Kazimierz Wierzyński | część 3

W niniejszym szkicu zostało ukazane barwne życie Kazimierza Wierzyńskiego w okresie zaborów i II Rzeczypospolitej. Obok wielu działań i sukcesów na polu literatury, lata 1894-1939 związane są z eksplozją sportowych zainteresowań Wierzyńskiego i jego imponującym dorobkiem intelektualnym w tej dziedzinie. O sile pasji poety, ale także o rosnącym znaczeniu sportu w życiu społecznym, świadczyć może fakt, iż w dwudziestoleciu międzywojennym w warszawskich kręgach towarzysko-artystycznych zaczęto powtarzać za Antonim Słonimskim, że Wierzyński jest „najlepszym poetą wśród sportowców i najlepszym sportowcem wśród poetów”.

Podróż do USA

Początek roku 1929 przyniósł kolejną podróż zagraniczną – tym razem bardzo daleką, do Stanów Zjednoczonych, gdzie Wierzyński spędził blisko pół roku. Ministerstwo Spraw Zagranicznych powierzyło bowiem poecie ważne zadanie, polegające na upowszechnianiu wśród Polonii amerykańskiej niemałego już dorobku odrodzonej Rzeczypospolitej. Wszak wkrótce miała zostać zorganizowana w Poznaniu pierwsza w historii Powszechna Wystawa Krajowa, którą również promował za oceanem Wierzyński. Przedstawiano na niej największe osiągnięcia dziesięciolecia Niepodległej Polski na niwie gospodarczej, kulturalnej, naukowej, politycznej i sportowej.

Jak można było przeczytać w informatorze wydanym z okazji wystawy, została ona urządzona przez nasz kraj: (…) dla zadokumentowania swego życia, pracy i rozwoju w tym okresie. Albowiem wbrew przewidywaniom niechętnych nam sąsiadów, posądzających nas o brak umiejętności gospodarowania się, a ku własnej i naszych politycznych przyjaciół radości, pogłębiliśmy i rozszerzyliśmy we wszystkich dziedzinach życia kulturalnego i gospodarczego nasz stan posiadania z pierwszego roku wolności. Odbudowaliśmy w tym okresie nasze wojną przeorane, zniszczone ziemie, uruchomiliśmy zdemontowane fabryki i kopalnie, rozbudowaliśmy koleje i potężny port w Gdyni, podnieśliśmy poziom naszego rolnictwa, zorganizowaliśmy szkolnictwo, administrację państwową i postawili na granicach Rzeczypospolitej świetną, miłością Ojczyzny natchnioną narodową armję. Wystawa ta przedstawiać ma całokształt twórczości narodowej i w dziedzinie kultury, sztuki i nauki, przemysłu, handlu i rolnictwa, oraz opieki społecznej, wychowania fizycznego, higjeny i sportów ze szczególnym uwzględnieniem dorobku dziesięciolecia niepodległości.

Warto dodać, że podczas tej wystawy miało miejsce doniosłe wydarzenie związane z historią Polskiego Radia. Otóż przeprowadzono wówczas pierwszą transmisję z meczu piłkarskiego, w którym poznańska Warta zmierzyła się z Philipsem Eindhoven. Słuchacze mieli powody do radości, bowiem piłkarze z Poznania byli w tym spotkaniu górą, wygrywając zdecydowanie – 5:2.

Podczas swojego pobytu w Stanach poeta zwiedził około dwudziestu większych miast, w tym: Nowy Jork, Chicago, Detroit, Los Angeles i Beverly Hills, gdzie odwiedził słynnego Charliego Chaplina. Atmosfera spotkania musiała być znakomita, gdyż podobno obaj panowie w najlepsze fikali koziołki u aktora w ogrodzie. W Nowym Jorku z kolei poznał Pavvo Nurmiego – doskonałego fińskiego biegacza, którego – jak chyba wszyscy ówcześni kibice – podziwiał jako sportowca. Stało się to na drewnianej bieżni hali Madison Square Garden, gdzie Nurmi z łatwością pokonał wszystkich rywali. Kazimierz poszedł do szatni, chcąc zamienić chociaż kilka zdań z żywą legendą lekkoatletyki. Nie udało mu się to jednak – mający przydomek „wielkiego niemowy” Fin, któremu poeta poświęcił jeden ze swych wierszy w „Laurze Olimpijskim”, ani na chwilę nie otworzył ust…

Wiersz zaś brzmi tak:

Krok mój jest marszem tanecznym,

krok mój, jak serce, uderza,

Jestem zegarem oddechu,

płynę w powietrzu, jak wieża.

