Piłsudski przed wyprawą kijowską

Piłsudski przed wyprawą kijowską. Sojusze, kalkulacje i marsz ku wojnie z bolszewikami

Wiosną 1920 roku Polska stała na krawędzi nowej wojny. Piłsudski przed wyprawą kijowską analizował każdy ruch przeciwnika, negocjował z rosyjskimi antybolszewikami i zacieśniał sojusz z Petlurą. Nie kierował się ideologią, lecz kalkulacją – chciał uprzedzić cios, zabezpieczyć granice i sprawdzić, czy federacyjna wizja wschodu ma jeszcze jakiekolwiek szanse na realizację.

Na przełomie 1919 i 1920 roku sytuacja na wschodzie gwałtownie się zaostrzyła. „Biali” Rosjanie ponosili klęski, a Armia Czerwona odzyskiwała siły i przygotowywała się do ofensywy na zachód. W tym czasie Józef Piłsudski w Warszawie prowadził intensywną grę dyplomatyczną – rozmawiał z rosyjskimi antybolszewikami, m.in. Borysem Sawinkowem i Nikołajem Czajkowskim, sondował współpracę z Petlurą i budował sieć kontaktów, które miały dać Polsce przewagę, zanim Moskwa uderzy ponownie.

Polityczne i wojskowe kalkulacje łączyły się w jedną strategię: uczynić z Polski centrum antybolszewickiej koalicji i zabezpieczyć wschodnią granicę w regionie pogrążonym w chaosie po Wielkiej Wojnie. Z tych założeń narodziła się koncepcja ofensywy na Ukrainie – nie jako aktu ekspansji, lecz jako manewru wyprzedzającego i próby realizacji federacyjnej wizji Piłsudskiego.

Naczelnik Państwa zdawał sobie sprawę z ryzyka. Zachód nie rozumiał jego polityki, kraj był znużony wojną, a zaufanie wobec sojuszników – ograniczone. Mimo to podjął decyzję o ofensywie, widząc w niej szansę na trwałe ukształtowanie ładu wschodniej Europy zanim uczyni to Rosja Sowiecka.

Sawinkow, Czajkowski i wizja „trzeciej Rosji”

W drugiej połowie 1919 roku na politycznym horyzoncie Naczelnika Państwa pojawił się jeszcze jeden partner do rozmów o przyszłości Rosji w osobie Borysa Sawinkowa, byłego terrorysty, teraz członka pięcioosobowej Rosyjskiej Rady Politycznej w Paryżu, gdzie reprezentował admirała Kołczaka. Pośrednikiem między Sawinkowem a Polakami był bliski eserom Karol Wędziagolski, który po rosyjsku mówił lepiej niż po polsku.

Tekst, który czytasz, jest fragmentem książki Józef Piłsudski. Rzecz o nieprzeciętności, która czeka na Ciebie tutaj:

Po upadku caratu zbliżył się do Sawinkowa. Ten ostatni po nieudanych ofensywach „białych” jesienią 1919 roku doszedł do przekonania, że jedyną szansą obalenia bolszewizmu będzie ścisła współpraca z „narodowościami kresowymi”, które zamieszkiwały jeszcze niedawno zachodnie gubernie Imperium Rosyjskiego, z Polakami na czele.

Zbieżne to było z poglądami innego rosyjskiego emigranta przebywającego w Paryżu — Nikołaja Czajkowskiego. Tak czy owak, zarysowała się możliwość nawiązania współpracy Piłsudskiego z Sawinkowem, którego poglądy odbiegały od znanych nam koncepcji Denikina czy Kołczaka. Naczelnikowi Państwa ludzie tacy jak Sawinkow byli potrzebni do prowadzenia politycznej gry zarówno z Leninem, jak i z Zachodem.

W pierwszym przypadku chodziło o wywołanie przekonania, że u boku Polski stoją też Rosjanie, w drugim — o demonstrację wsparcia dla „białych”, będących jednak poza głównymi nurtami walki przeciwko bolszewizmowi. Zamysł budowy w Warszawie antybolszewickiego centrum politycznego i wojskowego musiał być wartością dodaną. W jakiejś perspektywie można było liczyć na coś jeszcze: to nie Polska będzie wiedziona na smyczy przez „białą” Rosję przeciwko Leninowi, ale „biała” Rosja, a przynajmniej jakaś jej część, znajdzie się pod kuratelą Rzeczypospolitej.

