lisowczycy Kossak

Lisowczycy vel elearzy. Legenda, geneza i charakterystyka

Przez cały wiek XVII w rosyjskich i niemieckich domach dało się słyszeć, jak matki czy niańki strofowały niesforne dzieci, strasząc je, że przyjadą źli lisowczycy z Polski. Długo pamiętano wyczyny polskiego oddziału, biorącego udział w walkach okresu wielkiej smuty i wojny trzydziestoletniej. Czarne chmury zawisłe nad historią oddziału starał się rozwiać w swoim dziele ks. Wojciech Dembołęcki. Czy słusznie?

Wielu z nas pamięta z dzieciństwa zdania, wypowiadane przez rodziców, mające na celu zastraszyć dziecko i wyegzekwować od niego pożądaną reakcję: „bądź grzeczny, bo przyjdzie Baba Jaga i cię porwie”.

Takie formułki mają swoje korzenie w baśniach, bajkach czy legendach miejskich. Według definicji słowników, aby opowieść mogła być nazywana legendą, musi posiadać w sobie owo ziarenko prawdy, które gubi się czasami pośród fantastycznych i nie do końca realnych dodatków.      

Nieco starsze pokolenie zastraszane było wizją czarnej wołgi, w której siedzieli bliżej nieokreśleni straszni porywacze dzieci. Historia ta miała swoje korzenie w porwaniu dziewczynki, które miało miejsce w 1956 roku. Tworzenie takich opowiastek nie jest jednak pomysłem rodem z XX wieku, nowym czy też świeżym.

„Opowieści straszydełka” powstawały o wiele, wiele wcześniej, czego przykładem może być legenda lisowska vel elearska. Przez cały wiek XVII w rosyjskich i niemieckich domach dało się słyszeć, jak matki czy niańki strofowały niesforne dzieci, strasząc je przyjazdem złych lisowczyków z Polski.

Jednak w przeciwieństwie do porwania z 1956 roku, ta legenda nie ma „szczęśliwego” zakończenia. Dziewczynkę porwaną czarną wołgą uratowano, zaś po przejściu elearów zostawały tylko łzy, popiół i zgliszcza,      a opowieści o nich były przekazywane z ust do ust.

Długo pamiętano wyczyny polskiego oddziału, biorącego udział w walkach okresu wielkiej smuty i wojny trzydziestoletniej. Czarne chmury i straszliwy pijar zawisłe nad historią oddziału starał się rozwiać w swoich Przewagach elearów polskich, co ich niegdy lisowczyki zwano (…) ks. Wojciech Dembołęcki, starszy kapelan owej formacji z latach 1621-1623, będący naocznym świadkiem kampanii na Węgier i do Czech, wypowiadający się o lisowczykach w samych superlatywach (na co już wskazuje nam sam tytuł dzieła).

W tym artykule przeczytasz o zagadnieniu tejże dwubiegunowej „elearskiej legendy”. Staram się odpowiedzieć na następujące pytania: jaka jest geneza powstania Przewag? Czy ks. Dembołęcki słusznie bronił  swą “trzódkę”? Co mają do powiedzenia inni autorzy z epoki oraz nieco późniejsi? A także co o samym księdzu mówi jego dzieło?

Ksiądz Wojciech Dembołęcki – obrońca lisów

Rozważania na temat lisowczyków rozpocząć należy od krótkiego choćby zapoznania się z życiorysem autora dzieła, które jest istotne do zobrazowania sobie dziejów formacji. Ksiądz Wojciech Dembołęcki z Konojad herbu Prawdzic, urodzony w roku 1585 albo 1586, szybko wyjechał ze swej rodzinnej miejscowości do Krakowa, gdzie wstąpił do zakonu franciszkanów.      

Odebrał tam staranne wykształcenie teologiczno-muzyczne, co później zaowocowało kilkoma utworami tegoż twórcy, niestety zachowanych do naszych czasów tylko fragmentarycznie i wybiórczo, co jest niepowetowaną stratą dla polskiej muzyki.

