Zbigniew Komorowski, Heimat-Stadt Koluszki
Książka Heimat-Stadt Koluszki w zamierzeniu Autora ma opowiadać losy niemieckiego osadnictwa w Koluszkach i okolicznych miejscowościach. Znajdziemy tutaj również opisy polskich organizacji podziemnych, zwalczających nazistowski system okupacyjny, czy opisy dramatów okolicznych mieszkańców.
Książka nie bardzo przypadła mi do gustu. Jest pod wieloma względami chaotyczna. Biorąc tę pozycję do ręki, zgodnie z tytułem, liczyłem, że będzie to książka opisująca niemiecką część dziejów gminy Koluszki. Nie do końca okazało się to prawdą. Jest tu zdecydowanie więcej o Polakach, niż samych Niemcach. Wiele informacji jest porozrzucanych po całej książce, co utrudnia jej recepcję, przyswojenie zawartej tutaj wiedzy.
Być może nie zrozumiałem koncepcji, zamysłu Autora, ale to nie moja bajka. Dla mnie pisanie o dziejach, musi mieć początek, środek i koniec. Wszystko musi z siebie wynikać, uzupełniać się, mieć logiczną całość. Tego tutaj mi zabrakło. Być może inni czytelnicy bardziej docenią tę książkę.
Nieadekwatne tytuły rozdziałów
Pierwszy minus przyznaję za poruszenie tematu powstania Koluszek i miasteczek ościennych. Informacje o tym są mniej niż krótkie. Pojawiają się jakieś tam nazwiska, ale tak naprawdę nie wiadomo, kim owi bohaterowie byli. Nadal pozostają anonimami. Więc po co ich wymieniać. To tak, jakbym opisywał ważną bitwę, nie mówiąc kto z kim walczy, kto dowodzi, i jaki był wynik.
Niby Autor porusza temat, że „pierwotnymi” założycielami tych podłódzkich miasteczek byli Niemcy, ale nie pisze o nich nic. Jak to? To po co zaczynać temat?
Co więcej, nie wyjaśniwszy dalszych dziejów opisywanego regionu, dokonuje nagłego przeskoku do czasów I wojny światowej. Gdzie podziały się te prawie 150 lat historii?
Ponadto nie wszystkie tematy są należycie ujęte. Dajmy na to rozdział drugi, opisujący tak zwaną „Operację Łódzką” z czasów I wojny światowej. Szczerze – nie miałem o niej pojęcia, zupełnie jakbym odkrył coś niezwykłego. Liczyłem, że otrzymam jakieś konkretne dane opisujące jej przebieg. A jedyne co otrzymałem – to nieadekwatny tytuł rozdziału (Jaka Bitwa Narodów? Jak to uzasadnić? Skąd taka nazwa?), ale również porozrzucane, fragmentaryczne opisy, głównie statystyczne. Wielki minus.
Mimo rozczarowania, brnąłem dalej. Mówiłem sobie, że może to taka koncepcja, i dalej będzie lepiej… No cóż. Nie było. Książka napisana została chaotycznie.
Kolejny przykład. W tekście Autor cytuje wiele z zapisków niejakiego Stanisława Sitka. Jednak nie wyjaśnia nam kim on był, jak wyglądało jego życie przed wojną, i tak dalej. Czyżby założył, że to postać powszechnie znana, i takich danych pisać nie trzeba? Jeśli tak, jest to założenie błędne. Kolejny minus.
Czytając o II wojnie światowej, mamy możliwość częściowego zapoznania się z „dobrymi”, jakkolwiek to brzmi, Niemcami, tymi, którzy starali się współpracować z Polakami, dając im szansę, aby mogli przetrwać nazistowskie zbrodnie, przesiedlenia…
Czytamy o burmistrzu Koluszek, który pozwalał swemu polskiemu współpracownikowi, wymienionemu już wcześniej Stanisławowi Sitkowi, przekazywać informacje rodzinom, którym groziło jakieś niebezpieczeństwo. Ale dalej nie wiemy o nim nic. To ten dobry Niemiec nie miał własnej biografii? Kim był? Dlaczego pomagał? I po raz kolejny niczego nie możemy się dowiedzieć.
Podobnie wygląda sytuacja z Niemcami, którzy zapisali się czarnymi zgłoskami w historii tego regionu. Są opisani fragmentarycznie, jakby, niczym duch, pojawili się w błysku flesza, po czym znikają z kart książki. Szkoda, naprawdę wielka szkoda.
Jedyny co ciekawe, to opisy rodzin polsko-niemieckich małżeństw, czy losy niemieckich osadników, którzy zetknęli się z nazistowską machiną wojenną (ich status Niemców był poddawany w wątpliwość), a później radzieckiej okupacji. Niemniej na tę część trzeba było czekać przez zdecydowaną większość książki.
Zdjęcia
Dotychczas wszystkie książki wydawane pod auspicjami Księżego Młyna mogły poszczycić się przepiękną szatą graficzną. Nie zawsze kolorową, zazwyczaj mieszaną (czarno-biała, kolorowa, szara). Tym jednak razem książka jest w odcieniach szarości. Trochę jestem tym rozczarowany, bo akurat fotografie są mocną częścią tej publikacji. Można z nich uzyskać nie tylko możliwość zobaczenia gminy Koluszki w opisywanych czasach, ale i ludzi, którzy tworzyli jej społeczność.
Heimat-Stadt Koluszki – podsumowanie
Publikacja składa się z sześciu rozdziałów: 1. Osadnicy, 2. Wielka Bitwa Narodów, 3. Wojna błyskawiczna, 4. Roboty przymusowe, 5. Heimat, 6. Pamięć zapisana w księgach. Całość zawiera się na 286 stronach tekstu. Moim zdaniem to wydanie skierowano tylko dla wąskiego grona czytelników, zajmujących się dziejami gminy Koluszki, ewentualnie miasteczek pod Łodzią. Mnie ogromnie znużyła i rozczarowała. Czytacie na własną odpowiedzialność.
Wydawnictwo Księży Młyn
Ocena recenzenta: 4/6
Ryszard Hałas
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Księży Młyn. Tekst jest subiektywną oceną autora, redakcja nie identyfikuje się z opiniami w nim zawartymi.