Tego dnia 1789 roku w trakcie rewolucji francuskiej miał miejsce marsz kobiet na Wersal
Gdy tysiące rozwścieczonych paryżanek wyruszyło w deszczu ku Wersalowi, niosąc kosze, broń i desperację, historia Francji zadrżała w posadach. Marsz kobiet na Wersal nie był zwykłym protestem – był eksplozją gniewu, głodu i rewolucyjnej determinacji, która zmusiła króla do powrotu do Paryża. To wydarzenie na zawsze zerwało iluzję boskości monarchii i przybliżyło Francję do krwawego finału, którego Ludwik XVI nie zdołał już uniknąć.
Marsz Kobiet na Wersal, znany również jako Dni Październikowe lub po prostu Marsz na Wersal, był jednym z pierwszych i najważniejszych wydarzeń rewolucji francuskiej. Rozpoczął się 5 października 1789 roku, kiedy kobiety z paryskich targowisk, rozwścieczone wysokimi cenami chleba, zaczęły spontaniczny protest. Początkowo była to lokalna manifestacja, ale w ciągu kilku godzin przekształciła się w masowy ruch, który szybko połączył się z rewolucyjnymi dążeniami do reform politycznych i wprowadzenia monarchii konstytucyjnej we Francji.
Zdeterminowane kobiety, wspierane przez innych mieszkańców Paryża, zdobyły broń ze zbrojowni i wyruszyły w stronę Pałacu Wersalskiego. Tam, w wyniku gwałtownej konfrontacji, wymusiły na królu Ludwiku XVI zgodę na ich żądania. Następnego dnia zmusiły go, wraz z rodziną, do powrotu do Paryża, co symbolicznie zakończyło niezależność monarchy. W kolejnych tygodniach do stolicy przeniosła się również większość członków Zgromadzenia Narodowego.
Marsz na Wersal stanowił przełomowy moment w rewolucji. Pokazał siłę ludu, który po raz pierwszy wystąpił w tak dużej liczbie i skutecznie wpłynął na bieg wydarzeń. Był również początkiem nowego układu sił, w którym dawne przywileje arystokracji zaczęły ustępować rosnącej roli stanu trzeciego.
Przed marszem
Wydarzenia rewolucyjne latem 1789 roku rozbudziły nadzieje na zmiany, ale także pogłębiły lęki i niepokoje społeczne. Wcześniejsze reformy, takie jak deregulacja rynku zbożowego w 1774 roku, przeprowadzona przez Anne Roberta Jacques’a Turgota, miały katastrofalne skutki. Doprowadziły do głodu i licznych zamieszek, w tym wojna o mąkę w 1775 roku. Strach przed brakiem żywności był stałym elementem życia niższych warstw społecznych, które coraz częściej wierzyły w teorie spiskowe, jak np. rzekomy „pakt głodu”, mający na celu zagłodzenie biedoty.
Sytuacja uległa dalszemu pogorszeniu w kwietniu 1789 roku, kiedy wybuchły zamieszki w Réveillon, a w lecie Wielki Strach ogarnął francuską prowincję. W tym czasie francuska rewolucja nabierała rozpędu – Bastylia została zdobyta 14 lipca, a we wrześniu uchwalono Deklarację Praw Człowieka i Obywatela, stanowiącą fundament przyszłego ustroju.
Mimo tych przełomowych zmian dwór królewski i członkowie Zgromadzenia Narodowego pozostawali w Wersalu, oddalonym o około 21 km od Paryża. W październiku sytuacja była napięta – reformatorzy obawiali się, że rosnąca obecność wojsk królewskich może doprowadzić do rozwiązania Zgromadzenia, a Ludwik XVI zdawał się wahać co do dalszych reform. 18 września monarcha zaakceptował tylko część dekretów rewolucyjnych, a 4 października wyraził zastrzeżenia wobec Deklaracji Praw Człowieka, co rozwścieczyło rewolucjonistów.
