Heinrich Hoffman, Mój przyjaciel Hitler. Wspomnienia fotografa Hitlera
O Adolfie Hitlerze napisano wiele książek, monografii, analiz. Przedstawiano go jako charyzmatycznego wodza oraz jako jednego z największych zbrodniarzy świata, który doprowadził do wybuchu jednej z największych wojen światowych, w trakcie których zginęły miliony ludzi, zostały zniszczone miasta, wsie i przemysł w większości krajów Europy, w obozach pracy i obozach koncentracyjnych wymordowano miliony ludzi. Tu jednak w książce, którą mam przed sobą jej autor, a jednocześnie jego najbliższy przyjaciel, przedstawia nam Adolfa Hitlera jako zwykłego człowieka, który rozmawia z nim nie o wielkiej polityce, partii, ideologii, międzynarodowych sojuszach, ale o muzyce, malarstwie, o wydarzeniach kulturalnych, spotkaniach z przyjaciółmi, wypadach do modnych kawiarni, restauracji itp. sprawach.
Heinrich Hoffmann urodził się 12 września 1885, a zmarł 16 grudnia 1957 w Monachium. Był on nie tylko przyjacielem i osobistym fotografem Hitlera, ale jednym z najważniejszych fotografów XX w., który miał dostęp tak bliski i wyłączny dostęp do ważnej głowy państwa. A Adolf Hitler doskonale wiedział jak zachowywać się przed obiektywem, przywiązywał wagę do kształtowania swego publicznego wizerunku i był świadom znaczenia przekazu jaki niosła ze sobą fotografia.
Hoffman był także jednym z pionierów współczesnego fotoreportażu. Posługiwał się bardzo nowoczesnym wówczas aparatem fotograficznym marki Leica 35 mm, robił rzadkie wówczas jeszcze zdjęcia w plenerze, a nie w studiu.
Karierę rozpoczął od pracy w sklepie fotograficznym swojego ojca już w 1897 r. po tym jak porzucił naukę w szkole. Jego ojciec był nadwornym fotografem bawarskiej rodziny królewskiej, Fotografował też rodzinę rosyjskiego cara. Heinrich praktykował też w Szwajcarii pod kierunkiem słynnego Emila Ottona Hoppego, który od 1903 r. pracował w Londynie i był jednym z pierwszych wielkich fotografików światowych. Później wrócił do Monachium, gdzie w 1909 r. założył własne atelier fotograficzne. Jego autorstwa jest słynne zdjęcie tłumu świętującego w Monachium na Odeonsplatz wybuch I wojny światowej.
Po wybuchu I wojny światowej wstąpił do niemieckiej armii, gdzie dokumentował fotografiami działania wojenne. Z dumą pisze on w swoich wspomnieniach, że w 1914 r. było w całej Rzeszy jedynie 7 reporterów wojennych i tylko on jeden pochodził z Bawarii. Po nominacji, która odbyła się na jego własny koszt i odpowiedzialność został wysłany na front zachodni i dołączył do III Królewskiego Korpusu Armii. Dostał pozwolenie na fotografowanie tylko linii komunikacyjnych, a zdjęcia frontowe robił tylko wtedy, gdy jakiś wyższy oficer był na tyle miły, że zechciał go ze sobą zabrać na linię frontu. Mimo tych ograniczeń zdjęcia z frontu I wojny światowej były znakomite i cenione w kraju i za granicą.
Cztery lata działań wojennych Hoffman streścił w kilku zdaniach i następnie opowiada o tym jak znalazł się w samym centrum formowania się nowego państwa niemieckiego po zakończeniu I wojny światowej i przewalającej się przez Europę fali rewolucyjnej, powstawania republik robotniczych m.in. Bawarskiej Republiki Rad. Był on zawsze z nieodłącznym aparatem w ręku na pierwszej linii tych wydarzeń, które dokumentował.
