Emil Marat, Bratny. Hamlet rozstrzelany
Heros czy pupil komunistów? Autor sławetnych „Kolumbów. Rocznik 1920” i zblazowanego „Roku w trumnie”. Narcyz, geniusz, skrzywdzony człowiek, birbant… to tylko niewielka część epitetów, którymi można byłoby opisać Romana Mularczyka-Bratnego. Emil Marat w książce Bratny. Hamlet rozstrzelany zabiera nas w przygodę z jednym z najciekawszych polskich pisarzy XX stulecia. Czy warto?
To swoista biografia Romana Bratnego i opis czasów, w których przyszło mu żyć. Ten drugi aspekt nakreślony jest naprawdę wspaniale. Najpierw zostajemy oprowadzeni po życiu śmietanki towarzyskiej w czasach dwudziestolecia międzywojennego. Następnie czasy okupacji, PRL-u i przemian ustrojowych. Mamy możliwość spojrzenia na świat oczami nie tylko Bratnego, ale i ludzi, z którymi się stykał. A była to menażeria doprawdy imponująca.
Zalety to nie wszystko
Ciekawym zabiegiem biografa Bratnego jest swoista narracja, w której można odnieść wrażenie, że opisywanego bohatera brak. Przyznam, że pierwszy raz z czymś takim się spotykam, ale to fajna sprawa. To trochę tak, jakbyśmy oglądami bohatera książki w krzywym zwierciadle niczym Alicja w Krainie Czarów.
Bratny, który został tutaj ukazany, jest postacią niemal mityczną. Każda z osób, która się z nim stykała, pokazuje inny aspekt jego osobowości. Całość, momentami nieco chaotyczna, składa się na obraz człowieka nietuzinkowego, niejednoznacznego, pełnego pasji, sprzeczności i złości – do świata, ale i siebie.
Podoba mi się również próba wyjaśnienia, co w jego powieściach było imaginacją, a co miało, pośrednio lub bezpośrednio, miejsce w prawdziwym życiu Romana Bratnego. Dzięki temu powieści tego pisarza nabierają nowych rumieńców, stają się bardziej żywe, namacalne…
Stają się pasjonującą przygodą po meandrach życia „spaczonego” bohatera. Emil Marat musiał poświęcić sporo czasu, aby to wszystko ogarnąć, uporządkować i skonfrontować z tym, co już wiemy o Mularczyku. Jestem pod ogromny wrażeniem i doceniam ogromny kunszt literacki i warsztat historyczny.
Wbrew temu co mówią inni, książka wcale nie jest trudna. Jej odbiór zależy od naszego nastawienia, od tego, czy podejmiemy się próby przyjęcia formy narracji zasugerowanej przez Marata. Sięgając po tę pozycję nie miałem żadnych uprzedzeń czy oczekiwań.
Może dlatego ta nieoczywista biografia przypadła mi do gustu. Forma narracji czy trudny, miejscami, język – nie odstręczają, wręcz przeciwnie. Kto powiedział, że książka musi być lekka, aby kogoś wciągnąć? Czy ogród nie wygląda piękniej, gdy poświęci się mu odrobinę własnego trudu? Tak właśnie jest z tą lekturą.
Raz, dwa, trzy… Bratnym jesteś ty?
Marat w swej pracy umieścił ogromny zbiór wspomnień, nie tylko najbliższych Bratnego, ale jego przyjaciół i ludzi, którzy się z nim stykali. Myślę, że dokonał trafnego wyboru, który tylko uwypukla nietuzinkowość opisywanego bohatera.
Co więcej, fragmenty te pozwalają również poczuć smak opisywanych czasów. Jest w nich coś niezwykle klimatycznego, symbolicznego, a zarazem takiego prawdziwego. Momentami czułem się, jakbym na mignięcie powiek, cofnął się w czasie. Bardzo fajna sprawa.
Kolejny plus można dać za ukazanie ewolucji światopoglądu Bratnego – nie tylko literacko-twórczego, ale i życiowego, ideowego. Czy to wszystko jest obiektywne? I tak, i nie. Jestem zdania, że nigdy nie da się zamknąć człowieka w książkę, choćby pisaną przez tuza literatury. Gdyby tak było, zamiast papieru i tuszu wyskoczyłby prawdziwy człowiek.
