Przyznam, że rekonstrukcje historyczne budzą we mnie bardzo mieszane uczucia. Jest to znakomity sposób uczenia żywej historii, w wielu wypadkach mam jednak wątpliwości co do tego, czy lekcje te stoją na wystarczająco wysokim poziomie.
Obiekcje moralne
Najczęściej stawianym zarzutem wobec rekonstrukcji historycznych jest ich strona moralna. Czy można pokazywać w ten sposób przemoc i drastyczne wydarzenia, z którymi wiąże się zawsze wojna? W mojej opinii przypadki przekraczania granicy przy okazji rekonstrukcji zdarzały się. Stało się to na przykład w lipcu zeszłego roku w Radymnie, gdzie przedstawiono wydarzenia rzezi wołyńskiej. Atmosfera piknikowej, jak by nie było, formuły rekonstrukcji historycznej nie pasuje do pokazywania takich wydarzeń, ponieważ prowadzi do ich spłycenia.
Czasem podobny brak wyczucia jest wynikiem zwykłej głupoty niektórych rekonstruktorów i organizatorów, bo trudno inaczej nazwać na przykład „atrakcję” w postaci ostrzelania ślepymi nabojami uczestników biegu powstania warszawskiego, co miało miejsce kilka lat temu w Warszawie. Obiekcje moralne pojawiają się też podczas przedstawiania trwających konfliktów. Mam wielkie wątpliwości, czy „zabawowe” pokazanie starć wojny w Afganistanie, gdzie wciąż giną ludzie, nie jest wyrazem braku wrażliwości.
Z tych wszystkich względów o wiele bezpieczniejsze wydaje się więc rekonstruowanie konfliktów należących do zamierzchłej historii. Z bitwą pod Grunwaldem, starciami potopu szwedzkiego czy nawet pierwszej wojny Światowej nie wiążą się bowiem tak wielkie emocje. Trudniej jest też urazić tymi rekonstrukcjami czyjeś uczucia.
Upiększona wizja wojny
Skoro nie można pokazywać pewnych wydarzeń, rekonstrukcje rodzą kolejną wątpliwość – czy nie fałszują obrazu historii? Skoro, chociażby ze względu na udział dzieci, nie zostaną przedstawione zakrwawione ciała poległych oraz rozstrzeliwanie jeńców, czyrekonstrukcja nie będzie po prostu zabawą pokazującą, że na wojnie jest wesoło? Między wypiciem piwa, a zjedzeniem kiełbaski publiczność ma okazję podziwiać kolorowe mundury, efekty pirotechniczne i biegających rekonstruktorów. Nic tylko stwierdzić, że wojna to takie większe harcerskie podchody.
Oczywiście można argumentować, że rekonstrukcjom historycznym towarzyszy cała otoczka służąca przedstawieniu kontekstu i zachęceniu widzów do poznania wiadomości o bitwie czy konflikcie. To niestety często teoria. Zwłaszcza w wielu imprezach organizowanych przez samorządy chodzi bardziej o samo wydarzenie, niż o to, co ma przedstawiać.
Taka sztuczna wizja wojny, w której biorą udział armie wyglądające jakby przed chwilą zakończyły paradę, to też wynik specyfiki rekonstrukcyjnego hobby. Mało który rekonstruktor zdecyduje się na podarcie, zachlapanie błotem czy sztuczną krwią munduru i ekwipunku, który kosztował go niekiedy wiele pieniędzy. Czyli o wierności historycznej wyglądu możemy zapomnieć. Warto pamiętać, że gdyby trzymać się wymogów historycznych wiele armii powinno z wyglądu czy zapachu bardziej przypominać grupę podpitych bezdomnych. W warunkach polowych nie było bowiem mowy o zachowaniu należytej higieny, o zwyczajach panujących w czasach dawniejszych w ogóle nie ma co wspominać.
Wierność historyczna
Dla entuzjasty historii bardzo ważne powinno być też to, co da się, a czego się nie da przedstawić podczas rekonstrukcji historycznej. Odbywa się ona zwykle na bardzo ograniczonej powierzchni. Nie przeszkadza to przy przedstawianiu starcia słowiańskich wojów czy rycerstwa pod Grunwaldem. Nawet niektóre epizody wojen XVII czy XVIII wieku nie tracą na tym zbytnio. Problem pojawia się przy rekonstrukcjach starć, w których główną rolę zaczęła odgrywać broń palna. O ile da się jeszcze pokazać strzelanie salwami podczas wojen napoleońskich, to już artyleria strzelająca w tych rekonstrukcjach wygląda zwykle śmiesznie. Jeszcze gorzej jest z zaprezentowaniem realiów na przykład drugiej wojny Światowej. Tu do rekonstrukcji, ze względu na zasięgi broni, nadają się tylko niewielkie epizody. Pokaz na przykład bitwy nad Bzurą, w którym strzały padają z odległości kilkunastu metrów, powinien wywoływać raczej uśmiech politowania niż entuzjazm.
