Polscy komuniści wobec wydarzeń września 1939 roku

Polscy komuniści wobec wydarzeń września 1939 roku

W międzywojennej Polsce byli postrzegani najczęściej jako sowieckie marionetki i zdrajcy. Z dystansem odnosili się do nich także nawet radzieccy współtowarzysze. Jaką postawę przyjęli polscy komuniści wobec wydarzeń września 1939 roku? I jak zareagowali na sowiecki atak kilkanaście dni później?

Ciężki żywot komunisty

Komuniści w międzywojennej Polsce – delikatnie mówiąc – nie cieszyli się dobrą opinią. Zarówno przez władze, jak i większość społeczeństwa uznawani byli za sowiecką agenturę i wywrotowców. W sierpniu 1937 roku w Związku Radzieckim rozpoczęła się tzw. operacja polska, która doprowadziła do eksterminacji większości Polaków, którzy mieli nieszczęście znajdować się po sowieckiej stronie granicy.

Bezpośrednio wymordowano co najmniej 110 000 osób, drugie tyle zostało zesłanych na Syberię i stepy Kazachstanu – nietrudno dziwić się, że historycy i socjologowie uważają operacją polską za ludobójstwo. Niejako rykoszetem ucierpiała w 1938 roku Komunistyczna Partia Polski – została ona rozwiązana przez swoich radzieckich protektorów, a jej działaczy wezwano do Moskwy i tam większość z nich – około 2500 osób – zamordowano.

Przeżyli nieliczni, w przeważającej mierze ci, którzy odsiadywali wyroki za działalność sabotażową przeciwko odrodzonej Polsce, działania wywrotowe, szpiegostwo na rzecz ZSRR, w polskich więzieniach, np. Władysław Gomułka czy Bolesław Bierut. Jak wyglądał ich stosunek do zmowy Hitlera ze Stalinem? Jak zachowali się polscy komuniści wobec wydarzeń września 1939 roku?

Ostatnie dni przed wojną

Mimo cenzury, do komunistów, którzy w różnych miejscach odsiadywali wyroki za swoją działalność polityczną, docierały w pewnym stopniu informacje o napiętej sytuacji w Europie i o burzy, jaka ze strony III Rzeszy nadciągała nad Polskę. We wspomnieniach odnajdujemy informacje o spontanicznie organizowanych przez więźniów zbiórkach na rzecz choćby Funduszu Obrony Narodowej.

Osadzeni komuniści mieli przekazywać nie tylko pozostałe im skromne fundusze i biżuterię, ale także (albo przede wszystkim) deklaracje o gotowości do podjęcia walki zbrojnej, jeśli wymagać będzie tego sytuacja. Jednak owe deklaracje były ignorowane, o czym niedługo później, jeszcze nie raz, przekonali się polscy komuniści.

Informacje dotyczące podpisanego paktu Ribbentrop-Mołotow przyjęli z – jak wspominał Gomułka [cyt. za Albinem Głowackim] – wielkim poruszeniem. W wąskich gronach próbowali na różne sposoby tłumaczyć sobie tę sytuację – najczęściej jako próbę bronienia się przez Związek Radziecki przed samotną wojną z Niemcami, do której Hitlera podżegać miały zachodnie mocarstwa.

Jakub Berman, wysoko postawiony członek KPP, twierdził wtedy, że pakt ów został zawarty tylko po to, by jak najdłużej zachować pokój i jest tylko swoistym kompromisem. Czy można było się jednak spodziewać innej reakcji od osób, które przez lata karmione propagandą święcie wierzyły, że polityka prowadzona przez bolszewików jest bezbłędna?

Że ta polityka, która parła do rozpętania światowej rewolucji, zniesienia podziałów i klas może być mylna?

I wreszcie czy można było spodziewać się innej reakcji od osób, które będąc za więziennymi murami nie wiedziały przecież, co stało się z ich współtowarzyszami zaproszonymi do ZSRR i że swoje życie zawdzięczają tylko politycznym prześladowaniom sanacyjnego rządu, z którym walczyli?

Wrogi element idzie kopać rowy

Agresja niemiecka przyniosła polskim komunistom – w związku z de facto upadkiem wielu instytucji państwa polskiego (wprost wspominali oni o ucieczce z niestrzeżonych więzień pod nieobecność strażników zaangażowanych w obronę kraju) – fizyczną wolność, ale z pewnością nie poczucie bezpieczeństwa.

Zdawali sobie sprawę, że jeśli zostaną rozpracowani przez Niemców, mogą nawet najpewniej pożegnać się z życiem. Część znów zaczęła ponawiać swoje deklaracje o chęci zaciągu do wojska, lecz i tym razem na tym się kończyło – przedstawiciele lokalnych władz albo nie chcieli zaufać wrogiemu elementowi, albo same już zdążyły się ewakuować.

