Zygmunt III Waza – sługa doktryn? Część I

Gdy umierał, był otoczony powszechnym szacunkiem. Obecnie dominuje pogląd o fanatycznym zaślepieniu króla, który zaprzepaścił wiele szans na wzmocnienie Rzeczypospolitej. Nie będzie chyba przesadą stwierdzenie, że część historyków i publicystów w krytyce prześcignęła nawet rokoszan. Wśród nich nieprzejednanym „rokoszaninem” okazał się Paweł Jasienica.

Przeczytaj część II 

Sługa doktryn” – tak właśnie zatytułowany jest rozdział o Zygmuncie III Wazie niezwykle popularnej książki Pawła Jasienicy „Rzeczpospolita Obojga Narodów. Srebrny wiek”. Autor zawarł tam szereg tez bardzo dla króla niekorzystnych, a przede wszystkim – naszym zdaniem – całkowicie błędnych. W tym artykule podejmiemy próbę polemiki z tezami Pawła Jasienicy i innych krytyków króla.

Zygmunt III Waza

Koronnym zarzutem jest rzekomy fanatyzm religijny Zygmunta III Wazy, który automatycznie daje podstawy do kolejnych takich, jak m.in. uleganie wpływom jezuitów i innych duchownych, pomijanie innowierców przy nominacjach, chęć katolizacji Rosji. Jasienica krytykuje także unię brzeską, brak poparcia dla reformy elekcji z 1589 r. czy stanowisko króla w 1610 r. dochodząc do wniosku, iż król osobiście chciał zostać władcą Rosji. Wybitnie kontrowersyjna jest także teza o dążeniu do wprowadzenia w Polsce rządów absolutnych czy o postępującym upadku państwa po 1606 r. Zajmiemy się również bezkrytycznym stosunkiem Jasienicy do Jana Zamoyskiego.

Zupełnie odmienną charakterystykę władcy kreśli prof. Henryk Wisner w książce: „Zygmunt III Waza”, która, wraz z innymi dziełami tego historyka, jest podstawą tego artykułu. Przejdźmy zatem do głównego zagadnienia.

Złe dobrego początki

Przyszły Zygmunt III z Bożej łaski król Polski, wielki książę Litwy, książę ruski, pruski, mazowiecki, żmudzki, inflancki, a także dziedziczny król Szwedów, Gotów i Wandalów etc. etc. urodził się 20 VI 1566 r. w więzieniu. Więzieniem tym był zamek w Gripsholm, gdzie znajdowali się jego rodzice – książę Finlandii Jan Waza i Katarzyna Jagiellonka, siostra Zygmunta Augusta. Stało się tak z woli szalonego Eryka XIV, przyrodniego brata Jana. Był wtedy czas I wojny północnej, w której Polska i Szwecja brały udział po przeciwnej stronie. Małżeństwo swego brata z siostrą wroga uznał zatem za zdradę, po czym uwięził ich. Nie wiadomo, jak potoczyłyby się losy rodziców i Zysia, gdyby niezrównoważony Eryk XIV właściwie sam nie pozbawił się korony. Rozkaz wymordowania magnatów dał sygnał do otwartej walki. Obalony król został uwięziony. 10 VII 1569 r. miała miejsce koronacja uwolnionego Jana, po odebraniu potomkom Eryka XIV praw do władania państwem. Brat Jana i Eryka – Karol książę Sudermanii – uznał Zygmunta następcą tronu.