Do spotkania Piłsudskiego z Czajkowskim i Sawinkowem doszło w Belwederze 16 stycznia 1920 roku. Naczelnik Państwa przywitał gości jak towarzyszy rewolucyjnej roboty przeciwko caratowi, co nadawało pewnego smaczku dalszym rozmowom. Dał im do zrozumienia, że widzi w nich reprezentantów Rosji demokratycznej, innej niż bolszewicka i denikinowska.

Szedł w swych politycznych kalkulacjach daleko, bo namawiał Czajkowskiego oraz Sawinkowa do przekonania przez nich polskiej lewicy do dalszej walki z bolszewikami i tworzenia na terenach zajętych przez wojska polskie pola doświadczalnego do budowy demokratycznej państwowości. Obaj Rosjanie zaniepokojeni byli współpracą Piłsudskiego z Petlurą.

Kryła się za tym obawa o losy Ukrainy, z której bynajmniej owa „demokratyczna Rosja” nie zamierza ła ustępować. Rozmówcy stwierdzili, że przyszła Rosja zrezygnuje z granicy z 1914 roku, Polska zaś z granicy z 1772 roku. Poza najbardziej sporną kwestią Ukrainy obie strony dostrzegały możliwość polubownego załatwienia konfliktów terytorialnych na Białorusi i Litwie w drodze plebiscytu ludności pod międzynarodową kontrolą.

Rozważano przebieg polsko-rosyjskiej granicy na Wołyniu oraz odszkodowania dla Polaków za straty poniesione w rewolucyjnej zawierusze. Wszystko to miało zostać zatwierdzone przez demokratyczny rząd w Moskwie, rzecz jasna po upadku bolszewików. Dzielono skórę na niedźwiedziu. Sawinkow był zadowolony ze spotkania z Piłsudskim, widząc w nim pierwszy krok ku dalszej współpracy. Czajkowski tymczasem próbował jeszcze sondować możliwość kontaktów z Denikinem.

Zakończyło się to porażką, a planowane spotkanie Piłsudskiego z głównodowodzącym Armią Ochotniczą Południa Rosji w Jałcie czy Warnie nigdy nie doszło do skutku. Denikin w niczym Polakom ustępować nie chciał. Miał zapewne rację Świtalski, pisząc, że Sawinkow musiał pchać Polskę ku wojnie przeciwko bolszewikom, bo tylko ich obalenie otwierało mu drogę do władzy.

Bułak-Bałachowicz i kres federacyjnej koncepcji Białorusi

Na początku 1920 roku pojawił się na politycznym i zarazem wojskowym horyzoncie jeszcze jeden partner do rozgrywki na wschodzie. Był nim generał Stanisław Bułak-Bałachowicz wraz ze swoim oddziałem, w którym największą grupę zaprawionych w bojach z bolszewikami żołnierzy stano wili Rosjanie. Ich dowódca deklarował się jako Białorusin i katolik, któremu wszakże nieobca była walka o rosyjską sprawę.

W kalkulacjach politycznych jego niewielki oddział mógł zostać wykorzystany zarówno do wsparcia sawinkowowskiej „trzeciej Rosji”, jak i coraz bardziej oddalającej się koncepcji federacyjnej na odcinku białoruskim. Podkomendni Bałachowicza byli tak wrogo usposobieni do bolszewików, że wedle niektórych przekazów wziętych do niewoli sowieckich komisarzy wbijali na pale, co jak na standardy XX wieku było wyjątkowym okrucieństwem.

Gen. Stanisław Bułak-Bałachowicz w czasie rosyjskiej wojny domowej, 1919

Piłsudski w liście do Sosnkowskiego rolę bałachowców widział dopiero „w ostatnim akcie”. Znów wypada zgodzić się z Andrzejem Nowakiem, że Naczelnik Państwa stosował taktykę dającą mu wielość rozwiązań w zależności od potrzeby chwili. Zgadzam się również z tezą Joanny Gierowskiej-Kałłaur, która napisała, że sojusz z „Polską Piłsudskiego” był w owym czasie jedyną realną szansą pozytywnego rozwiązania sprawy białoruskiej po myśli przynajmniej części Białorusinów, nawet jeśli szansa urzeczywistnienia federacji na tym odcinku uległa przekreśleniu.