Marsz kobiet na Wersal był spontaniczny?
Wbrew późniejszej rewolucyjnej mitologii marsz nie był wydarzeniem całkowicie spontanicznym. Już w sierpniu 1789 roku jeden z popularnych mówców Palais-Royal, markiz de Saint-Huruge, nawoływał do demonstracji w Wersalu, by usunąć deputowanych broniących królewskiego prawa weta. Choć jego apel początkowo nie spotkał się z masowym poparciem, idea marszu zaczęła się upowszechniać.
Hasła o konieczności pociągnięcia króla do odpowiedzialności pojawiały się regularnie w debatach politycznych i publicznych przemówieniach. Podejrzewano nawet, że do marszu potajemnie zachęcał Ludwik Filip II, książę Orleanu, który miał własne ambicje polityczne. Dyskusje na ten temat pojawiały się również w prasie, m.in. w Mercure de France (5 września 1789 roku). W atmosferze narastających niepokojów wielu arystokratów i cudzoziemców zdecydowało się na ucieczkę z kraju, obawiając się radykalizacji sytuacji.
Marsz Kobiet na Wersal stał się momentem, w którym głos ludu zabrzmiał szczególnie donośnie. Kobiety, które tradycyjnie miały niewielki wpływ na politykę, teraz wystąpiły na pierwszy plan, domagając się nie tylko chleba, ale i sprawiedliwości. Ich determinacja na zawsze wpisała się w historię rewolucji jako symbol siły i odwagi zwykłych obywateli.
Królewski bankiet i jego konsekwencje
Na kilka godzin przed szturmem na Bastylię doszło do buntu Gwardii Francuskiej, co sprawiło, że jedynymi dostępnymi oddziałami do ochrony pałacu w Wersalu były arystokratyczne jednostki Garde du Corps (gwardia przyboczna) oraz Cent-Suisses (stu Szwajcarów). Były to formacje o charakterze głównie ceremonialnym, niewystarczająco liczne i słabo wyszkolone, aby skutecznie bronić zarówno rodziny królewskiej, jak i rządu.
W związku z tym, na polecenie królewskiego ministra wojny, hrabiego de Saint-Priest, pod koniec września 1789 roku do Wersalu skierowano Regiment Flandryjski – regularny pułk piechoty Armii Królewskiej. Był to środek zapobiegawczy mający na celu zwiększenie bezpieczeństwa w obliczu rosnących napięć społecznych.
1 października w Wersalu urządzono bankiet powitalny dla oficerów nowo przybyłych oddziałów. Było to zwyczajową praktyką, stosowaną przy zmianie garnizonu przez jednostki wojskowe. Przez pewien czas w uroczystości uczestniczyła sama rodzina królewska, przechadzając się pomiędzy stołami ustawionymi w pałacowej operze.
Tymczasem na zewnątrz, na cour de marbre (głównym dziedzińcu pałacu), atmosfera stawała się coraz bardziej podniosła. Wznoszono toasty i składano przysięgi wierności królowi, a w miarę upływu nocy deklaracje te przybierały coraz bardziej demonstracyjny charakter.
Choć sam bankiet nie odbiegał od ówczesnych standardów, jego organizacja w czasach rosnącego ubóstwa i niedoborów żywności stała się dla wielu symbolem oderwania dworu od rzeczywistości. W gazetach, takich jak „L’Ami du peuple”, przedstawiano go jako skandaliczną orgię, pełną luksusu i obżarstwa.
Szczególne oburzenie wywołały doniesienia o rzekomym zbezczeszczeniu trójkolorowej kokardy – symbolu rewolucyjnej Francji. Według relacji niektórych świadków pijani oficerowie mieli deptać ten emblemat i manifestować swoją lojalność wyłącznie wobec białej kokardy Burbonów. Choć nie wiadomo, na ile te oskarżenia były zgodne z prawdą, historia ta dolała oliwy do ognia, wzmagając gniew opinii publicznej i przyczyniając się do dalszej eskalacji nastrojów rewolucyjnych.