Nowa sytuacja – przejęcie władzy w Szwecji i brak potomka przez Zygmunta Augusta – dawała nadzieję, iż młody Zygmunt zostanie kiedyś królem nie tylko Szwecji. Dlatego Jan III usiłował przygotować do tego syna. Słynne są jego słowa wypowiedziane do jednego z nauczycieli Zygmunta: „Wychowuj mego syna w nadziei obu królestw”. Król robił to jednak wybitnie nieudolnie. Nie dość, że bardzo jątrzył swych poddanych nieprzemyślaną polityką wyznaniową (w Szwecji coraz bardziej umacniał się luteranizm; próby włączenia pewnych elementów z Kościoła katolickiego spotkały się z olbrzymim oporem), to równie niekonsekwentnie zachowywał się wobec syna. Nauczany przez luteran Zygmunt został jednocześnie wychowany w wierze katolickiej przez kapelanów Katarzyny. Jego spowiednikiem stał się jezuita Bernard Gołyński, zwany ojcem Pakoszem. W pewnym momencie jednak Jan III zdecydował, że jego syn powinien wziąć udział w nabożeństwie luterańskim, by poddani mogli ujrzeć przyszłego władcę także w zborze. Zygmunt odmówił. Ojciec publicznie go spoliczkował. Historycy twierdzą, że tyrania ojca wywarła duży wpływ na usposobienie Zygmunta. Odwrotnie do chęci Jan III nie przygotował syna do rządów ani w Szwecji, ani w Polsce. Nie zapoznał go ze sprawami państwa, z armią. Tym bardziej nie dokonał starań, by Zygmunt dowiedział się czegoś o Polsce. W efekcie młody Waza będzie się musiał uczyć wszystkiego na bieżąco, w obliczu problemów i trudnych wydarzeń. Na potwierdzenie tych słów warto przytoczyć wypowiedź Jana Bojanowskiego z marca 1588 r.: „dowcip dobry, nikomu nic złego nie myśli. Gwałtu prawu się z jego osoby bać nie trzeba”, lecz „eksperiencji i postępków w rzeczach nie masz, ani wiadomości traktowania ludzi”.

Jak na ironię można powiedzieć, że nie dość na tym. Swoim kolejnym nieprzemyślanym posunięciem Jan III bardzo utrudnił życie synowi. Mówiąc krótko – obiecał Polakom Estonię. Po śmierci Stefana Batorego 12 XII 1586 r. zasugerował, że po obiorze Zygmunta prowincja ta zostanie przekazana Rzeczypospolitej. Było to zgodne z postulatami większości szlachty polskiej, która marzyła także o swobodnej żegludze bałtyckiej, Jan III z kolei – o polsko-szwedzkim sojuszu przeciwko Moskwie. Być może wszystko byłoby dobrze, lecz… Jan III rozmyślił się. W chwili, gdy Polacy wybrali Zygmunta, jego ojciec kategorycznie odmawiał cesji Estonii. Wzbraniał się nawet przed wyjazdem syna.

Jan III Waza

Częściowo przekonali go do wyjazdu możnowładcy liczący na wzmocnienie swojej pozycji po śmierci Jana III. Już wkrótce kwestia Estonii w ogromnej mierze zaważy na stosunkach polsko-szwedzkich. Polacy nie zrezygnują z inkorporacji tej prowincji, Szwedzi ani myśleli ją oddać. Jak widać swoim działaniem Jan III skomplikował i tak ciężką sytuację Zygmunta – cesja lub jej brak konfliktowały młodego Wazę ze Szwedami lub z Polakami.

A sytuacja w Polsce rzeczywiście była bardzo trudna. Litwa oficjalnie nie wzięła udziału w elekcji, co pod znakiem zapytania stawiało sens całej unii lubelskiej. Obóz z biskupem wileńskim, kardynałem Jerzym Radziwiłłem, rodem Zborowskich i wojewodą poznańskim, przywódcą protestantów w Wielkopolsce Stanisławem Górką 22 VIII 1587 r. ogłosił królem arcyksięcia Maksymiliana Habsburga. Trzy dni wcześniej wspierany przez Annę Jagiellonkę obóz z kanclerzem i hetmanem Janem Zamoyskim i prymasem Stanisławem Karnkowskim na czele obwieścili wybór Zygmunta Wazy. By zostać koronowanym, Waza musiał zaprzysiąc pacta conventa. Po przybyciu na Hel przedstawiono mu zobowiązania, w tym inkorporację Estonii. Z powodu protestów posłów szwedzkich, komisarze polscy uznali, że tę kwestię należy odłożyć do objęcia władzy w Szwecji przez Zygmunta. Zatwierdzono m.in. sojusz polsko-szwedzki czy budowę floty. Podczas składania przysięgi w opactwie cystersów w Oliwie nie obyło się jednak bez skandalu – biskup kujawski Hieronim Rozrażewski sprzeciwił się punktowi o zachowaniu pokoju między innowiercami. Zygmunt zignorował go – klęcząc przysiągł. Ostatecznie został koronowany 27 VIII 1587 r. Miesiąc później król uzyskał względną stabilizację – po wydaniu III statutu litewskiego, Litwini uznali go prawowitym władcą, a hetman Zamoyski pobił pod Byczyną wojska arcyksięcia Maksymiliana, którego, wraz ze Stanisławem Górką i Andrzejem Zborowskim, wziął do niewoli.