Jednak najcenniejsze historycznie dzieło Księdza z Konojad zachowało się w całości, a są nim właśnie rzeczone we wstępie Przewagi, których pełny tytuł brzmi: Przewagi elearów polskich, co ich niegdy lisowczykami zwano, które czynili w państwach cesarskich przeciwko heretykom za czasów niezwyciężonych monarchów Ferdynanda II cesarza chrześcijańskiego i Zygmunta III, króla polskiego i szwedzkiego etc., etc. W Leciech Pańskich od 1619 aż do 1623 krótko naprędce zgromadzone

Sam już tytuł może wiele powiedzieć o tym, czego konkretnie dotyczyć będzie dzieło. Tytułowe przewagi stanowią klucz w zrozumieniu genezy napisania tegoż pamiętnika przez Księdza Kapelana.

Lisowczyk czy elear?

Pierwszą kwestią, która rzuca się w oczy, gdy tylko spojrzy się na tytuł, jest użycie blisko siebie dwóch słów, które są traktowane jako oddzielne pojęcia, co może wprawiać w skonfundowanie.      

Chodzi o słowo „elear” i następujące chwilę po tym „lisowczyk”. Interesujące jest, że autor z całą świadomością i premedytacją zastosował taki zapis ma on w tym swój cel i ciekawy koncept.      

Wśród szlachty polskiej, a także szlachty zagranicznej znane było pojęcie lisowczyka, wywodzące się od nazwiska założyciela formacji, Aleksandra Lisowskiego (bądź też Aleksandra Józefa Lissowskiego, tutaj za Maurycym Dzieduszyckim), wsławionego w wojnach w czasie wielkiej smuty 1598-1613.

Główną jego zasługą było stworzenie na rozkaz Karola Chodkiewicza, oddziału 1000 konnych, mogącego szybko przemieszczać się nie tylko na samym polu bitwy, ale i po terenie wroga. Lisowski włożył w powierzone zadanie wiele serca i energii, efektem czego jego jeźdźcy szybko dali się poznać jako doskonali wojownicy, znakomici oszuści na polu walki oraz korzystający z okazji krętacze.

Nie można oprzeć się wrażeniu, że określenie „lisowczyk” pochodziło nie tylko od nazwiska twórcy, ale też uosabiało przymiotnik „lisi”, to jest sprytny styl walki oddziału. Po śmierci założyciela formacji w 1614 roku, swego rodzaju tradycją stało się nazywanie tychże najemników od nazwiska kolejnych głównodowodzących (odpowiednio: Strojnowski strojnowczycy, Rusinowski  rusinowczycy, itd.).

Natomiast drugie określenie, „elear”, ma zgoła inną genezę. Zostało ono spreparowane wskutek niezbyt udolnych prób lingwistycznych, napisanych piórem księdza kapelana Dembołęckiego, wywodzącego określenie to od słowa „Elohim”. Stworzenie tegoż określenia tłumaczone jest w sposób następujący przez samego autora:

Jeżeli tedy od ludzi, pod których regimentam bywali, zawsze przezwiska swoje miewali, daleko więcej teraz,( jak się w przeszłym rozdziale pokazało) Boga samego za Hetmana mając, nie  mieliby być imieniem jego ś. pieczętowani?
I owszem, tym barziej, iż tedy między przenaświętszymi imiony Boskimi naprzedniejsze jest  Elohym, co się znaczy według języka łacińśkiego( acz żydowskie jest) eligens hominem, to jest obierający człowieka, a ten lud lisowski( jako przeszły rozdział świadczy) raczył sobie obrać między wszystkimi chrześcijaństwem z narodu polskiego na obronę Kościoła swego świętego, tedy od Elohym eloharowie abo dla zwyczajniejszego pospólstwa wymówienia – elearowie, jakoby Boscy wojennicy abo od Boga wybrani mają być zwani.
[1] 

Od razu w oczy rzuca się, iż klasztorne wykształcenie daje o sobie mocno znać w wywodzie księdza kapelana. Potrzebna była do tego nie lada znajomość Pisma Świętego oraz języka łacińskiego. Nie ulega jednak najmniejszej wątpliwości, że jest to błędna etymologie, oparta na kruchej podstawie podobieństwa dźwiękowego.

Nie można odmówić kreatywności kapelanowi. Ujawnia się w tym megalomania oraz chęć „nad śnieg wybielenia” swoich podopiecznych przez księdza.

