Pakt Ribbentrop-Beck, czyli jak Polacy mogli przy boku III Rzeszy pokonać Związek Sowiecki
Piotr Zychowicz, młody polski historyk i dziennikarz uhonorowany został w tym roku wyróżnieniem przez kapitułę Literackiej Nagrody im. Józefa Mackiewicza. Credo patrona brzmiało: „Jedynie prawda jest ciekawa”.
Autor opisuje w swojej pracy prawdę, ale nie do końca. Bo wszystkie prawie fakty lub ich przesłanki, które tu przytacza są prawdziwe. Inna jest tylko ich interpretacja, która nas, przyzwyczajonych do stereotypów myślowych zaskakuje.
Piotr Zychowicz konsekwentnie dowodzi, że decyzja o przystąpieniu do wojny z Niemcami w iluzorycznym sojuszu z Wielką Brytanią i Francją była fatalnym błędem, za który zapłaciliśmy straszliwą cenę. Jak sam pisze właśnie rozmiar tej klęski zmusił go do zastanowienia się, czy rzeczywiście Polska była skazana na porażkę? Czy tylu naszych rodaków musiało zginąć? Czy musieliśmy utracić Ziemie Wschodnie? Po tych pytaniach pojawiły się następne. Czy skoro przegraliśmy wojnę w sojuszu z Francją i Wielką Brytanią, to czy te sojusze były właściwie dobrane? Czy naprawdę minister spraw zagranicznych Józef Beck nie miał w 1939 roku żadnego pola do manewru?
Żeby ratować państwo przed zniszczeniem, a obywateli przed zagładą trzeba było poświęcić honor. Wtedy historia mogłaby się potoczyć inaczej.
Czy więc w 1939 roku na Zamku Królewskim w Warszawie należało podpisać pakt Ribbentrop–Beck…?
Jest to historia alternatywna – takie trochę gdybanie jak wyglądałaby dzieje Polski, jak potoczyłyby się losy Europy i świata, gdyby minister Józef Beck podpisał pakt o nieagresji z Niemcami poświęcając honor..
Wtedy dla większości Polaków, również ówczesnych polityków był to układ nie do pomyślenia, a realpolitik nie funkcjonowała w obiegu społecznym. Brak zgody na niemieckie żądania włączenia do Niemiec Wolnego Miasta Gdańska, budowy eksterytorialnej autostrady łączącej niemieckie Pomorze z Prusami Wschodnimi, przystąpienia Polski do paktu antykominternowskiego a w zamian obietnica przedłużenia o 25 lat paktu o nieagresji są uważane za koronne przyczyny wybuchu II wojny światowej i ataku Niemiec na Polskę 1 września. Oczywiście nie sam Józef Beck decyzję tę podjął, ale jego głównie uważa się za architekta ówczesnej polityki zagranicznej naszego kraju. A pakt Ribbentrop-Beck oszczędziły naszemu narodowi tragicznej wojny, 6 milionów ofiar oraz prawie 60-letniej okupacji, najpierw niemieckiej, a potem sowieckiej.
Zresztą obraz naszych dziejów po podpisaniu paktu Ribbentrop-Beck, jaki kreśli autor książki jest bardzo różowy: II wojna światowa wybucha dopiero w kwietniu 1940 roku, kiedy to armia niemiecka atakuje Danię i Norwegię a następnie zajmuje Francję, Belgię, Holandię i Luksemburg. Na wschodzie, czyli w Polsce panuje wówczas spokój, choć krajem targają niepokoje wewnętrzne, a przeciwko polityce zagranicznej rządu zjednoczyli się przedtem skłóceni prosowieccy komuniści i antyniemieccy endecy, minister Beck jest wrogiem numer jeden. Zarzucano mu pójście na ustępstwa Niemcom pozwalając na włączenie do Rzeszy Wolnego Miasta Gdańska i budowę eksterytorialnej autostrady w formie wiaduktu – na palach!
Dalej trzymając się ściśle faktów historycznych 22 czerwca 1941 r. następuje atak na Związek radziecki, ale tym razem z armią niemiecką bierze w nim udział sprzymierzona armia polska, która wyzwala Ukrainę i Białoruś i prze od południa w kierunku Moskwy. Sowiecka stolica pada po brawurowej szarży polskiej kawalerii, a ułani w mundurach i z szablami w dłoniach kupują bilety i jeżdżą w towarzystwie pięknych moskwianek metrem.
W książce Piotra Zychowicza Niemcy to źli najeźdźcy, mordują, rabują ludność cywilną, eksterminują żydów, wsadzają do obozów pracy. Zostawiają kołchozy, a gospodarka jest centralnie sterowana jak za czasów Stalina, więc głód zagląda w oczy mieszkańcom tych ziem..
