Czasypismo o historii Górnego Śląska nr 1 (19)/2021
Historia śląskiego UB/SB
„Czasypismo” to swoisty informator IPN-owski nawiązujący do współczesnej historii Górnego Śląska. Niestety, moim zdaniem, wielką szkodą jest skupienie się tylko na okresie PRL-u, gdzieś zapodziano 20-lecie międzywojenne, które jest integralną częścią najnowszej historii naszego kraju. Bez 20-lecia nie da się zrozumieć czasów PRL-u. No, ale jest jak jest. W magazynie znajdziemy wiele różnorakich treści, choć ten numer skupia się ewidentnie na ukazaniu działalności UB/SB w województwie katowickim (a dokładniej śląskim i opolskim). Niektóre teksty czyta się z wypiekami na twarzy, inne powodują ból głowy.
Artykuły nie są równe, są lepsze, są i gorsze. W magazynie znalazłem kilka istotnych wad, które bardzo rażą. Po pierwsze – w większości artykułów brakuje przypisów, przez co wypowiedzi zdają się być wyssane z palca. Ja również mógłbym powiedzieć/napisać, że „ten i tamten powiedzieli, że…”. Bez danych personalnych (choćby nazwisk lub pseudonimów), bądź podania źródła, tekst czyta się źle, wręcz ma się wrażenie, że oparty jest on na zmyśleniach, a przecież z pewnością tak nie jest. O ile w innych publikacjach IPN-u przypisów nie brakuje, w tym przypadku ich nie uświadczycie.
Po drugie – niektóre teksty pisane są językiem nomenklatury rodem z PRL-u. Pytam po co? Dopisywanie, że przestępca jest przestępcą i popełniał przestępcze czyny jest nie na miejscu. Każdy normalny człowiek, który posiada elementarną wiedzę o opisywanym okresie, a w dodatku kierujący się choćby najmniejszą cząstką moralności, ma świadomość, że pobicia, katowanie, wymuszanie, itd… to czyny nieusankcjonowane przez prawo. Nie trzeba ciągle tego podkreślać, bo ma się wrażenie, że wróciło się do czasów „głębokiego” komunizmu, albo, że Autor sam był uczestnikiem takich przesłuchań, i z tego powodu, ma niepodważalne moralne prawo, aby oceniać napastników.
Po trzecie – chyba każdy ma świadomość tego, że pracownicy UB/SB nie cechowali się ani wysoką kulturą osobistą, ani jakimkolwiek szeroko pojętym humanitaryzmem. Nie widzę więc potrzeby, aby bezustannie podkreślać, że byli to pijacy, bawidamkowie, oprawcy, szuje… Chyba mija się to z celem. Wystarczy ukazanie tego, co robili, a nie moralizowanie. No chyba, że bawimy się w Swetoniusza?
Po czwarte – czytając niektóre artykuły odniosłem wrażenie, że rozliczamy się z historią nie obiektywnie, ale z perspektywy mocno prawicowych poglądów. Fakt, w „Czasypismie” znajdziemy autorów również lewicowych, ale nie zmienia to jego głównego charakteru i odbioru. Czytając kolejne teksty, odniosłem wrażenie, że w czasach PRL-u, i tylko wtedy, znajdowali się u władzy tylko ludzie źli, najgorszego „sortu”, którzy prześladowali „ludzi krystalicznie czystych i prawych”. Proszę mnie nie zrozumieć źle, nie rozgrzeszam „aparatczyków” tego opresyjnego systemu, ale należy podkreślić, że to też byli ludzie z krwi i kości. Nie byli jedynie źli, tak jak ich ofiary, nie były jedynie dobre. Proszę zachować umiar i nie moralizować. Każdy, kto ma sumienie, sam oceni, jakiego pokroju ludźmi byli oficerowie czy działacze partyjni. Tyle.
Kilka artykułów skupia się na ukazaniu statystycznym różnych kwestii. Szczerze, nie jestem zwolennikiem tego amerykańskiego wynalazku. Jest to raczej skierowane do naukowców, zajmujących się danym problemem, niż dla przeciętnego czytelnika jakim sam jestem. Wywody statystyczne nic nie wnoszą, a to z tego względu, że nie obejmują one całości zagadnienia, a jedynie skupiają się na niewielkim jego obszarze, co moim skromnym zdaniem, zafałszowuje obraz. A szkoda, bo magazyn mógłby „wypłynąć” na szersze wody i stać się czymś, co mogłoby zainteresować nie tylko specjalistów. Mam wrażenie, że trochę marnuje się potencjał czasopisma.
Do gustu przypadł mi artykuł pt.: „„Sanator sanacyjny”. Inwigilacja Jerzego Ziętka przez organy bezpieczeństwa państwa” autorstwa Adama Dziuby. To trochę zabawne, a zarazem przerażające, że władza komunistów opierała się na bezustannym poszukiwaniu „przestępców” we własnym gronie. Postać Ziętka jest mi bliska i darzę go pewnym sentymentem, jak pewnie duża część Ślązaków. Fascynuje mnie to, że agenci na siłę zbierali kwity na niego, powielali te same opinie, a jednak nic nie osiągnęli. Czy był to wynik tego, że Jerzy Ziętek dobrze się maskował, czy też tego, że naprawdę nie miał nic „na sumieniu”?
Jako plus dodam, że w magazynie znaleźć można wiele reprodukcji plakatów i zdjęć niektórych zachowanych akt, które niezbicie świadczą o toporności i swoistej „szarości” tamtych czasów. Możemy narzekać na obecny system, ale wierzcie mi, nie chcielibyście żyć w tamtych czasach.
Wydawnictwo IPN
Ocena recenzenta 3/6
Ryszard Hałas