Szeptucha. Na ołtarzu ciszy

Szeptucha. Na ołtarzu ciszy |Recenzja

Bianka Kunicka, Szeptucha. Na ołtarzu ciszy

Czy chcielibyście przenieść się w czasie, by poznać losy XVII-wiecznej „czarownicy”, która tylko przez pryzmat tego, że chciałaby być wolna, została napiętnowana jako pomiot złych mocy? Bianka Kunicka w książce Szeptucha. Na ołtarzu ciszy daje nam świetną okazję, by poznać taką kobietę. Do tego w ciekawy sposób pokazuje, jak wyglądała sytuacja na polskiej wsi, czyli współistnienie na wpół-pogańskich kultów czy obrządków w świecie chrześcijaństwa. Gwarantuję, że to będzie naprawdę wciągająca przygoda.

Kim jest szeptucha?

Najprościej rzecz ujmując to osoba zajmująca się leczeniem, opartym na tradycjach ludowych. Szukałem w słownikach i okazuje się, że najczęściej tym terminem określa się osoby leczące różnego typu choroby, od cielesnych, po psychiczne czy religijne, które zamieszkiwały obszary Podlasia, wyznania prawosławnego.

Jednak termin ten jest dosyć szeroki, i tak na przykład moja babcia, jeszcze w latach 50. XX stulecia chodziła do lokalnej szeptuchy-czarownicy w Rudołtowicach koło Pszczyny na Śląsku. Według zapewnień babci, pomogła ona wyleczyć moją ciocię z ciężkiej choroby, podczas gdy inne dzieci, również nią dotknięte, zmarły. Niestety, nie udało mi się ustalić jak się nazywała, a szkoda. W lokalnych wspomnieniach i dokumentach brak informacji o takiej osobie… Ale wróćmy do meritum.

Zakres obowiązków takiej osoby bywał różny, ale cel zawsze ten sam – jej zadaniem miało być leczenie innych ludzi. Wedle wierzeń w „moc” bywała przekazywana z pokolenia na pokolenie, dosłownie z mlekiem matki. Choć osoby takie najczęściej żyły poza szeroko rozumianym nurtem życia danej wioski, to były jej ważnym elementem.

Pomimo strachu czy nabożnego lęku, korzystano z ich usług, aby usprawnić życie mieszkańców. Poza leczeniem szeptucha zajmowała się również preparowaniem eliksirów miłosnych, odczynianiem uroków, przepędzaniem duchów i innych ponadnaturalnych mocy. Tak więc, była połączeniem lekarza, psychologa, egzorcysty i powiernika dusz.

Czy warto zajrzeć powieści Szeptucha. Na ołtarzu ciszy?

Czytając tę powieść z czystym sercem mogę przyznać, że świetnie się bawiłem. Choć treść książki porusza trudny temat, bo jednak taka osoba podlegała wykluczeniu i ostracyzmowi, to Autorka wszystko opisała w sposób bardzo subtelny, delikatny a jednocześnie wciągający. Przeczytałem ją w jeden wieczór i… to była naprawdę fajna przygoda.

Pomimo pewnych elementów nawiązujących do XVII wieku w Rzeczypospolitej, można odnieść wrażenie, że to historia wcale nie tak odległa czasowo. Miałem wrażenie, że mechanizmy, które wtedy kierowały polskim społeczeństwem, nadal są aktualne. I nie chodzi tylko o przedmiot nadprzyrodzony, ale i mentalność – rozwiązłość, fałsz, zakłamanie, nienawiść do usłyszenia prawdy prosto w oczy. Diagnoza Autorki świetnie opisuje nasze narodowe wady.

Nawoja – bohaterka książki

Wyobraźcie sobie, że macie wyjątkowy dar – słyszycie wszystko, od szeptów ludzi znajdujących się naprawdę daleko, po mowę zwierząt, kamieni, natury… Jednak wasz dar jest również przyczyną udręczeń – rodzina, sąsiedzi postrzegają was jak czarownicę, opętaną. I każda próba dostosowania się kończy się dla was nie najlepiej. Co więcej, jesteście małą dziewczynką, która nie rozumie konwencji społecznych – przecież nie o wszystkim można mówić na głos…

Koniec końców wszyscy odwracając się do głównej bohaterki plecami. Nauczycielka, która miała nauczyć Nawoję, bo takie nosi imię, fachu szeptuchy, doprowadza do całkowitego ostracyzmu w rodzinnej wsi. Podjudziła wieśniaków do tego, żeby uznać młodą adeptkę za czarownicę. Gdy grozi jej za to śmierć, rodzina postanawia się jej pozbyć – wyprowadzając ją w nieprzebytą puszczę.

Jak potoczą się jej losy – musicie przeczytać sami. Naprawdę warto, bo Nawoja to nietuzinkowa kobieta. Twarda, mądra, a jednocześnie nad wyraz czuła, delikatna i kochająca wszystko co ją otacza. Przyznam, że to była naprawdę świetna rozrywka. Dawno nie spotkałem się z tak ciepłą i inteligentna książką. Jestem zdania, że przypadnie ona wam do gustu, niezależnie od zapatrywań literackich.

Zalety i… zalety

W tej pozycji znajdziecie sporo wierszy, które są wprowadzeniem do każdego rozdziału. Choć, ku mojemu zdziwieniu, takowe nie zostały szczegółowo rozdzielone. Zupełnie jakby Autorka chciała ukazać, że historia opowiedziana w książce płynną jest.

Pani Bianka Kunicka musiała sporo czasu poświęcić poszukiwaniom dotyczącym tematu. Wiele terminów, nie wszystkie zrozumiałe dla współczesnego czytelnika, zostało okraszonych przypisami. Spodobało mi się również nawiązanie do pewnych form wypowiedzi z epoki, co nadaje rumieńców czytaniu.

Jednak najbardziej, z merytorycznych powodów, spodobało mi się przedstawienie w książce różnych właściwości roślin leczniczych. Gdzieniegdzie można nawet znaleźć przepisy. Przy okazji sporo dowiedziałem się o naszej rodzimej florze. Kilka ziół sobie zanotowałem, i po sprawdzeniu, czy to nie literacka fantazja, a liczę że to jednak prawda, spróbuję skorzystać z ich życiodajnej mocy.


Wydawnictwo: Skarpa Warszawska
Ocena recenzenta: 5/6
Ryszard Hałas


Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Skarpa Warszawska.

Comments are closed.