Marsz V Korpusu Wielkiej Armii na Smoleńsk w 1812 roku

Rozkazem Napoleona z dnia 3 III 1812 r., utworzono V (polski) Korpus Wielkiej Armii. Naczelnym dowódcą został ks. Józef Poniatowski, szefem sztabu gen. Stanisław Fiszer, dowódcą artylerii gen. Jean Pelletier, zaś dowódcą inżynierów płk Jean Baptiste Mallet.

V Korpus składał się z dywizji, które pozostawały dotąd pod bezpośrednim dowództwem ks. Józefa. Zmieniono jednak ich numerację dopasowując ją do struktur Wielkiej Armii. 16. dywizją piechoty dowodził gen. Józef Zajączek.

Podlegały mu trzy brygady: gen. Stanisława Mielżyńskiego (3. i 15. Pułki Piechoty), gen. Franciszka Paszkowskiego (16. Pułk Piechoty) oraz gen. Tadeusza Tyszkiewicza (12. Pułk Ułanów i 4. Pułk Strzelców Konnych). Generał Jan Henryk Dąbrowski dowodził 17. dywizją piechoty. W jej skład wchodziły brygady: gen. Edmunda Żółtowskiego (1. i 6. Pułki Piechoty), gen. Czesława Pakosza (14. i 17. Pułki Piechoty) i gen. Ignacego Kamieńskiego (1. Pułk Strzelców Konnych i 15. Pułk Ułanów). Generał Ludwik Kamieniecki dowodził 18. dywizją piechoty. Złożoną z trzech brygad: gen. Michała Grabowskiego (2. i 8. Pułki Piechoty), gen. Stanisława Potockiego (12. Pułk Piechoty) oraz gen. ks. Antoniego Sułkowskiego (5. Pułk Strzelców Konnych i 13. Pułk Huzarów). Podsumowując, V Korpus to łącznie 10 pułków piechoty (każdy po 3080 żołnierzy), 6 pułków jazdy (po ok. 1000 ludzi) oraz 2 pułki artylerii. Z początkiem czerwca korpus liczył 36 311 żołnierzy. Należy zaznaczyć, że większość poborowych to osoby młode i niedoświadczone w boju.[1]

Pod koniec kwietnia dywizje gen. J. Zajączka i gen. L. Kamienieckiego zostały rozlokowane w okolicach Modlina i Warszawy, a dywizja gen. J. Dąbrowskiego wokół Błonia.[2] Miały osłaniać stolicę oraz nadciągające siły Wielkiej Armii. W maju przyjechał do Warszawy Hieronim Bonaparte – król Westfalii, który miał objąć dowództwo nad prawą flanką Wielkiej Armii, w tym nad polskim korpusem. Na początku czerwca 1812 roku ks. Poniatowski wyruszył z oddziałami V Korpusu.[3] Pierwsza wyszła 18. dywizja piechoty, żegnana na Placu Saskim przez księcia tymi oto słowami: ,,Towarzysze broni! Idziemy walczyć pod sztandarami Cesarza. Pamiętajcie przechodząc granicę Księstwa, że wstępujecie nie na ziemię obcą, ale polską. Nieście oręż mściwy nieprzyjaciołom, opiekuńczy współziomkom; idziemy nie podbijać, ale oswobadzać. Dosyć tego dla Polaka. Niech żyje cesarz!”[4]

Napoleon wyznaczył trasę przemarszu dla V Korpusu, która zaczynała się od Serocka, szła przez Pułtusk, Różane, Ostrołękę, Nowogród, Rajgród oraz Augustów. Marsz był źle zorganizowany (dowództwo nie wzięło pod uwagę, że młody żołnierz nie przywykł do szybkich marszów), pochód odbywał się w jednej czterokilometrowej kolumnie, zamiast w kilku mniejszych. Zanim polski korpus dotarł do Niemna, liczba żołnierzy w oddziałach znacznie stopniała. W Rajgrodzie odczytano odezwę Napoleona o rozpoczęciu ,,drugiej wojny polskiej”. 20 czerwca 1812 roku, Napoleon wydał rozkaz nakazujący korpusom podporządkowanym jego bratu Hieronimowi, aby te uderzyły na Grodno i związały siły gen. Piotra Bagrationa. Niestety wskutek całkowitej nieporadności głównodowodzącego prawym skrzydłem Wielkiej Armii, który w sprawach wojskowych był zupełnym beztalenciem, nie udało się wypełnić terminów narzuconych przez ,,małego kaprala”. Dopiero 29 czerwca pierwsze korpusy przekroczyły Niemen i wkroczyły do Grodna.[5]

