Ból potrafi złamać nawet najbardziej bezwzględnego człowieka. W tej słabości Heinricha Himmlera narodziła się niezwykła relacja z człowiekiem, który stał się jego ukojeniem i powiernikiem. Ten powiernik Himmlera, fizjoterapeuta Felix Kersten, miał w dłoniach nie tylko władzę nad ciałem swojego pacjenta, lecz także nad losem tysięcy istnień.
Był zwykłym fizjoterapeutą, który wpadł w sam środek nazistowskiej machiny terroru. Felix Kersten zyskał niebywały wpływ na Heinricha Himmlera – jednego z największych zbrodniarzy XX wieku. Dzięki temu, co usłyszał za zamkniętymi drzwiami, zdołał ocalić tysiące istnień. Przeczytaj fragment książki Himmler. Zbrodniarz gotowy na wszystko autorstwa Rogera Manvella i Heinricha Fraenkela, który odsłania kulisy tej niezwykłej relacji.
Osobliwe powiązania między Kerstenem a Himmlerem trwały sześć lat, a Kersten był człowiekiem, który po śmierci Heydricha wywierał największy wpływ na poczynania Himmlera. Nawet ktoś bardzo silny, dysponujący nadzwyczajnymi uprawnieniami i obarczony wielkimi zadaniami, zazwyczaj potrzebuje pomocy doradców, choć nierzadko czyni z nich własne cienie, oczekując od nich potwierdzania wszelkich opinii, które wyraża. Niektórym osobom sprawującym najwyższą władzę potrzebny jest ktoś zaufany i szanowany, odgrywający rolę powiernika czy wręcz spowiednika, pomocnego w oczyszczaniu sumienia, kiedy bezwzględność takiego rządcy skłania go do działań, których jest niepewny bądź nawet się ich wstydzi.
Jak już wspominaliśmy, Kersten poniekąd wbrew własnej woli został zarówno powiernikiem Himmlera, jak i jego masażystą. Żaden z nich nie przewidywał, że ich wzajemne relacje tak się zacieśnią. Biograf Kerstena, Joseph Kessel, opisał go jako „łagodnego, o dobrotliwych oczach i zmysłowych ustach kogoś, kto uwielbia w życiu dobre rzeczy”. W tej łagodności tkwiła jego główna siła: pacjentom cierpiącym różne bóle, niekiedy o podłożu nerwowym, wydawał się aniołem, zesłanym dla natychmiastowego przynoszenia ulgi. Wszyscy pacjenci Kerstena idealizowali go, mówiąc o nim jak o jakimś świętym; obsypywali go podarunkami i pochwałami.
Pacjent nagle uwolniony od bólu często zwraca się ku człowiekowi, który go uzdrowił z nadzieją, że ten zapewni mu również spokój umysłu. Poczucie odprężenia po skutecznym zabiegu skłania chorego do wyznań i wylewności. Kersten, odznaczający się łagodnością, wydał się Himmlerowi wybawcą, niezastąpionym i dodającym mu otuchy cudotwórcą, na którym polegał i którego w końcu na swój szczególny sposób pokochał. W istocie to właśnie Kersten umożliwiał Himmlerowi dźwiganie nienaturalnie wielkiego brzemienia, dużo cięższego od tego, z którym mogła sobie poradzić niewielka siła charakteru tego ostatniego.
Sam Kersten nadzwyczaj jasno opisał całą tę sprawę:
Każdy, kto dziś zajmuje jakieś bardzo odpowiedzialne stanowisko – w polityce, administracji, przemyśle albo w jakiejkolwiek innej sferze życia publicznego – musi nieustannie stawiać czoła fizycznym i psychicznym stresom, do których nie tylko nie nawykł, ale które można określić nawet jako nienaturalne. Rezultat można dostrzec w zastraszającym zwiększeniu liczby przypadków schorzeń tego rodzaju, będących zgubnymi skutkami cywilizacji: obecnie obowiązuje na to określenie „choroba zawodowa”. […] Wieloletnia praktyka przekonała mnie, że ludzi zmuszonych do takiego nadmiernego czerpania ze swoich sił psychicznych i fizycznych można mimo wszystko utrzymać w zdrowiu i szczęśliwości za sprawą regularnych sesji fizjoterapeutycznych, aby byli w stanie radzić sobie z trudnymi zadaniami, nieustannie przed nimi stojącymi. Zawsze szczerze chciałem być pomocny – nieustannie udzielałem pomocy i przynosiłem ulgę w bólu[1].
