W ostatnim w tym roku wywiadzie nasz redaktor Dawid Siuta miał przyjemność porozmawiać z Marcinem Krzek-Lubowieckim autorem książki „Wydawnictwo Myśli Nieinternowanej. Dzieje niezależnej oficyny w latach 1982–1989„
Może na dobry początek przybliży Pan naszym czytelnikom pokrótce treść publikacji.
Tematem książki jest historia jednej z powstałych po wprowadzeniu stanu wojennego niezależnych oficyn – Wydawnictwa Myśli Nieinternowanej. Było ono dość znaczącą, na pewno w skali Krakowa i ówczesnego województwa krakowskiego, inicjatywą wydawniczą. Co warto podkreślić, zostało ono zbudowane całkowicie od podstaw bez udziału jakichkolwiek zewnętrznych funduszy, czy to pochodzących z Zachodu czy też ze struktur solidarnościowych. W swojej książce starałem się przedstawić dzieje tej oficyny. W ciągu ośmiu lat swojej działalności, wydała kilka tytułów pism czy gazetek, jak i druków zwartych tj. książek oraz ulotek satyrycznych. Dodatkowo udzielała pomocy innym strukturom opozycyjnym. Po wpadkach „Hutnika” powieliło m.in. antydatowane numery pisma, podobnie jak pismo „Solidarności Skawina”. Wydawnictwo wspierało organizowanie druku jednego z pism Liberalno-Demokratycznej Partii „Niepodległość”.
Osoby zaangażowane w struktury WMN nie ograniczały się jedynie do kwestii wydawniczych, ale również podejmowały działania, które moglibyśmy określić mianem dywersyjnych oraz również inicjatywy samokształceniowe. Wśród tych aktywności możemy mówić o akcjach malowania haseł i rozklejania plakatów na murach, zakłócania sygnału telewizyjnego, budowie wyrzutni na ulotki (z zapalnikiem z opóźnionym zapłonem) czy podjęciu próby rozpędzenia pierwszomajowego pochodu na Rynku Głównym w Krakowie.
W ramach WMN zorganizowano także podziemny uniwersytet, w którym prowadzone były przez znanych krakowskich naukowców wykłady dla młodzieży licealnej. Dzięki temu słuchacze mogli uzyskać nieskrępowaną wiedzę z zakresu m.in. historii, ekonomii, filozofii, socjologii. Oficyna organizowała także konkursy na najlepsze teksty naukowe, satyryczne czy opowiadania, a nawet coś, co moglibyśmy dziś określić mianem stypendiów, gdyż opłacała prace młodych elektroników, konstruujących np. nadajniki radiowe i telewizyjne.
Część osób zaangażowanych w wydawnictwo działało także w ramach tzw. Sekcji Technicznej, która zajmowała się przede wszystkim budową własnych maszyn offsetowych, nazywanych ze względu na ogromne ilości zużywanej przez pierwsze egzemplarze farby „Łakomcami”.
Ostatnie dwa rozdziały książki są próbą oceny dorobku wydawniczego omawianej oficyny. Starałem się w nich scharakteryzować poszczególne pisma i książki, wskazać tematykę najczęściej pojawiającą się na łamach wydawanych druków ciągłych, jak również ustalić powody, dla których dany druk nie mógłby się ukazać w oficjalnym obiegu.
Tematyka książki intryguje i to mocno. Skąd pomysł na szczegółowe omówienie tego tematu?
Myślę, że można wskazać trzy główne przyczyny, dla których zająłem się tematyką drugiego obiegu, a zwłaszcza omawianą oficyną.
Po pierwsze, choć tematyka drugiego obiegu wydawniczego coraz częściej pojawia się wśród zainteresowań historyków, to dotychczas na rynku ukazało się zaledwie kilka pozycji, które można uznać za monografie lub aspirujące do miana monografii danej inicjatywy. Są dostępne książki, które opisują tematykę niezależnych oficyn w zależności od regionu, czy charakteryzujące drugi obieg pod jakimś wybranym kątem np. pisma literackie czy liberalne. Jest również kilka pozycji wspomnieniowych, czy wyborów dokumentów na temat danego wydawnictwa. Mamy też książki, które można nazwać syntezami zjawiska drugiego obiegu. Jednak niewiele jest tytułów, które opisują konkretne niezależne wydawnictwo od jego powstania do końca działalności.