Nie zdążył jednak nawet młody król nałożyć elekcyjnej korony, a już poczuł jej ciernie. Podstawowy problem pierwszej połowy panowania Zygmunta III zaczyna się i kończy na jednym nazwisku – Zamoyski. Jak do tego doszło?

Jan Zamoyski to postać kontrowersyjna. Z jednej strony – wybitny mąż stanu i wódz, z drugiej – inaczej nie da się tego nazwać – warchoł. Życie kanclerza pokazało, że potrafił gardłować za równością szlachty, za poszanowaniem prawa i króla – do czasu, aż przestało być to opłacalne. Założyciel Zamościa, konwertyta, wywodził się ze średniej szlachty. Jako młody człowiek studiował w Padwie, po powrocie został sekretarzem Zygmunta Augusta. Stojąc przy królu stał się jednym z przywódców ruchu egzekucyjnego, głosicielem czystości zasad i państwa prawa. Powoli piął się w hierarchii, by wystrzelić za Stefana Batorego. W 1576 r. został podkanclerzym, w 1578 r. kanclerzem, w 1581 r. pierwszym dożywotnim hetmanem wielkim. Był głównym doradcą króla – mawiano, iż Zamoyski nie powinien chodzić na wojnę bez Batorego, a Batory bez Zamoyskiego na sejmy. Z właściciela kilku wiosek stał się z pierwszym magnatem Rzeczypospolitej. Z obrońcy prawa – jego gwałcicielem. Autorytet Zamoyskiego bardzo ucierpiał po bezprawnym ścięciu Samuela Zborowskiego. Jak wielka wybuchła wtedy wobec niego nienawiść, świadczy fakt, że protestanccy Zborowscy poparli po śmierci Batorego katolickiego Habsburga – tak odrzucanego przez Zamoyskiego kandydata. Tu zbiegają się losy Wazy i kanclerza. Zamoyski po początkowym forsowaniu obioru rodzimego kandydata ostatecznie opowiedział się za Wazą. W grudniu do stolicy przybył Zygmunt – był serdecznie witany, odpowiadał po polsku, czym wzbudził powszechną sympatię. Jedynie Zamoyski zareagował negatywnie. Król był wtedy bardzo zmęczony podróżą i na słowa powitania wygłosił krótką przemowę. „A cóżeście to nam za niemą marę ze Szwecji przywieźle?” – zapytał jednego z posłów wysłanych po Zygmunta, kasztelana podlaskiego Marcina Leśniowolskiego. Skąd tak zatrważające lekceważenie? Późniejsze wydarzenia wskazują, że tak jak uprzednio budował swoją potęgę na majestacie Batorego, tak teraz chciał ową pozycję na gruzach burzonego autorytetu Zygmunta III. Początkowo sądził, że będzie w stanie pokierować królem tak, jak zechce. Waza początkowo mu uległ, co następująco skomentował marszałek wielki koronny, Andrzej Opaliński: „Biada nam, vae nobis! Jednego króla koronowawszy, ze dwu mamy!”. Później król nabrał pewności i wyzwolił się powoli spod wpływu Zamoyskiego. Na sejmie koronacyjnym kanclerz oburzył się – zastrzegł, iż jeśli Zygmunt nie przekaże Polsce Estonii, nie zostanie królem. Andrzej Opaliński, marszałek wielki koronny, zasugerował, że kanclerz dąży do kolejnej elekcji, co spotkało się ze sprzeciwem pozostałych, dlatego powrócono do decyzji, że kwestia Estonii zostanie rozwiązana po objęciu władzy w Szwecji przez Zygmunta. Czy zarzut Olszowskiego był słuszny? Naszym zdaniem tak. Czego dokładnie oczekiwał kanclerz? Odpowiedzi udzielają wydarzenia z sejmu pacyfikacyjnego w 1589 r.