Kolejnym dużym błędem Hieronima było pozwolenie na kilkudniowy odpoczynek, co było na rękę dla uchodzącego wojska rosyjskiego. Dopiero 2 lipca kawaleria, a dwa dni później siły główne opuściły miasto. Podczas pobytu w Grodnie, gen. Kamieński został mianowany gubernatorem tego miasta. Na czele 18. Dywizji Piechoty stanął gen. Karol Kniaziewicz. Hieronim odesłał polską jazdę do 4. Korpusu Kawalerii Rezerwowej gen. Marie Latour – Maubourga.[6]

Po zbyt długim postoju w Grodnie, nastąpił forsowny marsz, który w połączeniu z niedożywieniem i upalnym latem, spowodował osłabienie fizyczne wielu żołnierzy, którzy nie mogli iść dalej. Często wstawano już o drugiej w nocy, aby uniknąć marszu w południe oraz dogonić wroga. Na śniadanie był chleb z wódką. Potem następował marsz, utrudniony na skutek zbyt dużej ilości taborów, które blokowały drogę. Wieczorem zmęczony żołnierz musiał budować sobie szałasy, szukać jedzenia i jakoś je sobie przyrządzić, co trwało często do późnych godzin wieczornych. Wielu ze znużenia kładło się od razu do snu. Skutkowało to tym, że żołnierze byli albo niewyspani, albo głodni, co w dużym stopniu obniżało ich wartość bojową.[7]

8 lipca 1812 roku książę J. Poniatowski poinformował Napoleona o stanie swojego korpusu, pisząc, że jest on niedożywiony i źle opłacony. Cesarz odpowiedział, że Polacy nie powinni narzekać, gdyż u niego jest taka sama sytuacja i jakoś nikt nie lamentuje. Poniatowski odpowiedział, że już nie będzie pisać o niedostatku w swoich szeregach i dodał, że jego wojska zawsze okazywały zapał i poświęcenie.[8]

9 i 10 lipca rozgorzały walki o miasteczko Mir. Ataman Matwiej Płatow, idący w straży tylnej 2. Armii Zachodniej, otrzymał rozkaz od Bagrationa, utrzymania tego miasteczka. Pod bronią miał ok. 7900 ludzi. Dywizja gen. Rożnieckiego z 4. Korpusu Kawalerii Rezerwowej wpadła w pułapkę zastawioną przez Rosjan. Na pomoc Polakom ruszyły 15. i 16. Pułki Piechoty. W walce wzięło udział ok. 3500 kozaków i 1300 ułanów. Straty polskie to ok. 500 zabitych i rannych oraz 250 wziętych do niewoli.[9]

Następnego dnia walczyła już cała 4. Dywizja Lekkiej Kawalerii, która miała się połączyć z dywizją jazdy gen. Kamieńskiego. Rożniecki jednak nie poczekał na wsparcie i ruszył do ataku. Potyczka z 10 lipca to kopia wydarzeń z dnia poprzedniego. Polacy zaatakowali kozaków, a ci widząc nacierającą kawalerię zaczęli pozorować odwrót. Polski dowódca, ufny w swe siły zgodził się na szykowanie posiłku przez swoich żołnierzy. Na całkowicie nieprzygotowanych do boju żołnierzy runęła powracająca grupa kozaków Płatowa. Dopiero salwy artylerii konnej zatrzymały Rosjan. Straty w polskich szeregach to 800 żołnierzy zabitych i rannych, 9 oficerów i 120 ułanów dostało się do niewoli. Porażka pod Mirem była pierwszym starciem wojsk Księstwa Warszawskiego w tej wojnie, która miała odbudować Królestwo Polskie. Morale żołnierzy znacznie osłabło, a i sam Napoleon przyjął porażkę z rozgoryczeniem. W kilka dni później sytuacja spod Mira powtórzyła się pod Romanowem, gdzie 1. Pułk Strzelców Konnych pułkownika Konstantego Przebendowskiego dał się wciągnąć w zasadzkę i stracił prawie połowę swojego stanu.[10]