Marsz na Wersal
Rankiem 5 października sytuacja w Paryżu nabrała dramatycznego tempa. Na jednym z targowisk w dzielnicy Faubourg Saint-Antoine młoda kobieta zaczęła uderzać w bęben, gromadząc wokół siebie tłum rozwścieczonych sprzedawczyń. Ich gniew wynikał z chronicznego niedoboru i wysokich cen chleba. Wkrótce potem rozbrzmiały dzwony kościołów, wzywając ludzi do działania.
Tłum kobiet szybko rósł, dołączały kolejne grupy. Wiele z uczestniczek marszu uzbroiło się w noże kuchenne, pałki i inne prowizoryczne bronie. Z różnych części miasta dobiegały dźwięki tocsinów (alarmowych dzwonów), co tylko podsycało rewolucyjne emocje.
Gdy tłum dotarł pod Hôtel de Ville (ratusz Paryża), żądania stały się jeszcze bardziej radykalne. Demonstranci domagali się nie tylko chleba, ale także dostępu do broni. W ciągu kilku godzin liczba uczestników protestu wzrosła do sześciu-siedmiu tysięcy, a niektóre źródła sugerują nawet 10 000.
Stanislas-Marie Maillard przejmuje inicjatywę
Jednym z uczestników marszu był Stanislas-Marie Maillard, jeden z głównych zdobywców Bastylii. Wyróżniał się on śmiałością i silnym charakterem, co sprawiło, że szybko objął przywództwo nad tłumem. Uderzając w swój bęben, krzyknął: à Versailles!, co zostało entuzjastycznie podchwycone przez zebranych.
Maillard, choć nie należał do osób szczególnie łagodnych, wykazał się zdolnościami organizacyjnymi i autorytetem. Zdołał powstrzymać tłum przed niekontrolowaną przemocą, ratując na przykład Pierre’a-Louisa Lefebvre-Laroche’a (znanego jako Abbé Lefebvre) przed samosądem. Kiedy tłum splądrował ratusz, przejmując zapasy i broń, Maillard zapobiegł jego całkowitemu zniszczeniu.
Gdy uwaga tłumu ponownie skupiła się na Wersalu, Maillard postanowił nadać marszowi pewien porządek. Wyznaczył kilka kobiet na nieformalnych liderów, organizując pochód, który w ulewnym deszczu ruszył w stronę królewskiej rezydencji.
Reakcja Lafayette’a i Gwardii Narodowej
Wieści o marszu szybko dotarły do żołnierzy Gwardii Narodowej, którzy zgromadzili się na Place de Grève. Markiz de Lafayette, będący głównodowodzącym tej formacji, z przerażeniem odkrył, że jego ludzie w większości popierają protest i chcą dołączyć do marszu.
Mimo swojego autorytetu jako bohatera wojennego, Lafayette nie zdołał powstrzymać swoich żołnierzy, którzy zaczęli grozić dezercją. Obawiając się, że do Wersalu ruszy kolejny niekontrolowany tłum, władze miejskie Paryża nakazały mu objąć dowództwo nad oddziałami, a także przekonać króla do dobrowolnego powrotu do stolicy w celu uspokojenia nastrojów.
Wysłał on gońca do Wersalu z ostrzeżeniem, jednocześnie rozważając swoją trudną sytuację – wielu jego żołnierzy otwarcie deklarowało, że jeśli nie poprowadzi ich do Wersalu, to go zabiją. Ostatecznie, o godzinie czwartej po południu, piętnaście tysięcy Gwardzistów Narodowych wyruszyło w stronę pałacu, a Lafayette, niechętnie, stanął na czele pochodu. Jego celem było zarówno zachowanie porządku publicznego, jak i ochrona króla przed rozwścieczonym tłumem.