Opowiada też jak rozpoczęła się jego znajomość i współpraca z Adolfem Hitlerem – jako jeden z najlepszych europejskich fotografów otrzymał telegram ze znanej amerykańskiej agencji fotograficznej, która prosiła go o zdjęcie przyszłego furhera i oferowała za nie niebotyczną wówczas sumę 100 dolarów amerykańskich. Hoffman był od 1920 r. członkiem Narodowosocjalistycznej Niemieckiej Partii Robotników i posiadał legitymację z nr 427, ale nie znał jeszcze jej przywódcy. Mając w ręku tak hojną ofertę podjął się on tego zadania, gdyż Hitler był znajomym Dietricha Eckarta, wówczas naczelnego redaktora Volkischer Beobachter, dla którego pracował również sam Hoffman. Ten jednak sprowadził go na ziemię i wytłumaczył, że oferta jest tak hojna, gdyż Hitler nie pozwala się nikomu fotografować i gdyby ktoś odważył się mu zrobić zdjęcie bez zezwolenia musiałby mu zapłacić 30 tys. dolarów. Ponoć unikanie zdjęć było jednym z punktów strategii Hitlera. Ale Hoffman był do tego stopnia zaintrygowany jego osobą, że postanowił na własną rękę spróbować szczęścia, tłumacząc sobie, że robił zdjęcia najważniejszym głowom koronowanym świata i innym osobistościom i nigdy nie kazano mu za to płacić.
Uciekł się więc do podstępu. Pierwsza próba była nieudana, więc czekał na kolejną. Gdy jeden z bliskich współpracowników Hitlera Herman Esser zaprosił go na swój ślub, a Hoffman w prezencie ślubnym przygotował dla młodej pary we własnym domu wykwintne śniadanie. Ponieważ Hitler i wysocy dostojnicy partyjni mieli wziąć w nim udział, był on pewien, że teraz na pewno uda mu się zrobić zdjęcie. Między dwoma mężczyznami zawiązała się wówczas nić sympatii, gdyż obaj byli koneserami sztuki, niespełnionymi artystami, wielbicielami malarstwa, muzyki. Hitler dokładnie wytłumaczył Hoffmanowi, dlaczego odrzuca wszelkie oferty zrobienia fotografii i obiecał, że powie mu kiedy wreszcie się na to zdecyduje dając mu wyłączność na swoje zdjęcia.
Odtąd obaj mężczyźni byli aż do upadku III Rzeszy nierozłącznymi i najwierniejszymi przyjaciółmi. Heinrich Hofmann nie tylko zrobił ok., 2,5 mln zdjęć Hitlerowi, jego bliższym i dalszym współpracownikom, europejskim przywódcom, którzy go odwiedzali, towarzyszył mu w życiu oficjalnym i prywatnym, dokumentował wydarzenia polityczne itd. Był też jego przyjacielem i powiernikiem. To on poznał go z Ewą Braun, jedną z asystentek w atelier fotograficznym zauroczoną wodzem. Przedstawił więc dziewczynę przyjacielowi, a ta potem została jego wierną towarzyszką i przyjaciółką, a w ostatnich dniach życia jego żoną.
Choć Hoffman zarzeka się, że nie miał jakoś wyraźnie sprecyzowanych poglądów i nie angażował się w życie polityczne kraju i to jednak brał w nim udział, choć nie pełnił żadnych funkcji publicznych. Był jednak przez kilka lat członkiem Reichstagu, ale nie udzielał się specjalnie w pracach legislacyjnych. Był za to szarą eminencją wśród otoczenia furhera, zawsze praktycznie miał do niego dostęp nie tylko jako fotograf, ale właśnie jako przyjaciel i jego drugie oko na świat. O różnych planach i przedsięwzięciach Hitlera wiedział często wcześniej i więcej niż jego najbliżsi współpracownicy. Poświęcił dla niego własne życie rodzinne, a jego pierwsza żona, mimo, że gorąca zwolenniczka polityki Hitlera często narzekała, że sama musi się borykać z prowadzeniem domu i wychowaniem dzieci. Starsza córka Henrietta została później żoną jednego z wysokich hitlerowskich dygnitarzy Baldura von Schiracha.
Aż do momentu objęcia władzy Heinrich Hoffman towarzyszył często Hitlerowi w wyprawach do kawiarni, piwiarni, na koncertach, wystawach sztuki. Gdy Hitler został kanclerzem Rzeszy zdarzało się mu powierzać przyjacielowi misje dyplomatyczne np. był członkiem delegacji Ribbentropa w sierpniu 1939 r. w Moskwie podczas podpisywania paktu o nieagresji między Niemcami a Związkiem Radzieckim. Miał przekazać Stalinowi od Hitlera osobiste pozdrowienia, a także uważnie przyglądać się temu pierwszemu i ocenić do jako człowieka na podstawie zachowania, postawy i mowy ciała. Chodziły bowiem wówczas plotki, że Stalin jest ciężko chory i zastępuje go sobowtór. Tę misję Hoffman wypełnił b. dobrze.
