Négar Djavadi, Wszystkie moje rewolucje, przekł. Katarzyna Marczewska
Sięgając po tę lekturę zastanawiałem się, o jakich rewolucjach myśli Autorka w książce Wszystkie moje rewolucje. Zdecydowanie na pierwszy plan wybija się z pewnością rewolucja irańska. Później zamach stanu szacha Persji. I w zasadzie myślałem, że to już wszystko. Jakże mocno się myliłem. Okazało się bowiem, że historia Iranu w XX stuleciu pełna była różnych, mniejszych bądź większych, rewolucji. Obyczajowej, cywilizacyjnej, wkroczeniu Iranu na światową arenę, i ten nagły krok wstecz… Jako historyka, korci mnie aby się o nich wszystkich rozpisać. Jednak zrobię wyjątek, bowiem książka ma kilka innych zalet, o których warto wspomnieć.
Rzeczywistość wyłaniająca się z książki znacznie wykracza poza nasze perspektywy poznawcze. Bo jak opisać coś, co jest nieuchwytne? Jak skreślić w kilku zdaniach to, co dzieje się w ludzkich duszach? Nie wiem, czy Négar Djavadi temu podołała, jednak jestem zachwycony jakością, w jaki sposób stara się uchwycić właśnie to, co nie jest namacalne.
Autorka posiada nie tylko lekkość pióra, ale i pewną filozoficzną grację, która pozwala jej czerpać z różnych kultur pełnymi garściami; co czyni jej wspomnienia nie tyle barwną lekturą, ile czymś, co zapiera dech w piersi. Ale aby to odkryć, trzeba usiąść w spokoju, by w skupieniu wyruszyć w świat łączący w sobie Szahname i Księgę Tysiąca i Jednej Nocy, ale z naszej współczesnej, nieco racjonalnej, perspektywy.
Trudna fascynacja
Muszę przyznać, że początkowo miałem trudności w zrozumieniu tej książki. Autorka bowiem prowadzi kilka wątków jednocześnie. Świat, w którym przyszło jej żyć, nie jest wcale taki prosty. U nas, na Zachodzie, świat zdaje się być, zasadniczo, linearny. Rządzi racjonalność, spadek po Arystotelesie. I pal licho, że racjonalność ta często bywa iluzoryczna.
Bliski Wschód, a tutaj – Iran – jest jak perski kobierzec, na którym toczą się, jakby równocześnie, dzieje świata – przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Wszystkie one są równie realne, równie ważne i niczym włókno, przeplatają się, zachodząc jedno na drugie. Mógłbym się nawet pokusić o opinię, że miałem możliwość bycia i czucia trzech płaszczyzn jednocześnie. To takie niespotykane, takie nieoczywiste. Ciężko jest się do tego przyzwyczaić, ale gdy to już się stanie, człowiek zostaje wchłonięty w świat jak z Baśni Tysiąca i Jednej Nocy.
Duch Iranu
Bardzo spodobały mi się przemyślenia Autorki. Nie stara się ona pozować na kogoś wyjątkowego. Ma do siebie ogromny dystans. Co rusz puszcza do nas oko, śmiejąc się ze swoich przywar, przemyśleń, odczuć. Fajnie jest czytać opowieść kogoś, kto ma do siebie dystans, kto nie stara się zaprzeczać swej naturze, podkreślając jaki to jest wspaniały.
Co więcej, w podobny sposób opisuje różnice kulturowe, które tworzą niewidzialne granice między naszymi małymi światami. Z lekkim uśmiechem na ustach Autorka kreśli nam nasze wady, nasze małe fiksacje, które – wcale nas nie dzielą, wręcz przeciwnie. Zdaje się sugerować, że mimo odmienności w wychowaniu, w recepcji świata, nadal, wszyscy, jesteśmy ludźmi, i nic co ludzkie, nie jest nam obce.
W cudowny sposób Autorka uchwyciła duszę Irańczyka. Choć osobiście znam tylko jednego, myślę, że w pełni opisuje nie tylko Jego, ale również innych przedstawicieli tej nacji. Pozwolę sobie przytoczyć ten inspirujący fragment: „Irańczyk nie lubi ani samotności, ani ciszy – przy czym za ciszę uważa się w Iranie każdy dźwięk, który nie jest ludzkim głosem, nawet trąbienie w korku. Gdyby Robinson Crusoe urodził się jako Irańczyk, nie walczyłby o przeżycie, tylko umarłby zaraz po przybyciu na bezludną wyspę i sprawa byłaby załatwiona.
Skłonność do toczenia niekończących się rozmów, do rzucania w powietrze zdań niczym lassa przy spotkaniu z kimkolwiek, do snucia opowieści, jak matrioszki mieszczących w sobie kolejne historie, wytworzyła się zapewne jako przystosowanie do losu, na który składały się wyłącznie najazdy i totalitaryzmy.” (s. 63).
Takich perełek, opisujących kulturę Iranu, jest więcej. Nie wszystkie są oczywiste. Niektóre trzeba wychwycić z kontekstu. I to jest fajne, gdyż czytelnik musi skupiać się nie tylko na samym czytaniu, co również na zaglądaniu między zdaniami, których sens odnaleźć można kilkanaście, kilkadziesiąt, a czasem kilkaset stron dalej.
