Dawno temu w Rzeczypospolitej – Kos, reż. Paweł Maślona
Zdawałoby się, że epoka płaszcza i szpady w kinematografii – jakże barwna, choć często jeszcze czarno biała! – dawno już przeszła do historii. Czasami jednak klasyka, nawet jeśli już niemodna, podana na nowo w nieklasycznej oprawie może skraść serca. Oto właśnie Kos – ballada kontusza i chłopskiej Kosy.
Kos – wreszcie dobrze o historii
Najpierw o sukcesach. Na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni Kos zgarnął Złote Lwy i szereg innych nagród. Do tego komplet zwycięskich wieńców na gali Polskich Nagród Filmowych Orły. A sam Paweł Maślona dostał jeszcze Paszport Polityki.
Jeśli zestawimy ten nie nazbyt ambitny – jakby nie patrzeć – w swoim rozmachu film z plejadą polskich produkcji historycznych ostatniej dekady, kontrast będzie uderzający. Od 1920 Bitwy warszawskiej, przez Dywizjon 303 i Legiony aż po najnowszego Powstańca 1863 wszędzie zawód i niedosyt. Tymczasem Kos, choć celuje niżej, sięga wyżej…
A zatem – skąd ten sukces?
Z historią w tle
Jesteśmy w Małopolsce wczesną wiosną 1794 roku. Dwa lata wcześniej upadła konstytucja 3 maja, a mocarstwa ościenne dokonały II rozbioru. Kraj jest de facto pod kontrolą Rosjan. Rzeczpospolita jeszcze jest na mapach, ale w stanie kadłubowym. Jako państwo jest już w fazie agonii.
Wtem do kraju wraca Tadeusz Kościuszko, opromieniony sławą bohatera walk o niepodległość stanów amerykańskich oraz, świeższej daty, wojny w obronie konstytucji 3 maja. Wszystko zmierza ku dramatycznemu punktowi kulminacyjnemu polskiej tragedii – ku powstaniu.
W tym momencie rozstajemy się z Historią przez duże “H”, bowiem tylko tyle potrzebował Michał Zieliński (scenarzysta Kosa). Na lekką kreską namalowanym tle zdołał nakreślić wciągającą historię kilkorga bohaterów, z których tytułowy i najbardziej historyczny ,,Kos” Kościuszko jest dla fabuły całkiem drugorzędny.
Kos – historia bohaterów
Kos to przede wszystkim historia wyrazistych charakterów. O ironio, cierpi na tym Tadeusz Kościuszko, w którego z powodzeniem wciela się Jacek Braciak. Ciężar nazwiska przeszkadza w swobodnym kreowaniu jego postaci, ale to zupełnie nie przeszkadza. Pozostając głównym bohaterem nie napędza akcji, a raczej jest przez nią pchany i tak ustępuje pola reszcie obsady.
Jego towarzysz, czarnoskóry anglojęzyczny Domingo Boston (Jason Mitchell) to doskonały kontrapunkt w dość jednolicie polskiej tkance filmu. Po raz pierwszy i nie ostatni Paweł Maślona zdaje się bawić klasyczną formą duetu, sięgającą korzeniami Don Quichota i Sancho Pansy.
Drugi duet to antyteza pierwszego – węzeł konfliktu, który napędza całą fabułę. Dwaj bracia: prosty chłop Ignac (Bartosz Bielenia) oraz panicz Stanisław Duchnowski (Piotr Pacek), który zarówno swym stylem jak i dwulicowością przywodzi na myśl sienkiewiczowskiego Bogusława Radziwiłła.
Jest jeszcze duet kobiecy: matka Pułkownikowa z córką. Na koniec Zły tej ballady: rotmistrz Dunin. Brutalny, posłuszny carycy, rosyjski żołnierz.
W tak utkanej sieci interes prywatny miesza się z powszechnym, walka narodowa z konfliktem klasowym. Chłop przeciw panu, Polak przeciw Polakowi, a obok Rosjanin – wszyscy czują absurd tej sytuacji, a rozwiązanie tego konfliktu to główny problem całego filmu.
Polski eastern?
Po obejrzeniu oficjalnego zwiastuna, który w swojej stylistyce oscyluje gdzieś między klasykami z dzikiego zachodu, a Nienawistną ósemką Quentina Tarantino, wydawać by się mogło, że tym właśnie jest Kos. Z Tarantino na pewno ekipa reżyserska zaczerpnęła wiele inspiracji, a przede wszystkim właśnie nastrojowość westernu. Czy może raczej easternu?
