Wołyń | Recenzja

Marek A. Koprowski: Wołyń, 27 Wołyńska Dywizja Piechoty Armii Krajowej

….usiłowali zrozumieć ukraiński nacjonalizm i mentalność sąsiadów, przyjaciół, dobrych wydawało się chrześcijan, którzy pewnego dnia „[…]poszli rżnąć Lachów, wykazując się wyjątkową zbrodniczością i prymitywizmem moralnym.”

Marek Koprowski przedstawia w książce wydarzenia oczami zamieszkujących Wołyń Polaków, żyjących tam z dziada-pradziada, a nieraz mieszkających tam od niedawna. Niektórzy bawią tylko z wizytą, ponieważ wojenna zawierucha nie pozwoliła wrócić w rodzinne strony. Są to lata z okresu II wojny światowej, których sytuację nakreśliłam pod właściwą recenzją.

Najważniejsza jest pierwsza opowieść Feliksa Budzisza,  wówczas kilkunastoletniego chłopca, zbyt młodego, żeby wstąpić w szeregi partyzantki, bądź regularnej armii. Umie on jednak stanąć w obronie rodzinnego domu, kobiet i inwentarza. Pamięta bardzo dokładnie, co działo się wówczas wokół niego, gdyż obserwował ojca, braci, członków bliższej i dalszej rodziny, którzy czynnie brali udział w walkach, najpierw w oddziałach samoobrony, a potem jako żołnierze 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK.

W jego opowiadaniu Polacy wołyńscy byli już w czasie wojny grupą narodowościową i bardzo odosobnioną. Nieliczni przyjaciele rodziny narodowości żydowskiej mogli liczyć na ich wsparcie, natomiast ludność ukraińska stała się wroga. Wielu tamtejszych Polaków nie potrafiło zrozumieć ich nagłego przeistoczenia się z przyjaciół we wrogów i często nie wierzyli, że najbliższy sąsiad rabuje ich dobytek, niszczy gospodarstwo, gwałci córki, żonę, a nawet matkę. Niemcy potrafili utrzymać Ukraińców w ryzach, ale najgorszy okres nastał, gdy Armia Czerwona parła na zachód i Niemcy wycofywali się z Ukrainy. Sytuacja Polaków była wtedy najgorsza, a członkowie UPA uważali, że Ukraina, Wołyń powinny być etnicznie czyste. Była to ideologia zaczerpnięta od Niemców.

Sytuacja na Wołyniu poprawiła się na wiosnę 1944 r., gdy przez tereny szła najpierw Armia Czerwona, a wraz nią I Dywizja LWP znad Oki. Polscy żołnierze byli witani jak wybawiciele przez ocalałych jeszcze z rzezi Polaków, a część z nich, nie widząc dla siebie w rodzinnych stronach przyszłości, pociągnęła na zachód i osiedlała się albo na Lubelszczyźnie albo na Ziemiach Zachodnich.

Pozostałe relacje bohaterów Marka Koprowskiego nie są tak całościowe, ale równie ciekawe. Monika Śladewska przeżyła dramatyczne chwile na przełomie 1943/44 r., kiedy to Upowcy zaatakowali wieś Zasmyki podczas Pasterki, gdyż liczyli, że okres Świąt Bożego Narodzenia osłabi czujność partyzanckiej samoobrony. Zginęło wówczas 48 mieszkańców oraz obrońców Zasmyk. Banderowcy wykazali się wyjątkowym okrucieństwem, dobijając rannych i bezbronnych ludzi. Po tych wydarzeniach Śladewska wstąpiła do Wojska Polskiego, pracowała w intendenturze. Razem z większością oddziałów polskich przeszła przez Bug i tam już, służąc w regularnej 2 Armii WP, przeszła cały jej szlak bojowy. Po wojnie pracowała w Wojskowym Instytucie Geograficznym, ukończyła SGPiS i wyjechała do Wrocławia, a z osiadłymi na Kujawach rodzicami często wspominała straszny okres wojny. Wspólnie usiłowali zrozumieć ukraiński nacjonalizm i mentalność sąsiadów-przyjaciół dobrych ,wydawało się, chrześcijan, którzy pewnego dnia „[…]poszli rżnąć Lachów, wykazując się wyjątkową zbrodniczością i prymitywizmem moralnym.”

