Antoine Sénanque, Krzyże z popiołu
Średniowiecze było okresem rozkwitu potęgi Kościoła, który pełnił rolę niemal monopolisty w dziedzinie nauki. W tamtych czasach nic i nikt nie mogło zagrozić jego pozycji. Z potężnym autorytetem Rzymu musiał liczyć się każdy. Papieże nie cofali się przed radykalnymi środkami, aby podkreślić wyższość chrześcijaństwa – stąd krucjaty, inkwizycja, ordalia i wiele innych działań. Z dzisiejszej perspektywy ocenia się, że przyniosły one więcej szkody niż pożytku, co skłoniło współczesny Kościół do wielokrotnych przeprosin. Książka Krzyże z popiołu ukazuje, że nawet w średniowieczu, na pozornie jednolitej bryle teocentrycznego świata, pojawiały się pęknięcia i rysy.
Sancte Romane Ecclesiae
Badacze średniowiecza słusznie zauważają, że bez uwzględnienia roli Kościoła nie sposób w pełni poznać i zrozumieć tej epoki. To założenie jest całkowicie uzasadnione, ponieważ działalność Kościoła była ściśle związana z duchem tamtych czasów, które wbrew obiegowym opiniom wcale nie były „wiekami ciemnymi”.
Przez te dziesięć stuleci świat zyskał katedry, uniwersytety, traktaty teologiczne, dzieła literackie, a także określony kanon estetyki i kultury. Nie sposób nie zachwycić się paryską katedrą Notre Dame, Collegium Maius Uniwersytetu Jagiellońskiego, ołtarzem Wita Stwosza czy krakowskim Barbakanem.
Wszystkie te osiągnięcia powstały dzięki inspiracji lub znacznemu wsparciu ze strony Kościoła, czy to Rzymu, czy Awinionu. W tym czasie dynamicznie rozwijało się także życie zakonne i monastyczne, odgrywając istotną rolę w kształtowaniu duchowości i kultury tamtej epoki.
W ten sposób rozpoczyna się akcja powieści, którą chciałbym Wam przedstawić. Wraz z głównymi bohaterami przenosimy się do klasztoru dominikanów, gdzie życie toczy się w rytmie modlitw – dzień rozpoczyna jutrznia, a kończy kompleta.
Świat powoli podnosi się po katastrofalnej epidemii czarnej śmierci, która pochłonęła ponad jedną trzecią populacji, choć w niektórych miejscach wciąż utrzymują się jej ogniska. Rzeczywistość za bramami klasztoru wydaje się bezpieczna, wygodna i pełna spokoju. Żelazna dyscyplina, choć bywa uciążliwa, w dłuższej perspektywie okazuje się do zniesienia.
Nad codziennym życiem wspólnoty czuwa przeor Wilhelm – postać powszechnie szanowana w kręgach życia konsekrowanego, którego wiedza i doświadczenie budzą powszechny podziw. Duchowny, świadomy zbliżającego się kresu życia, postanawia spisać swoje wspomnienia, w tym także te, które obciążają jego sumienie i wywołują wyrzuty.
Aby zrealizować ten zamiar, wysyła do Tuluzy dwóch współbraci – Antonina i Roberta – po odpowiedni gatunek pergaminu. W trakcie wyprawy bracia wpadają w ręce inkwizytora, zajadłego wroga przeora Wilhelma. Robert zostaje oskarżony o herezję i uwięziony, a Antonin, by ocalić przyjaciela, musi szpiegować swojego przełożonego, donosząc o treści pisanych przez niego wspomnień. W ten sposób rozpoczyna się dramatyczna walka z czasem.
Tajemniczy Ekhart….
Zapytacie pewnie: o co tu właściwie chodzi? Dlaczego inkwizytor i przeor darzą się tak silną niechęcią? Odpowiedź jest prosta. Wspomnienia Wilhelma, jeśli zostaną spisane bez cenzury, mogą mieć ogromny wpływ na przyszłość zakonu, a nawet całej wspólnoty Kościoła.
Jego przeciwnik nie może na to pozwolić, dlatego ucieka się do brutalnego szantażu, w którym stawką staje się życie niewinnego dominikanina. Nie trzeba być ekspertem od historii, żeby wiedzieć, że oskarżenie o herezję, nawet fałszywe, zwykle kończyło się tragicznie. Kiedy Wilhelm odkrywa prawdę, nie żywi pretensji do Antonina. Zamiast tego postanawia podjąć grę, której kluczową postacią staje się jego dawny nauczyciel i mentor – Ekhart.
