Wojna o… ucho, czyli rywalizacja angielsko-hiszpańskia

Czy hegemonia Wielkiej Brytanii na morzach i oceanach w XVIII wieku była niezagrożona? Czy Hiszpanie faktycznie dzierżyli władzę w Ameryce Południowej tak mocno, że nikt nie mógł im zagrozić? Kto stał się inspiracją dla popkulturowego wizerunku pirata, z opaską na oku, hakiem zamiast ręki, kuśtykającego po pokładzie z drewnianą nogą? No i czy rzeczywiście wojna mogła wybuchnąć z powodu odciętego ucha?

Hiszpański galeon z XVI w. w trakcie ostrzału
Fot. Wikimedia Commons

Dla kogoś, kto naukę historii zakończył na poziomie oferowanym przez polską szkołę, odkrycia geograficzne oraz konflikty kolonialne wyglądają dość prosto. Najpierw Kolumb odkrył Amerykę, później konkwistadorzy błyskawicznie opanowali całą dzisiejszą Amerykę Łacińską i stworzyli hiszpańskie imperium kolonialne. Natomiast ich panowanie na morzach zakończył nieudany rajd Wielkiej Armady w 1588 roku. Od tego czasu, historia morska i kolonialna Anglii to pasmo sukcesów (o czym świadczą rajdy owianych sławą korsarzy angielskich) na chwilę powstrzymane może tylko przez wojnę o niepodległość Stanów Zjednoczonych.

Jednak prawda jest inna i jak to zwykle bywa, bardziej złożona. Hiszpańska walka o podporządkowanie sobie Ameryki Południowej i Środkowej trwała przez wiele dekad i ich posiadłości zawsze były zagrożone – tak buntem ludności tubylczej, jak i interwencją innych państw europejskich. Natomiast wykorzystywanie przez Anglików korsarzy i rajdy na Srebrną Flotę oraz kolonie Hiszpanii czy Portugalii świadczyły raczej o słabości ich marynarki, gdyż kraj ten musiał imać się różnych, niestandardowych metod, by konkurować z państwami iberyjskimi. Dopiero w drugiej połowie XVII w. Anglia mogła zacząć przeciwstawiać się potędze floty hiszpańskiej, francuskiej czy holenderskiej.

Zmagania angielsko-hiszpańskie o dominację nad morzami i oceanami trwały od XVI do XVIII wieku, jedynie okresowo przerywane, gdy interes obu państw był zbieżny – np. gdy w siłę rosła Francja lub Holandia. Choć po wojnie o sukcesję hiszpańską przewaga na wodach osiągnęła Wielka Brytania (utworzona w wyniku Unii Anglii i Szkocji w 1707 roku), to jednak nie oznaczało to, że pozycja wyspiarzy na szlakach morskich była niezagrożona.

Burbonowie na habsburskim tronie

Jednym z najważniejszych wydarzeń w historii Hiszpanii była wojna o sukcesję hiszpańską, tocząca się od 1701 do 1714 roku. Bezpośrednią przyczyną jej wybuchu był spór o tron, który rozgorzał jeszcze przed śmiercią Karola II, gdyż władca ten nie doczekał się potomstwa. Swoje żądania do schedy po hiszpańskiej linii Habsburgów wysuwali zarówno austriaccy kuzyni (w osobie arcyksięcia Karola, młodszego syna cesarza Leopolda), jak i Burbonowie (początkowo w imieniu delfina Ludwika, a później jego syna – Filipa). Pośrednio jednak konflikt był reakcją na mocarstwowe ambicje Króla Słońce i próbę dominacji Francji na kontynencie europejskim. Karol II, wyznaczając Filipa Burbona na króla Hiszpanii w 1700 roku, miał nadzieję, że dzięki jego potędze, Francja będzie w stanie utrzymać hiszpańskie imperium w całości – jego podziału bowiem żądały wszystkie inne liczące się państwa europejskie[1].