Rytm mój zespala się z ziemią,

dźwięczącą bije w nią stopą,

Biegnę przez świat naokoło,

Ameryką i Europą.

Ruch mój za ruchem nastaje,

w ruchome koło się zmienia,

Jestem zegarem wysiłku,

jestem rekordem natchnienia.

Skokiem przesadzam trybuny,

mijam krzyczące stadiony,

Niesie mnie wiatr moich skrzydeł,

wiatr wielki i niezmożony.

Skanduję tempo i wzmagam,

przechodzę już do finiszu,

Powiedzcie tym tłumom ludzi

– niech zmilkną,  niech się uciszą.

Nie chcę żadnego zwycięstwa,

nie chcę ich braw, ani krzyku,

Chcę przerwać taśmę i spocząć

na starym, greckim pomniku.

 Z USA Wierzyński powrócił w lecie – statkiem „Ile de France”. Jak wielu, szczególnie zapamiętał ogrom amerykańskiego świata i jego niebywałą  różnorodność. A niedługo po powrocie do kraju, jesienią 1929 roku, pojechał do bardzo bliskiego jego sercu Stryja, który uważał za najpiękniejsze polskie miasto. W Stryju, w którym spędził wczesną młodość, odbywał się właśnie zjazd absolwentów gimnazjalnych, którzy w latach 1910-1918 należeli do różnych organizacji niepodległościowych. Z rozrzewnieniem wspominał dawne czasy, a po zakończeniu uroczystości ledwo zdążył na pociąg. Komunikat o odjeżdżającym za dwie minuty składzie do Lwowa zastał go w dworcowej restauracji. Stojący w drzwiach zawiadowca stacji uspokoił jednak szybko zdenerwowanego pisarza: „Niech Pan się nie spieszy. Pociąg zaczeka”. 

W 1930 roku na łamach „Wieczoru Warszawskiego” Wincenty Rzymowski w artykule „Kazimierz Wierzyński. Zarys krytyczny” odniósł się do wczesnego okresu twórczości poety, zwracając uwagę na często pomijany przez krytyków wpływ doświadczeń wojennych: W oszołomieniu oklasków, jakimi przyjęto „Wiosnę i wino”, czytelnicy zapomnieli lub nie chcieli pamiętać, że ten dwudziestopięcioletni poeta, niosący trunek niefrasobliwości, miał przecież poza sobą twardą szkołę wojny, miał ciężki okres służby w szeregach austriackich, lata niewoli w rosyjskim obozie jeńców, cały szlak etapów niemal klasycznych w polskich dziejach „bezdomnego człowieka”. (…) Rąbka za-słony sponad okopów wojny i kolczastych drutów niewoli uchylił poeta dopiero w Wielkiej Niedźwiedzicy wydanej w roku 1923, a zawierającej kartę wspomnień z groźnego czterolecia pożogi 1914–18. Ta karta jest z całego dorobku Wierzyńskiego bodaj najmniej czytana. A nawet wtenczas, gdy jest czytana, wydaje się nierzeczywistą: tak dalece przeczy szablonowemu pojęciu o Wierzyńskim jako o beztroskiej bajce.

Z życia prywatnego elit

W „Pamiętniku poety” Wierzyński często odnosi się do postaci Józefa Piłsudskiego. Widać, że był jego gorącym zwolennikiem. Wspomina też fakt stosunkowo mało znany, a związany z pobytem Marszałka na Maderze w 1930 roku, który wywołał w polskim społeczeństwie duże emocje. Stało się tak za sprawą towarzyszki podróży Piłsudskiego, młodej i atrakcyjnej lekarki Eugenii Lewickiej.

