Rokosz Lubomirskiego i bitwa pod Mątwami

Na drodze do tragedii – rokosz Lubomirskiego i bitwa pod Mątwami

Czym był rokosz Lubomirskiego i jak do niego doszło? Rzeczpospolita lat 60. XVII wieku była krajem borykającym się z wieloma problemami. Mieszkańcy rozszarpanego przez szwedzkie wojska państwa z lękiem spoglądali na płonące pogranicze wschodnie, a z żalem – na usamodzielniające się Prusy.

Finanse państwa były w opłakanym stanie. Starano się temu zapobiec psując monetę, ale to tylko pogarszało sytuację i przyczyniało się do wzrostu inflacji. Co chwila powstawały konfederacje wojskowe, które domagały się zapłaty zaległego żołdu. Wraz z obniżką cen na eksportowy towar Polaków – zboże, zmniejszeniu uległy także dochody samej szlachty[1].

Niewydolny był i system władzy. Na czele państwa stał Jan Kazimierz, którego dobrze zdają się charakteryzować słowa Władysława Konopczyńskiego: „ambitny, a bez stałego celu w polityce, kapryśny i zmienny w najwyższym stopniu, raz pełen fantazji i dumy, to znów zgryziony pesymizmem, religijny a niemoralny, (…) nie miał czym chwycić za serca poddanych”[2].

Sejm, zamiast zajmować się poważnymi problemami reform, coraz bardziej przypominał arenę walk o wpływy stronnictw magnackich, kończonych często zastosowaniem zasady liberum veto. Nieład u szczytów władzy przenosił się na niższe szczeble. Egzekucja prawa była zależna jedynie od prywatnych zdolności urzędników.

Wojna sejmowa – zanim doszło do rokoszu Lubomirskiego

Na takim tle doszło do wydarzeń, które swój smutny finał miały w bagnach nadnoteckich. Jak zaznaczali już współcześni, aby zrozumień genezę konfliktu trzeba sięgnąć do roku 1661, „który był wszystkiego złego Królestwa Polskiego początkiem”[3].

Dnia 6 lipca na Zamku Królewskim wygłoszona została słynna mowa Jana Kazimierza, której potomni nadali miano wieszczej. Król zwracał w niej uwagę na potrzebę zreformowania kraju poprzez wzmocnienie pozycji władcy. Lekiem na cale zło miała okazać się elekcja vivente rege, która likwidowałaby niebezpieczne dla państwa interregnum.

Gdy jednak przyjrzymy się dokładnie projektowi ustawy, zauważymy, że to nie pobudki patriotyczne, ale bardziej dynastyczne towarzyszyły Janowi Kazimierzowi, a raczej jego żonie, która w znacznym stopniu sterowała polityką państwa. Wymagania stawiane kandydatowi do korony skutecznie ograniczały pole wyboru do kandydata… francuskiego. Tak ten projekt odczytali przynajmniej współcześni królowi[4].

Propozycja króla spotkała się w większości z odrzuceniem. Stronnictwo królewskie dotknęła szczególnie postawa drugiej osoby w kraju. Marszałek wielki koronny Jerzy Sebastian Lubomirski na temat projektu nie wypowiedział się wcale. Było to milczenie wymowne, i to na tyle, że od tej pory znalazł się on na celowniku Jana Kazimierza – każdy ruch marszałka-hetmana interpretowano w kategoriach, jeśli nie zdrady, to przynajmniej niesubordynacji.

I tak to w Lubomirskim widzi się sponsora Związku Święconego – konfederacji wojskowej, która powstała na wschodnich ziemiach Rzeczypospolitej. Podczas ślubu jego córki, Krystyny z Feliksem Potockim 18 listopada 1661 roku, zwracano uwagę na obecnego w Łańcucie posła księcia siedmiogrodzkiego Rakoczego. Wreszcie opowiadano niepochlebne plotki, jakoby Lubomirski opowiadał niepochlebne plotki…[5].

Początek roku 1662 to wzrost napięcia. W styczniu powstał w opozycji do Związku Święconego – Związek Pobożny pod komendą Stefana Czarnieckiego. W lutym swoje obrady rozpoczął kolejny sejm. Widmo elekcji vivente rege krążyło nad posłami, wybrano więc na sejmowego marszałka starostę bieckiego Jana Wielopolskiego, silnie związanego z Lubomirskim[6].

Szlachcie nie wystarczało tylko potępienie zwolenników elekcji, ale domagano się ich ukarania. Doprowadzić to mogło do niemałego zamieszania, „bo wszak za elekcją ich było więcej niż dwa arkusze spisanych”[7]. Lubomirski podgrzewał nastroje, m.in. ustawiając warty na Wawelu, aby nie wykradziono insygniów królewskich – i tak stracona reforma przeobraziła się w wyobraźni posłów w istny zamach stanu[8].

Pozycja marszałka zaczęła wzrastać wprost proporcjonalnie do nienawiści króla. Związek Święcony zamierzał nawet powierzyć marszałkowi zwierzchność nad sobą, ale ten, nie chcąc aż tak jawnie wplątywać się w spór z królem, odmówił[9].

W 1663 roku sprawa likwidacji Związku Święconego była jednak poważnie rozważana w senacie. Lubomirski sprzeciwił się wtedy projektowi sprowadzenia w tym celu Tatarów i Kozaków, proponując zwołanie pospolitego ruszenia[10].

Trudno nie zauważyć w tym próby zamieszania w państwie – było wiadomym, że od największego wroga groźniejszy jest konny szlachcic z głową pełną politycznych postulatów. Ostatecznie w wyniku układów z 22 lipca Związek Święcony przestał istnieć[11].

Król nie miał już wątpliwości, co do postawy Lubomirskiego, nie zabrał go na wyprawę przeciw Moskwie. W środowisku dworskim zrodził się także paszkwil na marszałka – Relacyja o J.P. Marszalku Wielkim Koronnym, w którym adresat ukazany został jako chcący obalić króla[12]. Król nie musiał długo czekać na ripostę.

Gdy wojsko królewskie nie radziło sobie w Rosji, w kraju ukazał się kolejny Paszkwil na króla Jmci w Moskwie wojującego. Odnośnie poczynań wyprawy czytamy w nim: „sami się zabijają i jedzą (…) wojska już potopiono w Dnieprze i o królu już nie wiedzą fertur, czy zginał. Trzeba – konkludowano – wkrótce na koń, tego nas konsillia p. wojewody ruskiego, pp. Kanclerzy donosiły, które ex eventu widzimy tameraria, a dla swych tylko ambicyjej były”[13].

Nie trudno zgadnąć, że stało za nim stronnictwo marszałka. Król nie pozostawał dłużny i już wkrótce każdy mógł przeczytać, że „Lubomirski zaniedbał obronę Krakowa podczas potopu, wytracił wojsko w wojnie z Rakoczym (…) popierał konfederację, mówił, że JKM chce oderwać Litwę…”[14].

Rok 1664 zadecydował o tym, że w kraju wybuchła wojna. To wtedy miał się odbyć sejm, na którym chciano osądzić krnąbrnego marszałka. Lubomirski dążył do tego, aby do jego zwołania w ogóle nie doszło. 5 października ukazał się list, przeznaczony do odczytania na sejmikach, w którym marszałek rysował się jako szlachecki męczennik[15].