Po wybuchu wojny Hoffman nadal przebywał w najbliższym otoczeniu wodza i choć nadal starał się nie oceniać, czy wojna była konieczna, czy nie, często interweniował u niego, by wybronić kogoś przed więzieniem czy obozem koncentracyjnym. Chociaż wtedy przebywał już głównie w towarzystwie wojskowych, nadal starał się rozmawiać z Hitlerem o sztuce i muzyce. Hoffman oceniał też jego otoczenie, wiedział, kto jest wrogiem, a kto przyjacielem. Obserwował też jakie zmiany zachodził w Hitlerze jako człowieku, jego zdaniem bardzo zmienił się on po klęsce pod Stalingradem. Wiedział już wówczas, że wojna jest przegrana i on też.
Po zakończeniu działań wojennych i śmierci Hitlera Hoffman wrócił wraz z żoną do Monachium, gdzie przez jakiś czas ukrywali się oboje. Następnie został aresztowany, ale początkowo traktowano go łagodnie i jego zadaniem było uporządkowanie własnego archiwum, które w trakcie działań wojennych zostało częściowo zniszczone. Był też świadkiem w Procesie Norymberskim, a swój dwuletni pobyt tam i prace nad uporządkowaniem archiwum opisuje z dużym dystansem do tego co widział. I choć usilnie twierdził, że był jedynie świadkiem i sprawozdawcą wydarzeń został osądzony i skazany na siedem lat obozu pracy, utratę praw obywatelskich i konfiskatę majątku. W wyniku apelacji karę mu jednak zmniejszono do czterech lat, oddano 20% majątku, i przywrócono prawa obywatelskie. Uznano, że tytuły oficjalnego fotografa, profesora, radnego, posiadacza złotej odznaki partyjnej nie były obciążające. Kilkudziesięciu świadków wystawiło mu chlubne świadectwa, że ocalił im życie lub dzięki jego interwencji zostali zwolnieni z obozów koncentracyjnych. W lutym 1950 r. Heinrich Hoffman wyszedł wreszcie na wolność i osiadł w rodzinnej Bawarii. Do końca życia nie wziął do ręki aparatu fotograficznego, zresztą w wyroku miał zakaz uprawiania zawodu. Ostatnie lata życia spędził w towarzystwie żony, rodziny i przyjaciół. Zmarł w Monachium w 1956 r. wieku 72 lat.
Archiwum Fotograficzne Hoffmanna przechowywane jest w Krajowej Bibliotece Bawarii w Monachium, Niemcy.
Napisana już po wojnie książka ujrzała światło dzienne w 1955 r. w Londynie i wyszła po raz pierwszy w wersji angielskiej. Z niemieckiego przetłumaczył ją R.H.Stevens, który opisuje czas spędzony z jej autorem i swoje wrażenia na jego temat, a wstępem opatrzył Roger Moorhouse.
Polskie wydanie książki przez wydawnictwo READ ME zostało przygotowano bardzo starannie. Zawiera kilkadziesiąt wybranych fotografii ilustrujących wydarzenia, o których opowiada Hoffman – od pierwszej, na Odeonsplatz w sierpniu 1914 r, na której udało się odnaleźć postać Hitlera, po ostatnie, jakie wykonał jego przyjaciel w kwietniu 1945 r. w pokonanym już prawie Berlinie, gdy Hitler rozdawał medale młodym żołnierzom z Hitlerjugend broniących Berlina.
Opowieść Heinricha Hoffmana jest niesłychanie barwna, napisana lekkim językiem, czyta się więc ją jednym tchem jak opowiadanie przemiłego gawędziarza, bo właśnie takim człowiekiem on był. Tytułowy bohater, czyli Adolf Hitler nie jest tu pierwszoplanową postacią, jest przyjacielem autora, który z równą swobodą mówi o ich przyjaźni, jak i o wielkiej polityce prowadzonej przez niego. Dla starszych i młodszych miłośników historii XX wieku wspaniała lektura dodatkowo wzbogacona zdjęciami, które same często pokazują wielkie postacie historyczne w niecodziennych sytuacjach, bez sztywnej pompy, ale w domowych pieleszach, podczas wypoczynku i relaksu.
Dla historyków jest mnóstwo przypisów przygotowanych przez tłumacza oraz indeks nazwisk, który pozwala szybko znaleźć informację o osobach, które wspomina autor.
Ocena recenzenta: 6/6
Małgorzata Korwin-Mikke