Norman Davies, Szlak nadziei. Armia Andersa. Marsz przez trzy kontynenty
Z pewnością należy powiedzieć, że Szlak nadziei, to książka napisana z wielkim rozmachem. Świadczy o tym chociażby to, iż autor, którym jest znany i ceniony w Polsce brytyjski historyk Norman Davies udał się w podróż szlakami, jakimi przeszło siedem dziesięcioleci temu maszerowali żołnierze Andersa.
Armia Andersa czy też właściwie Polskie Siły Zbrojne w ZSRR, a następnie Polskie Siły Zbrojne na Zachodzie, to nie tylko historia formacji wojskowej, która wsławiła się podczas wielu bitew II wojny światowej, ale także los tysięcy naszych rodaków. Również kobiet, dzieci i starców chcących uciec przed represjami stosowanymi przez komunistów.
Klęski Sowietów na początku niemieckiej operacji Barbarossa zmusiły ich do szukania sojuszników, stąd też wydana 12 sierpnia 1941 roku „amnestia” na mocy, której wszyscy więzieni Polacy mieli zostać wypuszczeni. Co ciekawe autor sugeruje, że haniebne określenie „amnestia” (amnestia – jednorazowe darowanie lub złagodzenie prawomocnie orzeczonych kar lub środków karnych za popełnione przestępstwa lub wykroczenia określonego rodzaju poprzez wydania aktu prawnego) wynikało nie z sowieckich nacisków, ale zaniedbań polskich urzędników. Autor podaje tutaj świadectwo Józefa Retingera, sekretarza Sikorskiego.
Pamiętać należy również, że wspomniana „amnestia” była różnie respektowana, niektórych wcale nie zwolniono z gułagów, innym utrudniano dotarcie do miejsca koncentracji polskich sił. Jednak należy tutaj pochwalić polskie zdolności do improwizacji. Świetnym przykładem tego jest historia Anny Giedroyciowej i jej dzieci, którym odmawiano pieczątki przejazdowej.
Wtedy nagle zjawił się jakiś polski sierżant w brytyjskim mundurze z zapytaniem, czy może nam jakoś pomóc. Nie pamiętam jego nazwiska, ale chcę oddać sprawiedliwość jego talentowi rzeźbiarskiemu. Usłyszawszy naszą historię, nie okazał zaskoczenia, lecz wyjął kartofel (naprawdę) i wyciął w nim replikę pieczęci, którą musiała być opatrzona przepustka. Rezultat był nienaganny. Opieczętował nasze bilety, nagryzmolił na nich podpisy i powiedział do mojej matki: Ukryte drzwi do Taszkientu są otwarte.
Niestety nie wszyscy mieli tyle szczęścia, dla tych pechowców, którzy „nie zdążyli na Andersa” powstawała nowa armia podporządkowana ZSRR, na czele z Zygmuntem Berlingiem, ale to już zupełnie inna historia.
Ważniejszym z punktów długiej wędrówki Armii Andersa była Isfahan – miasto polskich dzieci. To tutaj przeszło 3-4 tysiące polskich dzieci i nauczycieli zakończyło swój długi marsz z ZSRR. Wielu „smutnych ludzi” jak nazywali Irańczycy Polaków nigdy nie wróci już do Ojczyzny.
Historia sił polskich przemierzających trzy kontynenty, to także historia chyba najbardziej znanego niedźwiedzia, żołnierza – Wojtka. Kupiony na targu w Hamadanie (Iran) przez Panią Borkowicz mały miś, miał być traktowany niczym domowy psiak. Szybko jednak rósł i opieka nad nim w domowych warunkach stała się niemożliwa. Niedźwiadek został wtedy oddany do wojskowych baraków i co ciekawe z powodu brytyjskiej niechęci, co do przewiezienia go jako ładunku do Włoch, został oficjalnie zrekrutowany do polskiej armii. Nadano mu urzędowy numer, dowód identyfikacyjny i plakietkę. Wojtek do Włoch popłynął jako szeregowy polskiej armii.
1334 dni wędrówki, 120 000 ludzi i 12 500 km to liczby najlepiej charakteryzujące Armię Andersa. Smutnym faktem pozostaje to, że mimo ich oddania i walki o wolność Ojczyzny większość z nich nigdy tego faktu nie doczekała i kraju przodków nie ujrzała już nigdy. Niechciani, ostatecznie odnaleźli dom w Wielkiej Brytanii, która nie potraktowała ich jako sprzymierzeńców wobec, których ma się dług wdzięczności. Przez długi czas traktowani jako obywatele drugiej kategorii, musieli walczyć o swój byt.
O tym wszystkim mówi rzeczona książka Szlak nadziei. Z pewnością wśród miłośników historii Norman Davies jest postacią znaną i nie trzeba go przedstawiać. Zapewne to właśnie stosunek do autora będzie głównym wyznacznikiem chęci zapoznania się z losami żołnierzy Armii Andersa, którą to również polecam.
Ocena recenzenta: 5/6
Mariusz Sioch