Znana nam wizja prehistorii kobieta

Czy znana nam wizja prehistorii została zmyślona?

Czy znana nam wizja prehistorii została zmyślona? Fragment książki Marylene Patou-Mathis

Znana nam wizja prehistorii przedstawia mężczyznę na pierwszym planie, a kobieta majaczy gdzieś w tle. Mężczyzna nosi broń, pokonuje przerażające zwierzęta, jest silny, odważny, opiekuńczy, stoi wyprostowany; kobieta, słaba i zależna, nieraz bezczynna, otoczona dziećmi i starcami, siedzi przed jaskinią. Do połowy XX wieku obrazy, rzeźby, książki, ilustracje w czasopismach i podręcznikach szkolnych kształtowały w ten sposób zbiorową wyobraźnię i niosły jedno przesłanie: prehistoria jest sprawą mężczyzn! Dekonstrukcja paradygmatów leżących u źródeł tego ostracyzmu otwiera nowe perspektywy badawcze i zmienia nasze spojrzenie na ludzi prehistorycznych.

Człowiek prehistoryczny: od małpy do bohatera

Pierwsze rekonstrukcje prehistorycznych ludzi i sposobu ich życia są pozbawione jakichkolwiek rzeczywistych podstaw naukowych. Gdy przypomnimy sobie rzeźby Emmanuela Frémieta Gorille enlevant une négresse [Goryl porywający Murzynkę] (1859) i Gorille enlevant une femme [Goryl porywający kobietę] (1887), stwierdzimy, że artyści czerpali natchnienie z dominującej w XIX wieku wizji naukowej: wizji antropomorficznej małpy, często przypominającej goryla, szczególnie dzikiej i lubieżnej. Zbliżone do zachowania kierującego się oportunizmem drapieżnika zachowanie prehistorycznych ludzi miało być podyktowane instynktem. Ich egzystencję uznawano za nędzną i niepewną w obliczu wrogiej przyrody pełnej wielkich, drapieżnych zwierząt. Taki sposób postrzegania cechuje na przykład rzeźby Emmanuela Frémieta i Belga Louisa Mascrégo czy obrazy Fernanda Cormona, Maxime’a Faivre’a i Paula Jamina.

Kobiety, często półnagie i otoczone dziećmi, czekają w jaskini – czasem zatroskane lub przestraszone – na powrót myśliwych. Nieraz padają ofiarami mężczyzn, jak w Rapt à l’âge de pierre [Uprowadzenie w epoce kamienia] Paula Jamina (1888). W tych dziełach kobietom przypada podrzędna rola, ograniczona do rodzenia dzieci, obowiązków macierzyńskich i domowych, podczas gdy mężczyźni mogą się wykazać w „szlachetnych zadaniach”: polowaniu, łowieniu ryb, ciosaniu narzędzi i broni. Nie do pomyślenia jest też, by artystą mogła być kobieta. Podobnie jak nikomu nie przyszło do głowy, że twórca lub jego model może być czarnoskóry, aż do odkrycia w 1911 roku przez dr. Jeana-Gastona Lalanne’a Wenus z Laussel, zwanej też Wenus z rogiem (Laussel, departament Dordogne). Ma ona wszystkie ówczesne cechy fizyczne czarnoskórej kobiety, a nawet Hotentotki! Louis Mascré rzeźbi ją z rogiem w dłoni (La Femme négroïde de Laussel [Negroidalna kobieta z Laussel]) i daje jej towarzysza (Le Négroïde de Menton [Negroid z Menton]), obdarzonego cechami Sana (Bush- man) i noszącego na głowie taki sam ornament jak jeden z dwóch szkieletów Homo sapiens odkrytych w 1901 roku w Jaskini Dzieci (jedna z jaskiń Balzi Rossi leżących po stronie włoskiej na granicy z Francją, niedaleko Menton).

Zdobycze, towarzyszki, matki… kobiety są podporządkowane mężczyznom. Przedstawienia rodziny prehistorycznej stanowią idealne odwzorowanie modelu dziewiętnastowiecznej, nuklearnej, monogamicznej i patriarchalnej rodziny zachodniej.

Podział zadań ze względu na płeć znajduje odzwierciedlenie w tekstach poświęconych prehistorii, a od 1880 roku także w dziejących się w czasach prehistorycznych powieściach, których bohaterem jest oczywiście mężczyzna. Kobiety bywają w nich albo obiektem pożądania – wtedy, umieszczone w centrum opowieści, stanowią pretekst do opisania scen erotycznych, na przykład w Nomaï. Amours lacustres autorstwa J.-H. Rosny’ego – albo zostają przydzielone do „kobiecych zadań”, takich jak: rodzenie i wychowywanie dzieci, zbieractwo, gotowanie… Kiedy się zestarzeją, odgrywają czasami rolę mędrców, do których przychodzi się po radę, ale biada im, jeśli zboczą ze ścieżki wytyczonej im przez mężczyzn! Swoje błędy przypłacą wówczas życiem.