Sejm ten (6 III – 23 IV) przeszedł do historii przede wszystkim ze względu na rozpatrywany na nim projekt reformy elekcji autorstwa Zamoyskiego. Kanclerz proponował, by krąg kandydatów do korony ograniczyć do synów królewskich, do Polaków i przedstawicieli innych „słowiańskich narodów”, co wykluczało Habsburgów. Z obawy przed konwersją Zygmunta III pod presją szwedzkich poddanych (zastanawiająca ta obawa wobec rzekomego ultrakatolika, prawda?) prymas nalegał, by dodano, iż królem może być tylko katolik (car bez zmiany wyznania odpada). Stało się tak „nie wbrew woli jednak i poglądom Jana Zamoyskiego”.

Załóżmy teraz, że projekt przechodzi. Dodatkowo, iż Zygmunt ucieka (a uciekać chciał, o czym później) lub zmienia wyznanie, by nie utracić władzy w ojczystej Szwecji, i opuszcza Polskę. Kolejny „zagraniczny” król skompromitowałby Rzeczpospolitą. Nawet gdyby miał syna, pewnie by go nie wybrano na jego następcę, zresztą pewnie zabrałby go do dziedzicznego królestwa. Wobec wykluczenia Habsburgów oczy całej szlachty zwróciłyby się na rodzimego kandydata (Zamoyski postulował to już w okresie bezkrólewia po Batorym…). Powstaje pytanie: na kogo? Czy na pana Piegłasiewicza z Psiej Wólki czy może na wybitnego polityka, tego, który potrafi przewodzić – Jana Zamoyskiego? Stanisław Grzybowski wskazuje, że po śmierci Batorego kanclerz sam chciał zostać królem, więc nasze wnioski wydają się słuszne.

Jan Zamoyski

Projekt Zamoyskiego został odrzucony przez sejm, przez sejmiki przed kolejnym sejmem – także. Zygmunt III osobiście pozostał neutralny – nie poparł ani nie skrytykował projektu. Brak poparcia króla skomentował Jasienica dosadnie – nazwał go „przestępcą politycznym”. Zapomniał jednak, że Zygmunt III nie mógł i nie chciał tego poprzeć.

Nie mógł, gdyż przed sejmem, 9 III, zawarto traktat bytomsko-będziński, który regulował stosunki z Habsburgami po zawierusze bezkrólewia. Zobowiązali się oni do m.in. niezawierania sojuszu z Rosją. Biorąc pod uwagę fakt, że przez niemal cały XVI wiek zagrażała nam habsbursko-moskiewska współpraca, traktat ten należy uznać za sukces. Dlatego jaki byłby sens tej umowy, skoro wkrótce po niej mieliśmy wykluczyć otwarcie z elekcji Habsburgów? Na taki akt wrogości nie można było sobie pozwolić.

Nie chciał z kolei, gdyż – prawdopodobnie – chciał opuścić Rzeczpospolitą. Mówimy „prawdopodobnie”, ponieważ Stanisław Grzybowski sugeruje, iż król wcale nie chciał wyjeżdżać. Przeciwnie – że swoim zachowaniem usiłował być może pozyskać skłócić lub pozyskać Habsburgów, a może wywrzeć nacisk na Polaków, by „przestali własnemu monarsze rzucać kłody pod nogi”? Zamysł króla pozostanie tajemnicą. Z drugiej strony jednak równie logiczne jest przyjąć, że konflikt z Zamoyskim po początku panowania, bieda, a także nawoływania ojca do powrotu do ojczyzny (w celu zachowania możliwości przejęcia korony szwedzkiej) niemal od chwili opuszczenia Szwecji – wskazane przyczyny mogły pchnąć Zygmunta III do tego projektu.