Znali się oni już i utrzymywali kontakty od kilku lat – Lewicka była orędowniczką ruchu na świeżym powietrzu, zajmowała się badaniem aktywności fizycznej, zasiadała w Radzie Naukowej Wychowania Fizycznego, odegrała ważną rolę w tworzeniu CIWF (poprzednika dzisiejszej AWF) na warszawskich Bielanach. Jak plotkowano, łączyło ich coś więcej niż przyjaźń, a wspólny pobyt na odległej wyspie miał być punktem zwrotnym ich związku. Być może Eugenia oczekiwała od Naczelnika jasnej deklaracji, co do przyszłości ich – dla opinii publicznej – zagadkowej relacji. W każdym razie efekt finalny był taki, że utalentowana pani doktor wróciła z podróży sama – i to znacznie wcześniej niż Piłsudski.

 To co wiem o doktorze Eugenii Lewickiej – pisał Wierzyński – pochodzi od ludzi, którzy będąc blisko Piłsudskiego widywali ich razem, byli świadkami wzajemnego ich zainteresowania. Doktor Lewicka zajmowała się kulturą fizyczną, prowadziła w Druskiennikach zakład leczniczy, nazwany później jej imieniem. Była panną lat około 30, odznaczała się szczególną bezpośredniością i wdziękiem, o czym wspominał każdy z moich rozmówców. Otoczenie Piłsudskiego przyjmowało spotkania ich z milczącą powagą wtajemniczonych. Słyszałem, że przygotowanie wyjazdu na Maderę powierzono generałowi Januszowi Gąsiorowskiemu. Pobyt na dalekiej wyspie był prawdopodobnie punktem kulminacyjnym ich zbliżenia. Zaraz potem nastąpiła katastrofa. Po Warszawie zaczęły krążyć pogłoski, że pewne sfery gwałtownie potępiają doktor Lewicką, że spotykają ją afronty i że nawet podjęto akcję przeciw niej jako lekarzowi. Należy przypuszczać, że Piłsudski nic o tym nie wiedział.

W życiu osobistym Kazimierza również zbyt dobrze się nie układało. I w końcu stało się to, co było nieuniknione – w 1933 roku państwo Wierzyńscy wzięli rozwód. Już od kilku lat po mieście krążyły plotki o kryzysie w ich małżeństwie, którego nie udało się pokonać. Kazimierz dużo czasu poświęcał pracy, żył głównie poezją i swoją twórczością. Bronisława czuła się przez niego zaniedbywana. Gdy pewnego majowego dnia 1928 roku Maria Dąbrowska złożyła wizytę w mieszkaniu na Hożej, zastała samą panią domu. Ta zwierzyła jej się, że prawdopodobnie rozejdzie się z Kazimierzem. W ocenie autorki „Nocy i dni” kobieta tęskniła za „zbytkiem i hołdami”, oczekując przy okazji odmiany w życiu erotycznym.

Bronisława, wkrótce po rozwodzie z Wierzyńskim, wyszła po raz trzeci za mąż, wiążąc się tym razem z zamożnym przemysłowcem i politykiem żydowskiego pochodzenia – Aleksandrem Heiman-Jareckim, który był wujem znanej artystki Janiny Konarskiej (notabene także medalistki olimpijskiej, z 1932 roku, w dziedzinie grafiki za drzeworyty „Stadion” i „Narciarze”, należące do pięknego cyklu „Sport w pejzażu”). Z Janiną również Kazimierz utrzymywał na początku lat trzydziestych zażyłe relacje, jednak ostatecznie wyszła on za mąż za innego skamandrytę – przywoływanego już tu Antoniego Słonimskiego.

Śmierć i pogrzeb Marszałka

Gdy nadeszła wieść o śmierci Józefa Piłsudskiego, Wierzyński w szybkim tempie opuścił przyjęcie u Zofii Nałkowskiej, gdzie przebywał w niedzielne popołudnie, feralnego 12 maja 1935 roku. Z okazji imienin autorki „Granicy” zjawiło się w jej mieszkaniu przy ul. Marszałkowskiej, w pobliżu placu Unii Lubelskiej, liczne grono najwybitniejszych przedstawicieli polskiej inteligencji. Podobno zaproszenie przyjęło około trzydziestu znamienitych gości, by wymienić tylko: Marię Kuncewiczową, Witolda Gombrowicza, Alfreda Łaszowskiego, Antoniego Słonimskiego, Adolfa Rudnickiego, Tadeusza Boya-Żeleńskiego czy Jana Parandowskiego.