Jak dla mnie to, co zebrał i opisał Emil Marat jest czymś naprawdę wspaniałym. To nie tylko biografia, ale i pamiętnik, swoisty zbiór myśli, zranień, wzlotów i upadków kogoś, kto już za życia nie chciał mieścić się w ramkach, w granicach, które wyznaczył mu świat, społeczeństwo, kariera czy własna natura. Marat oddał to wszystko w naprawdę interesujący sposób. Jestem zachwycony tą książką – pod każdym względem.
Największa trauma
Roman Bratny był człowiekiem, który rozczarował się do świata. Autorytet ojca, znanego wojskowego, matka, która żyła w kakofonii uzusów, czy państwo, które chciało być potęgą, a okazało się słomą na wietrze. Wszystko to było kłamstwem. Wszystko to legło w gruzach w 1939 roku i w latach okupacji niemieckiej. Świetnie ujął to Autor książki:
Taka była propagandowo-polityczna praktyka: kolonialne ambicje (w latach trzydziestych przechodziły przez miasta pochody członków Ligii Morskiej i Kolonialnej, z hasłami w rodzaju „Kolonie dowodem mocarstwowej dojrzałości”), udana budowa portu w Gdyni, powstanie Centralnego Okręgu Przemysłowego (Polska nie była już w porozbiorowej ruinie), brak krytycznych mediów, „nowoczesny”, modny, „europejski” antysemityzm (najpopularniejsze gazety, z „Ilustrowanym Kurierem Codziennym” na czele, pisały o tym, co się dzieje w Niemczech nie bez przychylności), stała obecność wojskowych w życiu publicznym, gwarancje i „sojusznicze stanowisko” Francji i Anglii, spychanie gdzieś poza powszechną świadomość koszmarnego zacofania i biedy na wsi – to wszystko istotnie mogło budować, zwłaszcza w młodych ludziach pochodzących z dość zamożnej inteligencji, poczucie, że żyją w bardzo silnym kraju. Tym bardziej się rozczarują. […]
Wrzesień obnażył fałsz przekonania o wielkości, bezpieczeństwie, trwałości i sile, zarówno w skali makro – kraju, jak i osobistej (s. 75).
Po czymś takim ciężko jest się pozbierać. Nie dziwi zatem, że przez całe życie Bratny, mniej lub bardziej, rozprawiał się z mitami, legendami czy przeinaczeniami, nie bacząc, że sam buduje fałszywy obraz siebie samego.
Chciał być takim Robin Hoodem, a stał się symbolem dekadencji, sprzedajności i imaginacji. Był wielki, ale w jego wielkości czaiły się obawy, sny o potędze, żale do całego świata, który nie odpowiedział na jego wołanie. I to chyba kwintesencja życia jednego z najciekawszych polskich pisarzy XX wieku.
Hamlet czy Makbet w jednym?
Czytając tę książkę nie byłem w stanie jednoznacznie przyporządkować Romana Bratnego do jakiejkolwiek kategorii ludzi. Krył się w nim bowiem i heroizm, i błazenada. Rozpacz, ale i romantyzm. Pozytywizm ale spaczony, ślepy na błędy nowego systemu. I być może właśnie ta niejednoznaczność sprawiła, że Bratny jest postacią ciekawą, pełną barw, sprzeczności, pasji i upadków nieoczywistych.
Wcześniej nie znałem tego pisarza. Wprawdzie czytałem Kolumbów, ale ani uważnie, ani z jakąś szczególna pasją. Może nie dojrzałem wówczas do tego, co chciał przekazać. Obecnie, gdy już wiem, że być może spora część opisywanych w książce zdarzeń i postaci istniała naprawdę, wszystko nabiera innych kolorów. I co ciekawe, dziwnym trafem, zaczęły do mnie trafiać inne powieści Bratnego. Czyżby zrządzenie losu? Fatum? Chyba trzeba będzie poczytać.
Bratny. Na koniec
Książka liczy sobie 688 stron, i podzielona jest na pięć dużych rozdziałów. Czy polecam? Tak, zdecydowanie tak. Bo to nie tylko rozprawa z mitami, ale i opowieść o czasach minionych. Mnie ogromnie się podobała. Myślę, że każdy znajdzie w niej coś ciekawego, o ile przysiądzie nad książką z czystą głową.
Wydawnictwo Czarne
Ocena recenzenta: 6/6
Ryszard Hałas
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Czarne.