Wówczas mało kto rozumiał te dylematy, choć na początku marca 1920 roku Rada Ministrów w porozumieniu z Piłsudskim podczas tajnego posiedzenia przyjęła wytyczną, że „koncepcja utworzenia państwa białoruskiego sfederalizowanego z Polską ma być zaniechana”.

Kontrofensywa na Kalenkowicze i Mozyrz – wojskowy sukces Piłsudskiego

Punktem wyjścia do działań bojowych uprzedzających sowieckie uderzenie było zajęcie na początku marca 1920 roku Kalenkowicz i Mozyrza. Zadanie to przypadło pułkownikowi Władysławowi Sikorskiemu. Teraz Piłsudski nie miał obiekcji, by wykonać uderzenie przeciwko krasnoarmiejcom, którego kilka miesięcy wcześniej w okresie ofensywy wojsk denikinowskich stanowczo odmówił, bo nie zamierzał czynnie wspierać „białej” Rosji.

Na początku 1920 roku sytuacja była całkowicie odmienna. „Biali” zmuszeni do odwrotu cofali się na wszystkich frontach, bolszewicy zaś coraz bardziej podnosili głowę. Właśnie z rejonu Kalenkowicz i Mozyrza wychodziły kolej ne ataki Armii Czerwonej przeciwko polskim oddziałom. Operacja, nazwana zresztą w oficjalnym komunikacie prasowym — najpewniej zredagowanym przez Piłsudskiego — „kontrofensywą”, zakończyła się sukcesem militarnym, a także zdobyciem sporej ilości porzuconego przez wroga sprzętu, w tym pociągu pancernego oraz opancerzonych statków flotylli prypeckiej.

Manewr na Mozyrz i Kalenkowicze
Manewr na Mozyrz i Kalenkowicze, CC BY-SA 4.0

Wzięto do niewoli około tysiąca sołdatów, nie wyłączając sztabu brygady, który nie zdołał umknąć na wschód. Mozyrz jako bodaj najważniejszy węzeł kolejowy w tym regionie miał kluczowe znaczenie dla realizacji wszelkich planów militarnych. Jego posiadanie ułatwiało przerzut wojsk.

Krytyka „polskiego imperializmu” i narodziny marszałkowskiej buławy

Sprawa polskiego manewru na Kalenkowicze i Mozyrz, zwłaszcza zaś argumentacji uzasadniającej jego realizację, zasługuje na uwagę z jeszcze jednego powodu. Wiąże się bowiem z podniesioną kilka miesięcy później przez środowiska lewicowe na zachodzie Europy falą krytyki rzekomego polskiego imperializmu, którego najwymowniejszym przykładem było podjęcie przez Piłsudskiego wiosną 1920 roku jakoby agresywnych działań.

Były to hasła zbieżne ze stanowiskiem Moskwy. Mało kto zwracał przy tym uwagę na próby ofensywnych działań Armii Czerwonej przeciwko Wojsku Polskiemu wychodzące wcześniej z rejonu dwóch wymienionych miejscowości, ściąganie tam większych sił bolszewickich czy koncentrowanie sprzętu bojowego. A przecież właśnie te kwestie motywowały Piłsudskiego do podjęcia ofensywnych działań. Krótko po zajęciu Kalenkowicz i Mozyrza Naczelny Wódz obawiał się kontrataków ze strony położonego bardziej na południe Korostenia. Wobec tego uzgodnił z generałem Szeptyckim rozmieszczenie oddziałów na zajętych terenach.

19 marca 1920 roku, nieprzypadkowo w dniu swoich imienin, Piłsudski wyraził zgodę na przyjęcie buławy marszałkowskiej, a ściślej — stopnia Pierwszego Marszałka Polski. Wówczas zgłosili się do niego przedstawiciele Ogólnej Komisji Weryfikacyjnej istniejącej od sierpnia 1919 roku. Generał Leśniewski poinformował Naczelnego Wodza, że na pierwszym posiedzeniu podjęła ona uchwałę o złożeniu Piłsudskiemu propozycji przyjęcia najwyższego stopnia wojskowego. Bohater książki wyraził zgodę.

