Amazonki i ludożercy. Opowieści z Prapolski

Amazonki i ludożercy. Opowieści z Prapolski |Recenzja

Adrian Pogorzelski, Amazonki i ludożercy. Opowieści z Prapolski

Nowo wydana książka Amazonki i ludożercy Adriana Pogorzelskiego nosi chwytliwy tytuł obiecujący ciekawą treść, ujawniającą przed czytelnikiem niebywałe i o wiele mniej znane historie z dziejów terenów Polski. Czasem wydawać by się mogło, że przeczytać o nich można tylko w książkach chociażby Janusza Bieszka (sic!), niezaprzeczalnie inspirujących i ciekawych, choć mogących u niektórych budzić niesmak.

Autor we wstępie opisuje początki swojej pasji to badania dziejów, obiecuje też niebywałe historie zawarte w książce i zachętę do własnych podróży. Czy rzeczywiście treść tak wciąga i motywuje do działania?

Ludożercy

Już od lektury pierwszych stron książki można zauważyć, że jest to pozycja popularnonaukowa kierowana do szerokiej grupy odbiorców, nawet do ludzi słabo zapoznanych z tematyką historyczną i archeologiczną – Autor bardzo dokładnie tłumaczy każdy podany termin (przeznaczenie fibuli tłumaczy nawet nie raz). Z jednej strony jest to dobre posunięcie, pozwalające każdemu zrozumieć wszystkie zawarte w publikacji informacje, lecz z drugiej strony przedłuża niepotrzebnie lekturę znawcom tematu (szczególnie jaskrawo to widać przy tłumaczeniu symboliki swastyki).

Autor z zasady uporządkowuje informacje chronologicznie, rozpoczynając od zarania dziejów i pierwszych śladów człowieka na terenach Polski. W tym miejscu rozwiązuje się zagadka drugiej części tytułu – tak, nad Wisłą miał miejsce kanibalizm, co jest poniekąd oczywiste; dzieje się tak w wielu prymitywnych kulturach, a spotyka się do dzisiaj w różnych zakątkach świata, a w tym, wydawać by się mogło, w krajach cywilizowanych, jak w przypadku Republiki Środkowej Afryki, gdzie oskarżono o kanibalizm samozwańczego cesarza Bokassę I czy Ugandy, gdzie miał się tego dopuścić dyktator Idi Amin.

Amazonki, Hiperborejczycy, Yeti i Anunnaki

Tak tytuł książki, jak i tytuły rozdziałów i podrozdziałów to wabik; obiecują niezwykle ciekawe i prawie trudne do wyobrażenia sobie fakty, a treść rozczarowuje. Nie chciałbym być w skórze czytelnika-laika, który czytając o polskiej Atlantydzie miał nadzieję na coś naprawdę ciekawego, a zobaczył (znowu) gród w Biskupinie.

Podobnie sprawa się ma w przypadku polskiej, a raczej Karpackiej Troi w Trzcinicy. W tym przypadku Autor użył tejże, co by nie było trochę wyolbrzymiającej, nazwy za bardziej kompetentnymi badaczami. Nazwa skansenu jednak nie zmienia faktu, że obiekt ten jest tak naprawdę podobnego rodzaju grodem co Biskupin.

Pogorzelski miejscami napomyka o wpływach Hellady na terenie starożytnej Polski, to o jakichś naczyniach, to o innych śladach kultur mających kontakt z południowymi Bałkanami a także (później) Imperium Romanum, lecz to pozostawia niedosyt; szary czytelnik po lekturze może powiedzieć, że na Podkarpaciu można znaleźć Troję, że są tam kawałki jakichś greckich czerepów i ewentualnie można tam pojechać (do czego we wstępie z resztą zachęca Autor).

Wodzę fantazji popuszczono przy nazywaniu Ślęży celtyckim Olimpem – na to bym nie wpadł. Szczególnie dziwić może to nazewnictwo, że nawet w tekście jest napisane, iż pochodzenie artefaktów z góry pod Wrocławiem nie jest pewne. Cieszyć może fakt, iż do niedawna brany za niedźwiedzia zwierz ze Ślęży jest możliwie nazywany także dzikiem. Pisząc o Celtach (obrażanych z resztą w tekście przez porównanie ich numizmatyki do dzieł Picassa) Autor posiłkuje się cytatami z Wojny Galijskiej Juliusza Cezara, a dokładniej, niestety, z wydania z roku 2023, co jest niewybaczalne, gdyż jest to przekład pośredni z języka angielskiego, a nie, tak jak być powinno i takich wydań nie brakuje, z łaciny.