Za punkt zwrotny należy uznać przełom lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XX wieku. Pod naciskiem ruchów feministycznych, głównie amerykańskich, protestujących przeciwko tym karykaturalnym wyobrażeniom, pojawiają się nowe przedstawienia kobiet: opuszczają one dom i same stają się bohaterkami, jak Ayla w sześciotomowej sadze Amerykanki Jean M. Auel Ale uprzedzenia maczystowskie niełatwo wykorzenić. Kobiety dalej mają być seksowne, jak Raquel Welch w bikini ze skóry zwierzęcej w filmie Dona Chaffeya Milion lat przed naszą erą (1966) czy w 2001: Odysei kosmicznej Stanleya Kubricka (1968), aby mężczyźni o nie walczyli.

Najczęściej siedzą grzecznie w obozie, wykonując prace domowe lub opiekując się dziećmi w oczekiwaniu na powrót myśliwych. Wiele filmów dokumentalno-fabularnych oraz dokumentalnych, które z założenia – jako oparte na danych archeologicznych – powinny być wierne rzeczywistości, wpisuje się w tę wizję. Większość z nich powiela przekonanie o ekonomicznej i społecznej dominacji mężczyzn w prehistorycznych społeczeństwach łowiec- ko-zbierackich. Utrwalają one pogląd, że kobiety nie odegrały żadnej roli w technicznej i kulturowej ewolucji ludzkości.

Przodkowie brutalni z natury?

Mężczyzna wlecze kobietę za włosy. Gdzie ciągnie nas tak siłą? Do pradawnej przeszłości, kiedy to relacje między płciami opierały się na dominacji, a gwałty, uprowadzenia i brutalność były na porządku dziennym. Zgodnie z tą wizją, kształtującą naszą wyobraźnię aż do współczesnych czasów, dzikość stanowi nieodłączną cechę prehistorycznych społeczeństw.

Poza nielicznymi wyjątkami do końca XIX wieku dzieła artystyczne i literackie przedstawiały prehistorycznych ludzi jako brutalnych. Ponieważ ich zachowania społeczne nie wynikały z wymogów cywilizacji czy religii, mieli jakoby skłonności mordercze i pociąg do kanibalizmu.

Dlatego w większości powieści konflikty są tak wszechobecne, zwłaszcza między różnymi „rasami”, których typy często zaczerpnięto z opowieści odkrywców. W powszechnej wyobraźni wykuwają one archetyp człowieka prehistorycznego jako męskiego bohatera, uzbrojonego w maczugę i odzianego w zwierzęcą skórę, mieszkającego w jaskini, gdzie ciosa narzędzia z kamienia. Wychodzi zwycięsko ze starcia z ogromnymi (mamuty) lub dzikimi (tygrysy szablozębne) zwierzętami. Buntowniczy sięga po przemoc, aby zdobyć ogień, terytorium, kobietę lub aby pomścić ukochaną osobę. Przedstawienia te w dużej mierze opierają się na pracach antropologów ewolucyjnych i badaczy prehistorii z przełomu XIX i XX wieku.

Podejście pierwszych badaczy prehistorii spowodowało, że przekazany przez nich następnym pokoleniom obraz ludzi żyjących w tych odległych czasach był spaczony, gdyż opierał się na dwóch głównych założeniach: przekonaniu o pierwotnej przemocy oraz o stopniowej i linearnej ewolucji historii ludzkości. Owe tezy, głoszone przez dziesięciolecia, wywarły decydujący wpływ na pracę naukowców i wyobraźnię społeczeństwa. Jak to się stało, że powszechnie przyjęto te dwa paradygmaty?

Gdy w połowie XIX wieku uznano, że prehistoryczni ludzie naprawdę istnieli, ich zachowania przyrównywano do zachowań małp człekokształtnych, goryli i szympansów, a później „niższych ras”, postrzeganych jako prymitywne. Nie przeprowadziwszy dokładnej analizy przeznaczenia ociosanych przez ludzi prehistorycznych przedmiotów, pierwsi badacze nadali im nazwy o zabarwieniu wojennym: maczuga, siekierka, pięściak, sztylet… Wystawy światowe i pierwsze muzea powielały te wyobrażenia. W Musée d’Artillerie, utworzonym w Les Invalides w 1871 roku, pokazywano kolekcje broni pre- i protohistorycznej, antycznej, historycznej i etnograficznej oraz, dla każdego okresu, uzbrojone manekiny w strojach wojennych naturalnej wielkości. Ekspozycja muzealna zaszczepiała w umysłach zwiedzających myśl o wojnie jako kulturowej konieczności występującej od najdawniejszych dziejów ludzkości. Obecne badania* przemysłów prehistorycznych dowodzą, że ta rzekoma broń wojenna służyła głównie do zabijania i ćwiartowania zwierząt.