Tym samym w sposób formalny określono pozycję Naczelnego Wodza wobec podkomendnych, zwłaszcza generalicji, i ustalono kwestie proceduralne. Do tej pory pod władni i przedstawiciele innych armii zwracali się do niego „Komendancie”, „Brygadierze”, „Generale”, „Naczelniku” czy „Naczelny Wodzu”. Piłsudski faktycznie nie miał stopnia wojskowego, bo nawet ów brygadier z czasów Wielkiej Wojny był bardziej nieformalnym tytułem niż odpowiednikiem rangi militarnej. Teraz problem rozwiązano.

Uroczystość wręczenia Piłsudskiemu buławy marszałkowskiej odbyła się dopiero 14 listopada 1920 roku na placu Zamkowym w Warszawie. Zaprojektował ją artysta malarz i grafik profesor Mieczysław Kotarbiński. Naczelny Wódz otrzymał buławę z rąk szeregowego Jana Żywka, co miało wymiar symboliczny. Wówczas Piłsudskiego otaczał już nimb zwycięskiego wodza. Dodawało to wydarzeniu splendoru.

Uroczystość wręczenia buławy marszałkowskiej Józefowi Piłsudskiemu
Uroczystość wręczenia buławy marszałkowskiej Józefowi Piłsudskiemu, Zamek
Królewski w Warszawie, 14 listopada 1920 roku.
Na prawo od Piłsudskiego kolejno: podpułkownik Bolesław Wieniawa-Długoszowski, generał Kazimierz Sosnkowski i arcybiskup metropolita warszawski Aleksander Kakowski.

Sowieckie przygotowania i sojusz z Ukraińską Republiką Ludową

Czy bolszewicy lekką ręką oddaliby terytoria, które zajęli w pierwszym odruchu rewolucyjnego imperializmu po ustąpieniu wojsk niemieckich na przełomie lat 1918 i 1919? Żaden z moskiewskich liderów nie wyobrażał sobie ustąpienia z ziem Imperium Rosyjskiego w granicach z 1914 roku. Czasowa rezygnacja mogła być co najwyżej wynikiem zmyślnej taktyki. Jeśli byłoby inaczej, to władze sowieckie nie nakazałyby zajmowania terenów opuszczanych przez Ober Ost. Teraz przyszedł czas na ich odzyskanie.

Plan ofensywy został zatwierdzony w marcu 1920 roku. Do końca tego miesiąca dokonano przegrupowania Armii Czerwonej na froncie zachodnim. Wszelkie oddziały zluzowane z frontów przeciwko „białym” pospiesznie przerzucano na zachód. Jeszcze do końca lutego decydenci kremlowscy wahali się, czy należy oficjalnie ogłosić plany ataku, czy też wciąż je ukrywać. W gruncie rzeczy był to dylemat drugorzędny z punktu widzenia politycznego, pierwszorzędny zaś dla propagandy. Zgodnie z planami Szaposznikowa ofensywę szykowano na północ od bagien poleskich.

Tymczasem 21 kwietnia 1920 roku zawarto w Warszawie umowę polityczną z Ukraińską Republiką Ludową. Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami przyszłą granicą obu państw miała być rzeka Zbrucz, a na Wołyniu linia na wschód od Równego i Sarn, wreszcie rzeka Prypeć. Było to wielkie ustępstwo petlurowców, na które nie byliby w stanie zgodzić się przedstawiciele dawnej Galicji Wschodniej. Ataman Główny wciąż stał pod murem.

Tego dnia Piłsudski rozmawiał z Petlurą aż pięć godzin. Spotkanie zdominowane było problemami wojskowego i politycznego współdziałania w czasie ofensywy na odcinku ukraińskim. Piłsudskiemu spodobał się tekst przygotowanej przez sojuszników odezwy adresowanej do Ukraińców. W nocy z 24 na 25 kwietnia trwały pospieszne prace nad formułą konwencji wojskowej.

