Biografia X

Biografia X |Recenzja

Catherine Lacey, Biografia X

Czy artystyczny świat może pomieścić kobietę pokroju mitycznej X, która sięga w swych poszukiwaniach człowieczeństwa głębiej niż Rów Mariański? X to piosenkarka, malarka, pisarka, performerka… Słowem – kobieta-omnibus. Dawna terrorystka, skandalistka, kolorowy paw współczesności. Czy ktoś taki nie wzbudziłby naszego zainteresowania? Catherine Lacey w książce Biografia X dobitnie ukazuje nam, że tak, jak najbardziej.

Z resztą Biografia X to również forma konfrontacji ze światem blichtru, światem Manhattanu. Blask, jaki wyłania nam się z hollywoodzkich filmów, jest zwykłym przekłamaniem. Na szczycie toczy się nieustanna walka, ścieranie się różnych żywiołów. A nocne życie, splendor wielkich tego świata (zarówno polityków, artystów, czy wszelkiej maści bohaterów chwili) to tylko kolejna mitologia, skrywająca nędzę – ducha, człowieczeństwa i wartości.

Miłość ślepą jest

Książka jest ciekawa pod pewnymi względami. Autorka stawia jedno z ciekawszych pytań, które towarzyszy każdemu człowiekowi na jego życiowej drodze. Brzmi ono mniej więcej tak – „jak dobrze znamy ludzi, z którymi chcemy spędzić resztę swojego życia”. Pytanie fundamentalne, na które odpowiedź, niejednokrotnie okazuje się być zupełnie inna, niż nam się zdawało.

Choć tutaj główny wątek dotyczy poszukiwań żony pewnej znanej artystki, tytułowej X, szybko okazuje się, że mimo namiętnej i prawdziwej miłości, nic o niej nie wiedziała. Dawne życie ukochanej, tak skrzętnie skrywane pod płaszczykiem jakiejś formy perfomance’u, zaczyna burzyć obraz sielanki, w jakiej żyła. Wszystko okazuje się być mistyfikacją, która nie ma granic.

Dlatego warto się zastanowić, co tak naprawdę wiemy o naszych „ukochanych”? Czy to bardziej nasza kreacja, chęć zamknięcia się w bezpiecznej bańce, do której przeciekają tylko „nam potrzebne” informacje, czy też rzeczywistość? Bo któż z nas, dla własnej wygody, nie chce być oszukiwany? Kto z nas woli łudzić się, że świat wygląda inaczej, niż to, co doświadczamy?

Właśnie. Pytania i odpowiedzi na nie, sugerowane w powieści, dają naprawdę wiele do przemyśleń. I nie będę ukrywał, nie wszystko wam się spodoba. Życie nie pisze bowiem prostych historii, czarno-białych. A rzeczywistość bywa pełna kontrastów, tym jaskrawszych, im bardziej wydaje się nam, że kogoś dobrze znamy.

X – świetna mistyfikacja

Kolejnego plusa trzeba przyznać, za kreację tytułowej „X”. Szczerze, to początkowo dałem się nabrać. Dziś już nie dziwi mnie prawie nic – no może poza głupotą, która wciąż przesuwa swoje granice. Tym bardziej łatwo było mi uwierzyć, że taka „gwiazda” świata artystycznego istniała naprawdę.

Jej niezwykła kreatywność, przekora, chęć ukazania swej wyjątkowości wobec nijakości świata sukcesu, naprawdę do mnie przemawiała. W kimś takim mógłbym się zakochać, a na pewno pożądać. I nie przeszkadzało mi wcale to, że rzekoma X była świetną manipulatorką, kreatorką siebie, innych, niczym najprzedniejsza z mistrzyń intryg. Taka właśnie mnie interesowała. Kasandra, Helena, Dejanira, Artemida w jednym.