Nie wiem jakby to opisać, ale to tak, jakby Autorka tkała swoją opowieść na wielu płaszczyznach. Tak jakby każda z nici tworzyła swoją historię, kompatybilną z innymi, które mogą toczyć się jednocześnie. Nie potrafię oddać tej głębi i fascynacji takim postrzeganiem świata i literatury.
W książce znalazłem wiele odnośników do sytuacji kobiet w Persji/Iranie. Los kobiety z Bliskiego Wschodu nigdy nie był łatwy. Jej największą zaletą bywa młodość i uroda. Umysł, czy przebiegłość są traktowane co najwyżej jako miły, choć nie koniecznie pożądany, dodatek.
Można by sądzić, że los Europejki jest pod wieloma względami lepszy. Ale czy na pewno? Czy ta różnica kulturowa jest aż tak wyrazista, aż tak wielka, by głosić takie hasła? Po lekturze tej książki nie jestem już tego taki pewien. Zresztą, tak jak baśnie perskie, sytuacja społeczna czy kulturowa Bliskiego Wschodu, wcale nie jest taka prosta. Pełno w niej odcieni, wyjątków, i historii, które – w naszym rozumieniu – nie miały możliwości się wydarzyć. A jednak miały miejsce.
A kim jest mężczyzna w kulturze Iranu? Tutaj odpowiedzi znaleźć można wiele. Jednak, zazwyczaj, nie jest to pochlebna perspektywa. Patriarchat ma się dobrze. I chyba najsilniej czuć tutaj bezduszne zapatrzenie w samego siebie. Dla mnie dosyć wymowny jest na przykład taki fragment książki: „Później zrozumiałyśmy, że brak zaangażowania naszego ojca, określany przez Lejli jako „zachowanie autystyczne”, nie miał nic wspólnego z miłością, jaką nas darzył. Po prostu nie interesowały go sprawy codzienne i trzymał się od nich z daleka ze zręcznością budzącą kontrowersję” (s. 60).
W tekście znaleźć można wiele ciekawych aluzji, jak choćby tę, którą zaraz przytoczę. Myślę, że jest na tyle sugestywna, że mówi sama za siebie. „Oczywiście, że to on jest bezpłodny. Gdyby to była ona, już dawno by się z nią rozwiódł”. W tych dwóch zdaniach zawiera się cały los irańskiej kobiety” (s. 84)
I ciąg dalszy: „Pamiętam, że kiedy miała świnkę, leżałam posłusznie w łóżku, zgodnie z zaleceniem lekarza […]. – Musisz leżeć, żebyś potem mogła urodzić swojemu mężowi piękne dzieci, rozumiesz? Jeśli będziesz wstawać, może się to skończyć niepłodnością. – To znaczy, że nie będę mogła mieć dzieci? – Właśnie. A wiesz, że tego nie życzę żadnej kobiecie.
Przerażona tym ostrzeżeniem, w którym słyszałam echo słów Sary na temat Hajawich, nie chciałam wstawać nawet po to, by umyć zęby. Później dowiedziałam się, że bezpłodność dotyka wyłącznie mężczyzn, którzy zarażą się świnką jako dorośli i dostaną zapalenia jąder”. (s. 85).
Barwny świat Iranu
Autorka w swej książce przytacza wiele tego typu „anegdot”. Choć Iran wydaje się być zdominowany przez religię, uznającą jednego Boga, to jednak szyizm ludowy nadal pełny jest wszelkiej maści zabobonów, mitów i bajań. W moim mniemaniu nie jest to racjonalne podejście. I bałbym się takiego traktowania moich córek.
Jako towar do sprzedaży. Jako inkubator rozpłodowy dla głupich, samolubnych i zadufanych w sobie mężczyzn. Jednak ten świat starych uzusów ma też swoje piękne strony, ale nie czuję się kompetentny, aby o nich pisać. Zdecydowanie lepiej zrobiła to Autorka, znająca sprawę z własnego życia.
Świat irańskiej społeczności, choć brutalny ma też wiele ciekawych aspektów. Mnie na przykład bardzo podoba się taka familiarność, chęć czy może zwyczaj, spędzania całą rodziną wspólnego czasu. Albo ta potrzeba nawiązywania rozmów, debatowania na ulicy, zaczepiania się.
Jakże nasza obecna Polska jest pod tym względem uboga. Tutaj nawet uśmiech zdaje się być czymś nieprzyzwoitym, a dzień dobry, jeśli już pada staje się ostatnią ostoją ludzkiej potrzeby egzystowania w społeczeństwie. Nasza zachodnia perspektywa odarta jest z życia, z barwności. Wszystko jest takie oczywiste, linearne, wrzucone w utarte koleiny. I biada temu, kto spróbuje je przekroczyć. A na Bliskim Wschodzie nadal spotkać można dewy, dżiny, ghule, książąt i bajecznie dumne kobiety.
Książka zawiera się na 443 stronach. To książka dla każdego. Zarówno pasjonata kulturą Iranu, czy szerzej – Bliskiego Wschodu, jak i każdego, kto chciałby zgłębić zakamarki kobiecej duszy. Nawet jeśli będzie to dusza „egzotyczna”. Polecam.
Wydawnictwo Czarne
Ocena recenzenta: 5/6
Ryszard Hałas
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Czarne. Tekst jest subiektywną oceną autora, redakcja nie identyfikuje się z opiniami w nim zawartymi.