Marszałek Louis Davout po zajęciu Mińska, uważał za możliwe dogonienie Bagrationa, przy pomocy V Korpusu, jednakże aby to uczynić musiał przekazać Hieronimowi rozkaz Napoleona z 6 lipca, oddający kierownictwo nad prawą flanką armii ,,Żelaznemu Marszałkowi”. Hieronim Bonaparte się obraził i wrócił do Westfalii. Zanim wyjechał, zatrzymał swoje korpusy, co spowodowało, że oddziały marszałka Davouta musiały samodzielnie walczyć z rosyjską 2. Armią pod Sołtanówką. Książę Józef idący z pomocą I Korpusowi, przebywszy w 10 dni trasę obliczoną na 12 przemarszów, spóźnił się i dopiero 27 lipca wkroczył do Mohylewa. Napoleon zarzucił Poniatowskiemu, iż maszeruje ,,bardzo delikatnie, a głowę ma zbyt zajętą pięknymi Warszawiankami”.[11]

Podczas wkraczania V Korpusu do Mohylewa dywizje przypominały wielkością pułki, a pułki bataliony. Nadszedł czas na reorganizację wojska polskiego, które wykazało 23 441 żołnierzy (ubytek 13 557). Piechurzy mogli wypocząć i uzupełnić zapasy. Pomyślano także o nadchodzącej zimie szykując płaszcze. W Borysowie powstał duży szpital dla polskiego korpusu.[12] Książę Józef prosił w liście z dnia 29 lipca, aby przysłano mu oddziały stacjonujące w Grodnie i kilku innych miejscowościach. Niestety odpowiedź Napoleona była odmowna, w dodatku marszałek Davout uważał, że należy ubezpieczyć tyły Wielkiej Armii. Zgadzał się z nim Cesarz, który kazał Poniatowskiemu zostawić nad Berezyną 17. Dywizję Piechoty gen. J. Dąbrowskiego.[13]

Kilka dni postoju w Mohylewie pozwoliło dołączyć do swoich oddziałów żołnierzom, którzy nie wytrzymali tempa marszu i szli w tyle. Podczas wkraczania do miasta polskie bataliony liczyły po ok. 400 ludzi, natomiast kiedy z niego wychodziły osiągały już 500-600 żołnierzy (dobry przykład dawał marszałek Davout i jego I Korpus, który na tym samym etapie wyprawy miał po 800 ludzi w batalionie, najedzonych i dobrze wyposażonych). W Mohylewie, zadaniem Polaków było patrolowanie okolicy. Oddziały kozackie nie atakowały polskich patroli, gdyż te niemal zawsze były liczniejsze od nich. Dnia 9 sierpnia rozpoczęły się przygotowania do marszu na Smoleńsk. V Korpus (bez dywizji gen. J. Dąbrowskiego) i VIII Korpus gen. Jeana Junota dysponowały razem ok. 30000 żołnierzy. Oddziały te miały wyjść na Smoleńsk od południa szlakiem z Mścisławia. Następnego dnia oba korpusy rozpoczęły wymarsz w stronę Orszy. Po trzech dniach marszu V Korpus gen. Poniatowskiego staje pod Romanownem (połowa drogi z Mohylewa do Smoleńska, nie związana z bitwą 1. Pułku Strzelców Konnych.), a VIII Korpus zatrzymuje się na północ od nich. 14 sierpnia o godz. 10 rano polskie wojsko opuszcza swe biwaki ruszając wiejskimi drogami na Krasne. W Ładach doszło do spotkania z Cesarzem. Dla wielu Polaków była to pierwsza okazja na zobaczenie ,,boga wojny”.[14] V Korpus znajdował się na prawej stronie Wielkiej Armii (w odległości ok. 8 km od głównych sił Napoleona). Z powodu zagubienia się korpusu gen. J. Junota (sic!) stanowił całe prawe skrzydło wojska.[15]

Połączone siły obu armii rosyjskich (gen. P. Bagrationa i gen. Michała Barclaya de Tolly) wynosiły 121119 żołnierzy.[16] Naczelny dowódca wojsk rosyjskich dostał od cara Aleksandra I rozkaz utrzymania Smoleńska i zachowania wojsk w całości. Ten rozkaz był niemożliwy do wykonania. Dobrze o tym wiedział gen. M. Barclay de Tolly, który zamierzał jak najszybciej się wycofać w celu dalszego wciągania Napoleona w głąb Rosji. Generalicja armii rosyjskiej w przeciwieństwie do głównodowodzącego chciała przyjąć bitwę, gdyż obawiała się posądzeń o zdradę. Należy określić, że większość osób odpowiedzialnych za dowodzenie armią rosyjską było obcokrajowcami.[17]