Co do tytułowych Amazonek – obecność na Mazowszu cmentarzysk, gdzie w większości pochowano kobiety, jest prosta do wytłumaczenia; właściwie najprostsze teorie z tym związane są najpewniej trafne, w związku z czym Hippolita nad Wisłą nigdy nie będzie niczym więcej niż niezwykle barwnym snem.

Tak Amazonki, jak i ludożercy zajmują bardzo małą objętość tekstu całej książki.

Słowianie, Bałtowie, deformacja kontinuum i imputacje

Dwa ostatnie rozdziały książki bardziej już skupiają się na czasach nieuchronnie zmierzających ku czasom Mieszka I, a zarazem rozczarowuje brakiem fantazji przy nazewnictwie obiektów [spodziewałem się nazwania idola zbruczańskiego polskim Dawidem autorstwa Donatella, wtedy w Krakowie były już dwa dzieła tegoż rzeźbiarza (sic!)[1]]. Autor pisze parę słów o odkrytym w XIX w. bałwanie, ale dość mało i o dziwo nie wspomina o dywagacjach na temat celtyckiego pochodzenia tegoż Światowida, które może i zostały już odrzucone, ale są ciekawe (a ponadto mogłoby to być nawiązanie do tematu obiektów ze Ślęży).

Wspomniany jest także wątek niewolnictwa; w tej materii swoją książką p.t. Piastowie, legendy i niewolnicy popisał się Igor Górewicz.

W książce czasami zostają podjęte dziwne decyzje. Po opisaniu stanu badań Biskupina autor nagle zaczyna pisać o potrzebie dbania o środowisko – to nie jest czas i pora. Nie chcę wiedzieć, co by poczuł czytelnik, który chciał się dowiedzieć czegoś nowego, a zostaje obarczony winą za karczowanie lasów i budowanie na terenach zalewowych.

Ponadto Autor podjął próbę zagięcia rzeczywistości – napisał on o dramatycznych walkach polsko-ukraińskich w latach 1943-1945 (str. 233). Mam nadzieję, że konsekwentnie Autor wydarzenia benińskie z lutego 1897[2] czy 13 kwietnia 1919 w Amritsarze[3] też nazwie dramatycznymi walkami i niczym więcej. Książki mogą wzbudzać emocje, ale nie takie emocje, w szczególności jeśli mowa o książce popularnonaukowej. Ten fragment jest nie na temat, ale próbuje zatrzeć pamięć o niektórych wątkach, obrażając ofiary i ich rodziny. W takim wypadku Pogorzelski powinien się powstrzymać od pisania jakichkolwiek dygresji.

Już prawie pod koniec tekstu napisane jest o św. Annie, którą Autor określił żoną Ezechiela. Jest to błąd niewybaczalny, wskazujący na niewiedzę, albo, w co wierzę i jest to wysoce prawdopodobne, na pośpiech w pisaniu i niedopatrzenie redaktorskie.

Książka jest ładnie wydana, ma ładną okładkę, przyjemny w dotyku papier i kolorowe ilustracje, ale treść jest trochę inna – rzetelne informacje są zakopane w mule setek kości i ceramiki, a czasem można natrafić ręką na ostry kawałek szkła wtyku ekologicznego albo dezinformacji. Jest wiele książek quasi-naukowych i naukowych, które przypadną do gustu każdemu, ale ta chyba zadowoli jedynie całkowitych laików. Można też jednak rzec, że publikacja może zachęcić do odwiedzenia niektórych z wymienianych miejsc, nawet osoby zaznajomione z opisywanymi tematami; myślę, że dla Adriana Pogorzelskiego, biorąc pod uwagę intencje opisane we wstępie i ogólny charakter tekstu, jest to sukces.


[1] Mowa o nagrobku Władysława Jagiełły, który został wzięty na tapet w publikacji: Anna Boczkowska, Sarkofag Władysława II Jagiełły i Donatello. Początki odrodzenia w Krakowie, Gdańsk 2011; warto zerknąć do: Marek Walczak, Nagrobek Władysława Jagiełły, Donatello i metodologia historii sztuki. Uwagi na marginesie książki Anny Boczkowskiej, Sarkofag […], „Studia Źródłoznawcze”, 50, 2012, s. 128-135.

[2] Agnieszka Cybulska, Brązy benińskie. Krótka historia królestwa Beninu, https://historykon.pl/brazy-beninskie-krotka-historia [dostęp:04.11.2025].

[3] https://www.britannica.com/event/Jallianwala-Bagh-Massacre [dostęp:08.11.2025].


Wydawnictwo Wielka Litera
Ocena recenzenta: 3/6
Szymon Cwen


Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Wielka Litera. Tekst jest subiektywną oceną autora, redakcja nie identyfikuje się z opiniami w nim zawartymi.

Comments are closed.