Kolejny bohater wspomnień, które przekazuje nam w swojej książce Marek Koprowski, niedawno zmarły Władysław Skoczek, opowiada nam swoje przeżycia, gdy jako młody, 17-letni chłopak, wstąpił do partyzanckiego oddziału. Opisuje przysięgę na wierność ojczyźnie, musztrę i wojskowe szkolenie, pierwsze potyczki z banderowcami, wyprawy po żywność do ukraińskich wsi, gdzie starano się nie brać odwetu na ludności, a jedynie zaprowiantować oddziały. Potem następowały kolejne wydarzenia: ciężki tyfus, parę tygodni służby, niemiecka niewola i marsz z wycofującymi się niemieckimi oddziałami na zachód, wyzwolenie w strefie amerykańskiej i emigracja do Anglii. Dla niego był to zwyczajny los żołnierza.

Inni bohaterowie, Henryk Słowiński, Eugeniusz Mariański, Wacław Gąsiorowski i Andrzej Żupański, też patrzą na swoje przeżycia z czasów wojny oczami młodych lub bardzo młodych chłopców. Mieli wówczas po 13-14 lat, ale byli dość dorośli, żeby zrozumieć okrucieństwo banderowskich oprawców, czuć ich nienawiść do swoich bliskich – nie dlatego, że byli złymi ludźmi, ale dlatego, że mówili innym językiem i modlili się w kościele, a nie w cerkwi.

Wszyscy całe życie dziękują w modlitwie za to, że udało im się ujść cało z rąk oprawców, którzy bywali czasem ich sąsiadami.

Marek Koprowski nie komentuje, nie ocenia wspomnień swoich rozmówców. Ich słowa mówią same za siebie. To my, czytelnicy musimy sami je ocenić, sami wyciągnąć wnioski z przeżyć i  refleksji naszych rodziców, dziadów i pradziadów. Zastanowić się dlaczego ludzie ludziom zgotowali taki los. Wszyscy podkreślają, że czas nigdy nie zatrze ich wspomnień, nie pozbędą się niechęci do swoich katów i ich potomków, którzy też pielęgnują swoje wspomnienia. Często zastanawiają się, co skłoniło ludzi, pośród których żyli, że z dnia na dzień z dobrych sąsiadów zmienili się w dzikie bestie i bez najmniejszych skrupułów zaczęli mordować ich matki, siostry, braci, sąsiadów i przyjaciół.

W wyniku agresji Niemiec i ZSRR na Polskę we wrześniu 1939 r. tereny województwa wołyńskiego znalazły się pod okupacją ZSRR. Aby uzasadnić aneksję okupowanych terenów Polski, Sowieci przeprowadzili 22 października 1939 r., w atmosferze terroru, fikcyjne wybory do lokalnego Zgromadzenia Ludowego, które 27 października ogłosiło włączenie Wołynia w skład Ukraińskiej SRR, co potwierdziło Prezydium Rady Najwyższej 1 listopada 1939 r.

Po ataku Niemiec na ZSRR Wołyń został włączony do utworzonego 1 września 1941 r. Komisariatu Rzeszy Ukraina. Hitler traktował Ukrainę jako zaplecze aprowizacyjne III Rzeszy i nie przewidywał istnienia tam administracji innej, niż niemiecka. Jego celem była eksploatacja gospodarcza, której podstawą były wysokie kontyngenty nakładane na ludność.

Po rozpoczęciu likwidacji gett i masowej zagłady ludności żydowskiej (początek 1942), ukraińska policja pomocnicza współdziałała z SS i policją niemiecką przy obławach i konwojowaniu Żydów do miejsc egzekucji, niejednokrotnie uczestnicząc w tych egzekucjach. Zamordowano wtedy około 150 tys. Żydów na Wołyniu i 455 tys. w Małopolsce Wschodniej

W wyniku zbrodni sowieckich i niemieckich, zsyłek, wyjazdów na roboty do Rzeszy, liczba ludności Wołynia spadła z szacowanych 2,3 mln w sierpniu 1939 roku do niecałych 2 mln w styczniu 1943 roku. Oprócz Żydów, relatywnie największe straty poniosła mniejszość polska: według różnych szacunków zamordowano około 45 tysięcy osób, w tym wiele jednostek przywódczych o przygotowaniu wojskowym i organizacyjnym. W 1942 roku Niemcy szacowali liczbę Polaków na Wołyniu na 306 tysięcy, co stanowiło 14,6% ogółu ludności.

Ludobójstwo dokonane publicznie przez Niemców na Żydach, a wcześniej deportacje, aresztowania i masowe prześladowania przez sowietów, skierowane przeciw całym grupom narodowościowym lub społecznym, stwarzały klimat społecznej obojętności dla przemocy i zbrodni.  Zagłada Żydów stała się dla ukraińskich nacjonalistów przykładem, jak można usunąć Polaków.

Taktyki masowych mordów Ukraińcy nauczyli się od Niemców i czystki etniczne UPA były bardzo skuteczne, a wołyńscy Polacy w 1943 r. byli niemal tak samo bezradni jak Żydzi w 1942 r.