Pierwszą klęską Lubomirskiego był odbiór tego dokumentu – na niektórych sejmikach w ogóle go nie odczytywano[16]. Próbowano unieważnić działania sejmu, zwracając uwagę, że siedem województw nie przysłało swoich posłów (w tym prestiżowe wielkopolskie, krakowskie i sieradzkie), ale te plany spełzły na niczym. 26 listopada w kolegiacie św. Jana zainaugurowano obrady[17].

Pozorny triumf króla

Wobec nieobecności posłów z ziem przychylnych Lubomirskiemu znaczącą przewagę miało stronnictwo prokrólewskie. Właściwie z chwilą, gdy obrady rozpoczęto, było już wiadomo, że sąd sejmowy może wydać tylko jeden wyrok. Mimo to Lubomirski postanowił na wszelki wypadek przyglądać się jego działaniu i przeniósł się do Janowa pod Kazimierzem, aby otrzymywać szybkie informacje od swoich sprzymierzeńców. Dla bezpieczeństwa zabrał ze sobą ok. 700 żołnierzy[18].

Lubomirski wcześniejszymi kontaktami ze Związkiem Święconym, zdawał się badać swoje potencjalne siły, liczył, że ruch jawnie przez niego poparty pociągnie za sobą jeszcze większe masy. Stało się jednak inaczej – wojsko królewskie było opłacone za sprawą francuskiego złota, szlachta z kolei wyglądała na zniechęconą politykowaniem po ostatnich nerwowych wydarzeniach. Ciągłe awantury, zamiast mobilizować, zaczęły odstraszać.

Wyrok na Lubomirskiego zapadł w dniu 22 grudnia – na ogólną liczbę 53 sądzących, 36 było za karą całkowitą, 8 za częściową, 8 za ewazją[19]. Marszałka oskarżono o konszachty ze Związkiem Święconym, kierowanie nim przez jego ludzi i wspieranie go finansowo, straszenie elekcją i oderwaniem Litwy.

Zarzucano mu także, że „gdy związkowi mówieli: Ty będziesz naszym królem (…) mówił: W waszych to ręku, moi drodzy bracia”[20]. Ogólnie postawiono mu 13 zarzutów. Werdykt sędziów był druzgocący – Lubomirskiemu miano odebrać cały majątek ruchomy i nieruchomy, a także pozbawić go wszystkich godności i urzędów[21].

Wydawało się, że Jan Kazimierz odniósł pełny sukces. Jakby na potwierdzenie tego, Lubomirski, jeszcze przed ogłoszeniem wyroku, 19 grudnia udał się do Wrocławia, co uznano za przyznanie się do win. Król miał jednak zdolność niszczenia tego, co sam skrzętnie budował.

Szlachta z niechęcią patrzyła na egzekucję wyroku w dobrach Lubomirskiego, dokonywanych przez obce, bo francuskie, oddziały Briona i Baubonokena, które wykraczając poza swoje kompetencje, pustoszyły także dobra krewnych byłego marszałka[22].

Oburzało szlachtę tempo wykonywania wyroku – dla przyzwyczajonych do powolnego działania wymiaru sprawiedliwości obywateli, szybkie rozdawanie urzędów było traktowane jak zamach na godność pozwanego. Co więcej, sytuację podsycali sami nowo obdarowani urzędami, którzy ociągali się z ich przyjęciem i nieraz przyznawali rację Lubomirskiemu.

Wreszcie nie uznawano postanowień sądu sejmowego, gdyż na początku 1665 roku doszło do jego zerwania (zgodnie jednak z prawem wyroki sądu sejmowego winny być uważane za wiążące)[23].

Rokosz Lubomirskiego

W styczniu 1665 roku nie było wątpliwości, że były marszałek myślał o wojnie. Po pierwsze liczył na interwencję zagraniczną. Nie wiemy, czy kontaktował się z Chanatem, jednak wyjątkowo obfite dary (90 000 talarów)[24], które na sejmie 1664 roku uchwalono na rzecz Mehmeda Gireja, taką możliwość poddawały pod rozwagę. Już wcześniej zarzucano Lubomirskiemu wchodzenie w układy z książętami Rzeszy, wypominano mu zwłaszcza przyjaźń z elektorem Brandenburgii[25].

Nieszczęściem dla króla stała się także potrzeba zorganizowania kolejnego sejmu na wiosnę 1665 roku. Regulacji wymagała bowiem sprawa finansów wojskowych. Skoro nie dało się sejmu nie odbyć, to starano się zrobić wszystko, aby utrudnić na nim udział stronników Lubomirskiego, którzy nie omieszkaliby poruszyć jego sprawy na forum poselskim. W celu osłabienia agitacji eks-marszałka zorganizowano sejmiki już w marcu, zanim dotarły do nich listy i piewcy przeciwnika[26].

Reakcja sejmików była zróżnicowana. Część odcięła się od sprawy, uznając ją za prywatny spór króla z podwładnym (Toruń) lub wskazując, że sejm ma być zwołany tylko w celach finansowania wojska (Halicz), województwo kijowskie z kolei zajęte było wojną[27]. Część sejmików sprzeciwiła się jednak udziałowi w sejmie. Tak stało się w Łucku, Wieluniu, zapewne także w Sieradzu i Bełzie[28].

Wyraźnie po stronie Lubomirskiego opowiedziała się szlachta sandomierska – przedstawiciel dworu W. Rej nie zabrał nawet głosu. Pośpiesznie opuścił on Opatów, bojąc się zlinczowania[29]. W Proszowicach 4 na 6 posłów było klientami Lubomirskiego. Byłego marszałka poparto także w województwie lubelskim, łuckim, włodzimierskim oraz w ziemi dobrzyńskiej[30]. Litwa stała u boku króla. Ten podział był dla wszystkich sygnałem miejsca, gdzie wybuchnie rokosz.

12 marca rozpoczęły się obrady sejmu, którego przebieg był nader burzliwy. Opozycja skupiła się przede wszystkim wokół przedstawicieli województwa sandomierskiego, krakowskiego, poznańskiego i kaliskiego, sieradzkiego i inowrocławskiego[31]. Zwolennicy Lubomirskiego dążyli przede wszystkim do opóźniania prac sejmu, gdyż stronnictwo prodworskie miało liczebną przewagę.

Pożar zaczął się od Małopolski, gdzie niszczono majątki politycznych przeciwników[32]. Obiecana pomoc z Brandenburgii nie nadeszła. Na początku maja Lubomirski wezwał do rokoszu, 23 dnia tego miesiąca wyruszył z Lubowli. Wkrótce dołączyli do niego szlachcice na czele ze Stefanem Piaseczyńskim[33].

Wyprawa na wschód pozwoliła mu zebrać 36 chorągwi wojska królewskiego, skonfederowanego pod dowództwem Adama Ostrzyckiego i Józefa Borka. Jan Kazimierz nie pozostał bierny i na czele ok. 15 000 ludzi ruszył w pościg za swoim poddanym. Do większego starcia doszło pod murami Jasnej Góry, gdzie rozbiciu uległo 6 chorągwi królewskich[34]. Część szlachty odczytała to z łatwością jako znak, po czyjej stronie w tym sporze stoi Bóg.

9 listopada, dzięki mediacji biskupa krakowskiego Andrzeja Trzebickiego i biskupa chełmskiego Tomasza Leżeńskiego, podpisano ugodę w obozie pod Palczynem. Na mocy jej postanowień obie strony zobowiązały się do zaniechania agitacji (zakaz złamano już następnego dnia).