W latach osiemdziesiątych XIX wieku teoria „migracji” zakładała, że kultury prehistoryczne następowały po sobie w wyniku wymiany ludności i ugruntował się wtedy pogląd, że wojny o ziemię prowadzono od zawsze. Na początku następnego wieku na podstawie zachowania małp człekokształtnych niektórzy socjobiologowie, a w ślad za nimi antropologowie i badacze prehistorii utrzymywali, że pochodzimy od „małp zabójców”**. Ta spopularyzowana w 1961 roku teoria wynika w prostej linii z koncepcji, zgodnie z którą człowiek kieruje się swoją zwierzęcością, w dodatku zwierzęcością agresywną i drapieżną. Umacnia tezę o filogenetycznej i ontologicznej przemocy człowieka. Człowiek prehistoryczny, jakoby z natury agresywny, miał być pierwszym drapieżnikiem w odniesieniu do swojego gatunku. Jeżeli uznamy, że przemoc determinuje człowieka, ponieważ stanowi nieodłączną cechę rodzaju ludzkiego, mamy wówczas nieuchronnie do czynienia z pewną formą „kultury wojennej”.

Pogląd, zgodnie z którym przemoc jest częścią „natury ludzkiej”, podziela wielu filozofów i myślicieli. Tak właśnie sądzi Zygmunt Freud, gdy pisze, że „człowiek nie jest istotą łagodną i spragnioną miłości, która zaatakowana, umie się też bronić, lecz wśród wielu innych popędów może on poczytywać za właściwą sobie również sporą dozę agresji. […] Homo homini lupus [człowiek człowiekowi wilkiem]: któż, po tych wszystkich doświadczeniach życiowych i historycznych, miałby odwagę zaprzeczyć tej maksymie?”.

Wystarczy, że przyjrzymy się na przykład pracom angielskiego teoretyka Thomasa Hobbesa (1588-1679), dla którego jest to „wojna wszystkich przeciw wszystkim” (Lewiatan, 1651), czy Jeana-Jacques’a Rousseau (1712–1778), broniącego idei, że „człowiek dziki” ulegał niewielu namiętnościom i został wciągnięty w „najstraszliwszy stan wojenny przez tworzące się społeczeństwo”, a dojdziemy do wniosku, że pytanie o źródło przemocy przewija się przez całą historię filozofii: Czy przemoc jest pierwotna i wrodzona, czy też, jak pisze Rousseau, zaistniała wraz z powstającą cywilizacją i własnością?

W trakcie badań szkieletów ludzi kopalnych ślady przemocy zaobserwowano tylko u kilku osobników, można więc przyjąć, że w paleolicie* nie prowadzono wojen w ścisłym tego słowa znaczeniu. Niemniej warto podkreślić, że znaleziono stosunkowo niewiele szkieletów, poza tym rany śmiertelne nie zawsze pozostawiają ślady na kościach – a tylko te się zachowały. W większości udowodnionych przypadków przemocy rany ofiar się zabliźniły, a rannych nie dobito, wręcz przeciwnie – otoczono ich opieką. Analiza anomalii lub widocznych urazów kości kilku skamieniałości ludzkich z paleolitu pozwala sądzić, że ówcześni ludzie opiekowali się chorymi oraz rannymi, a osoba upośledzona fizycznie lub umysłowo, nawet od urodzenia, nie była eliminowana i zachowywała swoje miejsce w społeczności. Analiza źródeł archeologicznych wskazuje, że społeczności utrzymywały relacje oparte na wymianie przedmiotów, wiedzy, umiejętności, a nawet osób. Współpraca i wzajemna pomoc okazały się – w równym stopniu jak agresja i rywalizacja, a może nawet bardziej – kluczowe dla przetrwania ludzi żyjących w małych grupach. W rozprawie zatytułowanej Pochodzenie rodziny, własności prywatnej i państwa niemiecki filozof Fryderyk Engels (1820–1895) twierdzi, że „wzajemna tolerancja dorosłych samców, brak zazdrości były pierwszym i najważniejszym warunkiem umożliwiającym tworzenie się tych wielkich i trwałych grup, wśród których jedynie mogło się dokonać uczłowieczenie zwierzęcia”.


Fragment książki Marylene Patou-Mathis, Kobieta. Opowieść o niewidzialności od prehistorii do dziś

Fot. Laura Bielak

Tekst powstał we współpracy z Wydawnictwem W.A.B.

Comments are closed.