Kilka wieków temu Europę ogarnął strach przed czarami. Ludzie zaczęli urządzać polowania na czarownice, a złapane nieszczęśnice były przeważnie tracone w mękach.
Sposobów na rozpoznanie czarownic było wiele, jednym z nich była próba zimnej wody.
Osobę podejrzaną o czary wiązano i wrzucano do wody. Gdy związana szła na dno, była uznawana za niewinną i uwalniano. Jeżeli jednak unosiła się na powierzchni, oznaczało to, iż para się czarami i oskarżano o czary. Czasem takie osoby ważono, gdyż uważano, iż czarownice są bardzo lekkie lub w ogóle nie ważą.
Jeszcze inną próbą było szukanie tzw. „diabelskich znamion”, czyli szczególnego znaku pozostawionego przez diabła, który miał być dowodem zawarcia z nim paktu.
Znaków takich szukano publicznie, dokonując oględzin każdego zakamarka ciała. Jeżeli znaleziono, jakieś znamię, bliznę lub brodawkę wbijano w nie igłę. Jeżeli taki proceder powodował, iż nakłute miejsce nie bolało lub nie krwawiło, uznawano je za piętno szatana.
Polowania na czarownice popierano w krajach katolickich i protestanckich. Na szczęście w XVIII wieku zaprzestano tego procederu. Rozwój medycyny spowodował, iż zaczęto sobie zdawać sprawę, że przyczyną ataków może być choroba, a nie opętanie przez demona.
Zacznijmy od tego że praktycznie tylko w krajach protestanckich