M. A. Koprowski, Łuny na Wschodzie. Krwawa walka OUN–UPA o Lubelszczyznę
Pisałem to już kiedyś, ale teraz czuję, że muszę powtórzyć –przy obecnych nastrojach społecznych i politycznych, czytelnicy w Polsce częściej i chętniej sięgają po zabarwione prawicowo publikacje historyczne. Pozycje takie, prawie zawsze pielęgnujące polski mit mesjanistyczny lub/ oraz podsycają polskie sympatie i antypatie narodowe. A przy okazji warto przecież jeszcze napisać o najtrudniejszych momentach w naszej historii. I w tej tendencji niemal utrzymuje się każda pozycja Marka Koprowskiego, który chyba już stał się bożyszczem czytelników takiego kanonu. A „Łuny na Wschodzie” nie są inne.
Po lekturze „Akcji Wisła” stwierdziłem– nigdy więcej Koprowskiego! Już i tak zapoznałem się z kilkoma jego pracami (bo pracy w napisanie tylu książek, mniejsza o ich jakość, musiał włożyć sporo i za to szacunek mu się należy), więc wystarczy. Ale najnowsza Łuny na Wschodzie” trafiła w moje ręce prawie przypadkiem i uznałem, ze powinienem do niej zajrzeć. I zajrzałem. Nawet zmęczyłem, bo to chyba najlepsze słowo n określenie moich przeżyć tą lekturą. Bo ona po prostu jest kiepska. Jednak po kolei.
Obiecuję, że tym razem nie będę się nad tą książką znęcać, aż w takim stopniu jak było to przy okazji recenzji „Akcji Wisła” (do przeczytania TUTAJ). Choć warsztatowo i metodologicznie mógłbym zarzucić jej właściwie to samo. Te same błędy, powtarzane w niemal ten sam sposób w każdej kolejnej publikacji. Trochę wstyd. Po za tym wkurzają czytelnika powtórzenia utartych sloganów albo wręcz dawno obalonych mitów. Ja jestem w stanie zrozumieć, iż książka taka jak ta jest pisana po coś, dla jakiegoś z góry określonego grona czytelników ale błagam – czy nie można tego zrobić lepiej? Nie jest to moim zdaniem ani czas ani miejsce bym powtarzał wszystko co już niegdyś napisałem. To o czym kto pisze nie jest moją sprawą. To, że ktoś chce to czytać także nie jest. Każde opracowanie historyczne czy książka popularnonaukowa ma przecież prawo się ukazać. Na tym polega wolność słowa przecież. I mają też prawo ukazywać się takie pozycje jak ta i jej podobne. Prawicowo – narodowe o mocnym zabarwieniu antyukraińskim a przede wszystkim nacjonalistyczny. Nich powstają. Ale na wszystko co Wam na tej dobrej ziemi miłe, czy nie mogą one być lepsze? Poprawne? Dobre po prostu? Czy nie można przyłożyć się do swej roboty i stworzyć po prostu poczciwe – nawet prawicowe, a może nawet i lewicowe – opracowanie? Od kilku pozycji Koprowaskiego zadaję jego fanatycznym czytelnikom to pytanie i nadal nie otrzymuję odpowiedzi.
I już więcej się nad „Łunami na Wschodzie” pochylać nie będę. Przecież i tak kto chce ją przeczytać i tak to zrobi. Kto od tej pozycji chce rozpocząć czytanie Koprowskiego i jego serii powiem wprost – nie warto! Taka jest moja opinia.
A na koniec – nie jestem nijak uprzedzony do autora. Po prostu jego pisarstwa nie trawię, męczy mnie i tyle. Jednak poczytności mu nie odmawiam. Jest skuteczny w tym co robi, głównie z uwagi na tematy, jakim się poświęca. Po za tym styl jego narracji jest lekki i rozumiem, że może się podobać. Ponadto jego książki wydaje Replika co sprawie, że zawsze są naprawdę ładne i solidne a przy tym elegancko prezentują się na półce.
„Akcji Wisła” wystawiłem ocenę 1,5/6, bo była po prostu zła. Ta mam wrażenie jest nieco lepsza. Przede wszystkim bibliografia jest solidna i w miarę obszerna a przy tym trochę szersza jeśli chodzi o jej dobór niż zwykle autor czynił to wcześniej.
Wydawnictwo: Replika
Ocena recenzenta: 2/6
Dawid Siuta
Recenzję tej fatalnej książki napisal historyk dr Mariusz Sawa. Jest szczegółowa i bardzo negatywna. Mozna poczytać w sieci.