Oddziały Lubomirskiego miały zostać rozpuszczone, a on sam miał udać się na Śląsk. Najważniejszym postanowieniem było zwołanie sejmu na 15 marca, na którym miano w pokojowy sposób uregulować wszelkie sporne sprawy[35].

Rozpoczął się okres intensywnej walki o stronników, w której strona królewska odniosła bolesną porażkę – jednoznacznie opowiedział się za nią jedynie sejmik mazowiecki, znaczne wpływy zdobyto także na Podlasiu i w Prusach. Pozycję króla ratowała wierna postawa Litwy, gdzie w obliczu śmierci Pawła Sapiehy (30 grudnia), niepodzielnie rządzili prodworscy Pacowie.

Skuteczniejsza okazała się agitacja Lubomirskiego. Jego zwolennicy zdobyli przewagę na sejmikach w Środzie, Szadku, Łęczycy, Radziejowie, Wieluniu, Proszowicach, Opatowie, Lublinie i Zatorze[36].

Pomimo kompromisowego wyboru starosty oświęcimskiego Jana Chryzostoma Pieniążka, obrady sejmu miały burzliwy przebieg. W większości instrukcji znajdowały się postulaty amnestii dla uczestników rokoszu, pełnej restytucji Jerzego Lubomirskiego, zamknięcia mennic, polonizacji kadry oficerskiej oraz (co było niemożliwe z punktu widzenia prawa) oddalenia posłów Ludwika XIV z Polski[37].

Król gotów był zgodzić się na wszystko oprócz przywrócenia eks-marszałka do najwyższych godności, a tego przede wszystkim oczekiwano. Nic więc dziwnego, że klient Lubomirskiego – Adrian Miaskowski zerwał trzeci sejm z rzędu[38].

Rok diabelski

Decydująca rola w rozwiązaniu konfliktu miała przypaść kampanii, którą zaplanowano na czerwiec i lipiec. Atmosfera wśród mieszkańców stolicy, wokół której zgromadzono oddziały królewskie, nie była najlepsza. W nadchodzącej konfrontacji dwóch wrogich sobie obozów widziano karę Bożą. Powszechnie znana była szlachcie przepowiednia mówiąca, że „Quando ter 6 annus numerabis, Marcus Pascha celebrabis, Joannes in Corpore stabis ter totus mundus vae!”[39].

Już na początku roku widziano odwieczny zwiastun nieszczęść – kometę[40]. Przejawem obaw była także historia mówiąca, że „(…) dnia niedzielnego o trzeciej z rania, u ojców bernardynów pod zamkiem, od stajni zygmuntowskiej, krucyfiks na cmentarzu, który twarzą stał na ulicę Krakowską, widomie ludziom i pannom zakonnym tejże reguły, obrócił się twarzom do kościoła z wielkim szumem i strachem ludzi”[41].

Z kolei „we wsi Dzierzkowice obraz Panny Marii Bogarodzicy zapłakał wobec licznego zebranego ludu, wylawszy z oczu perliste łzy; toteż wielu wtedy przewidywało wojny domowe”[42].

Na miejsce koncentracji sil królewskich wyznaczono Błonie – wojska dotarły tam 21 czerwca. Król zdecydował się poprowadzić armię na południe, traktem na Kraków. Pod Grójcem zmienił jednak zamiary i skierował się z Rawy na Łęczycę. Taka marszruta miała zaskoczyć przeciwnika, ale raczej zaskoczyła własne siły logistyczne[43].

Koncentracji sił dokonali także rokoszanie. 16 czerwca pod Sulejówkiem doszło do połączenia sił obydwu województw małopolskich, które następnie skierowały się do Wielkopolski[44]. 19 czerwca Lubomirski skupił swoje siły w Bolesławicach nad Wartą, aby następnie ruszyć na Kujawy[45].

Według Mikołaja Jemiołowskiego kilkanaście chorągwi miało wtedy odłączyć się od rokoszan i udać się pod Rawę. Jest to jednak jedyne źródło mówiące o tego typu sytuacji[46]. Szlachta sieradzka pojawiła się w obozie 24 czerwca, z kolei łęczycka tuż przed końcem miesiąca[47]. Pospolite ruszenie zwołała także szlachta wieluńska, ale ku zaskoczeniu Lubomirskiego nie dołączyła do reszty, czekając cierpliwie na rozwój wypadków[48].

1 lipca w obozie pod Brudzewem rokoszanie odrzucili ostatnie propozycje królewskie, choć były one niezwykle korzystne – eks-marszałek czuł się wyjątkowo pewnie. Biorąc pod uwagę wysokie wymagania Lubomirskiego (zwrot dóbr, stanowisko hetmana wielkiego w przyszłości, starostwo krakowskie dla syna, 200 000 talarów odszkodowania), była to typowa gra na czas[49].

W całej bowiem kampanii czas odgrywał istotną rolę – wojsko króla opłacone było tylko na lipiec. Nie starano się nawet zachować pozorów – 27 czerwca wojska Jana Kazimierza ruszyły w stronę Łęczycy. 6 lipca wojsko królewskie stanęło w Koninie. Stąd miało ruszyć na północ[50].

Rokosz Lubomirskiego – siły walczących stron

Wojsko królewskie posiadało znaczną przewagę nad rokoszanami nie tylko w uzbrojeniu, ale także w liczebności. Szacuje się, że podczas kampanii wystawiono 4 chorągwie husarskie (zgodnie z rachunkami – 623 jednostki żołdu), 24 kozackie (2557), 12 tatarskich (1081) oraz 9 tatarsko-wołoskich (996). Dyskusyjnym jest udział dodatkowych 900 Kozaków. Razem (po odliczeniu „martwych dusz”) daje to siłę ok. 5000-6000 jezdnych.

Na dragonię składało się 6 regimentów: dwa królewskie (pod dowództwem Briona i Bakuma) oraz po jednym hetmana wielkiego koronnego, hetmana polnego koronnego, pisarza polnego, starosty ruskiego i kaniowskiego. W przybliżeniu około 2800 ludzi.

Udział piechoty był znaczny i szacuje się go na 11 000 zbrojnych. Autorament cudzoziemski zgrupowany był z kolei w 12 chorągwi gwardii (1194 żołdy), 6 Jabłonowskiego (600), 6 Koryckiego (461), 6 Denmarka (414), 3 M.K. Radziwiłła (260), 4 M. Wiśniowieckiego (160) oraz ok. 200 „węgrów” pod komendą hetmana. Poza tym podaje się, nieznanej proweniencji (być może piechota kozacka?), dodatkowe oddziały w liczbie 3000 ludzi.

Trudna do ustalenia jest zarówno liczebność wojska litewskiego, jak i jego skład. Szacować można je na 6000 ludzi, zapewne w większości konnych. Bilans sił zamyka 30 dział, jakimi dysponowała artyleria[51].

Dowódcą armii liczącej 17 000 – 21 000 żołnierzy, był sam król Jan Kazimierz. Drugie miejsce po nim zajmował hetman wielki koronny Stanisław Rawera Potocki oraz hetman polny koronny – Jan Sobieski. Wojska litewskie znajdowały się pod silną komendą Michała Kazimierza Paca – drugiego hetmana polnego.