Mimo że Kersten wykorzystał swój coraz większy wpływ na Himmlera do ocalenia tysięcy ludzi, to jego obecność u boku szefa SS i Gestapo w okresie największych zbrodni popełnionych przez Reichsführera czyniła z niego osobę kontrowersyjną, zarówno podczas wojny, jak i w latach powojennych. Kersten niechętnie podjął się leczenia Himmlera; był nawet jak niemal każdy, bardzo zaniepokojony na myśl o spotkaniu z nim.
Ale potrzeby Himmlera jako pacjenta szybko spowodowały, że Kersten wyzbył się początkowej antypatii i prawie od razu wyczuł, iż Himmler szukał powiernika. W chwili gdy ból przestawał dokuczać Himmlerowi, od razu zaczynał się zwierzać. Potrzebował kogoś, z kim mógł szczerze rozmawiać. A któż mógł być dla niego lepszym rozmówcą od tego Fina z Holandii, który zajmował się nim ze spokojnymi wzbudzającym ufność uśmiechem i przypominał jakiegoś mędrca – od „czarodziejskiego Buddy”, jak pewnego razu nazwał go Himmler.
Reichsführer był głęboko zawstydzony swoim schorzeniem, a fakt, że tylko nieliczne osoby z najbliższego kręgu jego podkomendnych wiedziały o dolegliwościach Himmlera, automatycznie zapewniał Kerstenowi uprzywilejowaną pozycję.
Kersten notował treść wszystkich swoich rozmów z Himmlerem, a także konwersacji z innymi czołowymi figurami z kierownictwa SS. Jego głównymi sprzymierzeńcami byli sekretarz Himmlera Brandt, a później Walter Schellenberg. Na podstawie wspomnień Kerstena możemy możliwie najpełniej zrozumieć Himmlera jako człowieka i ocenić osobliwe poglądy, którymi przesiąkł w latach nauki i studiów. Rozmawiał z Kerstenem na każdy temat, jaki zajmował jego myśli. Kiedy pozwalał mu na to czas, Himmler był wytrwałym czytelnikiem, choć podobnie jak Hitler szukał w książkach przede wszystkim potwierdzenia i pogłębiania własnych specyficznych uprzedzeń. Tak więc czytanie raczej zawężało mu, aniżeli poszerzało, horyzonty myślowe. Uważał się za nauczyciela i reformatora, który urodził się, żeby zmienić świat.
Zagadnienia medyczne, zgodne z jego osobistymi poglądami, stanowiły niezmienny temat jego dyskusji z Kerstenem. Był przeciwnikiem uznanych leków sprzedawanych przez przemysł farmaceutyczny dla zysku. Wierzył w ziołowe, naturalne remedia i od dawna poważnie zajmował się zgłębianiem średniowiecznego ziołolecznictwa. Kersten był pod wrażeniem jego wiedzy na ten temat, choć rzadko zgadzał się z jego wnioskami.
Himmler lubił wchodzić w rolę doradcy medycznego i zawsze polecał takie naturalne metody leczenia, jak mokre, zimne okłady na czoło w przypadku bólu głowy. Kersten przyznawał, że Himmler wiedział sporo na ten temat, ale reformy, jakie Reichsführer zamierzał wprowadzić po wojnie, wywołałyby wstrząs wśród społeczności lekarzy, gdyby ci się o tym dowiedzieli.
Zamierzał werbować do SS tych specjalistów, którzy wierzyli w skuteczność leków homeopatycznych, i zorganizować z nich rodzaj „oddziałów szturmowych” na polu medycyny, które otwierałyby pozostałym lekarzom oczy na „prawdziwe leczenie”, natomiast niemiecką ludność chciał nakłaniać do uprawiania leczniczych ziół w swoich ogródkach. Tymczasem eksperymentował, na ile mógł, w dziedzinie dietetyki i praktyk zdrowotnych w SS oraz w ruchu Lebensborn.