Przyczyny kreatywności

Kwestia nazewnictwa, choć wydawać by się mogła marginalną i niezbyt istotną, staje się tutaj sprawą kluczową. Dembołęcki oddziela już w samym tytule grubą kreską dwa etapy istnienia formacji.      

Pierwszy z nich, od powstania w 1605/6 do 1614 roku, to etap specjalnie i z rozmysłem nieopisywany zbyt obszernie w Przewagach…. Kształtującemu się wtedy dopiero oddziałowi bliżej było do kozaków niż regularnego wojska.      

Pod wpływem jednak dobrego i zbawczego wpływu Boga, lisowczycy zmieniają się w elearów oddział boskich wojowników, mających być „biczem na kacerstwo”. Tak przynajmniej widzieć chce to Dembołęcki, będący kapelanem oddziału od 1621 roku na polecenie Ojca Świętego.      

Podczas czytania Przewag… niejednokrotnie odnosi się wrażenie, że czyta się bardzo rozległą rozprawkę, ubraną co prawda w formę pamiętnikarską, ale nadal rozprawkę, broniącą tezy, że elearowie wcale nie byli tacy źli.

Nie można więc nie zadać sobie pytania, czy ci boscy wojownicy to naprawdę tacy święci jak chce tego kapelan? Pewnym jest, że pamiętnik pisano w celu obrony swoich podopiecznych i przypisaniu ich działaniom większego znaczenia, usprawiedliwienia wszystkich wybryków i nieszczególnie chwalebnych czynów, jakie miały miejsce w latach 1619-1623.

Lisowczycy – diabły w anielskich szatach?          

Bazując jedynie na przekazie księdza kapelana na pytanie o szlachetność i czystość intencji żołnierzy elearskich, wcześniej lisowian, od razu jesteśmy gotowi zakrzyknąć głośno, że Przewagi… to sama prawda.

Zaś w książce Liber generationis plebeanorum („Liber Chamorum”) o lisowczykach można znaleźć zupełnie inne zdanie. Wedle znajdujących się tam słów, żołnierze służący pod komendą Lisowskiego to zbiegli chłopi bez szlachectwa, szlachcice wątpliwego pochodzenia i trudniący się najzwyklejszym rozbojem i najemnictwem ludzie, za co należy ich zdarszy z skór, powiesić[2].      

Nie ma tu ani odrobiny jakiejkolwiek pochwały, którą można odnaleźć w Przewagach… Podobny niepochlebny ton przyjmuje zacytowany przez Waleriana Trepkę, autora Liber Generationis, Olbracht Karmanowski w innym swoim dziele poświęconym tematyce lisowskiej, Liście do lisowczyków. Tuż obok nich należy wymienić podobnie wypowiadającego się Wacława  Potockiego.

Wybawiciele czy oprawcy?

Te trzy głosy zdają się zagłuszać całkowicie zdanie księdza o dzielnych wojownikach, wypełniających tylko wolę Bożą. Na czym opiera się ta wielka różnica? Na jakich płaszczyznach porównać można te opinie?      

Źródła nie podają nam informacji, aby którykolwiek z wyżej wymienionych przeciwników lisowian służył w ich szeregach lub znał któregoś z nich osobiście. Nie mogli zatem mówić o osobistych doświadczeniach z serca oddziału, nie widzieli funkcjonowania formacji oczami lisowczyków.      

Słyszeli natomiast o wielu dokonaniach żołnierzy z trzódki księdza Dembołęckiego. O samych umiejętnościach oddziału można rzecz, że były one na pewno niezwykłe i wprawiały w podziw bardzo wiele osób, nawet samego arcyksięcia Leopolda:

Trudno wypisać, z jakim afektem arcyksiążę co raz wracał się do Renu patrzyć na one nigdy nie widziane obyczaje elearskie: różne pochwały z różnych rzeczy przed dworem swym powtarzając[3].

Potocki Wacław[4] krytykuje sposób używania tych umiejętności, które sprowadzają tylko nieszczęście i służą zabijaniu ludzi, głównie bezbronnego chłopstwa, które nie jest w stanie oprzeć się szybkiej i zwinnej formacji.      