Rokoszanie w swoich szeregach z wojsk regularnych mieli jedynie skonfederowanych żołnierzy z Ukrainy. Ich wyposażenie przypominało to, jakim dysponowały wojska królewskie. Liczebność z kolei należy szacować na 3800 – 4300 ludzi, sformowanych w 2 chorągwie husarskie (196 koni), 36 lub 43 chorągwie kozackie (3596/4145) i 3 chorągwie tatarsko-wołoskie (307). Ta formacja znajdowała się pod dowództwem marszałka związkowego A. Ostrzyckiego i jego zastępcy J. Borka.

Jak przystało na magnata, Lubomirski dysponował prywatną armią. Jej rdzeń stanowiło ok. 1200 dragonów, wspartych blisko 800 rajtarami i jazdą. Razem stanowić to mogło od 3600 do 5200 zbrojnych. Do dyspozycji rokoszan były także cztery lekkie armaty[52]. Większość z nich rekrutowana była za pieniądze cesarskie (w zamian za pieniądze, na ręce Lubomirskiego miał patrzeć agent cesarski Pauschner)[53].

Pozostałą część armii rokoszan stanowiły oddziały pospolitego ruszenia w liczbie 6000[54], z których największą wartość bojową przedstawiali, zaprawieni w kampanii duńskiej z wojny ze Szwecją, Wielkopolanie. Prawdopodobnie byli oni zgrupowani w 5 chorągwi, podobnie jak Sandomierzanie. Sieradzan reprezentowało 7 jednostek powiatowych[55]. Zwolennicy Lubomirskiego stanowili armię konną – tylko taka mogła mieć rację bytu w warunkach rokoszu.

Kwestia dowództwa była dość złożona. Formalnie najwyższą władzę sprawował Lubomirski, ale jak pokazała przyszłość, nie on podejmował najważniejsze decyzje. Na czele wojska skonfederowanego stali wspomniani Ostrzycki i Borek.

Pospolitemu ruszeniu z kolei przewodzili: krakowskiemu – Achacy Pisarski, sandomierskiemu – Oleśnicki, poznańskiemu i kaliskiemu – Grzymułtowski, sieradzkiemu – Zaleski, a łęczyckiemu – stolnik tej ziemi – Pstrokoński[66]. Nie da się także pominąć ważnej pozycji Stanisława Warszyckiego – kasztelana krakowskiego oraz porucznika husarii – Polanowskiego[57].

Feralna kampania…

Na początku lipca liczono jeszcze, że do starcia zbrojnego nie dojdzie. Na tę nadzieję składały się nie tylko obawy przed wojną domową, minorowe nastroje społeczeństwa, ale także dyplomatyczne zabiegi Szwecji (poparcie Lubomirskiego dla zrównoważenia sił) oraz Francji (zapewnienie o końcu finansowania strony królewskiej)[58]. Zmalały także same roszczenia rokoszan – domagano się jedynie zaniechania reform dotyczących elekcji i amnestii dla zwolenników Lubomirskiego.

Do zbrojnego rozstrzygnięcia dążył jednak Jan Kazimierz. Podczas gdy oficjalnie trwały nadal rozmowy, 11 lipca przesunął on swoje wojska pod Kazimierz (dziś Kazimierz Biskupi), a następnego dnia pod Wilczyn w okolicach Strzelna.

Warto przytoczyć tutaj relację Łosia, która ewidentnie nacechowana stronniczością i przesadna, w pewnym sensie może ukazywać trochę prawdy o tym pochodzie: „królewskie wojska śpiesznie dość nadchodziły, czyniąc jednak wszelkie egzorbitacyje tak właśnie jako in hostico, gwałty tak domom szlacheckim jako i wielom dziewicom czyniąc, fructum belli to nazywając. Trafiało się, że i kościołom nie folgowano”[59].

Nie da się ukryć, że i sam hetman Sobieski dążył do starcia – od dawna krytykował króla za opieszałość. Gdyby nie wieczne oczekiwanie na piechotę, do bitwy mogło dojść już 6 lipca[60].

Lubomirski znajdował się w tym czasie w Pakości, na pograniczu Pałuk i Kujaw – na terenie trudnym z powodu licznych jezior i bagien. Były marszałek miał o tyle przewagę nad wojskiem królewskim, że znał te okolice już z wcześniejszego pobytu na początku listopada 1665[61].

12 lipca rokoszanie wysłali w celu rekonesansu oddział konny, złożony z 2000 ludzi pod wodzą Grzymułtowskiego. Przeszedł on Noteć pod Mątwami i natknął się na wojska litewskie, które wyruszyły z obozu pod Kazimierzem o trzeciej w nocy, być może także w celu przeprowadzenia zwiadu[62].

Do spotkania musiało dojść zapewne w okolicach Strzelna. Grzymułtowski pośpiesznie zawrócił swoją jazdę[63]. Strona królewska odebrała to jednak jako naruszenie rozejmu. Nie sposób odmówić tej interpretacji sporej dozy hipokryzji.

W nocy armia królewska kontynuowała marsz nad Noteć. Ariergardę stanowiły jednostki litewskie, dragonia oraz kilka lekkich dział. Za nimi, z półtoragodzinnym opóźnieniem, podążała reszta, która rozbiła się na dwie części: konnych i mających wolniejsze tempo – piechotę oraz cięższą artylerię[64]. W tyle znajdowały się także wozy taboru.

O godzinie 6 mały oddział wojska litewskiego dotarł nad przeprawę w miejscowości Noteć i ją pokonał. Na drugim brzegu natknięto się na niezbyt liczny oddział rokoszan pod komendą rotmistrza chorągwi wołoskiej – Jerzego Zarudnego. Po krótkiej zaczepce, Zarudny wycofał się, a Litwini powrócili na drugi brzeg[65].

… i feralna przeprawa

13 lipca o godzinie 8 rano główna część armii Jana Kazimierza, przedzierając się przez gęstą mgłę, stanęła na brzegu rzeki Noteć w miejscowości Mątwy. Ariergarda szybko zajęła niewielkie wzgórze na północ od przeprawy.

Współczesna Noteć w niczym nie przypomina rzeki, jaką była w 1666 roku. Dziś jest w pełni uregulowana, dawniej stanowiła prawdziwą zaporę dla wszelakich wojsk. Bród pod Mątwami nie należał do zbyt komfortowych – ciągnął się przez ćwierć mili i był kręty. Miejscami przeprawa prowadziła 3-5 metrową skarpą piachu, aby po chwili zamienić się w bród głęboki na 2 metry. Tuż za rzeką znajduje się pokaźnej wysokości wzniesienie, za nim – nizinne tereny, będące dawniej pastwiskami.

Mimo trudności, nikt w obozie królewskim nie spodziewał się, że dla wielu ta przeprawa będzie ostatnią. Król wydał rozkaz i wojsko rozpoczęło przeprawianie się na drugi brzeg w luźnym szyku. Nie zadbano nawet o to, aby w całości skoncentrowało się na lewym brzegu[66].

Z relacji Sobieskiego wiemy na przykład, że dragoni przeprawiali się bez rydlów, które zostały gdzieś daleko z tyłu, na wozach. Nie widziano bowiem potrzeby okopywania się na drugim brzegu. Przyczyn tego może być kilka.

Po pierwsze, wśród wojska królewskiego krążyła niesprawdzona opinia (być może zasiana celowo, a może będąca świadectwem niedokładności litewskiego rekonesansu), że po przejściu brodu pod Mątwami będzie trzeba pokonać kolejną mieliznę.