Wkrótce po sejmie król nawiązał kontakt z arcyksięciem Ernestem. Efektem rozmów był układ, którego główne postanowienia zobowiązywały Zygmunta do przekazania tronu Polski Habsburgowi, a Ernest, już jako król, miał zrzec się pretensji do Estonii. W myśl umowy wszystko miało się odbyć za zgodą stanów Rzeczypospolitej – bez przyzwolenia obywateli nic nie mogło się wydarzyć. Cała ta sprawa nie była tak tajna, jak powszechnie się uważa, gdyż król musiał przecież szukać zwolenników tego rozwiązania. Poinformował część senatorów z Zamoyskim na czele. Później pretensje będzie miał prymas Karnkowski: „Zwierzył się niektórym z PP Senatorów, mnie na ostatek, za czym też to moja krzywda, że pierwej inszym się zwierzył i za wierniki miał”.

Sprawa przeszłaby pewnie bez echa, gdyby nie Maksymilian. Arcyksiążę podał do opinii publicznej o projekcie cesji, co doprowadziło do wrzenia wśród szlachty. Zwołano sejm inkwizycyjny. Powstała sytuacja bezprecedensowa – chciano sądzić króla, ponadto okazało się, że „stróże prawa”, tj. senatorowie, wiedzieli o wszystkim i nie poinformowali narodu. Cała afera skończyła się dosyć łagodnie, gdyż uznano, że „onego sromocić, same siebie sromocie, gdyż on głową, my jego członki jesteśmy”. Król wyraził skruchę, jednak utrzymywał, że prawa nie złamał. Jest to prawda. Jasienica bezpodstawnie nazywa króla zdrajcą, ponieważ władca miał zawsze prawo do ustąpienia z tronu (skorzysta z tego Jan Kazimierz), ponadto zmiana na tronie wymagała zgody stanów Rzeczypospolitej. Co innego jednak prawo, a rzeczywistość. Na aferze zyskał tylko Zamoyski, który stwierdził, że co prawda wiedział o planach króla, lecz okoliczności nie pozwoliły mu bić na alarm. Stracił natomiast król . Poważnie nadszarpnięto nić zaufania między władcą a obywatelami. Na nic nie zdała się zapewnienia, że nie działał na szkodę Polski, w końcu – że dawno już ten projekt porzucił. Czasu nie można było cofnąć, dlatego Zygmunt przystąpił do rozbudowy swojego stronnictwa.

Nominacje

Mając w Zamoyskim przeciwnika i przywódcę opozycji, król musiał skruszyć jego pozycję. Przystąpił do tego już pod koniec czerwca 1588 r., gdy zaproponował Zamoyskiemu urząd wojewody krakowskiego. Grzybowski nazywa to „kopniakiem w górę”, bowiem urzędu wojewody nie można było łączyć z urzędem kanclerza – gdyby Zamoyski przyjął ofertę, musiałby złożyć pieczęć. Zimą 1589 r. król proponował nawet kasztelanię krakowską. Zamoyski dwukrotnie odmówił. Powód jest prosty – nie chciał się pozbywać władzy, którą dawały mu stanowiska kanclerza i hetmana.

Zygmunt III znalazł inny sposób. Przyjaciela Zamoyskiego, podkanclerzego Albrechta Baranowskiego mianował biskupem płockim, a na opróżniony po nim urząd awansował nie – jak obiecał kanclerzowi – sekretarza wielkiego Piotra Tylickiego, ale dotychczasowego referendarza koronnego, Jana Tarnowskiego. Nominacja ta była dla króla bardzo korzystna, gdyż kanclerz i podkanclerzy mieli równą władzę, a o tym, kto opieczętowywał dokumenty królewskie, decydowała obecność na dworze. Wobec ciągłej opozycji Zamoyskiego, król znalazł sojusznika w Tarnowskim.