Polacy zaś są dobrzy – ustanawiają szeroką autonomię dla Ukrainy, Białorusi, tworzą narodowe armie walczące z bolszewikami, wprowadzają w okupowanych krajach demokratyczny ład i porządek, likwidują kołchozy, dopuszczają prywatną własność, wolny rynek, gospodarka kwitnie, itd..
Japonia atakuje Związek Sowiecki od wschodu, ale Stany Zjednoczone mimo że nie atakowane przez Japończyków i tak przystępują do wojny i wyzwalają Europę zachodnią spod okupacji niemieckiej…
Potem jest jeszcze wiele paralelnych do rzeczywistej historii wydarzeń – proces zbrodniarzy sowieckich w Petersburgu, parada zwycięskich wojsk polsko-niemieckich w Moskwie, którą przyjmował wspólnie z Hitlerem marszałek Edward Śmigły-Rydz, śmierć Stalina w bunkrze w Kujbyszewie, a na zakończenie konferencja pokojowa w …Juracie, gdzie zamiast Stalina występuje również Śmigły-Rydz.
Europa wschodnia jest zdominowana przez mocarstwową Polskę, która tworzy federację początkowo z Białorusią i Ukrainą, a po upadku III rzesz dołączają do niej państwa bałtyckie. Zrealizowane zostaje marzenie Józefa Piłsudskiego – Polska potężna od Bałtyku po Morze Czarne..
Tak wyglądałaby Europa, gdyby minister Józef Beck nie popełnił jednego fatalnego błędu…
Autor w dalszych rozdziałach książki szczegółowo uzasadnia wszystkie opisane alternatywne zdarzenia. Nie odkrywa żadnych sensacji, zbiera tylko przesłanki powszechnie znane i logicznie je zestawia. Jego wywody są spójne, nie można ich zakwestionować, ale też trudno pogodzić się z tym, co udowadnia, bo przez całe dziesięciolecia uczono nas czegoś zupełnie przeciwnego.
Posługuje się bogatą bazą źródłową, nie tylko historycznymi opracowaniami dotyczącymi polityki międzynarodowej z okresu przedwojennego i późniejszego, ale sięga do ówczesnej prasy, publicystyki, a także wspomnień i pamiętników głównych dramatis personae: samego Józefa Becka, gen Andersa, Churchilla, Galezzo Ciano i wielu innych, cytuje swoje rozmowy ze zmarłym kilka lat temu znakomitym historykiem Pawłem Wieczorkiewiczem, który też często rozważał alternatywne scenariusze historyczne.
Książka jest przeznaczona dla miłośnika historii, czytelnika który zna doskonale losy wojny, ale z przyjemnością przeczyta ją i ktoś mniej z historią obeznany. Pozwala marzyć romantykom o tym jak mogłaby wyglądać Polska rządzona przez innych ludzi, niezniszczona przez przetaczające się fronty, pełna wspaniałych, zadbanych pałaców i dworów, zasobnych mieszczańskich domów, no i pełna tych, którzy nie polegli…
Napisana jest żywym językiem, więc czyta się ją jednym tchem, można też zajrzeć do bogatej bibliografii oraz do indeksu nazwisk.
Oceniam książkę bardzo wysoko. W naszej skali od 1 – 6 dostaje 5.
Wspaniały prezent pod choinkę dla młodszych i starszych…
Wydane przez Dom Wydawniczy REBIS, Poznań 2013
Małgorzata Korwin-Mikke
Pytanie do recenzentki – czy jest Pani rodziną Janusza Korwina – Mikke ?
Z tego co mi wiadomo, Pani Małgorzata jest żoną JKM.
Brednie.Jeśli Polska podpisałaby pakt z Niemcami jestem przekonany że i tak zostałaby zaatakowana przez Hitlera, nie oszukujmy się. Najlepszy przykład pakt Ribbentrop -Mołotow.
Jeśli recenzentka za polski romantyzm uważa wspólne z Niemcami mordowanie innych narodów, to chyba o Polakach ma podobne pojęcie co Zychowicz. Natomiast swoją pochlebną recenzją o tych bzdurach odkrywa jedynie to, że nie bardzo orientuje się w realiach dwudziestolecia międzywojennego lub że jedyną książką, którą miała w rękach a która dotyczyła tego okresu była wyżej wspomniana literacka fikcja.