Tę informację ksiądz pomija dość wymownym milczeniem. Dobitnie o „nieszlachetności” oddziału lisowskiego mówi Walerian Trepka, który stawia tych żołnierzy tuż obok dorobkiewiczów, watażków i banitów, którzy nieuczciwie zdobyli majątek i tylko za pomocą pieniędzy tytułotrzymali szlachecki     , krytykuje dzikość i okrucieństwo, zaliczając ich do najgorszego sortu.      

Identycznym tonem o lisowczykach mówi Olbracht Karmanowski w przywołanym wyżej Liście…, w którym można przeczytać wręcz echa kazania i stanowczego upomnienia w kierunku żołnierzy, którzy i wynajdą, by schował i w ziemię[5].

Mowa tu rzecz jasna o majątku ruchomym i nieruchomym, w którego posiadaniu byli mieszkańcy wsi, przez które lisowczycy mieli okazję przechodzić. Po odwiedzinach tych dzielnych „zwierząt”, jak określa ich poeta w swoim wierszu, chłopom nie pozostawało prawie nic, często tracili życie, Bożego do rachunku chybi Narodzenia[6].

Autor ostrzega żołnierzy, że gdy staną przed Sądem Bożym, wszystkie ich winy zostaną srogo rozliczone przez Pana Boga i zostaną za to potępieni. Zdaje się to dementować całkowicie pozytywne świadectwo dawane nam przez księdza z Konojad.

Karmanowski przedstawia nam lisowczyków jako okrutnych prostaków, najemników bez honoru i zwykłych awanturników spod ciemnej gwiazdy i pospolitych morderców.

Kilku obrońców

Na pomoc odosobnionemu w tej walce głosowi Wojciecha Dembołęckiego przybywa inny znany pamiętnikarz polski      XVII wieku, znany z nieco innych przygód, nazywany ojcem i mistrzem sztuki pamiętnikarskiej i gawędziarskiej. Mowa tu rzecz jasna o Janie Chryzostomie Pasku.      

Odnaleźć można w jego Pamiętnikach interesującą wzmiankę, że Stefan Czarniecki wykorzystał sposób wojowania lisowczyków, aby móc zaskoczyć bojarów pod dowództwem Iwana Andrzejewicza Chowańskiego.      

Stanowi to dowód doceniania kunsztu wojennego elearów, długo po zniknięciu tej formacji w mrokach dziejów Pierwszej Rzeczypospolitej. Opisu istoty tejże strategii nie znajdziemy co prawda u Paska, jednak można go zobrazować na podstawie szczątków informacji z Przewag… cytatami ze starożytnego, konfucjańskiego traktatu wojskowego:

Chociaż walka wygląda na bezładną i burzliwą, oni działają w sposób zdyscyplinowany. W zamieszaniu i chaosie zbijają się w krąg i nie można ich pokonać. Kto zatem doskonali się w manipulowaniu wrogiem, dokonuje takiego rozkładu sił, że przeciwnik musi reagować. Podsuwa mu coś, co ten musi zdobyć. Zmusza wroga do posunięć, mamiąc go korzyściami, lecz w zanadrzu ma solidnie przygotowane wojska.

Traktat ten co prawda nie był znany ani Andrzejowi Lisowskiemu, ani Stefanowi Czarneckiemu, ale stanowi trafne podsumowanie owego „lisowskiego zabytku”, idąc za słowami Jana Chryzostoma Paska.      

W podobnym tonie, aczkolwiek dość szczątkowo, swoje zdanie na temat formacji lisowczyków przedstawia także Samuel Twardowski w swej książce Władysław IV, król polski i szwedzki. Tu na pierwszy plan wysuwane są odwaga i dokonania założyciela oddziału w okresie, gdy trwała wyprawa pod zaciągiem Dymitra II Samozwańca.      

Andrzeja Lisowskiego, który ma zasługi na polu militarnym, przedstawia się w tym dziele jako krzewiciela wiary katolickiej, co należy traktować z dużą ostrożnością, gdyż może być to jedynie dodatkowa anegdotka, mająca stanowićjego  dodatkowy przymiot.

O dzielności i sprawności bojowej elearów można dowiedzieć się także i bezpośrednio od nich samych, zachowała się bowiem mowa Stanisława Kleczkowskiego na powitanie cesarza Ferdynanda, gdy lisowczycy zaproszeni zostali przez niego na służbę.