Po drugie, nie dowierzano chyba ciągle, aby Lubomirski odważył się na atak, być może także niedokładnie rozpoznano lokalizację jego oddziałów.

Po trzecie, co miało być najważniejszym gwarantem swobodnej przeprawy, wysłano do rokoszan pana Petrykowskiego i Wąsowicza, aby przekazał im, że wojsko królewskie ma pokojowe zamiary[67].

Prawdopodobnie wysłano go jednak zbyt późno, gdy dotarł do obozu rokoszan, prawie nie został rozsiekany – ludzie Lubomirskiego wszczęli już bowiem alarm.

Pierwszy przeprawił się 800-osobowy (być może mniejszy) oddział Litwinów oraz 3-5 dział z obsługą[68]. Dalej dragonia, która pozbawiona była swojego wyższego dowództwa, które nie spodziewając się zagrożenia, jechało w karetach na tyłach armii. Nie mogła wspomóc jej także piechota, która miała znajdować się ok. 2 km od przeprawy[69].

Kilka minut po 8 nad przeprawę dotarł król wraz z hetmanem Sobieskim. Ten postanowił przeprawić się na drugi brzeg. Trudno jednoznacznie ocenić ten ruch Sobieskiego. Raczej powinniśmy uznać za późniejszą formę usprawiedliwiania się notatkę zawartą w Listach do Marysieńki, jakoby hetman udał się na drugi brzeg, aby pilnować kopania szańców, skoro sam informuje nas, że nie miano ku temu narzędzi. Wątpliwe także, aby to husaria była odpowiednią formacją do prac ziemnych. Niemniej udanie się hetmana na drugi brzeg mogło dowodzić chęci jakiegoś zabezpieczenia przeprawy.

Dalej na drugi brzeg miał przeprawić się strażnik Andrzej Modrzewski ze swoim pułkiem[70]. Oprócz husarii Sobieskiego na drugim brzegu znalazły się chorągwie Jakuba Potockiego (pisarza polnego) oraz Mikołaja Sieniawskiego (strażnika koronnego).

Podsumowując liczebność wojska, które przedostało się na drugi brzeg, warto podkreślić, że dragonia przeprawiła się cała, czyli w liczbie siedmiu regimentów: królewskiego, hetmańskiego pod komendą Rewery Potockiego, wojewody ruskiego Jabłonowskiego, Sobieskiego, Bokuma i Briona. Przeprawił się także sławny regiment Czarnieckiego, teraz pod wodzą pisarza polnego.

Być może w bitwie wzięły udział także jeszcze regiment piechoty i jazdy[71]. Łącznie na drugi brzeg mogła przeprawić się mniej więcej połowa wojsk królewskich – jednakże piechota i artyleria pozostały na drugim brzegu.

Trudno dokładnie ustalić ustawienie wojska. Posiłkując się źródłami, można wskazać, że dragonia ustawiła się w centrum. Jej część zaczęła przygotowywać zapewne prowizoryczny szaniec, reszta także została spieszona. Jazda litewska usadowiła się po ich lewej stronie, koronna po prawej. Przybycie husarii Sobieskiego wymusiło wysunięcie się części towarzyszy przed dragonów[72].

Najkrótsza bitwa w dziejach Rzeczpospolitej

Rokoszanie obozowali w podinowrocławskich wsiach, w odległości ponad jednego kilometra od przeprawy[73]. Wśród prawdopodobnych lokacji ich przebywania można wymienić przedmieście Batkówko oraz wioski zamieszkiwane przez kmieciów, takie jak Szymborze czy Rąbin[74].

Nie spodziewano się ataku – konie pasły się na pobliskich łąkach. Przewaga rokoszan tkwiła jednak w położeniu na wzgórzu – obserwacji nie przeszkadzała nawet spowijająca przeprawę mgła. Podczas porannego objazdu straży rotmistrz Stefan Zarudny zauważył, że wojska królewskie przechodzą Noteć.

Natychmiast wysłał on posłańca do obozu Lubomirskiego, szybko wydał także rozkaz spędzenia koni z pastwiska. Do czasu decyzji ex-marszałka pełnił wartę na wzgórzu wraz z dwoma chorągwiami Sieradzan, które obozowały najbliżej[75].

Rokoszanie byli zbulwersowani postawą króla, przekroczenie przeprawy stanowiło dla nich ewidentny przykład łamania układów. Oburzenie porwało ich na koń, szybko pospolite ruszenie znalazło się pod wzgórzem. Na miejscu jako pierwsze zjawiły się chorągwie szlacheckie, w liczbie 11 oraz 8 chorągwi związkowych pod komendą substytuta Borka[76].

Za nimi, z opóźnieniem, szła reszta pospolitego ruszenia, w kolejnej formacji Polanowski z Ostrzyckim, w ostatniej – dragoni Lubomirskiego[77]. Wiadomo, że w walkach nie brała udziału szlachta sandomierska[78].

Na wzgórzu między Borkiem, Grzymułtowskim i Pisarskim wywiązał się spór o przywództwo. Ostatecznie zdecydowano się na ułożenie wojska w półksiężyc – być może miało to na celu złamanie jednego ze skrzydeł przeciwnika, a może było tylko zabiegiem psychologicznym (odwrócenie uwagi).

Aby rozróżnić się od armii królewskiej rokoszanie przewiązali swoje ramiona białymi chustami[79]. Sygnał do ataku dał ostatecznie Borek – być może spowodowane było to wysunięciem się husarii przed dragonów, co pozbawiało ich możliwości oddania regularnego ostrzału[80].

Szlachta ruszyła przed siebie z impetem, szyk został szybko złamany i atakowano „modą tatarską”. Uderzenie chciano skierować przede wszystkim na Litwinów i Kozaków – rokoszanie nie chcieli walczyć ze swoimi krewnymi i sąsiadami. Wypalono z pistoletów[81].

Pierwotnie skierowano większy impet na lewe skrzydło, szybko jednak zorientowano się, że znajdują się na nim koroniarze i uderzano na skrzydło prawe. Ta chwila zamieszania pozwoliła dragonom na rozłożenie karabinów i oddanie salwy, która musiała być dość skuteczna (jedynie część z nich mogła to zrobić – reszta była zasłonięta husarią). Kolejnej już nie udało się oddać.

Sobieski nie wydał rozkazu do odwrotu – rozpoczęła się walka na szable, która pozwoliła na ocalenie regimentu Stanisława Potockiego oraz na ewakuację części husarii[82].

Naprzeciwko rokoszan stali Kozacy Czopa oraz dragoni. W poważnym zamieszaniu, które się wytworzyło, trudno było rozpoznać, kto jest wrogiem, a kto sojusznikiem. Na drugim brzegu gorączkowo ustawiono działa i oddano kilkanaście salw (wg Relacji Artylerzysty[83] 83 wystrzały), które jednak niewiele wniosły. Rokoszanie prawdopodobnie trochę się cofnęli.

Widząc to, Jan Kazimierz postanowił pchnąć na pomoc swojemu wojsku oddziały litewskie. Te jednak wykpiły się z pewnej rzezi tym, że są zmęczone po nocnym podjeździe[84]. Król wysłał więc na drugi brzeg arkebuzerów Marcjanna Chełmskiego – podczaszego sandomierskiego. Gdy to nie pomogło, wydał rozkaz do ataku całymi siłami – liczył bowiem, ze przewaga liczebna pozwoli wyjść wojsku z pułapki.