Starałem się w książce przedstawić omawianą strukturę, jako grupę ludzi, która podjęła decyzję o powstaniu i rozwoju takiej inicjatywy, wskazać cele i motywacje z tym związane, sposób działania oficyny, radzenia sobie z trudnościami i problemami, kwestie działań bezpieki wobec osób zaangażowanych w wydawnictwo, czy wreszcie opisać dorobek danego wydawnictwa.
Jako drugą przyczynę mogę wskazać na pewno fakt, że zaciekawił mnie ten temat ze względu na złożoność działalności niezależnej oficyny. Pomysłodawcą i pierwszym organizatorem późniejszego wydawnictwa był Tomasz Gugała. W l. 1980-1981 odbywał w ramach studiów staż na stacji kolejowej Kraków-Płaszów. Począwszy od strajków, które wybuchły na Wybrzeżu, aż do 13 grudnia 1981 r., czynił starania o organizowanie niezależnych związków zawodowych na kolei. Po wprowadzeniu przez komunistów stanu wojennego podjął decyzję o wydawaniu własnego pisma, któremu nadał tytuł „Myśli Nieinternowane”. Nie chcąc się jedynie ograniczać do jednego, kilkustronicowego pisma, konieczne było zaangażowanie do tej inicjatywy wielu osób, posiadających różne możliwości i umiejętności. Truizmem jest stwierdzenie, że nie było możliwe, aby w pojedynkę pisać teksty do pisma, potem samemu je powielać w nakładzie kilku tysięcy, a następnie sprawnie kolportować. Wydawnictwo, jako inicjatywa, jest bardzo złożoną logistycznie strukturą. Do wydania pisma czy książki, szczególnie w dobrej jakości, konieczne było posiadanie m.in. autorów, redakcji, osób składających tekst, drukarni, sprzętu drukarskiego, farb, naświetlonych blach offsetowych oraz przede wszystkim wielkich ilości papieru. Wszystko to trzeba było czymś przewozić do i z miejsca powielania. Wreszcie kolejną kwestią jest kolportaż wydrukowanego materiału. Do obsługi tego wszystkiego niezbędni byli ludzie.
To wszystko, co potrzebowały wydawnictwa działające w oficjalnym obiegu, było niezbędne w pracy podziemnej. Jedyną różnicą był fakt, że w komunistycznym państwie istniała cenzura, przed którą właśnie uciekano się do drukowania „w podziemiu”. Jednak musimy pamiętać, że w tym wywiadzie mówimy o oficynie działającej – jak wiele jej podobnych – w ukryciu przed państwem, w którym taka aktywność była nielegalna i groziła dla jej członków więzieniem, a w późniejszym czasie wysokim kolegium. W PRL m.in. papier był reglamentowany, odciski czcionek maszyn do pisania „kolekcjonowała” Służba Bezpieczeństwa, a wobec każdego obywatela mogła ona stosować przeróżne środki operacyjne.
Wreszcie trzeci powód jest bardziej osobisty. W ramach WMN działali moi rodzice, tam też zresztą się poznali.
Na bazie, jakich materiałów omówił Pan temat?
Najważniejszym źródłem do pisania dziejów jakichkolwiek działań czy inicjatyw opozycyjnych są relacje ich uczestników. Jednak musimy pamiętać o wadach tego rodzaju źródła historycznego i przeprowadzaniu wobec nich skrupulatnej krytyki. Pamięć ludzka po ponad trzydziestu latach zniekształca niektóre wydarzenia, część informacji jest zapominana lub wypierana ze świadomości przez relacjonujących. Wreszcie dużym problemem jest odtwarzanie konkretnych dat. W czasie zbieranych wywiadów, zdarzało się, że respondenci mieli problem ze wskazaniem miesiąca czy nawet półrocza jakiegoś wydarzenia. Jednak przy tego typu książkach relacje są podstawowym źródłem informacji dla historyka.