Filip V Hiszpański
Fot. Wikimedia Commons

Choć Filip ostatecznie zachował tron w Madrycie, ciężko uznać, że Burbonowie zwyciężyli w tej wojnie. Potęga Francji została złamana, a hiszpańskie posiadłości w Europie rozparcelowane. Południowe Niderlandy otrzymali Habsburgowie austriaccy, podobnie jak Mediolan, Neapol i Sardynię. Sycylia przypadła w udziale Sabaudii. Tym samym zakończyło się dwustuletnie panowanie Hiszpanii nad półwyspem Apenińskim. Zwycięzcą była także Wielka Brytania, która uzyskała przyczółki nad Morzem Śródziemnym, zajmując strategiczny Gibraltar oraz Minorkę, a także uzyskując Asiento de negros – prawo do przywozu afrykańskich niewolników do kolonii hiszpańskich w liczbie do 4800 rocznie oraz Navio de permiso – prawo do handlu z koloniami hiszpańskimi poprzez porty w Portobelo i Veracruz za pośrednictwem jednego okrętu rocznie o wyporności do 500 ton. Oba te prawa nie tylko łamały monopol Madrytu na handel ze swoimi koloniami, ale też dawały Anglikom ogromną sposobność do nadużyć, z czego wyspiarze mieli w przyszłości korzystać[2].

Jednak trzeba zauważyć, że kolosalny rozmiar katastrofy, jaki dotknął Hiszpanię, miał też swoje pozytywne konsekwencje. Choć Burbonowie kontynuowali swoje próby odzyskania kontroli nad Italią (co ostatecznie, częściowo, się im udało), to jednak zmusiło to rząd hiszpański do skoncentrowania się na swoich posiadłościach amerykańskich, które do tej pory były przez nich w dużym stopniu zaniedbywane. Ponadto katastrofalny stan floty nie mógł już być dłużej ignorowany.

Bitwa pod Malagą – rok 1704
Fot. Wikimedia Commons

Do tej pory hiszpańska marynarka wojenna nie stanowiła monolitu. Jej okręty były wystawiane przez króla, poszczególne części składowe imperium, miasta a nawet prywatne osoby. Potrzeba reformy tego systemu była dla francuskich doradców Filipa, przywykłych do scentralizowanego systemu zarządzania i zaopatrzenia armii i floty, nad wyraz widoczna. Zaraz po wojnie, w 1714 roku, król zreformował administrację królestwa, ustanawiając 5 ministerstw (secretaria) na czele z sekretarzami stanu – jednym z nich było ministerstwo wojny i marynarki.

Guardacostas

Prawa, jakie zostały zagwarantowane kupcom brytyjskim, nie cieszyły się popularnością wśród Hiszpanów. W 1720 roku Asiento oraz Navio zostały scedowane przez króla na Kompanię Mórz Południowych. Handel ten nie był jednak dość lukratywny dla Kompanii, dlatego też jej statki zaczęły wykorzystywać swoje uprawnienia do przemycania kontrabandy na teren hiszpańskiej Ameryki. Dość szybko za Kompanią podobnym procederem zaczęli się trudnić inni kupcy. Powiększało to czarny rynek w koloniach hiszpańskich i uszczupliło dochody skarbu królewskiego[3].

José Patino (1666-1736)
Fot. Wikimedia Commons

Gdy w 1726 José Patino został sekretarzem do spraw marynarki i Indii (kolonii), sprawa powstrzymania angielskich (i nie tylko) przemytników stała się paląca. Kwestie kolonii oraz posiadłości brytyjskich nad Morzem Śródziemnym doprowadziły zresztą do krótkotrwałego i lokalnego konfliktu między oboma krajami, trwającego od 1727 do 1729 roku. Całość działań wojennych ograniczyła się do dwóch nieudanych operacji wojskowych – brytyjskiej blokady Portobelo oraz hiszpańskiego oblężenia Gibraltaru.

 W 1728 roku sekretarz Patino sformował flotę, która miała za zadanie patrolować wybrzeża Ameryki Łacińskiej. Liczono na to, że powstrzymując przemyt, zwiąże się ekonomicznie kolonie z metropolią. Straż wybrzeża (Guardacostas) liczyła około 40 okrętów. Podpisując traktat sewilski, kończący wojnę w 1729 roku, zachowano status quo. Brytyjczycy zgodzili się jednak, by ich statki, pływające na wodach terytorialnych Hiszpanii, mogły być kontrolowane przez Straż w poszukiwaniu kontrabandy. Anglicy oraz Holendrzy szybko zaczęli narzekać na utrudnienia, jakie kapitanowie guardacostas czynili względem ich legalnego handlu[4].