Sposób działania władcy krytykuje Jasienica, który stwierdza, że – w przeciwieństwie do Batorego – Zygmunt III prowadził złą politykę personalną i zrażał do siebie najlepszych, otaczał się cudzoziemcami (Szwedami i Niemcami), a także pomijał w nominacjach innowierców. Zarzuca również odsunięcie od łask Marcina Leśniowolskiego.

Zacznijmy od sprawy kasztelana podlaskiego. Początkowo był bliskim współpracownikiem króla, później rzeczywiście znalazł się w niełasce – dlaczego? Leśniowolski został wyznaczony do wyjawienia Zamoyskiemu chęci króla do zrezygnowania z tronu. Nieupoważniony do tego kasztelan „rozbębnił wieść po całej Polsce: zdradził ją Opalińskiemu, zdradził Radziwiłłom, zarówno birżańskim, jak i nieświeskim, Lwu Sapiesze, Firlejowi, Zebrzydowskiemu i innym senatorom”. W takiej sytuacji natychmiastowa utrata łaski królewskiej chyba nie powinna nikogo dziwić.

Zarzut o otaczaniu się Niemcami i Szwedami jest dosyć dziwny, skoro nawet krytyczny wobec króla Leszek Podhorodecki przytacza słowa Zygmunta III z sejmu 1590 r.: „Co się tyczy de pactis, a tośmy już wszystkich odpuścili Szwedów i drabantów, którzy zdrowia naszego strzegli, tak, że i dziesiątka już Szwedów nie mamy przy sobie”. Później także rokoszanie przyznają, że „na dworze Króla Ichmości (…) została tylko mała liczba narodu szwedzkiego ludzi”.

Nie znajduje potwierdzenia w faktach teza o błędnych nominacjach i zrażaniu do siebie najlepszych. Żółkiewski, Chodkiewicz, Radziwiłł, Koniecpolski – to jedni z najlepszych, jeśli nie najlepsi (wraz z Janem Sobieskim) hetmani w historii Rzeczypospolitej. Wszyscy buławy otrzymali od Zygmunta III. Jeśli zaś król zrażał ich do siebie, dlaczego Żółkiewski ze stronnika Zamoyskiego stał się bliskim współpracownikiem króla? Dlaczego rzekomo zrażony do władcy Chodkiewicz w czasie rokoszu oświadczał: „By wszystka Rzeczpospolita była mu przeciwna i jeszcze państwa obcego inszego mieli pomóc, tedy ja przecie przy boku Króla Jegomości uderzę na nich”? Szczęśliwą miał rękę Zygmunt III – mianował nie tylko wyśmienitych wodzów, ale także bardzo dobrych polityków – Zadzik czy Kryski to dyplomaci pierwszej klasy.