Z racji działania w konspiracji, nie tworzono bogatej, bieżącej dokumentacji (lub po wykorzystaniu ją niszczono), która zawsze w przypadku zatrzymania lub rewizji mogła być podstawą do postawienia zarzutów. Zresztą z takim przypadkiem mamy do czynienia w ramach WMN. Po zatrzymaniu Tomasza Gugały, SB znalazła przy nim kartkę z wysokościami nakładów pism. Dało to podstawę do obliczenia i kuriozalnego żądania Urzędu Skarbowego zapłacenia pieniędzy, z tytułu nieodprowadzenie podatków od zysków z nielegalnej działalności.
W przypadku omawianego wydawnictwa, zachowało się jednak jego archiwum. Obecnie znajdują się one w Fundacji Centrum Dokumentacji Czynu Niepodległościowego. Są to przede wszystkim materiały redakcyjne. Teksty przyjmowane przez WMN w trakcie jego funkcjonowania do druku, jak i odrzucane. Korzystałem też w kilku przypadkach z kolekcji zgromadzonych przez współpracowników oficyny w archiwach prywatnych.
Kolejnym typem materiałów są same gazetki i pisma. I nie mówię tu tylko o tym, że były one źródłem do omówienia tematyki poszczególnych druków. Na ich łamach drukowano informacje o działalności samego wydawnictwa. Kierowano prośby o przekazywanie papieru, organizowano konkursy, informowano o wpadkach czy też o nieuczciwych działaniach kierowanych wobec WMN.
Ostatnim, ważnym rodzajem źródeł są materiały znajdujące w archiwach Instytut Pamięci Narodowej. Moim zdaniem można, jeśli chodzi o ich przydatność w pisaniu tego typu pracy, podzielić je na trzy zasadnicze grupy. Pierwszą grupą są akta operacyjne Służby Bezpieczeństwa. Niestety, ale w przypadku WMN obie sprawy operacyjnego rozpracowania o kryptonimach „Sygnał” i „Matematyk” zostały zniszczone pod koniec 1989 r. Nie jest możliwe (i chyba nie będzie) odtworzenie w pełni działań operacyjnych SB wobec WMN. Nie mamy informacji o powodach podjęcia likwidacji dwóch drukarni oficyny, o wszystkich tajnych współpracownikach zaangażowanych w jej rozpracowanie jak też dokładnych informacji o technice czy środkach operacyjnych stosowanych wobec członków WMN. Zdarzało się, że z racji współpracowania różnych inicjatyw opozycyjnych, te same meldunki operacyjne trafiały do kilku teczek. W czasie kwerendy, która objęła chyba wszystkie zachowane akta operacyjne dot. krakowskiej opozycji lat 80., pojedyncze meldunki wspomnianych spraw dotyczących WMN zachowały się w m.in. aktach rozpracowania lub kontrolowania przez SB Konfederacji Polski Niepodległej, Liberalno Demokratycznej Partii „Niepodległość” czy poszczególnych opozycjonistów. Dodatkowo zdarzało się, że meldunki dotyczące innych grup opozycyjnych, z racji współpracy z WMN, zawierają także informacje o tej strukturze.
Drugą grupą źródeł z archiwów IPN, z których korzystałem przy pisaniu pracy, są akta dochodzeniowo-śledcze. W historii WMN możemy mówić o dwóch „wpadkach” drukarni oficyny: w maju i grudniu 1986 r. Zatrzymani drukarze byli zatrzymywani i natychmiast przesłuchiwani. Większość odmawiała składania zeznań, jednak część z nich w toku śledztwa łamała się i godziła zeznawać, często bardzo obszernie i szczegółowo. W dwóch przypadkach zatrzymań możemy nawet mówić o zarejestrowaniu później ich przez SB w charakterze TW.
Ostatnim typem źródeł pozostawionym przez Służbę Bezpieczeństwa, a wydaje mi się często w ogóle niedocenianym obecnie przez historyków, są dzienniki korespondencyjne poszczególnych wydziałów SB. Nie pozwalają nam one na szczegółowe odtworzenie działalności bezpieki, jednak dzięki nim, w postaci pojedynczych, enigmatycznych wpisów, możemy dowiedzieć się o stosowaniu środków techniki operacyjnej, takiej jak podsłuchy, obserwacja czy organizowanie zakrytych punktów obserwacyjnych. Dla przykładu można wspomnieć, że na niedługo przed majową wpadką drukarni w 1986 r., w dziennikach znajduje się wpis o zleceniu obserwacji osób tam powielających. Wpisywano również w nich fakt wysłania zapytania do centrali o sprawdzenie w kartotekach bezpieki. Dzienniki wydają się niezbędne w przypadkach, w których doszło do zniszczenia akt danej sprawy operacyjnej.