Wczesnym popołudniem 16 sierpnia, korpusowi polskiemu ukazała się panorama Smoleńska. Odgłos wystrzałów armatnich przeraził żołnierzy, którzy w większości byli bardzo młodzi i niedoświadczeni, ,,byliśmy sami fryce, ogniem armatnim nie ochrzczeni, podoficerowie i żołnierze to samo” – wspominał artylerzysta Jaszowski.[18]

Książę Józef udał się od razu z gen. Stanisławem Fiszerem do kwatery Napoleona. Ten przyjął go uprzejmie, lecz kiedy rozmowa zeszła na temat stanu wojska, to Cesarz potraktował dowódców V Korpusu ostrymi słowami, gdyż straty w ludziach były większe, niż w innych oddziałach Wielkiej Armii. Cesarza Francuzów uspokoił dopiero przegląd wojska polskiego, które jawiło mu się, jako małe liczebnie, lecz wielkie duchem i wolą walki.

Od godziny czwartej rano kawaleria marszałka Joachima Murata walczyła w okolicach Smoleńska z kozakami, ułanami litewskimi i dragonami noworosyjskimi. Bili się skutecznie, bo odepchnęli ich, aż do przedmieść, gdzie salwy piechoty powstrzymały szarże Francuzów. Przed południem zjawił się pod murami miasta III Korpus marszałka Michała Neya, który wysłał batalion tyralierów, aby sprawdzić, czy Rosjanie będą bronić murów Smoleńska. Kiedy okazało się, że miasto będzie bronione, wtedy dowódca rosyjski nakazał odwrót. Na przedzie pozostała tylko artyleria i grupki tyralierów ostrzeliwujące pozycje rosyjskie.[19]

Polacy mieli walczyć naprzeciw przedmieść: Nikolskiego i Raczeńskiego. Artyleria ostrzeliwała umocnienia Smoleńska, natomiast pozostałe oddziały przygotowywały noclegi. Artylerzyści rosyjscy strzelali tak niecelnie, że nasze oddziały mogły oswoić się z hukiem armat. Obustronne bombardowanie pociskami trwało do wieczora. V Korpus stracił 2 ludzi i kilka koni. Przygotowany przez Napoleona plan bitwy był prosty. Nie chcąc wykorzystywać gwardii i nie mogąc użyć kawalerii, posłał do boju silny korpus marszałka L. Davouta (5 dywizji) oraz dwa słabsze, marszałka M. Neya i księcia J. Poniatowskiego (po 3 dywizje). Korpus marszałka J. Junota znowu zgubił drogę i był dwa dni marszu od miasta.[20]

Polski korpus ustawił się naprzeciw przedmieścia Nikolskiego, rozciągając się na długości ok. trzech kilometrów. Dywizja gen. J. Zajączka sąsiadowała z I Korpusem marszałka L. Davouta, który był w centrum. Naprawo od 16. dywizji, rozlokowały się oddziały gen. Karola Kniaziewicza. Marszałek M. Ney zajął pozycję naprzeciw przedmieścia Kraśnieńskiego oraz bastionu Zygmuntowskiego. Najsilniejszy korpus marszałka L. Davouta miał opanować przedmieście mścisławskie i rosławskie. Korpusy M. Neya i J. Poniatowskiego miały zaś związać siły przeciwnika na flankach, podczas gdy I Korpus Wielkiej Armii miał się przebić do miasta i je opanować.[21]

17 sierpnia, około godziny szóstej rano, Napoleon pojawił się przed polskim korpusem, aby zmotywować żołnierzy do jak największego wysiłku. O godzinie ósmej przed bramami i furtkami zaczęli pojawiać się rosyjscy jegrzy, którzy zaczynali zajmować swoje pozycje. Od razu przypuścili atak polscy i francuscy tyralierzy, którzy otworzyli silny ogień. Jednak zanim nastał główny atak wojsk polskich należało oczyścić przedpole dla artylerii. Doskonale poradzili sobie z tym woltyżerzy, którzy odepchnęli oddziały rosyjskie. Artyleria mogła rozpocząć ostrzeliwanie murów, trwało to do godziny czternastej. W końcu do boju ruszyła dywizja gen. K. Kniaziewicza, która miała wyprzeć Rosjan z przedmieścia Raczeńskiego i zagrozić mostom na Dnieprze. Na przedzie szły kompanie woltyżerów, mające odepchnąć przeciwnika do przedmieścia i przygotować grunt do decydującego ataku. Doskonały przykład dała 3. kompania 2. pułku piechoty, dowodzona przez kapitana Kosińskiego. Walczyła z 6. pułkiem jegrów. Polacy bili się bardzo mężnie, do momentu, kiedy to kapitan Kosiński poległ.[22]