W tym czasie na wzgórzu pojawiła się reszta rokoszan pod wodzą marszałka związkowego Ostrzyckiego. Jego trzy świeże hufce nie musiały jednak brać udziału w walce – obecne siły wystarczyły, aby przyprzeć armię królewską do przeprawy. W tym momencie rozpoczął się najokropniejszy moment bitwy.

Cofająca się pod naporem rokoszan konnica staranowała dragonów i nieliczną piechotę. Jej odwrót nie był jednak możliwy, bo przeprawę zablokowały idące na pomoc oddziały. Wśród żołnierzy zapanowała panika – część z nich rzuciła się wpław przez bagnistą rzekę – tylko nieliczni wyszli na drugi brzeg. W pośpiechu zeskakiwano z koni i zrzucano z siebie pancerze.

Wściekli z powodu domniemanego podstępu rokoszanie nie mieli litości – bitwa zamieniła się w rzeź. Nie oszczędzano zwłaszcza Kozaków, dla których z racji innowierstwa i niższego statusu, nie szczędzono uderzeń szablą. Ofiarą podstępu miał paść znajdujący się prawdopodobnie na drugim brzegu pułkownik Czop – jeden z rokoszan, którym udało się pokonać bród, podjechał do niego, udając swojego (widocznie zdjął chustę) i wypalił z pistoletu, przystawiając go do głowy dowódcy[85].

Rzeź była tak straszna, że na niektórych ciałach naliczono później po kilkanaście cięć, w niektórych przypadkach nawet czterdzieści. Nie było litości dla osób rozpoznanych jako ewidentni stronnicy Francuzów. Być może doszło do kilku przypadków mordowania jeńców[86]. Część rokoszan wbiegło w wodę, ale trzeźwa reakcja dowodzących zabroniła przeprawiania się – odtrąbiono odwrót[87].

Na drugim brzegu wrzało – Jan Kazimierz oglądał klęskę swej armii niczym swego czasu Kserkses. Inni załamywali ręce, widząc żałosny koniec swoich przyjaciół – najgorsza dla nich była jednak niemożność interwencji. Po półtorej godzinie bitwa była skończona.

Rokosz Lubomirskiego – straty walczących

Różne są rachunki na temat liczby poległych. Korzon przyjmuje propozycję Kochowskiego, mówiącą o 3873 zabitych w wojsku królewskim (w tym 187 oficerów)[88]. Wójcik wskazuje, że liczbę tę należy szacować na 2500 poległych, co wcale nie zmniejsza skali porażki[89]. Majewski liczbę tę rozbija na 1900-2200 dragonów, 300-400 towarzyszy i 140 oficerów[90]. Do poległych należy doliczyć liczbę ofiar pochłoniętych przez rzekę. Mieli zginąć wszyscy chorążowie Sobieskiego.

Wśród nich był m.in. adiutant – Saint Germain – znaleziony następnego dnia z 15 ranami w samej tylko głowie…[91]. Śmierć miał ponieść także oberszter-lejtnant Byliński, major gwardii królewskiej Sokołowski, major Tork. Znamy również nazwiska kilka zmarłych kapitanów: Torka (brat majora), Sakina, Tyszyńskiego i Bieganowskiego[92].

W regimencie pisarza polnego Potockiego wycięto w pień słynnych dragonów Czarnieckiego. Ich dowódca – podkomorzy dorpacki Tetwin, który znajdował się przy królu (kolejny przykład złej organizacji przeprawy) miał według relacji Kochowskiego targnąć się na życie, został jednak powstrzymany. Zaledwie setce szeregowych żołnierzy udało się wyjść z potyczki szczęśliwie[93].

Ogłoszono śmierć Sobieskiego – jak się okazało przedwczesną. Hetman znajdował się jednak w trudnej sytuacji, gdy okazało się, że oporządzenie jego konia było poszarpane. Sobieski miał także zgubić szablę i sajdak[94]. Idący z odsieczą Marcjan Chełmski odniósł ciężkie rany i wpadł w niewolę.

Ciała znaczniejszych ofiar zabrano w rodzinne strony, pozostałych pochowano w zbiorowej mogile (ciała zwożono podobno przez 3 dni)[95]. Jej lokalizacja nie jest dziś znana. Być może znajdowała się ona w pobliżu klasztoru w Markowicach, gdzie do dziś stoi nagrobek złożonego tu St. Germain’a?

Koniec wojny domowej

Ewidentna klęska Jana Kazimierza pokrzyżowała realizację głównego celu kampanii, jakim było wymuszenie na rokoszanach bezwarunkowego pokoju. Wojska rokoszan nie dość, że nie zostały pokonane, to nie zadano im nawet poważnych strat osobowych – teoretycznie rokosz mógł trwać dalej.

Wojska królewskie nadal miały jednak przewagę nad Lubomirskim. Nie pozwalała ona mimo wszystko na kolejne starcie zbrojne – skarbiec królewski świecił pustkami, bo skończyła się pożyczka z Francji. Jan Kazimierz postanowił doprowadzić do jak najszybszego zawarcia ugody.

Rozsądkiem pokierowali się także rokoszanie – zwycięstwo pozwoliło im uzyskać kartę przetargową. Ich plany nie mogły jednak pójść zbyt daleko, mrzonki o przejęciu władzy w państwie musiały odejść w zapomnienie. Mimo że Dymitr Wiśniowiecki gotów był poprzeć w końcu eks-marszałka, szeregi rokoszan topniały z dnia na dzień[96]. Wygrana Lubomirskiego stała się de facto pyrrusowym zwycięstwem.

31 lipca w Łęgonicach nad Pilicą doszło do zawarcia ugody. Król po raz kolejny zrzekł się popierania elekcji vivente rege i ogłosił amnestię. Uregulowano także kwestię opłacenia skonfederowanego wojska. Imię Lubomirskiego zostało oczyszczone z zarzutów, ale jednocześnie nie przywrócono mu dawnych, obsadzonych już przez innych, urzędów[97].

Należało jeszcze zatwierdzić układ. Miało to miejsce 8 sierpnia pod Jaroszynem, niedaleko Puław. Lubomirski przeprosił wtedy króla, a na chwilę składania przysięgi wierności miały opaść ściany namiotu tak, aby wszyscy byli świadkami tego wydarzenia[98]. Fortelem wykpił się Grzymułtowski, który zamiast przepraszać za sprowokowanie walk, dziękował królowi za uspokojenie sytuacji w kraju. Trzeci bohater rokoszu – Warszycki, w ogóle nie pojawił się pod Jaroszynem, symulując chorobę[99].

Lubomirski, mimo wygranej, ostatecznie utracił swoją pozycję „kontrwładcy” państwa – pozostał sam ze swoimi postulatami. Sprawa zapłacenia żołdu pozbawiła go wsparcia konfederatów, którzy nie widzieli dalszego sensu w popieraniu byłego hetmana. Szlachta zadowoliła się nieponoszeniem konsekwencji swoich czynów.

Dodatkowo zaczynał się czas żniw, który spowodował powolne odpływanie gospodarzy do swoich majątków. Swoje poparcie wycofał także cesarz Leopold I, który widząc, że główny cel jego polityki – zachowanie status quo w Polsce został spełniony, nie chciał wydawać dodatkowych sum pieniędzy[100]. Zniechęcająca była także krwawość starcia i niewątpliwa refleksja nad sensem stawiania dalszego oporu. Ten, który wstrząsnął polową kraju, choć wygrał – został sam.