Aby naświetlić atmosferę, w jakiej nadeszła hiobowa wieść, oddajmy głos Witoldowi Gombrowiczowi, który tak opisał tamte chwile: 

Przyjęcie dochodziło do swego apogeum, gdy nagle… coś się stało. Nie mogłem uchwycić w pierwszej chwili na czym polegała nagła, a tak wyraźna, zmiana, naokoło mnie, przy bufecie, ludzie rozmawiali z kieliszkami, talerzykami w dłoni – a jednak w ogólnym szu­mie i gwarze nastąpiło jakby załam anie. Na raz widzę, że z salonu wychodzi któraś z pisarek – może Szelburg-Zarembina, może Melcer-Rutkowska – zapłakana. Łzy ściekały jej po policzkach. Co to było? Czyżby ją kto obraził? Gdy w tem jeszcze dwie kobiety wychodzą głośno szlochając, a za nimi kilku mężczyzn z wyrazem twarzy dramatycznym. I naokoło cisza zaczęła wypierać hałasy przyjęcia. Z nów kilka osób ruszyło do wyjścia, nakładano pośpiesznie okrycia. Na koniec zrozumiałem: Piłsudski. Już od kilku dni wiadomo było, że stan jego jest bar­dzo niepokojący …

Wierzyński pojechał prosto do siedziby „Gazety Polskiej” i tam przez kilka godzin rozmawiał z pułkownikiem Ignacym Matuszewskim – swoim przyjacielem i głównym publicystą tego pisma. W nocy zaś udał się pod Belweder. Zastał tam kilkadziesiąt milczących osób, w tym niektórych kolegów po piórze, wpatrujących się z zadumą w okna budynku. Wówczas cały naród – zapewne również przeciwnicy polityczni Marszałka – czuł, jak gdyby umarł ktoś bardzo bliski… W bliższych nam czasach coś porównywalnego wydarzyło się chyba tylko po śmierci papieża Jana Pawła II.

Następnego dnia rozpoczęły się trwające sześć dni uroczystości pogrzebowe Marszałka, w których wzięły udział nieprzebrane tłumy. Ocenia się, że Piłsudskiego żegnało około 250, a nawet 300 tysięcy osób. W całym kraju miały miejsce spontaniczne manifestacje żałobne. 13 i 14 maja trumna z ciałem Marszałka wystawiona była w Belwederze.

Potem trumnę przewieziono na lawecie armatniej ciągniętej przez konie do katedry świętego Jana na Starym Mieście. Srebrną trumnę ustawiono w nawie głównej kościoła. Warszawiacy licznie przychodzili, aby oddać hołd i pomodlić się za zmarłego. Msze odprawiano 16 i 17 maja, a następnie kondukt żałobny przemaszerował na Pole Mokotowskie, gdzie odbyła się defilada wojskowa prowadzona przez gen. Orlicz-Dreszera.

Wieczorem 17 maja owinięta purpurowym suknem z orłem w koronie trumna z ciałem Piłsudskiego, na której umieszczono poduszkę z szablą i maciejówką (legionową czapką Marszałka) wyruszyła specjalnym parowozem z Warszawy do Krakowa. W liczącym 11 wagonów składzie wojskowym znalazła się jego rodzina, bliscy współpracownicy, oficjele państwowi i wojskowi. Przed nim jechał specjalny pociąg pancerny wiozący żołnierzy i oficerów w pełnym uzbrojeniu.

Pociągi jechały bardzo powili i wielokrotnie zatrzymywały się podczas podróży, tak aby zgromadzeni mimo godzin nocnych przy torach ludzie mogli oddać hołd Marszałkowi. Trumna była oświetlona jasnym światłem reflektorów, a z głośników umieszczonych w wagonach dobiegał dźwięk żałobnej muzyki.