Naturalnie myślenie Himmlera o wspólnej przyszłości ograniczało się do tych ludzi, w żyłach których płynęła „lepsza” krew. Uważał, że ci najzdrowsi, najbardziej inteligentni i przedsiębiorczy wywodzą się z terenów rolniczych, i chciał zorganizować gigantyczną, europejską sieć państwowych gospodarstw rolnych w celu stworzenia odpowiedniego środowiska dla przyszłej arystokracji.
Politycy, urzędnicy państwowi, uczeni i przemysłowcy mieli utrzymywać związki z ziemią, a nie tylko zajmować się swoimi „miejskimi” profesjami. „Ich dzieci – powiedział – będą tak wyjeżdżały na wieś, jak koń wychodzi na pastwisko”. Kersten zgłaszał oczywiste zastrzeżenia, utrzymując, że produkcja rolna będzie zagrożona przez nieumiejętne poczynania tych amatorów, „niedzielnych rolników”. Himmler liczył jednak, że uda się poradzić sobie z tym problemem przy pomocy wójtów, zawodowych zarządców-strażników, odpowiedzialnych za prowadzenie tych gospodarstw. Co się tyczyło robotników przemysłowych, to miano im przekazywać państwowe działki, na których mogliby uprawiać i hodować rośliny, natomiast wszystkim żołnierzom należało automatycznie nadać status wolnych rolników. Wszystkim tym zajmie się SS, wyjaśnił. „Wioski zamieszkane przez uzbrojonych chłopów stworzą zręby osadnictwa na wschodzie, trzon europejskiego obronnego przedmurza”.
Polityczne wizje Himmlera wyrastały z historii, a raczej jego osobliwych zapatrywań na minione dzieje. W wizjach tych było coś groteskowo uproszczonego, nie uwzględniały bowiem naturalnego rozwoju wielu różnych nacji, poprzedzającego podziały w nowożytnej Europie, ukształtowane przez stulecia wojen i układów politycznych. Europę, jak twierdził, musiały zdominować albo ludy germańskie, albo też Słowianie; w to Himmler wierzył niewzruszenie. I niezmiennie wydawało mu się całkowitą niedorzecznością to, że spokrewnieni z Germanami Anglicy sprzymierzyli się z obcymi Słowianami przeciwko swoim rasowym pobratymcom. Jak to ujął w rozmowie z Kerstenem:
Podejmowane przez nas kroki nie są takie nowatorskie. Wszystkie wielkie narody w pewnym zakresie używały siły albo prowadziły wojny w dążeniach do mocarstwowego statusu, bardzo podobnie jak to czynimy my; Francuzi, Hiszpanie, Włosi, Polacy i w bardzo znacznym stopniu również Anglicy i Amerykanie. Przed wiekami Karol Wielki dał nam przykład, przesiedlając całe nacje; postąpił tak z Sasami i Frankami; Anglicy [postąpili tak] z Irlandczykami, a Hiszpanie z Maurami. No, a amerykańskie metody radzenia sobie z Indianami polegały na wysiedleniu całych szczepów. […] Ale na pewno jesteśmy oryginalni pod jednym ważnym względem: nasze działania są wyrazem idei, a nie dążeń do osiągania osobistych korzyści czy realizacji własnych ambicji; my pragniemy tylko urzeczywistnienia germańskich ideałów społecznych oraz zjednoczenia Zachodu. Zaprowadzimy porządek w tej mierze, bez względu na koszty. Może przeminą trzy pokolenia, zanim Zachód uzna ten nowy ład, w imię którego utworzono Waffen-SS[2].
Tekst jest fragmentem książki Rogera Manvella i Heinricha Fraenkela Himmler. Zbrodniarz gotowy na wszystko Wydawnictwa RM, rozdział IV.
[1] Kersten, Memoirs, s. 311–312.
[2] Ibid., s. 256–257.