8 sierpnia zwycięzca spod Mątew wyjechał do Wrocławia. Odebrano to jako dobrowolną banicję. Czy jego przemiana i poświęcenie dla dobra państwa były szczere? Wydaje się, że stary lis nie porzucił dawnych ambicji.

Świadczą o tym informacje o popieraniu księcia neuburskiego Filipa Wilhelma jako kolejnego króla Rzeczypospolitej. Żywe pozostały także kontakty z Habsburgami, widzącymi Lubomirskiego u władzy w Polsce[101]. Nie próżnował także Ludwik XIV, który starał się przekupić dawnego przeciwnika za poparcie kandydata francuskiego[102].

Elekcję planowano już na rok 1667. Wcześniej jednak Jan Kazimierz musiał abdykować. Tą sprawą miał zająć się drugi sejm 1666 roku, trwający od 9 listopada do 24 (27) grudnia. Niestety, także i on został zerwany. Tym razem dokonał tego poseł witebski – Łukomski, zupełnie niezwiązany ze sporem Lubomirskiego z królem[103].

Perspektywa abdykacji Jana Kazimierza nie była niczym tajnym – być może Lubomirski planował pojawić się na najbliższej elekcji, gdzie miałby bardzo duże szanse na zrealizowanie swoich ambicji? Być może, ale tego już się nie dowiemy, gdyż przywódca rokoszu zmarł w styczniu 1667 roku, zabierając do grobu tajemnicę swoich planów.


Dominik Robakowski

Artykuł został opublikowany 28 grudnia 2015 roku 


Bibliografia

Źródła:

  • Jemiołowski M., Pamiętnik dzieje Polski zawierający (1648-79), oprac. J. Dzięgielewski, Warszawa 2000.
  • Łoś J., Pamiętnik towarzysza chorągwi pancernej, oprac. R. Śreniawa-Szypiowski, Warszawa 2000.
  • Poczubut Odlanicki J.W., Pamiętnik (1640-84), oprac. A. Rachuba, Warszawa 1987.
  • Pasek J.Ch., Pamiętniki, Warszawa 2006.
  • Pisma do wieku i spraw Jana Sobieskiego, wyd. F. Kluczycki, t. I, Kraków 1880.
  • Pisma polityczne z czasów panowania Jana Kazimierza Wazy, t. II, oprac. S. Ochmann-Staniszewska, Wrocław 1990.
  • Sobieski J., Listy do Marysieńki, Warszawa 1970.

Literatura:

  • Bąkowa J., Szlachta województwa krakowskiego wobec opozycji Jana Lubomirskiego w latach 1661-67, Warszawa 1974.
  • Codello A., Pacowie wobec opozycji Jerzego Lubomirskiego (1660-1667), „Przegląd Historyczny”, 49 (1958).
  • Czapliński W., O Polsce siedemnastowiecznej: problemy i sprawy, Warszawa 1966.
  • Czermak W., Ostatnie lata Jana Kazimierza, Warszawa 1972.
  • Filipczak-Kocur A., Sejmik sieradzki za Wazów (1587-1668), Opole 1989.
  • Guldon Z., W czasach szlacheckiej Rzeczypospolitej, [w:] Dzieje Inowrocławia, red. M. Biskup, t. I, Warszawa 1978.
  • Kersten A., Problem władzy w Rzeczypospolitej czasu Wazów, [w:] O naprawę Rzeczypospolitej XVII-XVIII. Prace ofiarowane Władysławowi Czaplińskiemu w 60. Rocznicę urodzin, pod red. J. Gierowskiego, A. Kerstena, J. Maciszewskiego i Z. Wójcika, Warszawa 1965.
  • Kłaczewski W., Jerzy Sebastian Lubomirski, Wrocław 2002.
  • Kłaczewski W., W przededniu wojny domowej w Polsce: walka sejmowa l. 1664-65, Lublin 1984.
  • Krakowiak P., Dwa sejmy w 1666 roku, Toruń 2010.
  • Konopczyński W., Dzieje Polski nowożytnej, Warszawa 1996.
  • Korzon T., Dola i niedola Jana Sobieskiego: 1629-1674, t. I, [Poznań 2005].
  • Kupisz D., Wojska powiatowe samorządów Małopolski i Rusi Czerwonej w latach 1572-1717, Lublin 2008.
  • Majewski S., Bitwa pod Mątwami, „Studia i Materiały do Historii Wojskowości”, 7 (1961).
  • Nagielski M, Rokosz Jerzego Lubomirskiego w roku 1665, Warszawa 1994.
  • Nagielski M., Działania zbrojne rokoszu Jerzego Lubomirskiego w 1665 r., „Studia i materiały do Historii Wojskowości”, 34 (1991).
  • Ochman-Staniszewska S., Sejmy lat 1661-1662: Przegrana batalia o reformę ustroju Rzeczypospolitej, Wrocław 1977.
  • Płaza S., Rokosz Lubomirskiego, Kraków 1994.
  • Trawicka Z., Sejmik województwa sandomierskiego w latach 1572-1696, Kielce 1985.
  • Wimmer J., Historia oręża Polskiego 963-1795, Warszawa 1981.
  • Wójcik Z., Jan Kazimierz Waza, Wrocław 1998.

Przypisy:

1 S. Płaza, Rokosz zebrzydowskiego, Kraków 1994, s. 51-52.

2 W. Konopczyński, Dzieje Polski nowożytnej, Warszawa 1996, s. 412.

3 J. Łoś, Pamiętnik towarzysza chorągwi pancernej, oprac. R. Śreniawa-Szypiowski, Warszawa 2000, s. 109.

4 T. Korzon, Dola i niedola Jana Sobieskiego: 1629-1674, t. I, [Poznań 2005], s. 107.

[6] W. Kłaczewski, Jerzy Sebastian Lubomirski, Wrocław 2002, s. 193-196.

[7] W. Konopczyński, op. cit., s. 438-440.

[8] J. Łoś, op. cit., s 109.

[9] W. Kłaczewski, op. cit., s. 200.

[10] Ibidem, s. 201.

[10] Ibidem, s. 203.

[11] J. Wimmer, Historia oręża Polskiego 963-1795, Warszawa 1981, s. 135.

[12] W. Kłaczewski, op. cit., s. 204.

[13] Pisma polityczne z czasów panowania Jana Kazimierza Wazy, t. II, oprac. S. Ochmann-Staniszewska, Wrocław 1990, s. 203-205.

[14] Informacyja prawdziwa o postępkach p. Jerzego Lubomirskiego marszałka wielkiego i hetmana polnego koronnego z Królem Jmcią i Rzplitą, [w:] Pisma polityczne z czasów panowania Jana Kazimierza Wazy, t. II, oprac. S. Ochmann-Staniszewska, Wrocław 1990, s. 260.

[15] W. Czermak, Ostatnie lata Jana Kazimierza, Warszawa 1972, s. 155-157.

[16] Ibidem, s. 166.

[17] S. Płaza, op. cit., s. 58.

[18] W. Czermak, op. cit., s. 185.

[19] W. Kłaczewski, op. cit., s. 85.

[20] Relacyja o sądzeniu p. Lubomirskiego marszałka przeszłego koronnego na sejmie walnym warszawskim kończącego się roku 1664, [w:] Pisma polityczne…, t. II, s. 5.