Poszukiwanie chleba i sprawiedliwości
Mimo zdobycia zapasów z Hôtel de Ville, zbuntowany lud nadal nie był usatysfakcjonowany. Nie chodziło jedynie o jednorazowy posiłek, lecz o pewność, że chleb stanie się znów dostępny i tani. Głód był realnym zagrożeniem dla niższych warstw trzeciego stanu, a wśród ludu szerzyły się pogłoski o „spisku arystokratów”, którzy rzekomo zamierzali zagłodzić biednych. Takie oskarżenia łatwo znajdowały posłuch.
Początkowym impulsem do marszu na Wersal była rozpacz i determinacja kobiet z targu, lecz szybko przerodził się on w ruch o wymiarze politycznym. W społeczeństwie narastało oburzenie wobec reakcyjnych postaw królewskiego dworu, a gniew podsycił bankiet Pułku Flandryjskiego, postrzegany jako afront wobec rewolucji francuskiej. W tłumie pojawiły się żądania rozwiązania straży królewskiej i zastąpienia jej patriotycznymi oddziałami Gwardii Narodowej, co spotkało się z poparciem wśród wojsk Lafayette’a.
Pojawił się także nowy, kluczowy postulat: król wraz z rodziną i zgromadzeniem powinni zamieszkać w Paryżu, blisko ludu. Wierzono, że wówczas cudzoziemskie wojska zostaną wydalone, a dostawy żywności ustabilizowane. Zwolennicy monarchy również uznali ten pomysł za korzystny, licząc, że „dobry ojciec” narodu powinien być wśród swojego ludu.
Oblężenie Wersalu
Tłum, zmęczony 6-godzinnym marszem przez jesienny deszcz, dotarł do Wersalu. Uzbrojeni w improwizowaną broń, niektórzy demonstranci ciągnęli armaty zdobyte w Hôtel de Ville. Po drodze przekonywali – lub zmuszali – innych do przyłączenia się. W czasie pochodu coraz głośniej nawoływano do ukarania Marii Antoniny.
Na miejscu połączyli się z miejscowymi protestującymi. W Zgromadzeniu Narodowym delegacja, prowadzona przez Maillarda, zażądała chleba i wyraziła oburzenie wobec działań Pułku Flandryjskiego. Wyczerpani marszem demonstranci wtargnęli na salę obrad i osunęli się na ławy poselskie, podkreślając swoją desperację. Posłowie nie mogli ignorować ich obecności.
Niektórzy deputowani, jak Maximilien Robespierre, okazali zrozumienie dla protestujących, co pomogło nieco złagodzić napiętą atmosferę. Jean Joseph Mounier, przewodniczący Zgromadzenia, poprowadził delegację kobiet na spotkanie z królem Ludwikiem XVI. Władca przyjął je życzliwie i obiecał rozdzielić zapasy żywności. Wiele osób uznało to za zwycięstwo.
Jednak część tłumu nie ufała królowi, obawiając się, że pod wpływem Marii Antoniny wycofa on swoje obietnice. Nastroje wśród demonstrantów stawały się coraz bardziej napięte.
O świcie część protestujących odkryła, że jedna z bram pałacu jest słabo strzeżona. Wdarli się do środka, szukając Marii Antoniny. Straż królewska stawiała opór, barykadując przejścia i ostrzeliwując intruzów. Królowa, słysząc krzyki, boso uciekła przez pałacowe korytarze do sypialni króla.
Walka była brutalna – niektórzy strażnicy zginęli, a ich głowy zatknięto na pikach. W końcu interweniował Lafayette, próbując opanować chaos. Gdy Ludwik XVI wyszedł na balkon, tłum zaskoczony krzyknął: Vive le Roi! (Niech żyje król!). Monarcha ogłosił, że przeniesie się do Paryża.