Stronę polską reprezentowali zaufani ludzie Piłsudskiego o pierwszo brygadowej proweniencji, czyli Walery Sławek i Wacław Jędrzejewicz. Spieszono się, by zdążyć przed wyznaczonym na poranek 25 kwietnia terminem rozpoczęcia ofensywy. Tekst konwencji spisano niedbale, bo zabrakło czasu na redakcję. Określał zasady militarnego współdziałania obu armii przeciwko wspólnemu wrogowi.

Cztery powody decyzji o wyprawie kijowskiej

Były co najmniej cztery przyczyny, dla których Piłsudski zdecydował się zaraz na początku wiosny 1920 roku wykonać uderzenie przeciwko Armii Czerwonej na kierunku ukraińskim. Wszystkie dyktowane były tak, a nie inaczej pojmowaną przez Naczelnika Państwa polską racją stanu.

Pierwszą z nich był brak wiary w możliwość pokojowego uregulowania sporów granicznych między Rosją a jej zachodnimi sąsiadami. Lenin i jego kompanioni nie byli do tego skorzy nawet jesienią 1919 roku, czyli w okresie śmiertelnego dla nich zagrożenia, jakim był pochód „białych” wojsk na Moskwę. Po jego powstrzymaniu z każdym dniem rośli w siłę. Spory ideologiczne odgrywały w tym wszystkim mniejszą rolę. Piłsudski niejednokrotnie powtarzał, że nie obawia się komunistycznego ustroju w bolszewickim wydaniu, bo może się on przyjąć tylko na ziemiach etnicznie rosyjskich.

Druga przyczyna miała wymiar pragmatyczny. Było nią uprzedzenie szykowanego od przełomu lutego i marca uderzenia bolszewickiego na pół nocnym odcinku frontu, którego wytyczne znalazły się w raporcie Szaposznikowa. Telegramy o koncentrowaniu wojsk sowieckich na północ i południe od bagien poleskich słał w tym czasie mało komu znany oficer wywiadu kapitan Józef Beck, w przyszłości szef polskiej dyplomacji.

Czynili to i inni. Prewencyjna ofensywa na odcinku ukraińskim mogła zniweczyć plany sowieckich sztabowców zaaprobowane przez kremlowskich liderów. Mogła, ale nie musiała. Tkwiła w tym zatem pewna doza ryzyka. Naczelny Wódz nie czuł przecież strachu przed politycznym i militarnym hazardem, czego do wody niejednokrotnie dawał podczas Wielkiej Wojny czy wyprawy wileńskiej.

Trzeciej przyczyny szukać należy w zamiarach urzeczywistnienia dalekosiężnych planów ułożenia po myśli Piłsudskiego stosunków na europejskim wschodzie. I w tym była spora dawka pragmatyzmu postrzeganego z polskiej perspektywy. Na odcinku ukraińskim trudno było znaleźć lepszego partnera niż Petlura i kierowany przezeń obóz polityczny.

Piłsudski i Petlura
Piłsudski i Petlura w Kijowie w maju 1920

Utworzenie za Zbruczem sprzymierzonej z Rzecząpospolitą niepodległej Ukrainy byłoby dla Naczelnika Państwa wartością dodaną, nawet jeśli interesy piłsudczyków i petlurowców definiował w pierwszej kolejności wspólny wróg, czyli Rosja, bo już niekoniecznie gospodarka czy zagadnienia mniejszości narodowych po obu stronach przyszłej granicy.

Takiego partnera nie było ani na odcinku białoruskim, ani na odcinku litewskim, gdzie pat trwał od roku. Można było co najwyżej mieć nadzieję, że po udanej operacji ukraińskiej akcje Polski jako obrońcy przed starym rosyjskim imperializmem i jego nową bolszewicką odmianą pójdą w górę. To z kolei mogłoby zwiększyć zainteresowanie Litwinów i Białorusinów polską koncepcją federacji. W tle całej kalkulacji była jeszcze „trzecia Rosja” Sawinkowa.

Nieprzypadkowo jednak kładę nacisk na słowo „tło”, nadto raczej odległe. W tej układance istniało zbyt wiele niewiadomych. I nie była to jedyna przyczyna słabości całej kombi nacji. Szukać jej należy jeszcze gdzie indziej, a mianowicie w pominięciu może najistotniejszego pytania: czy Polacy rzeczywiście chcieli rozwiązań federacyjnych i byli na nie gotowi? Albo lepiej: czy chcieli dzielić się ziemią i władzą z Litwinami, Białorusinami lub Ukraińcami?