Choć odnalezione źródła działalności SB wobec WMN, rzadko kiedy pozwalają nam na jednoznaczne stwierdzenia, to dają podstawę do stawiania różnorakich tez i hipotez badawczych.
Czy łatwo było o materiały źródłowe dla tego zagadnienia?
Jeśli chodzi o relacje, to w zdecydowanej większości ludzie nie odmawiali mi przedstawienia zapamiętanych wydarzeń. Jednak jak już wspomniałem, należało skrupulatnie je ze sobą konfrontować i starać się potwierdzać podane w nich informacje, na tyle na ile to było możliwe.
Kwerenda w zasobach IPN trwała prawie dwa lata. Obecnie jednak dostępne w IPN elektroniczne inwentarze archiwalne zawierają o wiele więcej informacji, co pozwalałoby na pewno skrócić dziś czas takiej kwerendy o kilka miesięcy.
Wszelkie druki ciągłe i zwarte wydane przez oficynę udało mi się sfotografować lub zeskanować, co znacznie ułatwiło mi później pisanie pracy.
Jak długo trwało przygotowanie opracowania?
Omawiana książka jest poprawioną i rozszerzoną wersją pracy doktorskiej, którą obroniłem w lipcu 2019 r. na Uniwersytecie Pedagogicznym im. KEN w Krakowie. Samo zbieranie relacji, kwerenda w poszukiwaniu materiałów źródłowych, ich analiza i wreszcie pisanie narracji trwało łącznie około pięciu lat.
Wydawnictwo Myśli Nieinternowanej działało w ostatnich latach PRL. Co z oficynami wydającymi wcześniej?
Powielanie z pominięciem cenzury ma w Polsce długą tradycję. Czyniono to już w XIX wieku. Jednak za początek zjawiska drugiego obiegu wydawniczego, przyjmuje się mniej więcej ten sam okres, kiedy powstała opozycja demokratyczna. Za ten moment uznaje się zazwyczaj powstanie Komitetu Obrony Robotników oraz Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela. To często przy nich powstawały gazetki i druki niezależne w całym kraju. Pierwszym oficjalnym wydawnictwem była NOWA. Należy jednak wspomnieć, że punktem krytycznym dla drugiego obiegu było wprowadzenie stanu wojennego. To wówczas skonfiskowano dużą część sprzętu poligraficznego. Wielu działaczy opozycyjnych było już dobrze znanych Służbie Bezpieczeństwa, w związku z czym zostali internowani lub np. zmuszeni do wyjazdu na Zachód. Największe oficyny, jak choćby wspomniana NOWA, przetrwały ten kryzys wydawniczy, jednak efektem 13 grudnia 1981 r. było również powstanie wielu nowych, całkowicie nieznanych Służbie Bezpieczeństwa inicjatyw wydawniczych. Dzięki temu niektóre z nich mogły działać przez kilka lat nie niepokojone przez bezpiekę.
Z maszyn oficyny schodziły bardzo różne tytułu. Zarówno prasowe, jak i zwarte. Jak można ocenić ich jakość?
Oficyna swoim przekrojem wydawniczym czasopism starała się trafić w różne gatunki dziennikarskie. Pierwsze i główne pismo – „Myśli Nieinternowane”, miały być w założeniu pismem opiniotwórczym. Moglibyśmy je przyrównać, choć ukazywało się średnio co dwa miesiące, do obecnych teraz na rynku tygodników politycznych. Zaplanowano także wydawanie pisma, na łamach którego zamieszczane były teksty stricte naukowe i przez badaczy pisane. Podejmowano próby wydawania gazety informacyjnej „Krakowski Czas”, która miała się ukazywać przynajmniej raz w tygodniu. Jednak ze względu na problemy redakcyjne oraz dekonspirację drukarni, pismo to pozostało efemerydą. Oficyna wydała także siedem numerów pisemka skierowanego dla dzieci pt. „Krecik”. To i tak tylko część pism drukowanych przez WMN.