Tam, gdzie ukraińska policja pomagała Niemcom mordować Żydów, akcje przeciwko Polakom były najskuteczniejsze. Od 1942 r. żywiołowo tworzył się ukraiński ruch partyzancki z powodu bezwzględnego postępowania władz niemieckich, wysokich kontyngentów, rabunkowej gospodarki i egzekucji. Powstały trzy ukraińskie formacje partyzanckie: Ukraińska Powstańcza Armia, oddziały wojskowe, Oddziały Ukraińskich Nacjonalistów oraz sporo mniejszych, jak OUN-A i OUN-B. Byli to głównie dezerterzy z oddziałów Ukraińskiej Policji Pomocniczej. To oni właśnie dopuszczali się zbrodni na Polakach, a dowódcy jednego ze skrzydeł OUN-B ponoć zaplanowali usunięcie polskiej ludności Wołynia. Wołyńscy Polacy nie pozostali bierni i wraz ze wzrostem zagrożenia napadami ukraińskimi na przełomie 1942/1943 zaczęły powstawać samorzutnie pierwsze oddziały samoobrony. Były one nieliczne, słabo uzbrojone i ich działalność ograniczała się do patrolowania okolicy i ostrzegania przed atakiem. W 1943 roku było ich nieco ponad 100, kierowanych początkowo przez władze cywilne. Powstało też kilka dużych baz, jak w Starej Hucie, Przebrażu, gdzie w organizacji samoobrony, uzbrojeniu i przeszkoleniu jej członków pomocy udzielił Inspektorat Łuck AK. Latem 1943 siły w Przebrażu to już siedem kompanii i szwadron zwiadu konnego. Ogółem około 1 000 ludzi stanęło pod bronią. Również w rejonie na południu od Kowla zorganizowano placówki samoobrony w wielu wsiach, m.in. w Zasmykach.

Nie zapobiegało to jednak masowym mordom, dlatego też w lipcu 1943 r., Okręgowa Delegatura Rządu RP na Wołyniu wydała instrukcję o tworzeniu baz samoobrony i oddziałów partyzanckich. Była to inicjatywa spóźniona, gdyż w lipcu 1943 ofiarami ludobójstwa padło już około 30 tys. polskiej ludności cywilnej, a z powstałych pojedynczych placówek samoobrony do wkroczenia na tereny Wołynia przetrwało tylko kilkanaście.

Jeszcze w roku 1943 część Polaków, która ocalała z napadów na swoje wsie i wstąpiła do oddziałów niemieckiej policji (ok. 1200 osób), bądź do radzieckich oddziałów partyzanckich i  dokonywała, w ramach nowych jednostek, pacyfikacji wsi ukraińskich.  Wtedy też OUN i UPA zaczęły oskarżać Polaków o kolaborację z ZSRR i III Rzeszą.

Na początku stycznia 1944 roku, po przekroczeniu przez Armię Czerwoną przedwojennej granicy Polski, dowództwo AK zarządziło mobilizację oddziałów partyzanckich na Wołyniu i podjęło decyzję o rozpoczęciu akcji Burza. 28 stycznia 1944 r. utworzono 27 Wołyńską Dywizją Piechoty AK. Uzgodniono nawet warunki współdziałania z Armią Czerwoną, dowództwo sowieckie uznało, że jest to dywizja polska, która ma swoje władze w Warszawie i Londynie, choć całkowicie podporządkuje się taktycznie dowództwu sowieckiemu i nie pozostawia na tyłach jakichkolwiek oddziałów partyzanckich oraz otrzymuje pełne wyposażenie należne dywizji Armii Czerwonej.

W wyniku mobilizacji i koncentracji sił, w ramach dywizji, utworzono dwa zgrupowania pułkowe: o kryptonimie „Gromada” (w okolicach Kowla) i o kryptonimie „Osnowa” (w okolicach Włodzimierza Wołyńskiego), liczące łącznie około 6500 żołnierzy. W bazie samoobrony w Zasmykach ulokowało się zaplecze kwatermistrzowskie. Organizująca się dywizja opanowała obszar o wymiarach 80 na 40 km. Od południa sąsiadował on z silnymi placówkami UPA. W związku z tym istniejące już oddziały AK przystąpiły do poszerzania bazy operacyjnej. Od stycznia do marca 1944 r. podjęto 16 większych akcji zaczepnych przeciw siłom ukraińskim, ostatecznie wypierając je z pozycji zagrażających dywizji i ludności polskiej.

Ocena recenzenta: 5/6

Małgorzata Korwin-Mikke

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*