Doświadczenia litewskie były w tym zakresie zniechęcające, białoruskie jeszcze bardziej. Roczna obecność polskiej administracji i polskiego wojska na Wileńszczyźnie i niewiele krótsza na Mińszczyźnie dostarczyć mogły niemało materiału do przemyśleń w tym względzie. Teraz dojść miały doświadczenia z ziemiami ukraińskimi za Zbruczem. Piłsudski miał się boleśnie przekonać, że promowana przez niego koncepcja federacji wyprzedzała swoje czasy.

A uwaga ta nie dotyczyła tylko postawy Polaków, lecz także ich wschodnich sąsiadów. Kwestią historiozoficzną pozostaje pytanie: czy w ogóle była ona możliwa do realizacji w tamtejszych warunkach? Sprawdzian wypadł negatywnie, do czego jeszcze wrócę. Przyczyny tego stanu rzeczy nie tkwiły w kwestiach politycznych, militarnych czy ideologicznych, ale nade wszystko narodowościowych i mentalnych.

Czwartą przyczyną wyboru Ukrainy jako miejsca planowanej ofensywy były zagadnienia aprowizacji. Mimo wszystko łatwiej było wyżywić wojsko tam niż na ogołoconych, biednych przestrzeniach rozpościerających się na północ i południe od poleskich bagien.

Napięcia społeczne i walka o spokój na tyłach

Dwa dni po rozpoczęciu operacji ukraińskiej Sosnkowski donosił Piłsudskiemu o sytuacji na tyłach. Pisał, że opinia publiczna traktuje ofensywę „z odcieniem przychylności”, choć jest ona niemiłą niespodzianką dla komunistów i Żydów, którzy raczej spodziewali się natarcia Armii Czerwonej przeciwko Polsce, a nawet „żarliwie zbierali wiadomości o koncentracji wielkich sił sowieckich”. Również galicyjscy Ukraińcy „podzielali te iluzje”.

Sosnkowski spodziewał się, że po sukcesie operacji ukraińskiej ci ostatni zmienią nieprzejednaną postawę wobec Polski i staną się bardziej skłon ni do rozmów. Nadzieje te okazały się płonne. „Szef” informował ponadto Piłsudskiego o słabnącej pozycji Patka jako ministra spraw zagranicznych i możliwej rekonstrukcji rządu Skulskiego, w tym ponownego oddania kierownic twa dyplomacji Paderewskiemu, oraz niepokojach społecznych panujących w Łodzi, Warszawie oraz na terenie byłego zaboru pruskiego (Poznań, Toruń, Grudziądz).

Uczestnicy zajść domagali się podwyżek. Sytuacja była na tyle napięta, że groziła daleko idącymi konsekwencjami w państwie, które przecież dopiero raczkowało, a nadto toczyło wojnę na wschodzie. W nie których kręgach socjalistów (Feliks Perl) istniało nawet przeświadczenie, że w razie wybuchu strajku powszechnego pojawi się realna groźba militaryzacji kraju. Spoglądając na bieg wydarzeń z tej perspektywy, Sosnkowski zasadnie pisał Piłsudskiemu, iż „Staczamy kampanię o spokój na tyłach”.

Od utrzymania tego spokoju w dużej mierze zależało powodzenie rozpoczętej ofensywy, a nawet zwycięstwo lub klęska wojenna. „Szef” zakończył swój list wymownymi słowami nawiązującymi do wyprawy Bolesława Chrobrego w 1018 roku: „Ściskam dłoń Waszą i życzę byście nawet mogli uderzyć szczerbcem w Złote Wrota”. Jak widać, zajęcia Kijowa nie traktowano bynajmniej jako sprawy przesądzonej czy choćby łatwej do osiągnięcia.


Tekst jest fragmentem książki Mariusza Wołosa Józef Piłsudski. Rzecz o nieprzeciętności, s. 322-330, i powstał we współpracy z Wydawnictwem Literackim. Śródtytuły zostały dodane przez redakcję.

Fot. główna, Józef Piłsudski przed frontem oddziału Wojska Polskiego, Mińsk 1919, Biblioteka Kongresu Stanów Zjednoczonych

Comments are closed.