Nie unikał w nominacjach protestantów i prawosławnych – przeciwnie. Jak podaje w swej książce „Szlachta polska i jej państwo” Jarema Maciszewski Zygmunt III w latach 1588-1591 mianował 42 innowierców, 28 katolików i jednego katolika in statu nascendi. W późniejszym okresie te proporcje rzeczywiście uległy zmianie, ale ma to kilka przyczyn i żadną z nich nie jest rzekomy fanatyzm króla. Po pierwsze protestantyzm już przed objęciem przez niego władzy był w odwrocie – początkowe zafascynowanie zmianami mijało i wiele osób nawracało się na katolicyzm, m.in. Mikołaj Krzysztof Radziwiłł, Lew Sapieha, a nawet Jan Zamoyski. Ponadto od władcy wymaga się, żeby skompletował zespół jak najlepszych fachowców – dlatego jeśli wśród osób od dawna wyznających katolicyzm czy też świeżo nawróconych trafiali się ci najlepsi, błędem byłoby ich pomijanie tylko w ramach… parytetu. Jeśli zaś wśród innowierców trafiały się wybitne persony, to Zygmunt III nie wahał się ich mianować. I tak Krzysztofa Radziwiłła Pioruna mianował hetmanem wielkim litewskim; jego syna, również Krzysztofa, najpierw hetmanem polnym, a później także wielkim; Janusza zaś – kasztelanem wileńskim. Dużym poparciem króla cieszył się kalwinista, wojewoda bracławski Jakub Potocki, którego syn za Władysława IV otrzyma buławę wielką. Jasienica wręcz z wyrzutem stwierdza, że w 1610 r. Potocki miał większe znaczenie niż Żółkiewski. Bardzo dużo innowierców było także w najbliższym otoczeniu władcy – na dworze. Lekarzem królewskim był arianin Jan Ciachowski, łożniczym – wspomniany już ewangelik Jan Bojanowski, mamką królewicza Władysława – mimo protestów prymasa – ewangeliczka de Fornes. Jak podaje w liście do Karola I poseł angielski król chętnie śpiewał psalmy protestanckie z ewangelikiem Kasprem Denhoffem. Spór Denhoffa z kaznodzieją Mateuszem Bembusem sprawił, że ten ostatni musiał opuścić dwór. Nie pomogła nawet groźba klątwy ze strony prymasa – król zezwolił odprawiać na Wawelu nabożeństwa protestanckie, w których brała udział jego siostra Anna i… mieszczanie krakowscy.

Kolejnym zarzutem jest uleganie jezuitom, którzy ze Skargą i Gołyńskim mieli stworzyć „zespół dozorujący monarchę”. Zarzut ten pojawia się przy opisie wielu wydarzeń, m.in. rokoszu. Najpierw jednak wyjaśnienia wymaga jeszcze jedna kwestia.

Jakub Witczak

Artykuł pierwotnie ukazał się w „Kwartalniku Sarmackim”

Bibliografia

 

Anusik Zbigniew, Gustaw II Adolf, Wrocław 2009.

Grzybowski Stanisław, Zamoyski Jan, Warszawa 1994.

Jasienica Paweł, Rzeczpospolita Obojga Narodów. Srebrny wiek, Warszawa 1982.

Kucharski Kazimierz, http://angelus.pl/index.php?option=com_contentHYPERLINK „http://angelus.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=5930&Itemid=694”&HYPERLINK „http://angelus.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=5930&Itemid=694”task=viewHYPERLINK „http://angelus.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=5930&Itemid=694”&HYPERLINK „http://angelus.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=5930&Itemid=694”id=5930HYPERLINK „http://angelus.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=5930&Itemid=694”&HYPERLINK „http://angelus.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=5930&Itemid=694”Itemid=694

Ochmann-Staniszewska Stefania, Dynastia Wazów w Polsce, Warszawa 2007.

Paradowski Michał, http://kadrinazi.blogspot.com/2010/06/ja-tego-wszystkiego-nic-nie-pomne-bom.html

Podhorodecki Leszek, Wazowie w Polsce, Warszawa 1985.

Semka Piotr, Jak równy z równym, „Uważam Rze”, nr 20(67)/2012, s. 14-20.

Skwieciński Piotr, Polsko-rosyjskie mocarstwo, „Uważam Rze Historia”, nr 2, 2012, s. 60-63.

Tazbir Janusz, Piotr Skarga. Szermierz kontrreformacji, Warszawa 1978.

Wisner Henryk, Rokosz Zebrzydowskiego, Kraków 1989.

Wisner Henryk, Rozróżnieni w wierze. Szkice z dziejów Rzeczypospolitej schyłku XVI i połowy XVII wieku, Warszawa 1982.

Wisner Henryk, Zygmunt III Waza, Wrocław-Warszawa-Kraków 1991.

Wójcik Zbigniew, Historia powszechna XVI-XVII wieku, Warszawa 2004.

 

 

Comments are closed.