Wówczas zażądano obecności królowej. Maria Antonina stanęła na balkonie, wiedząc, że grozi jej śmierć. Jej odwaga zrobiła wrażenie na tłumie. Wtedy Lafayette uklęknął i ucałował ją w dłoń, a wśród demonstrantów rozległo się: Vive la Reine! (Niech żyje królowa!).
Tak zakończył się dramatyczny Marsz na Wersal. Król i jego rodzina zostali zabrani do Paryża, gdzie ich los miał się rozstrzygnąć w cieniu nadchodzących wydarzeń Rewolucji Francuskiej.
Powrót króla do Paryża
Dnia 6 października 1789 roku, około południa, potężny tłum prowadził rodzinę królewską oraz 100 deputowanych w stronę Paryża. Na czele pochodu maszerowała Gwardia Narodowa, której zadaniem było utrzymanie porządku i zapewnienie bezpieczeństwa. Wraz z upływem godzin liczba uczestników marszu wzrosła do ponad sześćdziesięciu tysięcy, a droga powrotna trwała niemal dziewięć godzin.
Marsz miał dwojaki charakter. Z jednej strony panowała euforia zwycięstwa – Gwardziści wznosili bochenki chleba na bagnetach, a kobiety wesoło dosiadały przejętych armat. Jednocześnie atmosfera była napięta i niebezpieczna. Niektórzy demonstranci nieśli na pikach głowy strażników wersalskich, a powóz królewski został ostrzelany. Był to wyraźny sygnał, że gniew ludu osiągnął punkt kulminacyjny i dawne porządki ulegały rozpadowi.
Po przybyciu do Paryża Ludwik XVI i jego rodzina zostali umieszczeni w Pałacu Tuileries, opuszczonym od czasów Ludwika XIV. Budynek był w złym stanie, a nowa rezydencja daleka od królewskiego splendoru. Świadomy niepewnej przyszłości, Ludwik XVI sprowadził do biblioteki biografię Karola I, obalonego angielskiego monarchy straconego na szafocie.
Marsz kobiet na Wersal – następstwa
Przeniesienie monarchy do Paryża pociągnęło za sobą kolejne zmiany. Zgromadzenie Narodowe również zdecydowało się przenieść obrady do miasta, zajmując dawną salę jazdy – Salle du Manège. Nie wszyscy jednak zaakceptowali ten krok – część konserwatywnych deputowanych, obawiając się zamieszek, opuściła Francję.
Dla zwolenników rewolucji wydarzenia te były dowodem triumfu ludu. Maximilien Robespierre umocnił swoją pozycję jako jego obrońca, podczas gdy Gilbert du Motier de Lafayette, wcześniej uważany za mediatora, stopniowo tracił popularność, by ostatecznie zostać zmuszonym do emigracji. Kobiety, które maszerowały na Wersal, zyskały miano „Matek Narodu”, stając się symbolem odwagi i determinacji.
Po dotarciu do Paryża, Ludwik XVI został oficjalnie powitany przez burmistrza Jeana Sylvaina Bailly’ego. Niektórzy publicyści, jak Camille Desmoulins, ogłosili to momentem narodzin monarchii konstytucyjnej. Jednak nie wszyscy podzielali ten optymizm – Jean-Paul Marat ostrzegał, że rewolucja jeszcze się nie zakończyła.
Ostateczna konstytucja francuska została podpisana dopiero 3 września 1791 roku, lecz zanim to nastąpiło, doszło do kolejnych dramatycznych wydarzeń. W czerwcu 1791 roku Ludwik XVI podjął próbę ucieczki do Varennes, co ostatecznie podważyło jego autorytet. Został pojmany i sprowadzony z powrotem do Paryża, a w 1793 roku skazany na śmierć.
Marsz kobiet na Wersal, choć często przyćmiony innymi wydarzeniami rewolucji francuskiej, pozostaje kluczowym momentem, który przyspieszył upadek monarchii absolutnej i narodziny nowego ładu politycznego.