Działając daleko od czujnych oczu administracji królewskiej, wielu kapitanów Straży zamieniało się w kaprów, którzy korzystając z królewskich upoważnień napadali i rabowali inne statki, nie ograniczając się ani do jednostek przemytników, ani nawet do cudzoziemców. Według danych rządu brytyjskiego, do 1731 roku około 180 statków brytyjskich zostało bezprawnie skonfiskowanych albo obrabowanych przez guardacostas[5].

Omawiając ten temat, warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden szczegół. Choć dominuje przekonanie, powtarzane za hiszpańskimi kronikarzami, że to cudzoziemcy zrujnowali gospodarkę Ameryki Łacińskiej i czerpali krocie na nielegalnym handlu, to wypada przeanalizować, jakie towary przemycano do kolonii. Były to często artykuły pierwszej potrzeby, takie jak zastawy stołowe i sztućce, garnki, patelnie, świece, zamki, meble, papier, mydło, lekarstwa czy książki. Przemycano również broń, szczególnie palną. Pokazuje to, że przemyt przyczyniał się również do rozwoju gospodarczego tych ziem, a winę za rozwój tego nielegalnego procederu ponosiła fatalna sytuacja gospodarcza i polityka Hiszpanii. Metropolia bowiem nie była w stanie, we własnym zakresie, dostatecznie zaopatrzyć kolonii w niezbędne towary[6]. Winę ponosili również skorumpowani urzędnicy hiszpańscy, którzy czerpali duże profity z nielegalnego handlu prowadzonego przez Brytyjczyków i Holendrów[7].

Robert Hunter, gubernator Jamajki w latach 1728-1734
Fot. Wikimedia Commons

Nie zmienia to jednak faktu, że skupiony wokół brytyjskiej Jamajki przemyt stał się podstawą ekonomii tej wyspy. Szmuglerzy korzystali z cichego przyzwolenia jej gubernatorów na nielegalną działalność. Do tego dochodziły też inne kwestie sporne, które wpływały na wzajemne relacje, takie jak nielegalne wyprawy Brytyjczyków do Meksyku i Belize po drzewo kampeszowe, którego używano do pozyskiwania barwników, czy też kwestia osadnictwa na pograniczu hiszpańskiej Florydy i Georgii. Wszystkie te czynniki prowadziły do dalszych tarć i eskalacji wzajemnej wrogości.

 Ucho kapitana Jenkinsa

W marcu 1738 roku walijski kupiec i przemytnik, kapitan Robert Jenkins, zeznawał przed parlamentem brytyjskim w sprawie incydentu sprzed siedmiu lat. W 1731 roku jego okręt miał zostać zatrzymany przez Straż przybrzeżną, splądrowany, natomiast on sam przywiązany do masztu i pozbawiony ucha (przy czym inna relacja mówiła o pojedynku stoczonym między nim a kapitanem hiszpańskiej jednostki, na skutek której Jenkins miał stracić małżowinę). Jak mówi legenda, na dowód prawdziwości swoich słów (a być może by wzmocnić swój przekaz), Jenkins miał pokazać parlamentarzystom naczynie z zakonserwowanym uchem.

Robert Jenkins pokazujący premierowi Walpolowi odcięte ucho
Fot. Wikimedia Commons

Gdy zapytano go, co zrobił po incydencie, oznajmił że powierzył duszę Bogu, a swoją sprawę ojczyźnie. Przemówienie to wywołało patriotyczny zryw w całym kraju i wzmogło antyhiszpański resentyment[8].

Brytyjski ambasador przy madryckim dworze, Benjamin Keen, został zobowiązany do wynegocjowania odszkodowania za straty, które poniosła brytyjska żegluga przez nielegalną działalność guardacostas. Co prawda udało się wynegocjować konwencje w Pardo, która jednak, jak się okazało, nie rozwiązywała żadnego problemu. Kwoty bowiem, które zgodziła się zapłacić Hiszpania, odpowiadały sumie, jakiej Hiszpania domagała się od Wielkiej Brytanii za zatopienie jej floty pod Passaro. W trakcie wojny Hiszpanii z czwórprzymierzem (1717-1720) brytyjska flota operowała na Morzu Śródziemnym, a jej celem było powstrzymanie Hiszpanów przed desantem we Włoszech. Swoje roszczenia Madryt opierał na tym, że w momencie bitwy morskiej pod Passaro oba kraje nie znajdowały się jeszcze oficjalnie w stanie wojny.