Ekhart, wybitny teolog, głosił w swoich kazaniach i pismach poglądy, które w tamtym czasie były kontrowersyjne, a niektóre wręcz heretyckie. Nie akceptował wielu obowiązujących dogmatów i przedstawiał wizję Boga znacząco odbiegającą od oficjalnej doktryny. Wspierał także formy kultu, które budziły podejrzenia lub były otwarcie potępiane przez Kościół.
Nietrudno się domyślić, kto stał się jego największym przeciwnikiem. Tak, ten sam inkwizytor. Obaj znali się jeszcze z czasów studiów na Sorbonie i już wtedy ich relacja daleka była od przyjaznej. Ostatecznie Ekhart został ukarany przez Święte Oficjum, a seria dramatycznych wydarzeń sprawiła, że utracił wiarę i ostatecznie odrzucił Tego, w którego dotąd wierzył. Jego imię zostało wymazane z historii zakonu i popadło w zapomnienie. Jednak teraz, za sprawą pergaminów, historia Ekharta mogła znów ujrzeć światło dzienne.
Dobro Kościoła najwyższym prawem
Najbardziej intrygujące w tej historii jest to, że ostatecznie – w moim przekonaniu – nie wygrywa ani przeor, ani inkwizytor. Co istotne, oboje w swoich działaniach kierują się własnym, specyficznym pojmowaniem dobra instytucji, której służą. Dostrzegają w niej problemy wymagające pilnej naprawy, lecz różnią się diametralnie w podejściu do ich rozwiązania.
Tylko jedno z nich jest jednak owładnięte przerostem ambicji i żądzą władzy. Dla obojga epidemia dżumy z lat 40. XIV wieku była wydarzeniem, które zarówno głęboko ich ukształtowało, jak i takim, o którym najchętniej chcieliby zapomnieć. W ich oczach czarna śmierć była jednocześnie karą Bożą i nowym początkiem.
Obaj zakonnicy dążą do odbudowy tego, co zostało osłabione i wystawione na próbę. Papież musi przecież odzyskać dawny autorytet, a religia powinna być wolna od wszelkich odchyleń i niepewnych wizji. Wilhelm jednak zdaje się dostrzegać, że czasy się zmieniły.
Klimat, łacina, ceglane mury, et ceterra
Zapewniam, że książka kończy się zaskakującym zwrotem akcji, który pozytywnie domyka całą historię. Robert, po licznych perypetiach, odzyskuje wolność, a intrygi inkwizytora obracają się przeciwko niemu. Szczegóły pozostawiam jednak do odkrycia samym czytelnikom.
Autorem Krzyży z popiołu jest francuski neurolog, który swoją przygodę z literaturą rozpoczął pod koniec lat 50. XX wieku. Sama powieść, wydana dwa lata temu, stała się prawdziwą sensacją na francuskim rynku księgarskim, zdobywając status bestsellera. Warto również docenić tłumaczenie Moniki Szewc-Osieckiej, która wniosła do polskiej wersji powieści ogromną wartość. Jej przekład oddaje ducha oryginału, a jednocześnie wzbogaca tekst o subtelności językowe, które pozwalają czytelnikowi w pełni zanurzyć się w średniowiecznym świecie.
Krzyże z popiołu to także imponujące kompendium wiedzy o średniowieczu i jego realiach. Na kartach powieści odnajdujemy przekonanie o wszechobecnej roli modlitwy, rywalizację pomiędzy dominikanami i franciszkanami, język łaciński dominujący w codziennym życiu, potężny wpływ duchowieństwa, a także szczegółowe opisy wyglądu średniowiecznych miast. Pojawia się tu również motyw lęku przed wszystkim, co nowe i nieznane.
Autor z niezwykłą dbałością odmalowuje te elementy, tworząc bogaty obraz epoki, który pozwala czytelnikowi niemalże przenieść się w czasie. Stylizacja języka w dialogach nawiązująca do średniowiecznej mowy jest ciekawym zabiegiem, choć – w moim odczuciu – mogłaby być bardziej rozwinięta. Niemniej, rozumiem, że autor zdecydował się na ograniczenia w tym zakresie, żeby tekst pozostał przystępny i zrozumiały dla współczesnego odbiorcy.