Oto jak relacjonowano przyjazd składu do Kielc na łamach „Głosu Kieleckiego”: Już od samego wieczora Kielce przybrały niecodzienny wygląd. Tłumy publiczności wyległy na miasto, zalegając chodniki i jezdnię ul. Sienkiewicza. Wszystko, co żyło, zdążało w stronę dworca. (…). W miarę upływania czasu robi się coraz ciaśniej na szczupłym placyku przed dworcem. Na peronie przepełnienie. Wzdłuż toru jedno wielkie morze głów. Płoną zapalone pochodnie straży ogniowej i łuczywa w rękach skautów. Pociąg żałobny, wiozący zwłoki Pierwszego Marszałka Polski, jest oczekiwany o godz. 0.19. Ale już po chwili przychodzi wiadomość, że pociąg będzie spóźniony. (…) Zebrane tłumy oczekują z minuty na minutę sygnałów zwiastujących zbliżania się pociągu. W dali, wzdłuż toru migocą chwiejnym blaskiem liczne światełka pochodni… Kilka minut później przesuwa się pociąg pancerny. Naprężenie wśród oczekujących rośnie. W powietrzu czuć zapach kadzideł od strony, gdzie długim szeregiem stanęło duchowieństwo. Wreszcie zaczyna się coś dziać. Godzina 1 w nocy – szeregi wojska poruszyły się: równanie. Oficerowie przebiegają wzdłuż linii. W dali widać już dwa nowe światła – zbliża się oczekiwany pociąg. Pada komenda. Żołnierze prezentują broń. Tłum obnaża głowy. Na peron wtacza się wolno parowóz, przybrany w barwy państwowe, z wielkim orłem legionowym rozpiętym na froncie. Dwa parowozy ciągną długi szereg wagonów. W jednym z nich dostrzegamy sylwetkę Pana Prezydenta Rzeczypospolitej obok Pani Marszałkowej Piłsudskiej. W środku pociągu jasno oświetlona reflektorami odkryta platforma. Ku tej platformie zwracają się wszystkie oczy. Na lawecie armatniej, okryta białym całunem spoczywa trumna, kryjąca Zwłoki Pierwszego Rycerza Najjaśniejszej Rzeczypospolitej. (…) Pociąg staje… Wojewoda kielecki Dr. Dziadosz wysiada z wagonu i odbiera raport. Przed wagonem-katafalkiem zjawia się ks. infułat Czerkowicz. Krótka modlitwa wśród nieustającego odgłosu syren i bicia w dzwony. Bęben pułkowy 4 p. p. leg. jęczy głucho. Wojsko i tłumy wszystko zamarło w bezruchu, w bezradnej wobec majestatu śmierci rozpaczy. Godzina 1.15 – sygnał do odjazdu. Pociąg żałobny pozostawił za sobą osierocone na zawsze Kielce.

Jak wcześniej mogliśmy się przekonać, Piłsudski był dla Kazimierza Wierzyńskiego postacią bardzo znaczącą.. Wskazuje na to wiele faktów oraz wspomnienia samego poety. Owszem – dla bardzo wielu Polaków Marszałek był osobą wyjątkową, może nawet bohaterem, ale z pewnością niewielu analizowało rys psychologiczny tej postaci na tyle dogłębnie.

Dzięki pośrednictwu Wieniawy-Długoszowskiego miał okazję poznać Piłsudskiego osobiście w Belwederze, co okazało się dla niego ogromnym, paraliżującym przeżyciem: „Słowa mi się plątały, nie umiałem się opanować” – wspominał autor „Lauru Olimpijskiego”.

Już w tomie „Wielka Niedźwiedzica”, z początku lat dwudziestych, znalazł się wiersz dedykowany Marszałkowi, zatytułowany po prostu – „Piłsudski”:

Gdy w pałacu przed sobą staniecie oboje,
Już ty go nie uwiedziesz, ani go nie skusisz,
Na wszystkie dziwne gusła i uroki twoje

Wyzgrzyta ci przez zęby swe uparte: musisz.

Nie darmo w wypalonych, przydrożnych ogniskach
Popiołów twoich szukał i śladów pochodu,
Z gasnących warg, co cichły na pobojowiskach,

Podsłuchał całą prawdę twego rodowodu.

Nie skłamiesz mu, nie zełżesz swej plotki papuziej,
A gdy ci spojrzy w oczy – przeraź się i przyznaj!
Watykan zamknie okna, odejdą Francuzi,

Europa się zaśmieje, on szepnie: ojczyzna…

Wypuść go, niech wyleci, niech płaszczem powieje,
Niech porazi paradą tysiąca swych szabel!
Pamiętaj! W twoich dziejach on jeden się dzieje,

Przepruwa czas i krzyczy spod ziemi, jak kabel.