Są tam szczegółowe opisy jak lisowczycy, przemianowani zostali na elearów (przed 1621), walczyli w wojnach moskiewskich, jaką sławę po sobie zostawili na Węgrzech i uratowali Wiedeń z oblężenia Bethlena Gabora, w którym brały także udział wojska czeskie.

W tej kwiecistej mowie Kleczkowski zapewnia cesarza, że nie zawiedzie się służbą elearów i może być pewien swego zwycięstwa z ich pomocą. Jawią się oni jako jego wybawcy i prawdziwie wierni, katoliccy sojusznicy.

Lisowczycy. Podzielone zdania

Na pewno trudno jest odpowiedzieć na z pozoru proste pytanie: kto ma rację? Czy słuszne jest porównywanie lisowczyków z najgorszym sortem żołnierzy, czy też powinno się stawać w ich obronie i dementować złe plotki?      

Powrócić tutaj należy do kwestii nazewnictwa oddziału, którą objaśnia nam ksiądz Wojciech Dembołęcki, a przekonamy się, że kwestie te są bardzo złożone. Ksiądz kapelan, jak już wcześniej zostało nadmienione, grubą kreską odcina pojęcia lisowczyka od elear.

Nie będę tutaj powtarzać wcześniejszych rozważań. Istotą jest to, że ksiądz z Konojad chciał zaznaczyć pewną odrębność, a jednocześnie ciągłość w istnieniu formacji. Między wierszami jego dzieła można odczytać informacje, że wszystkie oskarżenia pod adresem lisowczyków są w pewnej części zasadne, gdyż jego trzódka wcale „o własnych kopiach”, z miłości chrześcijańskiej nie służyła cesarzowi Ferdynandowi.

Żołd pobierano w sposób bezpośredni od chłopstwa i mieszczaństwa, a mówiąc dosadnie: grabiąc i paląc terytoria Cesarstwa. Znamienne jest jednak, że ksiądz Dembołęcki zaznacza, że to nie elearzy, odmienieni już i lepsi lisowczycy, dokonywali najgorszych rabunków i zniszczeń, tylko to oddziały niemieckie na służbie cesarskiej dokonywały gorszych rabunków: kiedy jeden rajtar, dobrze ubrany, konewek, flaszek, etc. około siebie nawiązawszy, gęś i gąsiętami jeszcze zieloniusieńkiemi do miasta zaganiając z pułkownikiem się elearskim i kilką jego rotmistrzów, z miasta jadących potkał[7].

Takowych „kwiatków” znaleźć można w dziele księdza z Konojad o wiele więcej. Uważny czytelnik na pewno zastanowi się, czy jest różnica pomiędzy byciem okradzionym z konia, stada gęsi, kóz, flaszek czy innych sprzętów gospodarskich.      

Na to pytanie jednak Dembołęcki odpowiedzi nam nie udzieli. Odcięcie się od przeszłości lisowskiej, a tworzenie teraz historii elearskiej, potwierdza niestety, że serca żołnierzy Lisowskiego takie czyste, jak chciałby tego ich Kapelan, nie były.

Dwa obozy w „sporze”

Tu jednak należy się zatrzymać i na chwilę odwrócić uwagę od samych elearów, a zwrócić ją na osoby, które owych elearów opisują. Kwestia ta ma kluczowe znaczenie w zrozumieniu przyjmowanego przez nich stanowiska. Podzielić można te osoby według ich mentalności na dwie grupy: katolików i niekatolików.      

Do pierwszej z tych grup należy oczywiście ksiądz Dembołęcki, Samuel Twardowski oraz Jan Chryzostom Pasek. W drugiej ulokujemy Wacława Potockiego, Olbrychta Karmanowskiego i Waleriana Nekandę Trepkę. Ostatni z wymienionych konwertował co prawda na katolicyzm, ale do końca życia pozostawał wierny wartościom ariańskim.      

Elearzy mieli być wybranymi przez Boga, stanowić „bicz na kacerstwo”, zatem niemożliwym jest, by osoba z kręgu protestanckiego przychylnie się o nich wypowiadała. Zaś pisarze z katolickiego kręgu intelektualnego chwalili elearów za ich zasługi wobec chrześcijaństwa (tu głównie Dembołęcki).      