Szpiedzy w habitach
Powieść jest utrzymana w konwencji szpiegowsko-kryminalno-historycznej, a akcja toczy się dynamicznie. Choć za okładką kryje się ponad czterysta stron, lektura jest na tyle wciągająca, że trudno to odczuć. Krótkie, zwięzłe rozdziały ściśle ze sobą powiązane prowadzą fabułę konsekwentnie wzdłuż wyznaczonej linii.
Świat przedstawiony jest solidny i przekonująco zbudowany, przypominając swoją stabilnością średniowieczne budowle. Jednocześnie autor zręcznie wplata zaskakujące zwroty akcji, intrygi związane z walką o władzę oraz obrazy fałszywej bądź szczerej pokory wobec Stwórcy, który w powieści pozostaje stałym punktem odniesienia. Krzyże z popiołu, choć osadzone przede wszystkim we Francji, stanowią uosobienie całej średniowiecznej Europy. To wierne odzwierciedlenie realiów epoki, która w różnorodnych odcieniach odcisnęła swoje niezatarte piętno na całym świecie.
Jednym z największych atutów książki jest sposób, w jaki autor portretuje bohaterów – zarówno pierwszo-, jak i drugoplanowych. Są to postacie inteligentne, zdolne do analizy faktów, wyciągania wniosków oraz działania na rzecz swoich współbraci.
Zrozumieli, że w życiu – szczególnie w trudnych czasach – czasem trzeba być zarówno lisem, jak i lwem, kierując się pragmatyzmem i sprytem. Takie podejście obala stereotypowe wyobrażenia o średniowieczu jako epoce ciemnej, pozbawionej wartości, w której ludzie ograniczali się wyłącznie do modlitwy i płytkiej pobożności.
Nawet w tamtych czasach istniały różnorodne charaktery, cele i przekonania, a szpiegostwo i polityczne intrygi również odgrywały swoją rolę. Powieść przypomina, że średniowiecze było epoką pełną barw, kontrastów i ludzkich ambicji, które – jak pokazuje historia – są nieodłączną częścią każdej epoki.
Roma locuta, causa finita
Czego zabrakło mi w powieści? Przede wszystkim papieża. Pojawia się wprawdzie w kilku rozmowach i opisach, ale jego obecność jest wyraźnie ograniczona. Więcej miejsca zajmuje, z oczywistych względów, Święta Inkwizycja, która przecież nie mogłaby istnieć ani funkcjonować bez jego zwierzchnictwa. Dodatkowym smaczkiem byłoby ukazanie sprzeczności pomiędzy papieżem, kurią a cesarstwem. Choć te kwestie są sygnalizowane, w moim odczuciu potraktowano je zbyt powierzchownie.
Brakowało mi także relacji z prawdziwego inkwizycyjnego procesu – ogień powinien szaleć, a nie ograniczać się do roli postrachu w tle. Rzym powinien być bardziej obecny, pełniąc rolę punktu odniesienia i kierunkowskazu. Na koniec warto wspomnieć o braku ilustracji, który rzuca się w oczy i odbiera powieści możliwość pełniejszego zanurzenia czytelnika w przedstawionym świecie.
Krzyże z popiołu, średniowiecze i co dalej…..
Krzyże z popiołu to powieść wyjątkowo udana, poruszająca wiele fascynujących i wciąż aktualnych kwestii. W końcu pytania o istnienie Boga, sposoby Jego poznania, możliwość nawiązania z Nim głębszej relacji, a także o życie po śmierci (i jego ewentualny charakter) to tematy, które nie przestają intrygować. Czy w ogóle warto wierzyć? Bóg jawi się tutaj jako istota jednocześnie bliska i nieuchwytna, nieodgadniona, a jednak obecna.
To właśnie w średniowieczu rozpoczęto wielką dyskusję nad tymi fundamentalnymi zagadnieniami. Jestem przekonany, że bez tej epoki świat nie wyglądałby tak, jak dziś. Warto co jakiś czas powrócić myślami do tamtych czasów, by lepiej zrozumieć, skąd wywodzą się nasze współczesne idee i wartości. Serdecznie polecam tę książkę – jest bramą do świata pełnego sprzeczności, a jednocześnie niezwykle uniwersalnego.
Wydawnictwo Znak Horyzont
Ocena recenzenta: 6/6
Dominik Majczak
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Znak Horyzont.