Podciąć mi słupy czarnych, bezczelnych szubienic
I historię wypędzić z kazamat na wiatry,
Heroiczny mój dramat odrzucił swój wieniec,

Już pali się! Już w ogniu stanęły teatry!

Już zerwali się wszyscy z południa, z północy,
Do nowych stolic radio przebija się w górze!
Wracajcie emigranci! Przylećcie prorocy

Z cudzoziemskich cmentarzy błogosławić burzę!

Bo tu się Bóg na polskim Mazowszu rozpęta,
Siedmiogrodzkie powietrze przywoła Batory,
Już dzwonią wszystkie miasta! Rozległy się święta!
Uciszcie się! Niech z Litwy zaszumią mi bory.

Już po śmierci Józefa Piłsudskiego, w 1936 roku, ukazał się zbiór poematów „Wolność tragiczna” opowiadających o życiu i działalności Marszałka.

Tymczasem twórczość poety zyskiwała coraz większe uznanie w środowisku artystycznym. Osiągał on kolejne, bardzo nobilitujące, zawodowe sukcesy. Jeszcze w tym samym roku otrzymał Państwową Nagrodę Literacką za całokształt twórczości, zaś dwa lata później przyjęto go w poczet członków Polskiej Akademii Literatury (po zmarłym Bolesławie Leśmianie). Bezdyskusyjnie Kazimierz Wierzyński wkroczył tym samym na literacki Parnas.

Przeprowadzka i drugie małżeństwo

Pod koniec 1937 roku poeta przeprowadził się z Hożej do nowego apartamentu. Mieścił się on przy ul. Belwederskiej 32, w eleganckim i nowoczesnym budownictwie. Z okien można było podziwiać Łazienki Królewskie. Adres ten kojarzył się nieodłącznie z wysokim standardem i mieszkańcami wywodzącymi się z elit społecznych. Swoje poprzednie mieszkanie w kamienicy na Hożej, z widokiem na smutne małe podwórko, Wierzyński spieniężył.

W grudniu 1938 roku Kazimierz ożenił się ponownie. Ślub tym razem odbył się w Warszawie, a jego drugą żoną została o dziewięć lat młodsza Halina z Pfeiferów. Już wcześniej jednak, oczekując na unieważnienie jej małżeństwa, para udała się w podróż do Francji, do Paryża, następnie zwiedzając południe tego kraju: okolice Tuluzy i Carcasonne. Halina była pod wieloma względami przeciwieństwem Bronisławy – bardziej stonowana, mająca więcej pokory do życia. Bardziej chyba doceniała też talent artystyczny Kazimierza.

A ten rozwijał się znakomicie, czego kulminacją było przyjęcie w poczet członków Polskiej Akademii Literatury. Uroczystość odbyła się w kwietniu 1939 r. w Pałacu Tyszkiewiczów-Potockich, a laudację przygotował sam Leopold Staff: Przez ostatnie dwa zbiory (…) wszedł Wierzyński w obręb naszej poezji narodowej i wzorem najwyższych mistrzów , w wierszu z hartowanej stali, roztrząsał losy, wśród których poruszamy się wszyscy. Przenikliwe widzenie historyczne odsłonią mu naszą małość i wielkość, słabość i siłę. Nie schlebiał nikomu i niczemu, wierny nakazom Muzy, która nawiedziła te poematy pospołu z bohaterską Nike. Jego wolność jest tragiczna, bo wymaga wiecznego odnowienia, wiecznego napięcia mocy i wiecznego trudu. Nie jest ona przywilejem, lecz obowiązkiem; nie żyje z chwały, lecz utrwala się w walce. Z poświęconego jej poematu bije rozkosz wysiłku, podniecająca jak mroźne, górskie powietrze. (…). Linia rozwoju Wierzyńskiego zapewnia nas, że nie spocznie on w swej wytrwałej pracy. Czeka go droga jeszcze dalsza, do której zmusi go jego talent i wysoki cel.