Wnioski wysnuwane przez Zychowicza są w wielu miejscach bardzo logiczne i trafne. To że sojusz zaoferowany Polsce w przededniu wojny przez Wielką Brytanię był tylko fortelem, mającym na celu zwrócenie ostrza niemieckiej inwazji w kierunku wschodnim, wiadomo nie od dziś, ale ten pogląd chyba wciąż nie przebił się do powszechnej świadomości w sposób wystarczający. Dlatego uważam tę książkę za ciekawą i potrzebną.
Ale nie wszystkie spostrzeżenia zawarte w tej publikacji są równie celne, podobnie argumentacja nie zawsze równie mocna. Tez zawartych w książce nie można przyjmować bezkrytycznie ani traktować ich jako ostatecznego i bezapelacyjnego odkłamania polskiej historii najnowszej. Treść ma swoje słabe strony. Dlatego niezmiernie mnie irytuje to bezbrzeżne uwielbienie, jakie dla tej publikacji żywią dyżurni dysponenci prawdy absolutnej, z Rafałem Ziemkiewiczem na czele.
Tymczasem w moim przekonaniu Piotr Zychowicz w wielu miejscach uległ zdecydowanie zbyt dużej egzaltacji, która niekoniecznie świadczy o przytomnym przeanalizowaniu poruszanych problemów. Niestety, zachowując większą powściągliwość i prezentując mniej emocji, byłby niewątpliwie bardziej wiarygodny. Weźmy na przykład te dwa fragmenty:
„Czy można sobie wyobrazić, że granicę polsko-niemiecką przekracza nagle kompania SS, wsiada do pociągu, wysiada przy mieście Oświęcim i zaczyna ogradzać drutami kolczastymi stare austro-węgierskie koszary? A następnie esesmani rzucają się z bronią na przechodniów i spędzają do baraków tych obywateli sojuszniczego państwa, których „na oko” uznają za nieczystych rasowo? To oczywiście absurd.
Esesmanów tych natychmiast wystrzelaliby żołnierze z najbliższego garnizonu Wojska Polskiego, a Ribbentrop musiałby się gęsto tłumaczyć i przepraszać za incydent.”
Piotr Zychowicz, Pakt Ribbentrop-Beck, Poznań 2012, s. 125-126
„Zindroktrynowani przez antysemicką propagandę NSDAP niemieccy żołnierze – szczególnie z jednostek policyjnych i SS – mogliby dopuszczać się antyżydowskich wybryków podczas przemarszów czy postojów na stacjach kolejowych [w Polsce]. Za każdym razem jednak w takich sytuacjach Polska słałaby zapewne do Berlina ostre protesty, a niemieccy chuligani mieliby do czynienia z żandarmerią polową Wojska Polskiego. Nawiasem mówiąc, do dziś znaną z ciężkiej ręki, co powinno Niemców wyleczyć z podobnych pomysłów.”
ibidem, s. 131
Pamiętam, że mnie kiedyś również towarzyszyły myśli o podobnej wymowie – to było jakoś w siódmej klasie szkoły podstawowej. Podobnie krytycznie oceniam użyte przez autora zwroty takie jak, że Beckowi „społeczeństwo mogło naskoczyć”, a Churchill na konferencji w Jałcie był „rozwalony na wiklinowym fotelu”. Mniejsza o to, czy taki język jest w ogóle dopuszczalny w publikacji z pewnymi aspiracjami. Takie określenia na pewno świetnie pokazują emocje, ale problem polega na tym, że tak lansowana przez Zychowicza Realpolitik wymaga właśnie chłodnego analizowania faktów, czego miejscami zdaje się brakować jemu samemu.
Ale żeby nie było, że moje uwagi odnoszą się wyłącznie do kwestii związanych z emocjami czy użytymi sformułowaniami. Z punktu widzenia badawczej rzetelności zabrakło mi na przykład szerszej i bardziej skrupulatnej analizy sytuacji, która miałaby zapanować we wschodniej Europie po pokonaniu Związku Sowieckiego. Niemcy biorą państwa nadbałtyckie, Polacy opanowują tereny ukraińskie, ale kto i w jaki sposób kontroluje dalsze tereny? Co z wielkimi przestrzeniami za Uralem? Co z rządem radzieckim ewakuowanym do Kujbyszewa? Moim zdaniem Zychowicz poświęca temu zagadnieniu za mało miejsca.