[21] S. Płaza, op. cit., s. 59.

[22] W. Kłaczewski, W przededniu wojny domowej w Polsce, Lublin 1984, s. 93.

[23] S. Płaza, op. cit., s. 59-60.

[24] Z. Wójcik, Aspekty finansowe przymierza polsko-tatarskiego, 1654-1666, [w:] O naprawę Rzeczypospolitej XVII-XVIII. Prace ofiarowane Władysławowi Czaplińskiemu w 60. Rocznicę urodzin, pod red. J. Gierowskiego, A. Kerstena, J. Maciszewskiego i Z. Wójcika, Warszawa 1965, s. 147-148.

[25] T. Korzon, op. cit., t. 1, s. 319-321.

[26] W. Kłaczewski, op. cit., s. 98.

[27] M. Nagielski, Rokosz Jerzego Lubomirskiego w roku 1665, Warszawa 1994, s. 144-145.

[28] W. Kłaczewski, Jerzy…, s. 120.

[29] M. Matwijów, Udział szlachty sandomierskiej w rokoszu, s. 14-15.

[30] M. Nagielski, op. cit., s. 147.

[31] M. Matwijów, op. cit., s. 21.

[32] M. Nagielski, op. cit., s. 171-172.

[33] W. Kłoczewski, Jerzy…, s. 249.

[34] Ibidem, s. 249.

[35] P. Krakowiak, Dwa sejmy w 1666 roku, Toruń 2010, s. 16.

[36] Ibidem, s. 74-86.

[37] Ibidem, s. 88-94.

[38] A. Płaza, op. cit., s. 63.

[39] M. Jemiołowski, Pamiętnik dzieje Polski zawierający (1648-79), oprac. J. Dzięgielewski, Warszawa 2000, s. 360.

[40] W. Kochowski, Annały, [w:] J. Nowak-Dłużewski, Poezja Związku Święconego i rokoszu Lubomirskiego, Wrocław 1953, s. 85.

[41] J.W. Poczobut Odlanicki, Pamiętnik Pamiętnik (1640-84), oprac. A. Rachuba, Warszawa 1987, s. 217-218.

[42] Cyt. za: W. Łysiak, Ludowa wizja przeszłości: historyzm folkloru Wielkopolskiego, Poznań 1992.

[43] Przykładem tego jest list Sobieskiego do Marysieńki z 27 czerwca 1666 roku z obozu pod Rawą. J. Sobieski, Listy do Marysieńki, s. 128-129.

[44] M. Matwijów, op. cit., s. 25.

[45] T. Korzon, op. cit., t. I, s. 426.

[46] M. Jemiołowski, op. cit., s. 363.

[47] M. Matwijów, op. cit., s. 25.

[48] P. Krakowiak, op. cit., s. 259.

[49] Ibidem, s. 281.

[50] List Sobieskiego do Marysieńki z 6 lipca 1666 z obozu pod Koninem. J. Sobieski, op. cit., s. 132-135.

[51] W. Majewski, op. cit., s. 54-57.

[52] Ibidem, s. 50-52.

[53] P. Krakowiak, op. cit., s. 269.

[54] Ibidem, s. 53.

[55] M. Matwijów, op. cit., s. 26-27.

[56] J. Łoś, op. cit., s. 121-22.

[57] W. Majewski, op. cit., s. 59.

[58] Pieniędzy miało starczyć do końca lipca. T. Korzon, op. cit., s. 430.

[59] J. Łoś, op. cit., s. 122.

[60] List Sobieskiego do Marysieńki z 6 lipca 1666 z obozu pod Koninem. J. Sobieski, op. cit., s. 133.

[61] List Sobieskiego do Marysieńki z 10 listopada 1665 z obozu pod Toruniem. Ibidem, s. 93.

[62] List Sobieskiego do Marysieńki z 11 lipca 1666 z obozu pod Kazimierzem. Ibidem, s. 136-137.

[63] T. Korzon, op. cit., t. I, s. 433.

[64] W. Majewski, op. cit., s. 65.

[65] Ibidem, s. 66.

[66] Błędna wydaje się więc informacja Łosia „chyżo się poczęli przeprawiać przed samym południem circa horam I”. J. Łoś, op. cit., s. 123.

[67] T. Korzon, op. cit., t. I, s. 434. Według Poczobuta Odlanickiego wysłannikami byli panowie Tumiński i Bełdowski. J.W. Poczobut Odlanicki, op. cit., s. 222.

[68] W. Majewski, Bitwa pod Mątwami, „Studia i Materiały do Historii Wojskowości”, 7 (1961) s. 67.

[69] List Sobieskiego do Marysieńki z 14 lipca 1666 z obozu pod Mątwami. J. Sobieski, op. cit., s. 137-139. O tym, że przeprawę rozpoczął król bez czekania nawet na nadejście piechoty wspominał J.W. Poczobut Odlanicki. J.W. Poczobut Odlanicki, op. cit., s. 220.

[70] Ibidem, s. 218.

[71] T. Korzon, op. cit., t. I, s. 435.

[72] W. Majewski, op. cit., s. 70.

[73] J.Ch. Pasek, Pamiętniki, Warszawa 2006, s. 106.

[74] Z. Guldon, W czasach szlacheckiej Rzeczypospolitej, [w:] Dzieje Inowrocławia, red. M. Biskup, t. I, Warszawa 1978, s. 266-269.

[75] T. Korzon, op. cit., t. I, s. 434.

[76] Ibidem, s. 436.

[77] W. Majewski, op. cit., s. 70-71.

[78] M. Matwijów, op. cit., s. 27.

[79] J.Ch. Pasek, op. cit., s. 107.

[80] W. Majewski, op. cit., s. 70.

[81] J.W. Poczobut Odlanicki, op. cit., s. 220.

[82] W. Majewski, op. cit., s. 72.

[83] T. Korzon, op. cit., t. I, s. 437.

[84] Ibidem, t. I, s. 437.

[85] J.Ch. Pasek, op. cit., s. 107.

[86] List Sobieskiego do Marysieńki z 14 lipca 1666 z obozu pod Mątwami. J. Sobieski, op. cit., s. 137-139.

[87] Jemiołowski, op. cit., s. 365.

[88] T. Korzon, op. cit., t. I, s. 437.

[89] Z. Wójcik, Jan Kazimierz Waza, Wrocław 1998, s 178.

[90] W. Majewski, op. cit., s. 75.

[91] List Sobieskiego do Marysieńki z 14 lipca 1666 z obozu pod Mątwami. J. Sobieski, op. cit., s. 137-139.

[92] J.W. Poczobut Odlanicki, op. cit., s. 220-221.

[93] T. Korzon, op. cit., t. I, s. 438.

[94] J. W. Poczobut Odlanicki, op. cit., s. 220.

[95] Ibidem, s. 221.

[96] P. Krakowiak, op. cit., s. 285.

[97] S. Płaza, op. cit., s. 64.

[98] J.Ch. Pasek, op. cit., s. 107-108.

[99] P. Krakowiak, op. cit., s. 298.

[100] Ibidem, s. 294.

[101] W. Konopczyński, op. cit., s. 444.

[102] P. Krakowiak, op. cit., s. 305.

[103] Ibidem, s. 434-435.

One Comment

  1. Dziwnie maszerowali… Z ariergardą na czele? Na wstecznym jakby….. ?

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*