Zwiastun nie oddaje jednak całej prawdy. Na pewno jest to rasowe kino akcji. Jest tu wszystko, co trzeba: strzelanina i pojedynek, trup w szafie i pożar, bójka karczemna i bitwa.
Na szczęście akcja nigdy nie służy sama sobie, ale doskonale wpasowuje się w fabułę. Gdy bohaterowie sięgają po broń – a w czasie 120 minut seansu dzieje się to wielokrotnie – zawsze wiemy, co nimi powoduje.
Ale jest tu coś więcej niż po prostu intryga rozwiązana za pomocą szabli i pistoletu. Kos to także przepięknie przejmujący dramat. Można wybierać, którego bohatera, ale chyba nade wszystko Ignaca.
Czuć tutaj odległe echo innego dramatu z polskiej sceny sprzed paru lat: Bożego ciała. Skojarzenie uzasadnione, bo z Kosem łączy go nie tylko Bartosz Bielenia, który i tą rolę zagrał wybornie, ale też producent Leszek Bodzak.
Dialog i obraz
Tak można streścić przepis na sukces według Kosa. Dialog, wolny od zbędnych historycznych naleciałości, płynie swobodnie, lawirując wśród niedopowiedzeń, gier słów i języków. Tak, języków, bowiem Domingo po polsku nie mówi, a w dialogi wchodzi – czasem przezabawne.
Kostiumy cieszą oko – a zarazem straszą. Charakteryzacja bowiem wiąże się z ryzykiem, że film historyczny zbytnio zbliży się do teatru i straci na realizmie. Kos realizuje ów realizm do końca. Kontusze czy fraki są piękne, ale chłopskie siermięgi, a czasami i zwykle podarte łachy, epatują potem i brudem.
Kos pozostaje na szczęście wolny od skądinąd popularnej ostatnimi czasy tendencji do nakładania na obraz zbędnych zimno-niebieskich filtrów, na czym pod względem wizualnym niepowetowanie stracił Napoleon. Zamiast tego w Kosie obecny jest cień. Nawet w pełnym słońcu wąs rzuca głęboki cień na usta mówiącego. A w mroku nocy – widzimy tylko to, co nam operator pokaże. Odpowiedzialny za zdjęcia Piotr Sobociński jr w pełni wykorzystuje tę nieco mroczną aurę, wprowadzając kontrastujące źródła ciepłego światła: świece, pochodnie i błyski wystrzałów.
Gdy dodamy, że spora część filmu dzieje się w nocy, to umiejętne wydobycie z mroku sylwetki bohatera staje się sztuką. Oddaje też proces, który równolegle zachodzi na kartach fabuły – z tajemnic i intryg bohaterowie powoli wyłuskują na światło swoje rzeczywiste motywacje.
Poza tym, można dodać, oświetlenie takie dobrze oddaje realia epoki bez energii elektrycznej.
Poza kostiumem i szablą
Film o tematyce takiej jak Kos nie może bez szkody dla swej głębi uciec od trudnych kwestii społecznych i bytności narodu. Kos bynajmniej nie ucieka. Wręcz przeciwnie, wśród festynu barwnych Kostiumów i akcji Paweł Maślona przemycił kilka cennych słów o Polsce. I to w dwójnasób.
Po pierwsze podejmuje się oceny historycznej. Bez ogródek, miejscami nawet brutalnie, choć z empatią, pokazuje niesprawiedliwość ówczesnego porządku społecznego. Dola chłopska jest niewesoła, trudna i brudna – tak jak ich nie obute nogi i spracowane ręce.
Sięga jednak w swej refleksji głębiej i dalej. Choćby taka scena: dyskusja o naturze władzy, za stołem z jednej strony Polak i Amerykanin, z drugiej Rosjanin, a stół – zasłany bronią. Trudniej o bardziej subtelne ujęcie sporu, którego świadkiem jest Europa. Kos kryje więcej takich ujęć, a jego bohaterowie mówiąc o szlachcie, pańszczyźnie, powstaniu i niepodległości równie dobrze mogliby mówić do nas.
I choć nie trzeba się zgodzić, posłuchać ich, jak sądzę, warto.
Dystrybucja: TVP Dystrybucja Kinowa.
Ocena recenzenta: 5/6
Filip Grzębski