Klęska negocjacji w Pardo przekonała parlament i społeczeństwo brytyjskie, że wojna jest nieunikniona. Nastroje starał się tonować premier Robert Walpole, który dostrzegał, jak bardzo wojna nie leży w brytyjskim interesie.

[…] Wydaje się, że prawie każdy kraj europejski posiada obecnie większe udziały w ładunkach przewożonych przez hiszpańskie srebrne statki i galeony, niż ma je sama Hiszpania. […] To prawda, że wszystkie te bogactwa są przewożone pod firmą Hiszpanii, ale ona sama służy tylko za kanał, który są później rozprowadzane po całej Europie[9].

Premier usilnie starał się przekonać posłów, że atak na Hiszpanie jest w rzeczywistości atakiem na interesy brytyjskie, gdyż Wielka Brytania osiąga zdecydowanie więcej zysków z kolonii hiszpańskich niż sam Madryt[10]. Analizując sytuację gospodarczą w I połowie XVIII w. można z łatwością zauważyć, że Brytyjczycy kontrolowali większość hiszpańskich rynków, natomiast Hiszpania oraz jej dawne europejskie posiadłości nad Morzem Śródziemnym przyjmowały nawet trzy czwarte towarów, które były przez wyspiarzy eksportowane do krajów europejskich.

Jednak Walpole nie był już w stanie opanować histerii wojennej, która rozszalała się po kraju. W lipcu 1739 roku wysłano admirała Vernona, który miał wzmocnić siły brytyjskie na Morzu Karaibskim. Jego głównym celem było wsparcie Jamajki oraz rozpoczęcie ataków na pozycje hiszpańskie w Ameryce, a przede wszystkim zdobycie informacji na temat sił hiszpańskich w regionie. Król Jerzy II wypowiedział Hiszpanii wojnę 19 października 1739, czemu towarzyszyło bicie w dzwony oraz powszechna radość tłumów, gromadzących się na ulicach stolicy. Walpole miał powiedzieć wtedy, że ludzie biją w dzwony, a niedługo będą załamywali ręce[11]. W liście do jednego ze swoim ministrów napisał wprost: To wasza wojna i życzę wam, żebyście się dobrze bawili.

Robert Walpole, pierwszy lord skarbu (premier) w latach 1721-1742
Fot. Wikimedia Commons

Cartagena de Indias

Celem brytyjskiej marynarki było opanowanie najważniejszych portów hiszpańskich nad Morzem Karaibskim. Cały system handlu opierał się wokół kilku portów, z których najważniejszymi były Veracruz, Portobelo, Cartagena oraz przede wszystkim – Hawana. Już w listopadzie Vernon obległ i zdobył słabo bronione Portobelo, co w Londynie wywołało ogromny entuzjazm i tylko umocniło przekonanie o słuszności prowadzonego konfliktu. Jednak dowódca dysponował zaledwie 6 okrętami oraz 4000 ludzi, co nie pozwoliło mu na osiągnięcie żadnego trwałego celu. Fortyfikacje Portobelo zostały rozebrane, a sam admirał wycofał się, biorąc ze sobą kilka pojmanych hiszpańskich statków.

Na wiosnę Vernon wrócił na Karaiby z dużo silniejszą flotą, której celem były twierdze San Lorenzo de Chagres, Cartagena oraz oczywiście Hawana[12]. Jeszcze w marcu testowo zaatakował fortyfikacje Cartageny, a następnie wycofał się, by zniszczyć Chagres. W międzyczasie siły kolonistów z Georgii zaatakowały Florydę, zdobywając kilka pomniejszych fortów, a następnie wycofując się na północ.

Admirał Blas de Lezo, dowódca obrony Cartageny (1689-1741)
Fot. Wikimedia Commons

Zdając sobie sprawę, że ewentualna utrata stolicy Kuby oznaczałaby katastrofę, Filip V nakazał wysłanie silnej eskadry składającej się z 14 okrętów liniowych oraz dwóch tysięcy żołnierzy na największą wyspę Karaibów. Jednak przypadek chciał, że problemy jakie spotkały eskadrę po drodze, zmusiły ją do schronienia się w Cartagenie. W tym samym czasie Francja, sojusznik Hiszpanii, rozpoczęła działania mające na celu wzmocnienie sił hiszpańskich w Ameryce. Ze względu na warunki pogodowe, Vernon od kwietnia do listopada musiał ograniczyć się jedynie do mniejszych ataków na statki i słabiej uzbrojone forty. Oczekiwał również na przybycie posiłków z Anglii.