Ostatnim utworem napisanym przez Wierzyńskiego w II Rzeczypospolitej był utwór pt. „Wstążka z Warszawianki”. Został on opublikowany m.in. na łamach „Wiadomości Literackich” 3 września 1939 roku. W ostatnim wydaniu tego czasopisma…

Zakończenie – los emigranta

Po wybuchu drugiej wojny światowej Kazimierz Wierzyński trafił do Lwowa, gdzie ewakuował się wraz z redakcją „Gazety Polskiej”. Niebawem jednak opuścił polskie ziemie i znalazł się w Rumunii, a w następnych latach przebywał jeszcze na obszarze wielu innych krajów: Francji, Portugalii, Brazylii, by wreszcie, w 1941 roku osiąść wraz z drugą żoną, na ponad dwie dekady w Stanach Zjednoczonych. Tam zajął się redakcją „Tygodniowego Przeglądu Literackiego Koła Pisarzy z Polski” oraz „Tygodnika Polskiego w Nowym Jorku”. Podjął również współpracę z „Wiadomościami”, a także polską sekcją Radia Wolna Europa i Głosem Ameryki.

W czasie II wojny światowej zginęli obaj bracia Wierzyńskiego oraz ich dzieci, co naturalnie nie mogło pozostać bez wpływu na jego kondycję psychiczną. Po związanym z nią kryzysie twórczym, pierwszą książką napisaną przez złotego medalistę z Amsterdamu była doskonała, odznaczająca się piękną, wysublimowaną polszczyzną, literacka biografia Fryderyka Chopina pt. „Życie Chopina”. Do jego pozostałych ważnych dzieł z okresu twórczości emigracyjnej należą tomiki: „Korzec maku”, „Siedem podków”, „Tkanka ziemi”, „Kufer na plecach”, „Czarny Polonez”, „Sen Mara” i pisana prozą „Moja prywatna Ameryka”.

Kazimierz Wierzyński nie pozostawał jednak w Ameryce Północnej do końca swoich dni; w 1964 roku powrócił na Stary Kontynent. Początkowo zamieszkiwał we Włoszech, a następnie osiadł w Wielkiej Brytanii, gdzie spędził swoje ostatnie lata życia. Nie odwiedzał powojennej Polski, pozostając stanowczym krytykiem nowej rzeczywistości społeczno-politycznej. Jego teksty sporadycznie ukazywały się jednak  w krajowych pismach. Zmarł nagle 13 lutego 1969 roku; przyczyną śmierci był atak serca. Józef Wittlin w pożegnalnym tekście, opublikowanym w „Kulturze”, dał wyraz jego wielkiej, naznaczonej sportową pasją, afirmacji młodości i życia:

(…) Wierzyński, w ostatnich dziesięciu latach pulsującej goryczą twórczości, był jednym z najwybitniejszych wyrazicieli alienacji człowieka. W tej naturalnej ewolucji od młodzieńczej, nieraz buńczucznej beztroski autora „Wiosny i wina” i „Wróbli na dachu”, w ewolucji entuzjasty „Laurów Olimpijskich”, do beznadziejnego pesymizmu katastrofizmu i rozdzierającego sarkazmu autora „Czarnego poloneza”, przejawia się swoisty witalizm i nie słabnąca energia twórcza poety, którego dzisiaj pożegnać musimy na zawsze. Trudno nam pogodzić się z tym faktem. Trudno oswoić się z tym, że skończył się tak bardzo żywy udział autora „Tkanki ziemi” w tragicznej alienacji współczesnego człowieka. Wierzyński nie odgradzał się swą poezją od klątwy ciążącej nad nami, ale tę poezję, jak roboczego wołu, zaprzągł do pługa, którym chciał przeorać oporną glebę ludzkiej kondycji, aby w mej mogło mimo wszystko zakiełkować ziarno pod pożywny chleb. Do końca zachował Wierzyński twórczy niepokój. I to jest cechą młodości. Nie było w nim zgody na to, co się dzieje na świecie, a zwłaszcza w dzisiejszej Polsce, nie było w nim rezygnacji będącej podobno mądrością, ale częściej cechą starczego zobojętnienia. Nie nie chciał Wierzyński pogodzić się z porządkiem, a raczej z nieporządkiem tego świata i do końca zakładał swe głośne, namiętne, niekiedy aż gwałtowne veto przeciw teraźniejszości, przez co nie chcemy powiedzieć, iż, zwyczajem ludzi starych, był chwalcą czasów minionych. Nie uciekał Wierzyński od swego czasu, lecz zawsze odważnie wychodził mu naprzeciw i maszerował rześkim krokiem, jak niestrudzony wędrowiec, wśród nieprzyjaznych wichrów i kurzawy, oślepiającej szeroko otwarte oczy. Nigdy też nie zasklepiał się w swych prywatnych troskach ani nie rozsmakowywał się w swych twórczych radościach. Nie umiał spoczywać na laurach chociażby olimpijskich. I przez to świeży był nawet tam, gdzie pisał o hańbach, upadkach i zagładach: odbył daleką drogę od dionizyjskich szałów i zawadiackich uniesień, tak daleką, jak odległa była jego droga z podkarpackiego Drohobycza do Nowego Jorku i atlantyckich zatok, aż po ostatni etap Jego ziemskiej wędrówki – Londyn. Zawsze w ruchu, rzadko użyczał sobie wytchnienia, rzadko przystawał na swych drogach, nie poddając się znużeniu. Jeśli ruch, ustawiczna zmiana, nie słabnąca wrażliwość i czujność są cechami młodości – to cechy te zachował Wierzyński do końca. Uczono nas, że ulubieńcy bogów umierają młodo. Kazimierz Wierzyński był ulubieńcem i bogów i ludzi. Umarł młodo.