Oczywiście nie można powiedzieć, że jakość wszystkich tekstów drukowanych na łamach pism była wysoka. Tak jak i obecnie, tak i wówczas, bywały w gazetach czy czasopismach artykuły lepsze i gorsze. Choć czytając pisma niezależne, można odnieść wrażenie, że słabych tekstów w pismach wydawanych przez WMN jest mniej niż w innych. Gazetki WMN ze względu na przekrój tematyki drukowanych tekstów również były w ówczesnym czasie atrakcyjne. Część z nich była pisana przez naukowców z cenzusem. Warto też wspomnieć, że część tych badaczy drukowała tylko w ramach omawianej oficyny, a niektóre ich teksty czy broszury były powielane później przez inne wydawnictwa drugoobiegowe, a nawet wydane już po 1989 r. w oficjalnym obiegu.
Warto również w tym miejscu wspomnieć, że jednym z głównym założeń wydawnictwa, było działanie w warunkach zbliżonych do wolnorynkowych. Za swoje pisma wprowadzili oni odpłatność, z którego część otrzymywał kolporter. Za każdą powieloną stronę drukarze otrzymywali, tzw. korbowe, a za teksty w zależności od ich tematyki i długości autorzy dostawali różnej wysokości honorarium. Skutkowało to tym, że do redakcji pism wpływało sporo tekstów, z których można było dokonywać selekcji, odsiewając te słabsze.
Kolejną ważną kwestią w której opisywane wydawnictwo należy uznać za elitarne, to jakość powielania i wydania tytułów. Pierwszy numer pisma został wydrukowany na profesjonalnej maszynie offsetowej, w ówczesnej Wyższej Szkole Pedagogicznej w Krakowie. Pozwoliło to na wyraźny druk, przy którym pierwsza jak i ostatnia kopia miały taką samą jakość. Nakierowało to Gugałę, aby utrzymywać ten wysoki poziom powielania w kolejnych numerach. Dodatkowo z czasem udało się wprowadzić na łamach pisma druk kolorowy (nawet i w trzech kolorach) jak i rastrowane rysunki czy fotografie. Wszystko to czyniło pisma wydane przez WMN bardzo interesującymi także w warstwie wizualnej.
Dodatkowo warto wspomnieć, że redakcję drukowanych na łamach gazetek tekstów przeprowadzała profesjonalna stenografistka – Irena Molasy. Poprawiała ona tekst nie tylko stylistycznie, ale dzięki jej umiejętnościom, możliwe było np. drukowanie tekstów w kolumnach. To również poprawiało atrakcyjność powielonych materiałów.
Kto publikował w Wydawnictwie? Czy byli to tylko autorzy i naukowcy szykanowani przez Państwo?
Tak jak wspomniałem, przekrój autorów był różny. Na łamach pisma publikowali członkowie oficyny, wśród których można wymienić także naukowców. W samych „Myślach Nieinternowanych” publikował m.in. Tomasz Gugała, Michał Garapich, ale także i Józef Smaga (późniejszy profesor rusycystyki), Ryszard Kantor (profesor etnologii z UJ), prawnicy jak Andrzej Buczkowski i Andrzej Rozmarynowicz.
Jeszcze więcej znanych nazwisk (zwłaszcza dla historyków) można było dostrzec na łamach pisma „Alternatywy”. Miało ono charakter naukowy. Jego głównym redaktorem był Andrzej Chwalba, a wśród autorów tekstów byli m.in. Andrzej Nowak, Tomasz Gąsowski, Andrzej Leon Sowa, Mirosław Frančiċ, Janusz Mucha, Krzysztof Gurba.
Jednak z tego co mi wiadomo, wśród wymienionych naukowców, jak i członków redakcji nie miały miejsce jakieś szczególne represje ze strony władz za wydawanie w ramach WMN. Z autorów jedynie po zatrzymaniu Tomasza Gugały w grudniu 1986 r. został on obciążony karą kolegium, jak i był nękany przez wspominany już Urząd Skarbowy. Jednak był on szefem całej oficyny.