Śmieszne sytuacje wynikają też w przypadku braku odpowiedniego sprzętu czy mundurów. Zwłaszcza gdy jakiś samorząd na siłę pragnie zorganizować rekonstrukcję, efekty mogą być komiczne. W jednym z wielkopolskich miasteczek zorganizowano dwa lata temu pokaz w rocznicę bitwy z kampanii wrześniowej, w której brał udział polski pociąg pancerny. Z braku pociągu pancernego wykorzystano oklejoną kartonami kolejkę wąskotorową, którą obsadzili „rekonstruktorzy” ubrani w sorty mundurowe wyciągnięte chyba z magazynów miejscowej remizy strażackiej. Takie rekonstrukcyjne „potworki” są na szczęście coraz rzadsze, ale niestety wciąż się zdarzają.
Kolejny problem to preferencje rekonstruktorów. Wielu chce na siłę odtwarzać oddziały elitarne. Powoduje to znaczną nadreprezentację tych formacji. Widać to na przykład podczas rekonstrukcji walk powstania warszawskiego. Większość rekonstruktorów wcielających się w powstańców jest uzbrojonych niczym elitarne jednostki Waffen SS i w pełni umundurowanych. Podczas jednej z rekonstrukcji na bronionej barykadzie znalazł się niemal pełny pluton karabinów maszynowych. Nie ma to nic wspólnego z historią, ale który rekonstruktor chciałby odtwarzać powstańca uzbrojonego jedynie w granat czy butelkę z benzyną? No dobrze, znajdą się tacy, ale są w zdecydowanej mniejszości. W dodatku takie starcie słabiej uzbrojonych oddziałów nie gwarantowałoby spektaklu o który chodzi sponsorującym pokaz samorządowcom. Sprawia to, że dobre inscenizacje walk powstańczych są raczej wyjątkami niż regułą. Utrwalają też fałszywe przekonanie o równorzędności sił przeciwników, a czasem również mity takie jak dzieci biegające z bronią.
Według mnie rozwiązaniem jest skupienie się na rekonstrukcjach wojen z bardziej odległej historii, a także dbanie o to aby stały one na wysokim poziomie i towarzyszyły im poważniejsze wydarzenia, takie jak spotkania z autorami książek historycznych, wykłady czy po prostu dodatkowe materiały w formie na przykład broszur informacyjnych. Rolą rekonstruktorów drugiej wojny światowej powinno być natomiast pokazywanie ekwipunku i sprzętu. Historia powinna być bowiem propagowana w sposób żywy, ale nie płytki. Pomiędzy standardowymi akademiami i składaniem wieńców, a bezrefleksyjną „zabawą w wojnę”, jest cała gama ciekawych sposobów propagowania wiedzy historycznej.
Piotr Ciszewski
Felieton ukazuje prywatną opinię autora i nie jest stanowiskiem w tej sprawie Portalu Historykon.pl
Dlaczego pisze Pan artykuły o rekonstrukcji, a jest Pan faktycznie zupełnie nie znający się na temacie?
Felieton ukazuje prywatną opinię autora i nie jest stanowiskiem w tej sprawie Portalu Historykon.pl
Admin 1
Skoro Portal „Historykon” taką opinię to oznacza, że jest to stanowisko użytkowników strony 😉
Przecież, ktoś kto to pisał wogle nie zna się na zagadnieniu………… kpina, żenada i dwa metry mułu. Wam kury szczać prowadzać, a nie artykuły pisać!
Felieton ukazuje prywatną opinię autora i nie jest stanowiskiem w tej sprawie Portalu Historykon.pl
Admin
Bo moda jest żeby pisać, nie kumając, ze jak w kinie są filmy klasy a ale i porno:-)
Felieton ukazuje prywatną opinię autora i nie jest stanowiskiem w tej sprawie Portalu Historykon.pl
„Pokaz na przykład bitwy nad Bzurą, w którym strzały padają z odległości kilkunastu metrów, powinien wywoływać raczej uśmiech politowania niż entuzjazm.” Zapraszam do przeczytania użycia Dywizjonów Artylerii konnej podczas kampanii wrześniowej.