Dwie z trzech osób pozytywnie wypowiadający się o lisowczykach, znało ich z autopsji: Samuel Twardowski brał udział w wojnie moskiewskiej w latach 1616-1617 i widział oddziały elearskie na własne oczy, ksiądz z Konojad służył im przecież za kapelana głównego, jednak jego przypadek poruszymy za chwilę.      

O relacji Paskowej powiedzieć można, iż znał opowieści o dokonaniach lisowczyków w trakcie wojen wielkiej smuty z ust osób, które były świadkami owych wydarzeń i stanowiły pewne oraz godne zaufania źródło informacji.      

Natomiast Wacław Potocki nie miał z elearami osobiście styczności, ale w swoim długim życiu miał nieszczęście walczyć przeciwko Kozakom Zaporoskim, których styl walki oraz obyczaje przypisał także lisowczykom.      

Walerian Nekanda Trepka zaś, wedle przekazów, miał obsesję szukania osób o wątpliwym szlachectwie i wyszukiwał wszelkie odstępstwa od etosu rycersko-szlacheckiego, a lisowian znał z opowieści jako oszustów i awanturników.

Wykształcony adwokat i jego spadek

Księdzu Wojciechowi Dembołęckiemu, jako naocznemu świadkowi działań i służby elearskiej od 1621 roku, poświęcić należy osobny fragment tekstu. Tu kwestia jego osobistej znajomości i funkcjonowania pośród elearów nabiera nowego znaczenia, gdy przyjrzymy się jego dziełu nie tylko jako źródłu historycznemu, ale także jako dziełu literackiemu, bo tutaj Ksiądz z Konojad przejawia pewną ciekawą tendencję.

Staje się prekursorem i tworzy jedną z pierwszych legend narodowych Polski, legendę o szlachetnych, katolickich i niezwyciężonych wojownikach sarmackich. Odciska swoje silne piętno na późniejszej świadomości narodowej, przyćmiony w dużym stopniu przez kreację pamiętnikarską Paska, a później jeszcze bardziej przytarty zostaje przez ideały epoki oświecenia, w których to sarmatyzm jawił się jako synonim zaściankowości i ciemnoty umysłu.      

Jego teorie zostają podchwycone przez epokę romantyzmu, analogie można znaleźć w licznych utworach wieszczów narodowych (kreowanie Polski na jedynego wybawcę Europy z ucisku tyranii, cały nurt mesjanistyczny i prometejski).      

Można śmiało więc podarować księdzu kapelanowi zaszczytne miejsce obok Jana Chryzostoma Paska i Adama Mickiewicza w kształtowaniu swoistego obrazu sarmacko-szlacheckiego postrzegania świata.      

Tu jednak pojawia się pytanie, na ile relacja zawarta w Przewagach… jest fikcją literacką, a na ile rzeczywistością? Ile w niej prawdy, a ile kreacji i wizji artystycznej Dembołęckiego?

Nie można podczas lektury zapominać o konceptualnym i historiozoficznym charakterze tegoż utworu, co nie skreśla go jako potencjalnego i wiarygodnego źródła historycznego. Należy je jednak czytać z dużą ostrożnością, wiele słów księdza kapelana należy weryfikować, gdyż wszystkie wydarzenia sprzed 1621 roku czerpie z opowieści naocznych świadków i towarzyszy, których uważa za godnych zaufania, a i późniejsze potrafi mniej lub bardziej nagiąć do swojego konceptu i wizji elearów, wojowników Boga.

Lisowczycy – dziedzictwo w kulturze 

Na początku artykułu zadane zostały cztery pytania, na które częściowo udało mi się odpowiedzieć. Genezą powstania Przewag… była chęć stworzenia nowego jakościowo i konceptualnie wizerunku lisowczyków vel elearów jako dobrych i prawych katolików-wojowników.      

Słuszność opinii zawartej w tymże utworze potwierdza kilku twórców z tej samej epoki, znajdziemy jednak podobną ilość osób w tym samym okresie, które podważają prezentowany wizerunek, niszcząc koncept, który tak pieczołowicie buduje dla nas ksiądz Wojciech Dembołęcki.      