Gdy odkryłem, że to wszystko zmyślna kreacja, poczułem się ogromnie oszukany. Jakby ktoś zabrał mi co najmniej dobrą znajomą, z którą tak szybko się zżyłem. Jakby ktoś wyrwał mi kawałek życia…

Jaka szkoda, że taka osoba nigdy nie istniała. A w zasadzie – istnieje, ale w kilku kobietach jednocześnie. Nie jestem znawcą kultury angielskiej czy amerykańskiej, ale wydaje mi się, że udało mi się odnaleźć przynajmniej jedną osobę, która mogła posłużyć jako jeden z pierwowzorów dla X. Tylko czy dobrze ją zidentyfikowałem? Znacie jakąś artystkę z Irlandii, która zrobiła światową karierę? Hmm…

A jednak coś zgrzytało

Powieść jest naprawdę interesująca. Z jednej strony to świetna manipulacja. Z drugiej – Autorka tworzy biografię złożoną z życiorysów kilku prawdziwych kobiet. Jednak sporo tutaj również fikcji (jak choćby historia Terytorium Południowego) oraz jakiejś dozy medytacji nad naturą kobiety, artystki i miłości. Książka wywarła na mnie spore wrażenie, i zniweczyła moje postrzeganie świata.

Od kilku dni czuję się rozbity na kawałki. Z jednej strony oszukany, i ze złamanym sercem. Z drugiej zwiedziony, bowiem fikcyjne dzieje Terytorium Południowego były ogromnie przerysowane. I nawet jeśli są przesłanki do tego, aby przypuszczać, że w zasadniczych rysach Lacey streściła to, co naprawdę dzieje się w Stanach Zjednoczonych, to i tak czuję odrobinę niesmaku.

Państwo rządzone przez teokratycznych dewotów, którzy bardziej stali się oprawcami niż głosem Boga, nie mieści mi się w głowie. Tym bardziej, że takowy twór miałby się mieścić na Zachodzie i to w XX stuleciu!

Oczywiście sojusz religii z państwem jest możliwy, jak najbardziej. Przykładów można by mnożyć – Indie z hinduizmem, Afganistan z talibami, Korea Północna z kultem rodu Kimów czy Rosja z cerkwią… U nas też niektóre ugrupowania polityczne podejmują próby, aby stworzyć państwo podporządkowane swojej spaczonej wizji chrześcijaństwa.

Niemniej ciężko jest mi sobie wyobrazić, aby w Stanach Zjednoczonych powstało państwo oparte na teokracji. Przecież Amerykanie słyną ze swego umiłowania wolności, konstytucji i tak dalej. Dlaczego mieliby z tego rezygnować? Przepraszam, ale ten aspekt powieści mnie nie przekonał. I jeszcze ta policja obyczajowa, i większa część mężczyzn siedząca w więzieniach za błahe przewinienia… Trochę to naciągane, i mocno niepraktyczne.

A jednak wiem, że Stany Zjednoczone są podzielone jak nigdy wcześniej. Od czasu wojny secesyjnej, nigdy nie było tak źle, jak jest obecnie. Czy jednak ekstremizmy, które gnębią USA są na tyle wielkie, aby kreślić tak brutalny obraz rzeczywistości? I to kolejny powód, dla którego nie mogę zmrużyć oka. Bo co będzie, jeśli taka wizja stanie się rzeczywistością? Co się stanie, gdy i u nas ktoś wpadnie na tak szeroko zakrojoną politykę restytucji państwa opartego na wyznaniu? Nie godzę się na to! To przecież ogromnie przerażająca wizja!

Biografia X – podsumowanie

Książka liczy sobie 550 stron. To pozycja dla tych, którzy marzą i zadają sobie pytania o głębszym sensie. Ale niekoniecznie z prostymi odpowiedziami, receptami na szczęście. To powieść nieuczesana, prowokacyjna, taka, która wywiera wpływ na czytelnika, klejąc to, co było zniszczone, lub niwecząc to, co wydawało się prawdą.


Wydawnictwo Czarne
Ocena recenzenta: 5/6
Ryszard Hałas


Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Czarne. Tekst jest subiektywną oceną autora, redakcja nie identyfikuje się z opiniami w nim zawartymi.

Comments are closed.