Najbardziej zaintrygowały mnie tytuły prasowe, drukowane w oficynie. Szczególnie „Krecik”. Czy mógłby Pan opowiedzieć nim nieco więcej?
W drugim obiegu wydawniczym ukazało się jedynie kilka pism adresowanych do dzieci. Zdarzały się również książki powielane także i przedruki spośród pozycji przedwojennych. Można tu wymienić elementarze czy tomiki wierszy Władysława Bełzy. Wydane zostały także przygody Mikołajka w szkole PRL, w których przeniesiono bohatera francuskiej serii w realia komunistycznego państwa.
W związku z istnieniem niezagospodarowanego jeszcze miejsca, postanowiono w ramach oficyny zorganizować pismo dla dzieci. Tytuł pisma „Krecik” oznaczał zwierzątko, które żyje pod ziemią, co miało być nawiązywaniem do społeczeństwa alternatywnego, czyli tego „podziemnego”. Główną redaktorką została pisarka Halina Danilczyk, a rysunki i część tekstów były autorstwa Piotra Semkowicza. Ukazało się siedem numerów „Krecika”. Tematyka była historyczna, religijna jak i miała pobudzać w dzieciach postawy patriotyczne. W każdym numerze starano się nawiązywać do wypadających w danym miesiącu rocznic. Zdarzały się teksty np. o powstaniu listopadowym, o wojnie polsko-bolszewickiej czy ataku Związku Sowieckiego na Polskę 17 września 1939 r. Jak wspominał mi podczas relacji Andrzej Chwalba, był to jeden z najbardziej wyczekiwanych przez niego tytułów drugoobiegowych, a pismo to czytały jego dzieci.
I na koniec już tradycyjne pytanie bardzo charakterystyczne dla naszych wywiadów. Jeśli ktoś teraz zastanawia się nad kierunkiem badań w takiej właśnie materii, czy mógłby Pan wskazać konkretne perspektywy badawcze lub zagadnienia, które muszą jeszcze zostać opracowane?
Wydaje mi się, że najmniej jednak udało się potwierdzić w kwestii rozpracowania oficyny przez SB. Więcej w książce tez i hipotez na ten temat, aniżeli pewników. Być może uda się jeszcze odkryć jakieś materiały, które potwierdzą lub obalą założoną przeze mnie wersję wydarzeń. Wciąż nie został odczytany w całości bezpieczniacki zasobnik informacyjny – Elektroniczny System Ewidencji Zadań Operacyjnych. Zapisywano w nim na taśmach magnetycznych dane pochodzące z meldunków przesyłanych przez terenowe wydziały SB, w tym wydziały zajmujące się rozpracowaniem opozycji. Być może z niego uda się odtworzyć choć część informacji, które zostały wraz z teczkami zniszczone u schyłku PRL.
W kwestii samego wydawnictwa, to na pewno można byłoby przeprowadzić badania nie tylko stricte historyczne, ale także np. socjologiczne. Nie czułem się upoważnionym, aby w sposób naukowy badać np. motywacje poszczególnych ludzi czy współzależności w ramach sieci społecznych. Także i ktoś zajmujący się literaturą będzie być może w stanie lepiej ocenić wartość poszczególnych tekstów. Liczę również, że rzeczona książka, będzie także wykorzystywana przez naukowców np. przy pisaniu prac syntetycznych drugiego obiegu.
Jednak warto w tym miejscu wskazać, że największym przeciwnikiem badań nad opozycją jest przemijający czas. Nie tylko z każdym rokiem coraz trudniej jest odtworzyć opozycjonistom wydarzenia sprzed lat, ale również podobnie jak kombatanci z okresu II wojny światowej, często są już oni osobami wiekowymi. Skutki biegnącego czasu są w tej materii nie do odtworzenia.
Dziękuję za rozmowę.
Wydawnictwo Myśli Nieinternowanej. Dzieje niezależnej oficyny w latach 1982–1989
Autor książki: Marcin Krzek-Lubowiecki
Cena: 26 zł
Dane szczegółowe:
Wydawca: Instytut Pamięci Narodowej, IPN
Rok wyd.: 2021
Ilość stron: 304 s.
EAN: 9788382292282
ISBN: 978-83-8229-228-2
Data: 2021-11-05