bogom. Dla pohańbienia obcej wiary, wielu przybija się do skleconych na szybko krzyży i wywyższa pomiędzy osiedlami. Innym obcinane są ręce, a posłańcy niosą je do okolicznych wiosek w całym regionie jako wezwanie do wojny.

20 000 Majów odpowiada i święty bunt obejmuje centralny Jukatan. W walkach ulicznych na terenie Valladolid, kolonizatorom udaje się opanować trochę sytuację i wypchnąć rebeliantów z pewnych rejonów miasteczka, ale z powodu napływających kolejnych fal nowych wojowników, Hiszpanie pozostają w otoczeniu odcięci od świata. Świata, który wokół wszędzie płonie. Majowie podpalają pola, niszczą uprawy, zarzynają zwierzęta. Biali mieszkający na pozamiejskich plantacjach, mają małe szanse przeżycia. Buntownicy eksterminują wszystko co obce lub skażone przez obcych na ich ziemiach. Nawet swoich rodaków, jeśli kiedykolwiek pomogli ciemiężcom.

Cztery miesiące mija zanim konkwistadorzy postawieni na nogi we wszystkich częściach prowincji tłumią bunt, patrząc na ostatnich jego przywódców jak płoną na stosach. Topiąc się w ogniu kapłani, uświadamiali sobie, że 5 cimi 19 xul oznaczał śmierć i koniec, ale nie Hiszpanów, lecz wolnych Majów.

Katedra w mieście Valladolid

Koniec

Piętnaście lat później, inkwizytor Diego Landa w przypływie entuzjastycznego szału, po uświadomieniu sobie jak wielu spośród mieszkańców Jukatanu, pomimo chrztu nadal kultywuje stare wierzenia, dokonuje czynu, za który w przyszłości zganią go nawet jego zwierzchnicy. Niszczy nie tylko odnalezione wizerunki bożków, lecz również tysiące spisywanych przez wieki ksiąg i traktatów. Próbując zabić pogańską tożsamość Majów, niemal doszczętnie wymazuje ich przeszłość z kart historiografii. W swej gorliwości Landa ekshumuje ciało dawnego przyjaciela i bezcześci je, gdyż dowiedział się, że Juan Cocom po chrzcie pozostał ukrywającym się apostatą.

Ciało Nachiego Cocom, ostatniego wielkiego członka prastarej dynastii władców majańskich, leży gdzieś na niegdyś jego ziemi, sprofanowane przez obcego kapłana. Na ruinach miasta T’ho, miejscu gdzie toczył swą ostatnią bitwę, rośnie Merida – stolica hiszpańskiej prowincji. Jej domostwa i wieże, wznoszone są przez rodzinę Montejo z kamienia, który niegdyś tworzył pałace oraz piramidy, upadłej już cywilizacji.

Na spalonej w stosach książek, utopionej w krwi i rozebranej do gołej ziemi przeszłości, w chwale powstaje nowy dzielny świat. Stary, przesiąknięty własnym fanatyzmem i krwią, chylił się już ku upadkowi, zanim zderzył się z przybyłymi zza oceanu nowymi mordercami i fanatykami. Kolizja tych dwóch duchowych, mentalnych i fizycznych rzeczywistości przemienia nie tylko Jukatan, lecz całą Amerykę.

Ostatnie wolne państwo-miasto Majów, ukrywa się już ponad 150 lat od upadku Jukatanu, zaszyte głęboko w gwatemalskiej dżungli, na wyspie pośrodku Jeziora Peten. Założone przed wiekami przez uciekinierów z Chichen Itza prowadzonych przez parę kochanków, długo cieszyło się względnym spokojem. Niegdyś wygnańcy, którzy powrócili do swych korzeni, Itza, żyją tu w suwerenności, kultywując swą wiarę i kulturę. Jednak koła czasu znów się obróciły i po kolejnych 256 latach od upadku Mayapan, znów nastaje katun 8 ahau. W 1697 roku po Chrystusie, miecze hiszpańskie podbijają Tayasal.

Apokalipsa świata Majów ostatecznie dobiega końca, starożytni bogowie ponoszą klęskę, a na ich dawnych ziemiach, od morza karaibskiego, aż po wyżyny Gwatemali, na polach i łąkach wszędzie widać stada wypasających się nowych zwierząt – krów. Wielkie rogate jelenie wyszły na ziemie – sen dziadka Nachiego Cocom wypełnił się.

Kacper Nowak

Comments are closed.