Mamy dusze muszkieterów | Recenzja

Zbigniew Truszczyński, Mamy dusze muszkieterów

Legia Cudzoziemska, sławna i elitarna formacja, o której pisano wiele i często z patosem, podkreślając męstwo, waleczność i ofiarność ochotników bijących się o Francję. Ale Legia to nie tylko wojny, zabijanie i mordercze szkolenie. Żołnierze mają bujne, ale i burzliwe życie prywatne, a może i niezbyt prywatne, skoro wiedzą o sobie tak wiele. W każdym razie ich codzienność to trudy służby wojskowej. Ale mimo to, jak pokazuje Zbigniew Truszczyński, wesołe jest życie legionisty.

Nazwisko autora pewnie nikomu nic nie mówi (tym bardziej, że w Legii zmienia się personalia), więc wypada napisać kim on właściwie jest. Ot, 25-letni technik weterynarii, doszedł do wniosku, że jego życie na wsi jest nudne i monotonne, więc można byłoby poznać świat przez służbę w Legii Cudzoziemskiej. Czytał książki podróżnicze, chciał podróżować, aż któregoś razu w gazecie znalazł artykuł o Legii. Praktycznie z dnia na dzień podjął decyzję i ruszył do Francji. Tam zaciągnął się do Legii i trafił do 1. Regimentu Kawalerii Cudzoziemskiej.

Mamy dusze muszkieterów to opowieść Truszczyńskiego o jego pobycie częściowo we Francji, a po części w Afryce. Ale Afryka, jaką zobaczył, była inna niż ta z książek podróżniczych – zamiast bajek ujrzał rzeczywistość z jej niewesołym obliczem. Kolorowy i ciekawy kontynent okazał się siedliskiem biedy i chorób.

Na Czarny Ląd Truszczyński trafił w 1983 r. – był to wyjazd do Republiki Środkowoafrykańskiej w ramach rotacyjnej wymiany kompanii wojskowych między metropolią a bazami rozsianymi po świecie. Już na wieść o Afryce żołnierze świętowali pijąc i bawiąc się rubasznie, co w pewnym stopniu pokazuje charakter grup narodowych w Legii. Z Republiki Środkowoafrykańskiej legioniści wyjechali do Czadu, gdzie toczyła się wojna domowa, a do tego miały miejsce różnorakie interwencje innych krajów, w tym Francji. Sytuację (i przebieg walk) w Czadzie autor poznał m.in. dzięki relacji nowego znajomego – najemnika francuskiego. Pobyt legionistów w Czadzie obył się bez większych atrakcji, a już na pewno brakowało alkoholu i kobiet.

Wspomnienia Truszczyńskiego to niezwykle barwna gawęda. To wspomnienia głównie dobre, pozytywne, co odróżnia książkę od wielu innych publikacji weteranów. Ale autor pisze też o tych mniej miłych aspektach, jak np. próbie sutenerstwa 10-latki przez jej brata w Afryce.

Na książkę Truszczyńskiego składa się wiele anegdot, ciekawostek i smaczków z życia regimentu i Legii Cudzoziemskiej, np.: wylot legionistów do Republiki Środkowoafrykańskiej wraz z bronią to czarter cywilny, a śpiewanie niemieckich piosenek żołnierskich to tradycja. Truszczyński często sięga do historii Legii Cudzoziemskiej, pisząc o losach i trudnych wyborach legionistów w czasie II wojny światowej, ale i  relacjonuje jak wygląda „ceremonia” powitania nowego młodego oficera przez kadrę oficerską. W takich opowieściach „przemyca” też informacje o Legii jako formacji militarnej – mamy tu wyposażenie, uzbrojenie, strukturę i organizację, a także politykę Francji wobec byłych kolonii.

Snując swoją gawędę, Truszczyński nie przebiera w słowach, ironizuje, obrazowo przekazuje co widział, toteż lektury nie poleca się pensjonarkom z dobrych domów oburzającym się na każde słowo nie godne dobrze wychowanej osoby z wyższych sfer. Na kartach książki często trafiamy na bijatyki z cywilami, piciu, hulankach i innych ekscesach. A te nie są ani grzeczne, ani nie przysparzają honoru, ale są tolerowane do pewnego stopnia. Autor pokazuje Legię od kuchni (a czasem wręcz od burdelu, bo działanie tego „biznesu” co jakiś czas również się pojawia). Można też poznać kary regulaminowe i te nie przewidziane przepisami a zrodzone z fantazji przełożonych. Truszczyński sportretował też wielu żołnierzy, podoficerów i oficerów Legii, z którymi się zetknął. Wszystko to przeplata się płynnie z opowieściami z ćwiczeń i strzelań, a nawet opisem sposobu świętowania Bożego Narodzenia, które obchodzą wszyscy, niezależnie od wyznania.

Książkę nietypowo otwierają mapy Republiki Środkowoafrykańskiej, Czadu i wkładka zdjęciowa. Załączone fotografie przedstawiają autora i innych legionistów w przeróżnych sytuacjach – pozowane zdjęcia z lotniska, spontanicznie uchwycone wolne chwile i oczywiście służbę.

„Ludzie dzielą się zasadniczo – na stworzonych do gry na fortepianie i do jego przenoszenia” – tak oto zaczyna się opowieść o legionistach, którzy mają dusze muszkieterów, ludziach którzy nie nadają się do chóru parafialnego. Oni mają dźwigać fortepian a nie filozofować. I taka też jest opowieść Truszczyńskiego. Nie ma tu wydumanych przemyśleń, ale w zamian dostajemy lekką, przygodową, a czasem i awanturniczą książkę. Może taką, jaką autor zna z młodości. A może po prostu autor ma rację – nie warto wspominać złych rzeczy. Minusem książki są błędy edytorskie oraz – jeśli uznać to za wadę – stosunkowo mało stricte wojskowej opowieści o walce, broni i heroizmie. Zamiast tego jest wycinek losów Polaka, który korzystał z życia ile mógł, żołnierska gawęda o służbie w Legii.

 

Wydawnictwo: Warbook

 

Ocena recenzenta:  5/6

 

Robert Witak

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*