W tej sytuacji również komuniści rozpoczęli podróż w kierunku wschodnim – do swoich rodzin lub do przygotowującej się do ostatecznego starcia stolicy. W oblężonej Warszawie ponownie próbowali zasilić szeregi wojska, a komu po raz kolejny, z różnych przyczyn się to nie udawało, to – przytaczając działaczkę KPP Jadwigę Ludwińską – [brał] za łopatę i włączał się do kopania rowów.

Komuniści współorganizowali bataliony pracy i w ramach tych grup kopali rowy przeciwczołgowe, wznosili barykady, umocnienia, brali również czynny udział w działalności Komitetów Obrony Przeciwlotniczej. Nie ulega wątpliwości, że wobec nazistowskiej nawały zdecydowana większość odsunęła chwilowo na bok polityczne spory i wspólnie podjęła się trudu obrony zagrożonego państwa.

Trudno stwierdzić, co bardziej kierowało byłymi członkami KPP – czy strach przed tym, co mogą im zrobić hitlerowcy, gdy dowiedzą się o ich przeszłości, czy ideologiczna wrogość do faszyzmu.

Polscy komuniści wobec wydarzeń września 1939 roku. Ku ostoi międzynarodowego proletariatu – pierwsze działania na terenie ZSRR

„Wbicie noża w plecy” przez Armię Czerwoną 17 września było dla komunistów polskich – cytując Gomułkę – prawdziwym szokiem. Jeśli to prawda, to większość z nich, podobnie jak reszta narodu, w pierwszej chwili myślała, że „bratni” Związek Radziecki przychodzi Polsce z pomocą, by odciążyć w walce skrwawiony polski lud. Różne refleksje przyszły później.

Już w pierwszej połowie września rozpoczął się exodus komunistów z Polski (tj. terenów zajmowanych i okupowanych przez Niemców) na ziemie, gdzie wkroczyli już czerwonoarmiści (tj. Zachodniej Ukrainy i Białorusi). Robiono to z tych samych powodów, dla których rozpoczęto walkę z Niemcami.

U jednych wygrał instynkt przetrwania, gdy zdali sobie sprawę, że pozostawanie w kraju, w którym zaprowadza swoje rządy hitlerowski okupant staje się zbyt niebezpieczne, drudzy z kolei w ucieczce do ZSRR widzieli tak bardzo upragnioną możliwość znalezienia się w proletariackim raju.

Widziałem w Związku Radzieckim ostoję międzynarodowego proletariatu, przewodnika i czołową siłę klasy robotniczej mas pracujących w walce o zwycięstwo socjalizmu. Toteż przekroczenie Bugu […] napawało mnie głębokim zadowoleniem, a nawet uczuciem radości po tym wszystkim, co przeżyłem w oblężonej Warszawie – przyznawał po latach Gomułka. Znaleźliśmy się na wolnej ziemi […], [będziemy] mogli przystąpić do przebudowy życia na radziecki ład, o czym przecież zawsze marzyli[śmy] – komentowała Felicja Kalicka.

Choć pewnie inaczej wyobrażali sobie budowę jednego socjalistycznego państwa, to nadchodząca klęska Polski stała się poniekąd spełnieniem marzeń o nadchodzącym socjalizmie. 

O przychylność radzieckich towarzyszy

Jakże bardzo upokarzająca okazała się dla nich rzeczywistość. Radzieccy działacze widzieli w polskich odpowiednikach najczęściej nadal prowokatorów. Pochodzili przecież z partii, która została oficjalnie rozwiązana przez Komintern (międzynarodową sterowaną z Moskwy organizację kontrolującą do 1943 roku partie komunistyczne).

Stąd podchodzono do nich z dużą dozą niepewności i nieufności. Ciążyło na nich piętno wrogów władzy radzieckiej, które źródło miało jeszcze w okresie wielkiej czystki. Mimo to, polscy działacze, chcąc zaskarbić sobie przychylność współtowarzyszy, rozpoczęli szeroką działalność społeczną – aktywnie włączyli się w proces ustanawiania i utrwalania okupacyjnych władz.

Rozbrajali polskich policjantów, czerwonoarmistów przyjmowali serdecznie tworząc słynne bramy triumfalne. Angażowali się w charakterze kierowników lub członków tymczasowych komitetów rewolucyjnych, współorganizowali Gwardię Robotniczą i milicję, przeprowadzali podział majątków ziemiańskich, pracowali jako tłumacze.

