Bycie ratunkiem na podupadające rody
Zaskakujące podobieństwo można zauważyć w wieku, w którym bohaterki mojej pracy wychodziły za mąż, jak i w wieku ich partnerów – Sanguszkowa w dniu ślubu miała 17 lat, natomiast mąż 55 lat, a Branicka 18 lat, gdy jej mąż 59. W tym miejscu warto zatrzymać się na nieco dłuższą chwilę, bo pomiędzy kobietami wynurza się kolejna analogia. Barbara, tak jak Izabela były trzecimi żonami swoich starzejących się mężów. Nie bez powodu podaję ten fakt, gdyż to w nich pokładano nadzieję na potomstwo i podtrzymanie podupadających rodów. W duchu ówczesnego przekonania najlepiej z zadania wywiązała się Sanguszkowa, wydając na świat w sumie jedenaścioro dzieci, w tym trzech żywych chłopców. Co nie oznacza, że jej życie było usłane różami. Była jawnie nieakceptowana przez siostrę męża, za jego ślub z tak młodą panną[5]. Natomiast Branicka zadanie wydania potomka, i to najlepiej męskiego, miała znacznie utrudnione, ponieważ jak możemy przeczytać w Polskim słowniku biograficznym pod hasłem Branicka Izabela: „Branicki stary wygodniś i rozpustnik, o nic tak nie dbał jak o pozory samodzielności, a życie umiał sobie urozmaicać pokątnemi miłostkami”[6].
Pociecha w bracie
Lekarstwem na nieszczęścia i liczne smutki obu pań były niewątpliwie zażyłe stosunki z braćmi. Barbara po stracie obojga rodziców wychowywała się wraz z bratem Aleksym, który w tym czasie stał się jej szczególnie bliski. Ponadto, niewątpliwie cała rodzina pokładała w nim nadzieję na przedłużenie linii rodu. Sama Sanguszkowa starała się na wszelkie sposoby dopomóc bratu w karierze politycznej, do której przejawiał ambicje. To za jej protekcją otrzymał od szwagra urząd kuchmistrza litewskiego po śmierci Jana Prospera Załuskiego oraz poparcie u Augusta III. Tym bardziej jego nagła śmierć w 1750 roku była bolesna dla księżnej marszałkowej: „żal ciężki, żal nieugojony jej serca […] znowu się teraz przez zejście z świata jedynie kochanego brata, bo jedynego, z niewymowną odnowił boleścią”[7]. Dodajmy, że rok wcześniej zmarł Paweł Karol Sanguszko. Podobne bliskie relacje, co nie było w tych czasach tak powszechne, wiązały Izabelę ze Stanisławem. Pani Krakowska[8], bo taki tytuł otrzymała po ślubie, zwracała się do niego „Stasiu”, a w listach „odzwierciedlała duszę czułą, kochającą, na wskroś kobiecą”[9]. Pomimo jej usilnych starań szwagrowie nie darzyli się sympatią, choć na prośbę żony, Branicki pomagał Poniatowskiemu w karierze, mianując go w 1750 roku kapitanem w swoim regimencie koronnym[10] oraz poparł jego kandydaturę na komisarza w trybunale skarbowym radomskim[11].
Najcięższe chwile dla Izabeli przyszły, gdy po śmierci Augusta III (5 października 1763 roku) jej brat i mąż stali się rywalami do korony królewskiej. Dotychczas poprawne i stosunkowo łagodne kontakty rodzinne przeobraziły się we swoistą wojnę. Dlatego, gdy ostatecznie wojsko rosyjskie wkroczyło do Warszawy, wspierając kandydaturę Poniatowskiego, Branicki wycofał się ze swoimi oddziałami, aż na Węgry. W tej niebezpiecznej podróży Izabela wiernie towarzyszyła swojemu mężowi, mimo ogromnego przywiązania do brata. Nie mniej jednak 6 września 1764 roku Stanisław Poniatowski został obrany królem polskim, a Branicki musiał pogodzić się z tym wyborem. Podobno wzniósł nawet toast z tej okazji, a Izabela w drodze powrotnej została w Warszawie, by tutaj przeżywać uroczystości koronacyjne[12]. Dzień po koronacji – 26 listopada dla uświetnienia uroczystości iluminowano pałace wszystkich magnatów, ozdabiając je różnymi napisami sławiącymi króla. Tylko rezydencja Branickich w Białymstoku została ciemna, ponieważ roztropna Izabela nie chciała narażać się swojemu mężowi i robić czegokolwiek bez jego wiedzy[13]. Pomimo tego para królewska wraz z korpusem dyplomatycznym byli częstymi gośćmi w „Wersalu podlaskim”[14].