Nasze oddziały od tego momentu zaczęły się cofać, aż nagle jeden ze zwykłych żołnierzy nazwiskiem Wróblewski, wyskoczył przed szereg stając mężnie do boju. Ten moment dodał polskim oddziałom więcej odwagi do dalszej walki.[23]

Stopniowo następował główny atak 2. pułku piechoty, na czele z pułkownikiem Janem Krukowieckim i dowódcą brygady gen. Michałem Grabowskim. Obaj panowie nie przepadali za sobą, gdyż różniły ich poglądy w sprawach dowodzenia. Rywalizowali między sobą o to, kto jest lepszym dowódcą i odważniejszym żołnierzem. Dlatego zawsze znajdowali się na przedzie swoich oddziałów i walczyli bardzo odważnie. W pewnym momencie wśród kłębów dymu, dostrzeżono martwego generała M. Grabowskiego. Jedna kula przeszyła mu nogę, druga zaś trafiła w korpus, raniąc go śmiertelnie. Pułkownik Krukowiecki został postrzelony w rękę.[24]

Rosjanie ruszyli do kontrataku. Dowództwo przejęli Wybraniecki i Kicki, którzy zarządzili odwrót. Nie udało się zabrać zwłok gen. Grabowskiego. Aby wysiłek nie poszedł na marne gen. K. Kniaziewicz wysłał do pomocy 2. pułkowi piechoty, bataliony 8. Pułku. Ranni żołnierze mogli wycofać się na tyły, reszta 2. pułku miała czas, aby się zreorganizować.[25]

Dowodzący 8. pułkiem piechoty, Kajetan Stuart zorganizował wszystkich żołnierzy w okolicy przedmieścia Raczeńskiego i uderzył zwartym szykiem na nieprzyjaciela. Wąskie uliczki nie pozwalały wyzyskać przewagi liczebnej, jaką dysponowały oddziały polskie. Rosjanie widząc zapał Polaków do walki, rzucili trzy ,,świeże” pułki na ten odcinek. Nasi żołnierze mogli liczyć na dołączenie 12. pułku dowodzonego przez Macieja Wierzbińskiego. Dywizja generała J. Zajączka rozpoczęła natarcie w tym samym czasie co 18. dywizja. Miała zaatakować rejon bramy Nikolskiej. Nie oszczędzano żołnierzy, rozkazując wszystkim pułkom natarcie w tym samym momencie. Na lewym skrzydle atakował 15. pułk piechoty. W centrum nacierał 3. pułk piechoty, a na prawym skrzydle dywizji 16. pułk.[26]

16. dywizja musiała walczyć z oddziałami gen. Dymitra Niewierowskiego, które walczyły już drugi dzień, mimo to były bardzo trudnym przeciwnikiem. Najpierw ruszyły oddziały woltyżerów (zgodnie ze sztuką prowadzenia bitew epoki napoleońskiej), które miały wybadać teren i odrzucić rywala z zajmowanych stanowisk. Główne natarcie poprowadził niemłody już generał Zajączek, któremu zarzucano trudny charakter i kwestionowano jego umiejętności, jednak zawsze imponował postawą na placu bitwy. Szarżował na koniu, trzymając szablę w dłoni i zachęcając podkomendnych do jak największego poświęcenia.[27]

Postawa Polaków była tego dnia bardzo bojowa, gdyż każdy chciał pokazać, że opinia Napoleona o V Korpusie, jako leniwym, powolnym i mało przydatnym w boju, są mylne. Korpus księcia Poniatowskiego nie mógł dostać się pod mury miasta, ponieważ ostrzał rosyjski był zbyt silny. Dlatego generał Zajączek poprosił marszałka Davouta, aby ten użyczył mu część swojej artylerii. Ostrzał baterii pozwolił ponowić atak, który okazał się skuteczny, bo Rosjanie wycofali się z przedmieścia. Do miasta Polacy nie dotarli. Kule ugodziły gen. Zajączka. Pełniący obowiązki szefa sztabu kapitan Jan Dembiński zginął trafiony trzema kulami. Śmiertelnie ranny został również pułkownik Zakrzewski, dowódca 3. Pułku Piechoty.[28]

Pod koniec dnia polskie dywizje zostały wycofane do wąwóz, który ciągnął się wzdłuż murów. Wąwóz dawał pewną osłonę przed ogniem nieprzyjaciela. V Korpusowi nie udało się dostać do miasta, ale należy wziąć pod uwagę, że miał tylko związać siły rosyjskie, z czego wywiązał się znakomicie.

