Pod prąd | Recenzja

W. Bartoszewski, oprac. M. Komar, Pod prąd

Wspomnienia, na ogół nie stanowią wdzięcznej materii dla historyka. Przechowywane w subiektywności, niewrażliwie na zakulisowy dla świadomości, kontekst sytuacji, częstokroć stają się, wraz z upływem lat, produktem idealizacji pamięci, która zachować chce, to, co waloryzuje potrzebę powrotu do zaszłości.

Lata konspiracji, wybuch i kapitulacja Powstania Warszawskiego oraz powojenny niepokój, nie sprzyjają na ogół rzetelnemu sprawozdaniu z własnej biografii. Szczególnie kiedy na trumnie II Rzeczypospolitej, w powijakach i atmosferze eksperymentu politycznego, krystalizuje się nowy etap, w którym żywione wcześniej wartości pokolenia zagrożone były- jak określa to Bartoszewski – całkowitej zmianie hierarchii. Sytuacja idealizacji wspomnień, nie ma jednakże w tzw. nowym (nie)porządku miejsca. Władysław Bartoszewski wspierając swoje wspomnienia na szerokim materiale faktograficznym, zabiera czytelnika w biograficzną podróż drogami ”wykrwawionego pokoleniu” Kolumbów, oddając hołd tym, których spotkał na swojej ścieżce. Tytułowe sformułowanie ”Pod prąd”- to w istocie próba ukazania życiowych wyborów i zobowiązań autora, oraz często wręcz tragicznych biografii osób, bliżej lub dalej zaprzyjaźnionych z Władysławem Bartoszewskim, na którego charakter, wywarły niezatarty wpływ.

Pod prąd, przybiera w związku z tym formę biograficzną, jednakże autor nie więzi życiorysów opisywanych przez siebie osób, jedynie w ramach własnej optyki konspiracyjno- dziennikarskiej. Niezłomnie drobiazgowo, w niemalże telegraficznym- w dobrym tego słowa znaczeniu- skrócie, ukazuje czytelnikowi istną plejada osobistości. W Pod prąd, będziemy mieli możliwość spotkania m. in. Jerzego Meringa, zapomnianej już dzisiaj aktorki Jadwigi Nowakowskiej- Boryty, czy przeora(od 1958 roku) klasztoru na Jasnej Górze O. Karola Raczyńskiego. A to tylko niektóre postacie, z którymi drogi Bartoszewskiego przetną swe wici.

Można wręcz spytać, skąd taka bogata – korzystając z frazeologii malarskiej- paleta osobistości, jakie miały okazję przeciąć los Władysława Bartoszewskiego? Dużą część znajomości, zawdzięcza oczywiście swej konspiracyjnej działalności oraz powojennej pracy przy dokumentacji zbrodni hitlerowskich, czego owocem była słynna, późniejsza publikacja Warszawski pierścień śmierci 1939-1944. Atoli, byłoby to mocno niesprawiedliwie względem autora 1859 dni…, gdyby ograniczyć się do tego, nazwijmy go, ”infernalnego” kręgu.

Drugą – sporą i przyznać trzeba równie ciekawą – przestrzenią zaznajamiania się z niebagatelnymi postaciami, Bartoszewski ”’zawdzięcza” komunistycznym więzieniom, w których po wojnie spędził – jak sam określa – sześć i pół roku z dziesięcioletniego okresu, który stanowi klamrę spinającą narrację biograficzną Pod prąd. To właśnie dzięki więziennym celom, w których zawiązywały się niektóre znajomości, miał możliwość poznać nie tylko osoby duchowne, jak wymieniony powyżej o. Raczyński lub o. Stanisław Foryś, lecz także zasłużonego adwokata i obrońcę żołnierzy AK, WiN, czy w latach 70-tych robotników z Radomia i Ursusa, Witolda Lisa- Olszewskiego. 

Dzięki niebanalnej pamięci autora, oraz zgrabnej redakcji Michała Komara, który zapewne nie raz musiał temperować rozległą ”gadatliwość” swego interlokutora, literatura wspomnień Bartoszewskiego, zawiera niezwykle cenną lekcję historii, oraz umożliwia wejrzenie, w okres, który – przyznać trzeba otwarcie- często brany jest w nawias milczenia, a mowa oczywiście o latach obejmujących 1945-46, w których tliła się jeszcze nadzieja na formę realnej i legalnie uznanej opozycji politycznej. O tym, że nadzieje owe okazywały się finalnie płonne, przypomina nieustannie sam autor oraz bohaterowie jego opowieści, wśród których, nowy wymiar sprawiedliwości, na gruzach powojennej Polski zakończył się dotkliwymi śledztwami i wyrokami śmierci w pokazowych procesach, jak miało to miejsce w przypadku wspominanego Waldemara Baczaka.

Tytułowa zbitka słowna Pod prąd, nie oznacza więc w mojej opinii, auto-bohaterskiego sposobu opisywania własnej nieskazitelności, lecz próbę naszkicowania podwalin postawy egzystencjalnej, na którą wpływ miało wiele- za to Bartoszewskiemu należy się gest uznania- osobistości, których dramatyczne decyzje, wyznaczały możliwe warianty(często tragiczne) w nowej, niesprzyjającej sytuacji politycznej.

Książka ta, oprócz walorów historycznych, posiada przede wszystkim walor osobisty, który stanowi w istocie spirit movens całej publikacji, co sprawia, że jest to zarazem forma hołdu ludziom, których nie raz odmienne i mocno ”dyskusyjne biografie” (sformułowanie mocno dyskusyjne) wywarły, lub pozwoliły kontynuować Bartoszewskiemu swoją drogę.

Do publikacji dołączona jest płyta CD, zawierającą kilkudziesięciominutową rozmowę- a żeby być precyzyjnym- monolog Władysława Bartoszewskiego odnośnie inspiracji i celu napisania tej książki. W sumie, traktować to trzeba bardziej jako przedłużenie wstępu do Pod Prad niż cenny dodatek do książki, który mógłby wnieść jakąś nową jakość w materię książki. Ze względu na przybliżenie zapominanych postaci, oraz lekką formę narracji, którą tylko chwilami mocno nadwyręża nagromadzenie sporej ilości faktograficznych danych, w ogólnym rozrachunku, lekturę uważam za, co najmniej przyjemną i pożyteczną. W mojej ocenie, bardzo solidna czwórka.

Kazimierczuk Michał

4/6

W. Bartoszewski, oprac. M. Komar, Pod prąd, PWN, Warszawa 2011.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*