Wyspa Hispaniola, której wschodnia część jest najbardziej obleganym krajem przez turystów na Karaibach, 500 lat temu była miejscem zderzenia dwóch światów, dwóch cywilizacji. Na niej nowożytny Europejczyk poznał Amerykanina, na niej postanowił go zmienić, na niej zaczął się proces transformacji Świata Indian. Człowiek uważany za jednego z największych odkrywców w dziejach, w nikczemny i bezwzględny sposób podporządkowywał lokalne plemiona ich nowym, białym panom. W krainie marzeń o złocie, wszechobecnego syfilisu oraz niszczycielskich huraganów, Hiszpanie walcząc z Indianami i miedzy sobą budowali Nowy Świat. Na Hispanioli zaczęła się Konkwista Ameryki.
Początki kolonizacji
Mijała już pierwsza dekada od odkrycia wyspy Hispanioli, kiedy latem 1502 roku, Krzysztof Kolumb podczas swej czwartej podróży przez Atlantyk, nie wiedząc czy zezwolone mu będzie zejść na ląd, oczekiwał u jej wybrzeży na odpowiedź gubernatora. 6 grudnia 1492 roku, Hiszpanie prowadzeni przez dumnego Genueńczyka, postawili po raz pierwszy nogę na złocistych piaskach jej plaż. Opływając ją od północy w kierunku wschodnim i od południa na zachód oraz przemierzając w głąb jej interior, pełni podziwu i zachwytu dawali się porwać zieleni gęstej dżungli, pięknu egzotycznych palm, niebywałym widokom z gór. Samo podejście do lądu od strony morza zwanego później karaibskim, z kolorami mieniącymi się seledynem oraz turkusem na płyciznach, kontrastując z głębokim błękitem poza nimi, zachwycało oko i duszę, a niecodzienność fauny i flory tego miejsca przywodziła na myśl podróżnikom z dalekiego, chrześcijańskiego kraju jedyne skojarzenia, do jakich mogli w swych opisach ten Nowy Świat porównać – do Biblijnego Raju. Nagość zamieszkującej go ludności oraz jej pokojowe nastawienie wraz z koegzystencją Tainów z otaczającą ich przyrodą, jeszcze bardziej podtrzymywały ten obraz w oczach Hiszpanów i takim właśnie rozpowszechniano go po powrocie do Ojczyzny. Ale skoro to raj, to musi tam być i Bóg, a jeśli go nie ma, to należy go tam wprowadzić, bo cóż to byłby za raj bez Boga. No a skoro ten raj jest na ziemi, to musi tam być to, co dla mieszkańców cywilizowanego świata jest rzeczą najważniejszą – musi tam być złoto. Bogactwo, pieniądze – Kolumb ciągle mówił i pisał o złocie, chwale i duszach Indian. Jemu podobni i podążający za nim (choć jak się szybko okazało: nie za nim), chcieli w większości tego samego. My damy wam Boga – myśleli sobie koloniści – a wy dacie nam złoto i żywność, i kobiety, i wszystko! W ten sposób i dokładnie w tym miejscu, zaczęła się Hiszpańska Konkwista w Ameryce. Nie zrodziła się ona z czynów zbrojnych, gdyż były one jedynie już jej efektem. Jej początek, pochodzenie, wzięło się z myśli, z idei. Koloniści, którzy już na Hispanioli stali się konkwistadorami, uważali się za lepszych ludzi, za wyższych ludzi, za statusowo bardziej ludzkich ludzi niż ci, do których przybyli. To uznanie samych siebie w ich własnym spojrzeniu, dawało im prawo do panowania nad życiem, majątkiem i nawet duszami lokalnych, rodzimych mieszkańców. Tłumaczyli więc swe czyny dobrem wyższym: swoim, monarchii, Kościoła, a nawet dobrem tych, których krzywdzili. Postępowali „w imię Boga, złota i Hiszpanii” i właśnie w ich imię niszczyli to co najpierw uznali za raj.
Stojąc na kotwicy w pobliżu Hispanioli i oczekując na odpowiedź jej gubernatora, Kolumb zapewne wspominał swój wcześniejszy pobyt na niej. Wydarzenia ostatnich 10 lat były pełne rozczarowań, zawodu, porażki i hańby. Fort Navidad zbudowany z wraku rozbitej karaki Santa Maria, w którym pozostawiono 39 ludzi podczas pierwszej wyprawy, nie dotrwał do powrotu Krzysztofa w 1494 roku, kiedy w jego zgliszczach znaleziono jedynie szkielety wybitych przez tubylców Hiszpanów. Wojna, jaka wybuchła chwilę później, a w której Indianie walczyli po obu stronach, gdyż jedno z pięciu lokalnych wodzostw poparło najeźdźców, skończyła się pojmaniem kacyka Caonabo i błyskawicznym rozbiciem armii Tainów w La Vega Real 27 marca 1495 roku. Wzięci do niewoli jeńcy zostali wysłani w łańcuchach do Europy, jako jedyne zyski, jedyna zdobycz tej wojny. Nie było innych łupów, a sen o złocie rozwiał wiatr gdy okazało się, że złota wcale nie ma dużo na wyspie, a już na pewno nie leży na ziemi. Wydobycie go z rzek i kopalni wiązało się z mozolną pracą, a ponieważ szlachta hiszpańska nie czuła się do takiej stworzona, to Kolumb nałożył pogłówne na każdego Indianina, płacone co 3 miesiące w złotym piasku. Lenistwo kolonistów szybko wielu z nich doprowadziło do zguby. Plantacje, których uprawy miały ich wyżywić, źle doglądane upadały, a Tainowie obrabowani ze wszystkich swoich zapasów pożywienia w większości pouciekali w głąb wyspy. Pierwsze zbudowane przez kolonistów osiedla mieszkalne, pierwsze europejskie miasta w Ameryce, były wylęgarniami syfilisu i świątyniami kultywowania nieróbstwa. W chatach z drewna krytych strzechą wylegiwali się zdobywcy Nowego Świata, z zaciągniętymi siłą do zabaw seksualnych miejscowymi dziewczynami, których bracia i mężowie nosili ich w hamakach po wyspie, aby hidalgos nawet chodzeniem nie musieli się męczyć. Założona w 1494 roku na północy wyspy osada Izabela, po czterech-pięciu latach, stała się cmentarzyskiem marzeń Hiszpanów. Większość mieszkańców miasta głodowała, padała martwa na biegunkę, której biali dostawali od bakterii z wody z lokalnych rzek, lub traciła zmysły od kiły.
Artykuł składa się z więcej niż jednej strony. Poniżej znajdziesz numerację stron.