Taki nie idealny obraz zdaje się działać na jakąś korzyść elearów, którzy to dzięki tym kontrastom w swoim wizerunku uzyskali miejsce w tworzeniu legendy i obrazu sarmackiej epoki, który to przenikał kulturę wysoką w czasach wcześniejszych (choćby proza historyczna Henryka Sienkiewicza, szczególnie na pierwszy plan wysuwa się tu Trylogia) i przenika po dziś dzień nawet do kultury masowej (niech tutaj przykładem będzie piosenka folk-rockowa zespołu Horytnica Lisowczycy).      

Jakkolwiek zatem ostrożnie traktować należy źródła do dziejów lisowczyków vel elearów, tak legenda ich, nakreślona nam przez księdza kapelana Wojciecha Dembołęckiego z Konojad herbu Prawdzic, ma już swoje miejsce na karbie świadomości narodowej i nie pozwoli się z tego miejsca tak łatwo zrzucić, gdyż, jak wiadome nam jest z przekazu księdza, nie było nad eleary lepszych jeźdźców i z siodła nigdy żaden lisowczyk nie wypadł.      

A nam pozostaje pytanie… straszyć czy nie straszyć?


Bibliografia:

  • Dembołęcki Wojciech Przewagi elearów polskich…, oprac. R. Sztyber, Wydawnictwo Adam Marszałek, Toruń 2005.
  • Dzieduszycki Maurycy Krótki rys dziejów i spraw lisowczyków, Zakład Naukowy im. Ossolińskich, Lwów 1843.
  • Kleczkowski Stanisław Witanie Cesarza Ferdynanda Wtórego przy przyjęciu służby wojennej u niego z wojskiem swym lisowskim [w:] Mowy Staropolskie, Wydawnictwo Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław 2005.
  • Pasek Jan Chryzostom Pamiętniki, wstęp i obj. W Czapliński, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław 1979.
  • Semczuk Przemysław Czarna Wołga. Kryminalna historia PRL, Wydawnictwo Znak, 2013.
  • Starowolski Szymon Sarmatiae Bellatores, Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej, Warszawa 1978.
  • Sun Tzu Sztuka wojny, tł. D. Bakalarza, red. B. Oczko, Wydawnictwo Helion, Gliwice 2013.
  • Trepka Walerian Nekanda Liber Generationis Plebeanorum („Liber Chamorum”), Zakład Narodowy Im. Ossolińskich Wydawnictwo PAN, Wrocław 1963.
  • Twardowski Samuel Władysław IV, król polski i szwedzki, Wydawnictwo Instytutu Badań Literackich PAN, Warszawa 2012.
  • Poeci polskiego baroku, wyb., opr. i wstęp J. Sokołowska i K. Żukowska,  Warszawa 1965, vol I i II.
  • Słownik języka polskiego, pod red. M Szymczaka, Warszawa 1996.
  • Słownik terminów literackich, pod red. J. Sławińskiego,  Wrocław 1998.
  • Słownik wyrazów obcych i zwrotów obcojęzycznych, pod red. B. Gers i E. Piotrowskiej, Warszawa 1967.
  • Wielka Encyklopedia Oksford, pod red. H. McGlynn, Inowrocław 2009, vol. 11.

Fot. Obraz Lisowczycy, Juliusz Kossak, 1880


[1] Dembołęcki Wojciech, Przewagi elearów polskich…, opr. ac. R. Sztyber, Wydawnictwo Adam Marszałek, Toruń 2005, s. 179-180

[2] Trepka Walerian Nekanda Liber Generationis Plebeanorum (“Liber Chamorum”), Zakład Narodowy im. Ossolińskich Wydawnictwo PAN, Wrocław 1963, s. 23-25

[3] Dembołęcki Wojciech, opus citatum, s. 302

[4] Potocki Wacław Pisma wybrane, oprac. J. Durr-Durski, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1953, vol 1-2, s. 333

[5] Karmanowski Olbracht List do lisowczyków [w:] Poeci polskiego baroku, wyb. opr. J. Sokołowska i K. Żukowska, vol I, s. 216

[6] Potocki Wacław, Ibidem, s. 333

[7] Dembołęcki Wacław ibidem s. 268


Małgorzata Karaśkiewicz

Korekta: Kamila Szymczak    

Comments are closed.