Kolaboracja. Pakt Hollywoodu z Hitlerem | Recenzja

Ben Urwand, Kolaboracja. Pakt Hollywoodu z Hitlerem

Ben Urwand, amerykański filmoznawca i publicysta „The Hollywood Reporter” odsłonił oblicze kolejnej formy kolaboracji z nazistowskim rządem w Niemczech – przemysłu filmowego w USA.

Niemcy, także te czasów hitlerowskich, były ważnym rynkiem zbytu – m. in. (bo o tym jest właśnie książka Urwanda) dla amerykańskich produkcji filmowych. Nie trzeba być filmoznawcą, by wiedzieć, że czas 1933-1945 to złote lata dla królestwa amerykańskiego filmu. Wielki Hollywood rządzony przez studia filmowe, którego prezesami byli przecież żydowscy emigranci z Europy (poza jednym filmowym gigantem – Twentieth Century-Fox): Barney Balaban, Harry Cohn, Samuel Goldwyn, Louis Mayer, Harry i Jack Warnerowie i wielu innych…, a mimo to tematem książki jest… kolaboracja z nazistami.

Jest taka scena w Pianiście Romana Polańskiego, kiedy ojciec Władysława Szpilmana mówi, że (parafrazując) nie rozumie, dlaczego amerykańscy Żydzi nie zrobili niczego, by powstrzymać Holokaust. I właśnie o tym, i o polityce filmowego lobby żydowskiego jest ta książka. Rzecz jasna nie chodziło wyłącznie o interesy (o to, by czerpać wielomilionowe korzyści z filmów wyświetlanych w III Rzeszy, lub nawet – specjalnie dla nazistów realizowanych). Drugim – niemniej ważnym powodem była tak zwana „polityczna poprawność” – zarówno całej polityki rządu USA (ale także przecież Wielkiej Brytanii i Francji) wobec Hitlera, jak i okazywana na siłę, wymuszona obojętność na zbrodnie niemieckie prawicowych amerykańskich środowisk żydowskich.

Środowiska lewicowe (także żydowskie) próbowały wprawdzie wymóc na Kongresie Stanów Zjednoczonych zdecydowane kroki wobec ludobójstwa, lecz nie miały szansy na przebicie się, a działalność ich aktywistów znajdowała się na celowniku CIA i FBI. Zagłuszanie mediów lewicowych było oczywiście na rękę wielkim bonzom z Hollywood. Podkreślali oni obojętność zarówno do własnej żydowskości, jak i Żydów europejskich, a zwłaszcza – tzw. Ostjuden – Żydów z polskich Kresów Wschodnich, Ukrainy, Białorusi, Rosji…, z którymi nie łączyła ich mentalność, kultura czy język.

Podczas gdy Hitler bawił się z Żydami w rzeźnię, Roosevelt i amerykański rząd siedzieli bezczynie – nie bezsilni, ale obojętni […]. Stanowisko Roosevelta i Churchilla w sprawie Żydów przejdzie do historii jako udział w nazistowskim planie eksterminacji” pisał publicysta i pisarz Ben Hecht.

Jednakże Urwand zwraca uwagę w Kolaboracji jeszcze na inny aspekt polityki amerykańsko-niemieckiej – a mianowicie na zjawisko cenzury. To istotne niebywałe, gdy uświadomimy sobie, jak daleko ta polityczna poprawność sięgała. Autor przeanalizował wiele hollywoodzkich produkcji filmowych z lat 1933-1945, a także – co nawet istotniejsze – kulisy ich powstawania. Wnioski, do jakich doszedł są druzgocące. Przerażająca większość tych filmów jest albo „wyprana” z tematyki II wojny, Holokaustu, nazizmu, albo – co gorsze – nosi w sobie ślady wyraźnie sączącej się propagandy faszystowskiej. Są to produkcje mocno zideologizowane, o silnie prawicowym, konserwatywnym odchyleniu dydaktycznym.

Wydawać się może niemożliwym, że w Stanach Zjednoczonych kneblowano usta nawet noblistom (takim jak znakomity pisarz Sinclair Lewis), aby tylko nie napisali złego słowa na III Rzeszę.

Największym żydowskim fenomenem w ciągu ostatnich dwudziestu lat [lata 30-40-te] stało się niemal całkowite zniknięcie Żyda z amerykańskiej literatury, sceny, radia i filmu […]. A największą winę za to fałszywe zapomnienie i groźne wygnanie ponosi kino…”.

W czasach, w których większość amerykańskich Żydów wolała albo nie przyznawać się do swojej żydowskiej tożsamości, albo jej zaprzeczać – Hollywood wolał wypuścić antysemicką produkcję Dom Rotszyldów, „ćwiczyć się w milczeniu na temat prześladowania Żydów”, lub też… lansować filmy pronazistowskie (jak np. Ever in my Heart w reż. A. Mayo), których tematem było między innymi… prześladowanie mniejszości niemieckiej w USA (sic!).

Pierwszym filmem amerykańskim dotyczącym Holokaustu był dopiero Pamiętnik Anny Frank z roku 1959 (w reżyserii Georga Stevensa, wyprodukowany przez nieżydowską wytwórnię 20th Century Fox). Pomimo upływu kilkunastu lat od zakończenia wojny scenariusz Stevensa został ocenzurowany. Z końcowej sceny wycięto na przykład obraz obozu koncentracyjnego Auschwitz, a głos Anny Frank „zawisł” gdzieś w powietrzu, na tle błękitu nieba.

Książka Bena Urwanda jest zatem pewnym przełomem w postrzeganiu nie tylko filmu, ale amerykańskiej kultury i sztuki w ogóle, w cieniu swastyki.

Rzuca mocny snop światła na czynniki, jakie determinowały powstawanie takiej, a nie innej sztuki w USA. Autor zachęca zatem do odczytania niejako na nowo twórczości amerykańskich pisarzy czy scenarzystów i zrewidowania swoich poglądów o tej sztuce.

Ocena recenzenta: 6/6

Maciej Dęboróg-Bylczyński

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*