Wiosną 1978 roku prochy pisarza zostały przywiezione do Polski i złożone w Alei Zasłużonych cmentarza na warszawskich Powązkach.

Na zakończenie warto wspomnieć o istotnym dla polskiego sportu, ale przede wszystkim dla rozwoju dziennikarstwa sportowego wydarzeniu, mającym miejsce w 2014 roku. Oto wówczas Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich ustanowiło – upamiętniając funkcję, jaką nasz bohater tworzył w znanym chyba każdemu kibicowi tytule prasowym – w zakresie publikacji sportowych: Nagrodę im. Kazimierza Wierzyńskiego…

Krzysztof Szujecki

Bibliografia

Literatura:

Krzyżanowski Julian: Dzieje literatury polskiej. Warszawa 1972.

Metelska Agnieszka: Złota. Legenda Haliny Konopackiej. Wołowiec 2019.

Tuszyński Bogdan: Prasa i sport. Warszawa 1981.

Tuszyński Bogdan: Radio i sport. Warszawa 1993.

Wencel Wojciech: Wierzyński. Sen ponad klęską. Kraków 2020.

Wierzyński Kazimierz: Laur olimpijski. Warszawa 2008.

Wierzyński Kazimierz: Pamiętnik poety. Warszawa 2018.

Czasopisma:

„Książki”, 1928.

„Przegląd Sportowy”, 1928.

„Wiadomości Literackie”, 1928.

„Wieczór Warszawski”, 1928.

Źródła internetowe:

https://warszawa.wyborcza.pl/warszawa/1,95190,8118588,Wydal_majatek__zeby_zamieszkac_w_trzech_pokojach_z.html

https://www.bu.umk.pl/Archiwum_Emigracji/Wierz1.htm

https://kuriergalicyjski.com/rozmaitosci/8351-wobec-kataklizmu-kazimierz-wierzynski-na-emigracji

https://instytutksiazki.pl/aktualnosci,2,50-lat-temu-odszedl-kazimierz-wierzynski,2632.html

https://dzieje.pl/kultura-i-sztuka/36-warszawski-festiwal-filmowy-od-9-do-18-pazdziernika

http://wiez.com.pl/2019/02/12/kazimierz-wierzynski-poeta-ktory-szedl-przez-zaczarowane-lasy

http://1911.pl/legendy/gebethner.php

https://pl.aleteia.org/2018/11/10/tadeusz-gebethner-cichy-bohater-polskiej-niepodleglosci/

https://nowahistoria.interia.pl/kartka-z-kalendarza/news-16-maja-1929-r-powszechna-wystawa-krajowa-w-poznaniu,nId,1733270

https://pl.wikipedia.org/wiki/Stryj_(miasto)

https://pl.wikipedia.org/wiki/Pogrzeb_J%C3%B3zefa_Pi%C5%82sudskiego

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*