Te opóźniały się na skutek pogody oraz śmierci Lorda Cathcarta, który dowodził siłami brytyjskimi. Ostatecznie w styczniu 1741 roku udało się Vernonowi zgromadzić w Port Royal silną flotę, składającą się z trzydziestu okrętów liniowych, około dwudziestu fregat oraz ponad stu transportowców i mniejszych jednostek. Prócz czterech tysięcy ludzi, jakich admirał miał już pod swoim dowództwem oraz czterech tysięcy żołnierzy, którzy przypłynęli z Anglii, ekspedycja została również wzmocniona prawie czterema tysiącami żołnierzy z amerykańskich kolonii, osłabionych jednak przez choroby nękające ich po drodze[13].

Pierwszym celem, jakiego podjęła się ta flota, było zaatakowanie eskadry francuskiej, stacjonującej na Martynice. Jednak po przybyciu tam w połowie lutego okazało się, że Francuzi ze względu na problemy aprowizacyjne opuścili Karaiby dwa tygodnie wcześniej. Następnie brytyjski dowódca został poinformowany, że admirał de Torres odpłynął z Cartageny do Hawany z większością swojej floty, z którą przybył tam pół roku wcześniej. Tej okazji Vernon nie chciał zmarnować.

Atak na Cartagenę rozpoczął się 4 marca 1741 roku. Obrona miasta dwunastotysięcznej armii angielskiej mogła przeciwstawić jedynie około dwóch i pół tysiąca żołnierzy oraz lokalnej milicji, pół tysiąca tubylców (uzbrojonych przeważnie w łuki) oraz 6 okrętów liniowych. Dowództwo obrony miasta objęli wicekról Nowej Grenady Sebastian de Eslava oraz admirał Blaz de Lezo.

Całkiem możliwe, że współczesny obraz pirata zawdzięczamy właśnie temu ostatniemu, pochodzącemu z dzisiejszego Kraju Basków, dowódcy. W trakcie wojny o sukcesję hiszpańską służył on z ogromnym poświęceniem Burbonom, tracąc lewą nogę w nierozstrzygniętej bitwie pod Malagą, później lewe oko w obronie francuskiej bazy w Tulonie oraz prawe ramię w trakcie oblężenia Barcelony w 1714 roku.

Cartagena posiadała także rozległy system fortów. Zostały one wzmocnione i rozbudowane po napaści Vernona rok wcześniej. Dodatkowym utrudnieniem dla atakujących był fakt, że miasto posiadało port od strony zatoki. Port z kolei stanowił jedyne dogodne miejsce do przeprowadzenia lądowania. Wejście do zatoki było jednak wąskie i bronione przez kilka fortów oraz nadbrzeżnych stanowisk artylerii. Eslava i Lazo opracowali plan, który polegał na stopniowym wycofywaniu się z najbardziej wysuniętych pozycji w kierunku miasta, co miało maksymalnie opóźnić szturm na Cartagenę. Jeśli udałoby się obrońcom wytrzymać do końca kwietnia, pogoda uniemożliwiłaby Brytyjczykom kontynuowanie operacji.

Szturmowanie wejścia do zatoki zajęło siłom brytyjskim ponad tydzień i kosztowało ich utratę dwóch tysięcy żołnierzy – zmarłych, rannych lub chorych. Hiszpanie dodatkowo zatopili dwa ze swoich okrętów w celu zablokowania przesmyku. Szybka akcja oddziału królewskiej piechoty morskiej pozwoliła Brytyjczykom zając flagową jednostkę hiszpańską, nim jej marynarzom udało się podpalić statek. Kolejny tydzień kosztowało Brytyjczyków zabezpieczenie przejścia do zatoki i zdobycie wejścia do osłoniętego portu. Tu Hiszpanie zatopili pozostałe jednostki, co znaczenie utrudniło wyspiarzom lądowanie na brzegu. Dopiero dziewiątego kwietnia byli oni gotowi, by szturmować fort świętego Łazarza, ostatnią przeszkodę stojącą im na drodze do miasta.