Na skrzydełku okładki umieszczone są dwie krótkie recenzje książki. W jednej z nich Rafał Ziemkiewicz stwierdza między innymi: „Autor nie odkrywa żadnych sensacji, zbiera tylko przesłanki powszechnie znane, niezaprzeczalne, i zestawia je w nieodparty ciąg logiczny. Nie sposób zakwestionować jego wywodu w żadnej części”. To oczywiście nonsens. Podam przykład, który świadczy o tym bardzo dobitnie. Piotr Zychowicz pisze:
„Oczywiście można wysunąć argument, że (…) my byśmy zgodzili się na przyłączenie Gdańska do Rzeszy, a oni nie wywiązaliby się ze swojej części umowy. Polska zostałaby natychmiast odcięta od portu. Jest to argument chybiony. Coś takiego byłoby po prostu niemożliwe. W takiej sytuacji gdańszczanie mogliby po prostu spakować manatki i natychmiast wyjechać do Rzeszy. U siebie w mieście umarliby z głodu.
Gdańsk bowiem był całkowicie uzależniony gospodarczo od Polski. To nie Gdańsk mógł zadusić Polskę, ale Polska mogła zadusić Gdańsk. Wystarczyło odciąć to miasto od naszych towarów i przestać przyjmować cokolwiek, co przypływało do tamtejszego portu. Spowodowałoby to, że tamtejsi kupcy nie mieliby czym handlować i musieliby ogłosić upadłość.”
ibidem, s. 211
Cóż za piramidalna bzdura! Niewiele późniejsza historia zna przecież przypadek miasta, które z przyczyn prestiżowych było ogromnym kosztem utrzymywane przez dziesiątki lat we wrogim otoczeniu, w dodatku w odróżnieniu od Gdańska nie miało ono dostępu do morza i nie było przyłączone do kilkudziesięciu tysięcy kilometrów kwadratowych rolniczego obszaru Prus Wschodnich. Mam na myśli Berlin Zachodni. Zupełnie nie rozumiem, co kazało Zychowiczowi stwierdzić, że chory na punkcie prestiżowym Adolf Hitler nie byłby w stanie utrzymać Gdańska.
Tak jak napisałem wcześniej, uważam „Pakt Ribbentrop-Beck” za książkę ciekawą i potrzebną, z którą powinna zapoznać się każda osoba choć trochę zainteresowana historią wybuchu II wojny światowej czy szerzej pojętą geopolityką. Mimo to nie sposób nie zwrócić uwagi na jej istotne wady, a w moim odczuciu zostało o niej powiedziane zbyt wiele dobrego.
Ta książka to stek bzdur. Długo można by wymieniać nieścisłości autora. Pozwolę sobie jednak zrobić małą listę:
1. Jeśli już w 1939 podpisano by układ polsko-niemiecki, to po co Hitler miałby czekać jeszcze rok na zaatakowanie państw Europy zachodniej?
2. Autor nie wziął pod uwagę pewnej zasadniczej kwestii, a mianowicie możliwości zawarcia układu pomiędzy Wielką Brytanią i Francją a ZSRR po podpisaniu układu pomiędzy Polską a Niemcami. Takie rozmowy były prowadzone na wiosnę 1939 roku, ale zakończyły się fiaskiem. Być może jednak w obliczu sojuszu polsko-niemieckiego doszłoby jednak do porozumienia między ZSRR a Anglią i Francją.
3. Być może układ polsko-niemiecki mógłby doprowadzić do tego, że w Wielkiej Brytanii doszłaby do władzy frakcja opowiadająca się za ułożeniem się z Hitlerem (Lord Halifax) i Hitler wcale nie musiałby atakować Zachodu.
4. Japonia poniosła klęskę w bitwie z Rosjanami nad Chałchyn-Goł w 1939 r., co zdecydowało o wyborze innego kierunku ekspansji niż Syberia, a podpisanie układu Ribbentrop-Beck nic by tu nie zmieniło.
Oczywiście, mógłbym tak jeszcze długo wymieniać, faktem jest, że Zychowicz całkowicie ignoruje fakty historyczne i snuje może ciekawą opowieść, ale całkowicie pozbawioną jakichkolwiek podstaw historycznych. Książka ta miałaby wartość, gdyby autor rozważył różne scenariusze, zamiast naginać wszystko do swojej tezy. Moim zdaniem, gdybyśmy poszli razem z Niemcami na ZSRR i wygrali, wówczas bylibyśmy kolejną ofiarą Hitlera, bo coś nie chce mi się wierzyć, żeby chciał on oddawać Polskę żyzną Ukrainę, bo przecież o tę ziemię mu najbardziej chodziło w planowanej wojnie z ZSRR. Gdybyśmy poszli z Hitlerem na ZSRR i przegrali, wówczas byli byśmy bez ziem wschodnich, zachodnich, północnych, bez Gdańska i Pomorza, czyli takim Księstwem Warszawskim.