Korpus marszałka L. Davouta walczył bardzo dzielnie i dostałby się do miasta, gdyby nie interwencja oddziałów ks. Eugeniusza Wirtemberskiego w sile 6700 ludzi, którzy odrzucili Francuzów i obronili pozycję. Wkroczenie przez bramę do miasta było niemożliwe. Próby zrobienia wyłomu w murach – też nie skutkowały. Pod koniec dnia Napoleon wydał rozkaz nakierowujący armaty na miasto. Miało to zburzyć morale Rosjan, siać popłoch i wzniecać pożary.[29]

Wieczorem około godziny dziewiętnastej Francuzi przypuścili jeszcze jeden atak, który został odrzucony przez jegrów z 30. i 48. pułku. O godzinie dwudziestej drugiej walki ustały. Gen. M. Barclay de Tolly nakazał odwrót swoim wojskom na noc z 17 na 18 sierpnia. W celu zmylenia wojsk napoleońskich wysłał kilka oddziałów na siły polskie, dokładnie na 15. pułk piechoty będący pod komendą gen. Macieja Rybińskiego. Ten nie dał się zaskoczyć i odparł atak nieprzyjaciela, wkraczając jako pierwszy do Smoleńska o godz. drugiej w nocy. Dwie godziny później do miasta weszły korpusy marszałka L. Davouta i marszałka M. Neya.[30]

Kamil Chabros

Przypisy:

[1] A. Dusiewicz, Smoleńsk 1812, Warszawa 2007, s. 69.
[2] Tamże, s. 70.
[3] Tamże.
[4] Cyt. za: M. Kukiel, Dzieje oręża polskiego w epoce napoleońskiej, Poznań 1912, s. 258.
[5] Tamże, s. 75.
[6] M. Kukiel, Wojna 1812 roku, t. 1, Kraków 1937, s. 329.
[7] J. Pachoński, Generał Jan Henryk Dąbrowski 1755-1818, Warszawa 1981, s. 420.
[8] S. Askenazy, Książę Józef Poniatowski, Warszawa 1974, s. 233.
[9] Tamże
[10] Tamże, s. 234.
[11] Cyt. za: J. Skowronek, Książę Józef Poniatowski, Wrocław 1986, s. 216.
[12] J. Pachoński, Generał Jan…, s. 421-422.
[13] Tamże.
[14] Tamże, s. 423.
[15] Tamże.
[16] A. Dusiewicz, Smoleńsk…, s. 91.
[17] J. Skowronek, Książę Józef…, s. 221.
[18] J. Jaszowski, Pamiętnik dowódcy rakietników konnych, Warszawa 1968, s. 61.
[19] A. Dusiewicz, Smoleńsk…, s. 131.
[20] Tamże.
[21] Tamże, s. 141.
[22] Tamże, s. 149.
[23] Tamże.
[24] Tamże, s. 166.
[25] G. Zych, Armia Księstwa Warszawskiego 1807-1812, Warszawa 1961, s. 300.
[26] Tamże.
[27] Tamże, s. 302.
[28] A. Dusiewicz, Smoleńsk…, s. 170-171.
[29] . Tamże, s. 182.
[30] Tamże.

Bibliografia:

Wspomnienia:

Jaszowski J., Pamiętnik dowódcy rakietników konnych, Warszawa 1968.

Opracowania:

Askenazy S., Książę Józef Poniatowski, Warszawa 1974.

Dusiewicz A., Smoleńsk 1812, Warszawa 2007.

Kukiel M., Dzieje oręża polskiego w epoce napoleońskiej, Poznań 1912.

Kukiel M., Wojna 1812 roku, Kraków 1937.

Pachoński J., Generał Jan Henryk Dąbrowski 1755-1818, Warszawa 1981.

Skowronek J., Książę Józef Poniatowski, Wrocław 1986.

Zych G., Armia Księstwa Warszawskiego 1807-1812, Warszawa 1961.

One Comment

  1. Pingback: Marsz V Korpusu Wielkiej Armii na Smoleńsk w 1812 roku | ThePolandTimes.com – Polskie media w USA i Kanadzie

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*