To oni byli również agitatorami i mężami zaufania w okresie fikcyjnych, sfałszowanych „wyborów” do zgromadzeń ludowych na Zachodniej Ukrainie i Zachodniej Białorusi. Dzięki tym działaniom dystans do polskich działaczy nieco się zmniejszył.

Jednak naprawdę potrzebni (chociaż i tutaj w nie takim stopniu, jak by tego chcieli) stali się dopiero wtedy, gdy coraz bardziej zaczynał się rysować na horyzoncie konflikt sowiecko-niemiecki i sojusz ZSRR z Zachodem. To swoiste odrzucenie komuniści przeżyli mocno – znów przytaczając towarzysza „Wiesława” – ubezwłasnowolnieni, mogli żyć tylko w cieniu i z łaski władzy radzieckiej […], było to wprost upokarzające.

Ostatecznie władze radzieckie zadbały o zatrudnienie polskich działaczy. Znaleźli oni prace w niższych szczeblach administracji, dostawali posady w systemie kultury, oświaty, propagandy, ich teksty można było czytać w prasie i wydawnictwach lub słuchać
w rozgłośniach radiowych. Co niektórzy tylko zostali postawieni na stanowiskach kierowniczych w fabrykach bądź przedsiębiorstwach.

Ale czy były to kariery, o jakich marzyła większość z nich przekraczając granice? Mało prawdopodobne. Stali się oni tylko pionkami, które miały utwierdzać zaprowadzony już sowiecki system rządów. Wszystkie wyżej eksponowane stanowiska były dla nich niedostępne. Te bowiem przypadły w przydziale zaufanym kadrom, które na byłe polskie tereny przybyły ze Wschodu. Kadrom, którym niepotrzebna była już znajomość języka polskiego.

Polscy komuniści wobec wydarzeń września 1939 roku. Usprawiedliwić czy potępić?

Żadne dzienniki, wspomnienia, nawet zdjęcia czy filmy nie ukażą okropieństw
i brutalności wojny. Nikt z nas nie zna wszystkich myśli i refleksji ludzi, którym przyszło
w tym tragicznym czasie. Czy więc ja – osoba, która na szczęście nigdy nie doświadczyła tej grozy – ma moralne prawo dokonywać oceny tych osób i ich działań?

Dzisiejsza polityka niezwykle surowo obchodzi się z komunistami. W ich szeregach na pewno znajdowały się osoby, które swoją działalność podporządkowały karierze, możliwości awansu materialnego, czy społecznego.

Ale to nie oznacza, że nie było tam i osób ideowych, które w komunizmie naprawdę widziały (choć nam dziś wydaje się to niezwykle naiwne) możliwość budowy lepszego, bezklasowego, sprawiedliwego świata. Były wśród nich osoby, które podejmowały współpracę z okupantem tylko i wyłącznie dla korzyści majątkowych, ale i tacy, którzy robili to z obawy o własne życie.

To prawda, że mogli zachować się z honorem, tak jak wielu polskich żołnierzy i cywili, którzy woleli wybrać śmierć, niż kolaborację. Ale czy z drugiej strony jesteśmy pewni, jak my postąpilibyśmy w takich, a nie innych okolicznościach?

Bardzo daleki jestem od usprawiedliwiania i wybielania występków (stanowczo to podkreślam), bo wszyscy wiemy, co przyniósł Polsce prawie półwieczny sojusz z bratnim Związkiem Radzieckim i ile krzywd Polacy doznali w czasie wojny.

Trudno solidaryzować się z działaczami KPP wiedząc, że oskarżenia wobec nich o działalność na szkodę państwa polskiego najczęściej były uzasadnione. Ale nie czuję się też upoważniony do tego, by wrzucić wszystkich do jednego worka i jednoznacznie potępić. Każdy przypadek trzeba rozpatrywać indywidualnie.

Z pewnością są to tematy trudne, które wymagają od historyków wiele szczegółowych analiz i refleksji.


Bibliografia

  • Cimek Henryk, Komuniści, Polska, Stalin. 1918–1939, Białystok 1990.
  • Głowacki Albin, Komuniści w obliczu nowej rzeczywistości (agresja hitlerowska i sowiecka na Polskę), w: Komuniści w międzywojennej Warszawie, red. Elżbieta Kowalczyk, Warszawa 2014.
  • Gomułka Władysław, Pamiętniki. Tom II, Warszawa 1994.
  • Werblan Andrzej, Władysław Gomułka. Sekretarz generalny PPR, Warszawa 1988.

Fot. Żołnierze Armii Czerwonej wkraczający do Polski 17 września 1939 roku, źródło: Wikimedia Commons

Comments are closed.