Zmagania zakończyły jednak dwie nieudane próby zdobycia fortu. Czternastego kwietnia, po burzliwej naradzie, zdecydowano się na porzucenie oblężenia. Straty wśród brytyjskich żołnierzy i marynarzy były zatrważające. Zmarłych, chorych i rannych było nawet dwadzieścia tysięcy. Z blisko dwunastu tysięcy żołnierzy, bez szwanku wyszła ledwo jedna czwarta. Wiele okrętów i dział zostało uszkodzonych lub zniszczonych. Straty obrońców również były stosunkowo wysokie, obejmowały blisko dwa tysiące ludzi.

Admirał Edward Vernon (1684-1757)
Fot. Wikimedia Commons

Po bitwie

Po odwrocie Vernon kontynuował ataki na Kubę i Panamę, ale bez większych sukcesów. Hiszpanom udało się osiągnąć swoje cele strategiczne. Utrzymali w posiadaniu najważniejsze porty. Przez cały okres wojny konwoje z amerykańskimi skarbami docierały niezagrożone do Kadyksu[14]. Brytyjczycy osiągnęli jedyny sukces, zdobywając w 1743 roku Galeon Manili „Covandonga”. Galeonami Manili nazywano okręty, które corocznie pływały z Manili do Panamy, wioząc skarby z Filipin oraz innych państwa Dalekiego Wschodu.

Kilka miesięcy po bitwie tyfus zabrał głównego bohatera bitwy o Cartagenę, admirała de Lezo. Z kolei w lutym 1742 roku z funkcji premiera zrezygnował Robert Walpole. Mimo to wojna toczyła się dalej. W 1740 roku w Europie, z powodu wygaśnięcia męskiej linii Habsburgów, rozgorzała wojna o sukcesję austriacką. Wielka Brytania rozpoczęła zmagania już nie tylko z Hiszpanią, ale także Francją, Prusami oraz ich sojusznikami. Wojna o ucho Kapitana Jenkinsa przerodziła się w epizod jednego z najważniejszych starć XVIII wiecznej Europy.

Zmagania zakończył pokój w Akwizgranie, zawarty dopiero w 1748 roku. W stosunku do kolonii przyjęto zasadę status quo ante bellum, czyli powrócono do stanu sprzed konfliktu. Brytyjczykom przywrócono również zabrany tuż przed wojną Asiento de negros – na okres 4 lat. Jedyną, niewątpliwie trwałą konsekwencją tej wojny był fakt przemodelowania hiszpańskiej filozofii zarządzania koloniami i powolnego procesu znoszenia monopoli, który zakończył się trzydzieści lat później. Jak słusznie przewidział Walpole (który nie dożył pokoju akwizgrańskiego, umierając w 1745 roku), wojna nie przyniosła żadnej korzyści – ani jednej, ani drugiej stronie.

Mateusz Orzeł

Bibliografia:

Kamen H., Imperium Hiszpańskie. Dzieje rozkwitu i upadku, Warszawa 2008.

Kędzierski J., Dzieje Anglii. Lata 1485-1830, Wrocław 1986.

Lara M., Baruque J., Ortiz A., Historia Hiszpanii, Kraków 2006.

Rostworski E., Historia Powszechna. Wiek XVIII, Warszawa 2009.

Ryniewicz Z., Leksykon bitew świata, Warszawa 2004.

Przypisy:

[1] M. Lara, J. Baruque, A. Ortiz, Historia Hiszpanii, Kraków 2006, s. 326-327

[2] Tamże, s. 329

[3] Tamże, s. 329

[4] E. Rostworski, Historia Powszechna. Wiek XVIII, Warszawa 2009, s. 310-311

[5] H. Kamen, Imperium Hiszpańskie. Dzieje rozkwitu i upadku, Warszawa 2008, s. 487

[6] Tamże, s. 485-486

[7] Tamże, s. 487

[8] Tamże, s. 488

[9] Tamże, s. 488

[10] Tamże, s. 488

[11] J. Kędzierski, Dzieje Anglii. Lata 1485-1830, Wrocław 1986, s. 344

[12] H. Kamen, Imperium Hiszpańskie. Dzieje rozkwitu i upadku, Warszawa 2008, s. 489

[13] Tamże, s. 489

[14] Tamże, s. 489

One Comment

  1. Świetny artykuł, gratuluję.
    Brakuje jedynie mapy z zaznaczeniem miejsc o których mowa. O ile główne porty/ miast są powszechnie znane to te mnie „popularne” trzeba googlować… co nie ułatwia czytania…

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*