Tekst bardzo subiektywny – widocznie napisany przez jakiegoś niedocenionego średniowiecznika 😉
Felieton ukazuje prywatną opinię autora i nie jest stanowiskiem w tej sprawie Portalu Historykon.pl
Zachęcamy do polemiki z autorem tekstu
http://www.dobroni.pl/film,igrzyska-ognia-i-stali-hard-scenes,16670
o Średniowieczu nie zapominamy, choć niektórzy z nas wolą mniej kontaktowe epoki;-)
kwintesencją rekonstrukcji historycznych sa wewnetrzne manewry grupowe, badz kilku zaprzyjaznionych grup, a nie pokazy dla widzów, które sa zlem koniecznym, choc czesto niestety nieodzownym dla dzialanosci
Smutne jest takie podejście do rekonstrukcji II wojennej.
śmiech na sali człowiek nie mający pojęcia o walkach nad Bzurą i użyciu w niej manewrowo artylerii
brak słów totalna kompromitacja
Dobry artykuł, zawsze trzeba widzieć drugą stronę medalu
A ja w dużej mierze się zgodzę z Autorem. Widziałem wiele różnych rekonstrukcji (nawet takie z użyciem lotnictwa), w różnych częściach Polski i ich poziom był niesamowicie zróżnicowany. Od naprawdę dobrego spektaklu po żenujące przedstawienie. Ubranie stroju i podejście typu „jakoś to wyjdzie” jest niestety częste…a mimo to grupy te mają o sobie zdanie jak o elicie. To jest przykre. Widziałem kilka niesamowitych, świetnie przygotowanych rekonstrukcji, które wspominam jako rewelacyjne przedstawienie ale niestety częściej spotkamy bylejakość + ego nie przyjmujące najmniejszego słowa krytyki.
„O ile da się jeszcze
pokazać strzelanie salwami podczas wojen napoleońskich, to już
artyleria strzelająca w tych rekonstrukcjach wygląda zwykle śmiesznie.”
Czy Autor tekstu widział na własne oczy jakiekolwiek działo w trakcie inscenizacji? I nie mówię tu o takich „rekonstrukcjach” jak np. Noc Listopadowa, w której użycie dział jest ograniczone odpornością szyb w oknach na wibracje i zmiany ciśnienia (mało to razy organizatorzy płacili mieszkańcom za wymianę?) tylko takie np. Austerlitz lub Iławę Pruską? Nawet na pokazach typu „festyn” jak Dzień Dziecka na Targówku w Warszawie czy Spotkanie z Historią w Kobyłce były okazja żeby przekonać się jak wygląda i strzela dobrze odtworzone działo. Faktycznie śmiesznie wygląda pół tony żeliwa i drewna okutego stalą wypluwające z siebie kilkunastometrową fontannę ognia i dymu przy huku odpalającym wszystkie alarmy samochodowe w promieniu stu metrów.
Ogólnie pojęty reenacting osiągnął siłami przeważnie zwykłych pasjonatów historii więcej dobrego niż całe elity historyków nie potrafiących wyjść z historią tak by nią zainteresować kogoś innego oprócz nich samych. Jak dla mnie każda rekonstrukcja jest dobrą robotą czy to grupa reko GROM , WH czy rycerz ze Sztumu .Szacunek za czas , pasje i energie które są na to zużywane……a nawet jakby ta armata była tylko o 5% mnie koszerna bo odlana lub wytoczona z współczesnej stali o odmiennym składzie to zawsze lepsze niz pierdzenie historyków w fotele na UG:P
Najlepsze imprezy rekonstruktorskie z epoki napoleońskiej, w jakich brałem udział, odbywały się bez udziału widzów.
Tak więc siłą rzeczy oglądacze nie mogli zobaczyć zmęczonego, ubłoconego wojaka z początku XIX wieku, po wielokilometrowym marszu. A to dlatego, że bardzo dbaliśmy (i dbamy) o to, żeby na takich imprezach nie było XXI wiecznych widoków, również w postaci publiczności.
Tak więc oglądając walki rycerskie, napoleońskie, drugowojenne czy inne festyny dla matek z dziećmi i ojców rodzin, należy mieć na uwadze, że istnieje coś więcej.
Chyba faktycznie słabo z obecnością na jakiejkolwiek rekonstrukcji. Kiedyś byłem świadkiem, jak dzieciak siedzący na barkach ojca popuścił w majtki, gdy usłyszał huk wystrzału armatniego… Niech mi ktoś jeszcze powie, że repliki broni używane w rekonstrukcjach nie wyglądają swietnie http://www.galeriareplik.pl/pl/pistolety-skalkowe-i-kapiszonowe/28-niemiecki-pistolet-skalkowy-z-xviii-wieku-denix-model-1043-l.html