Katarzyna Lewańska – Tukaj
Co roku, w pierwszą niedzielę września, tysiące osób przyjeżdża w okolice Chojnic. Spokojna zazwyczaj droga prowadząca do podchojnickiej wsi Krojanty, zmienia się w ruchliwą arterię: policjanci kierują ruchem, straż pożarna zabezpiecza boczne drogi, na poboczu stoją karetki. Co sprawia to nagłe zainteresowanie? Dlaczego właśnie tu, do Krojant ściągają ludzie z całej Polski, a nie rzadko zdarza się słyszeć obcy język? Przyjeżdżają tu na lekcję historii, największe w Polsce widowisko batalistyczne z udziałem koni.
Powrót do przeszłości – bitwa pod Krojantami 1939 – 2012
Złowrogi pomruk silnika słychać było co raz wyraźnie, nad koronami drzew ukazała się maszyna z czarnymi krzyżami na skrzydłach, powitały ją serie z karabinu maszynowego. Pilot zniżył niebezpiecznie lot, próbując zlokalizować stanowiska strzeleckie. Zanim kule sięgnęły samolotu, zdążył jeszcze nadać meldunek o swojej pozycji i zagrożeniu. Chwilę później zniknął za lasem ciągnąc za sobą smugę czarnego dymu. Huk eksplozji wstrząsnął okolicą.
To nie są wspomnienia z wojny, to lekcja historii, jaką od 11 lat organizuje Gminny Komitet Ochrony Pamięci, Walki i Męczeństwa w Chojnicach, oraz Fundacja „Szarża pod Krojantami”. Efektem działań tych organizacji, oraz całego sztabu ludzi dobrej woli, powstaje największa w kraju rekonstrukcja bitwy z czasów II wojny światowej, z udziałem 120 koni i 150 statystów. Za scenę tego niezwykłego widowiska służy pole, nad którym w zależności od pogody w danym roku unoszą się albo tumany pyłu, albo bryzgi błota. Rekonstrukcja bitwy pod Krojantami przyciąga tysiące widzów, są wśród nich młodzi miłośnicy historii z całej Polski, a także nieliczni już świadkowie tamtych dni – uczestnicy kampanii wrześniowej. O rekonstrukcja bitwy pod Krojantami, jej idei i historii, rozmawiamy z Jerzym Haniszem, pomysłodawcą tej imprezy, oraz autorem scenariusza.
Katarzyna Lewańska – Tukaj: Rekonstrukcje historyczne są najlepszą lekcją historii, hołdem złożonym ludziom, którzy zginęli podczas działań wojennych. W jaki sposób narodziła się idea odtworzenia walk kampanii wrześniowej, jakie rozegrały się w pierwszych dniach II wojny światowej w okolicy Chojnic?
Jerzy Hanisz: W 2000 roku, 31 grudnia Polski Klub Kawaleryjski zorganizował sylwestrową jazdę terenową, która miała miejsce na terenie klubu jeździeckiego w Nowym Dworze koło Koronowa. Było nas około 40 jeźdźców ubranych w mundury kawaleryjskie. Końcowym elementem tej jazdy terenowej była szarża na nieistniejącego przeciwnika. Na końcu łąki majaczyły krzewy, które w naszej wyobraźni zastępowały wrogą piechotę. Wracając do stajni byliśmy bardzo podekscytowani jazdą no i tą pozorowana szarżą. Ja jechałem na pięknym ogierze czystej krwi arabskiej „Egzaminie”, który był własnością Tomka Bucholca z Wabcza. Bardzo dzielny, wytrzymały koń o ogromnym temperamencie. Jadąc spokojny stępem rozmyślałem o naszej szarży. Wszystko było w porządku: rozwinięcie, prędkość, dynamika, głośne „huraaaaa ….” no i ten magiczny 2000 rok zamykający XX wiek. Tylko ja miałem pewien niedosyt. Nie było realnego przeciwnika no i rzecz najważniejszej : co przez to chcieliśmy osiągnąć, oprócz tego, że nazwaliśmy to ostatnią szarżą mijanego stulecia ? Nagle olśnienie. Krojanty. Sławna szarża18 Pułku Ułanów pod Krojantami. Co roku, w pierwszą niedzielę września, gromadzi się przy pomniku ogromna rzesza mieszkańców ziemi chojnickiej by uczestniczyć przy pomniku w uroczystościach patriotyczno-religijnych, żebyy oddać hołd żołnierzowi polskiemu. Idealne miejsce do kawaleryjskiej szarży! Poznałem tą atmosferę, bo od 1997 roku jeździłem rajdem konnym z Chełmna do Krojant i zawsze wracając miałem wrażenie, że brakuje tam widowiskowej szarży i opowieści o naszej, polskiej kawalerii. Dlaczego nie stworzyć takiego kawaleryjskiego przedstawienia pod Chojnicami, w Krojantach ? Podzieliłem się tym pomysłem z moimi kolegami. Efekt był taki, że w lutym 2001 roku zostałem przyjęty wraz z Markiem Draganem przez wójta Gminy Chojnice, pana Zbigniewa Szczepańskiego. Rozmowa trwała z 30 minut. Stanęło na tym, że dostaliśmy zgodę na zorganizowanie inscenizacji szarży upamiętniającej wyczyn ułanów z 18 Pułku Ułanów z Grudziądza.
K.L.T.: Początki były trudne, bo pozwolenie to jeszcze nie wszystko, trzeba zorganizować ludzi, sprzęt, miejsce, napisać scenariusz. Rekonstrukcja to więcej niż film, to inscenizacja na żywo, w której biorą udział nie tylko ludzie, ale też zwierzęta, jak nad tym zapanować?
J.H. Było wiele pytań, na które nie znałem odpowiedz. Skąd wziąć niemieckich żołnierzy, niemiecki sprzęt zmotoryzowany? Jak będę miał chętnych odtwórców to skąd mundury dla nich? Ilu jeźdźców uda się załatwić? Jak nagłośnić tak ogromne pole? Jaką prowadzić narrację? Gdzie przenocować konie i wszystkich uczestników? Jak ich wyżywić? W 2001 roku cała inscenizacja trwała ok. 10 minut. Widzowie czuli niedosyt, ale wszystkim bardzo się im podobało. Była to wspaniała nagroda za pół roku ciężkiej pracy. Byłem bardzo dumny, bo udało się stworzyć dynamiczne widowisko opowiadające o naszym polskim orężu. Osobiście poprowadziłem pierwszą inscenizację szarży pod Krojantami. Oczywiście na swoim pięknym, siwym ogierze czystej krwi arabskiej, Egzaminie. Ta pierwsza inscenizacja była dobrym początkiem, bo w 2012 roku po raz 11 napisałem scenariusz i reżyserowałem cały spektakl.
K.L.T.Wszystko to, co rozgrywa się na oczach widzów jest komentowane przez lektora, w oparciu o jakie źródła powstaje scenariusz tego widowiska?
J.H. Scenariusz opiera się na książkach, wspomnieniach i relacjach osób uczestniczących w tamtych wydarzeniach. Oczywiście sytuacje tam opisywane są dla mnie inspiracją do stworzenia właściwego scenariusza, który musi zawierać w sobie przekaz historyczny i związane z nim zachowania wykonawców. Ten przekaz historyczny staram się weryfikować w kliku niezależnych źródłach tak by nie popełnić rażącego błędu lub przekłamania historycznego. Oczywiście trudno bombardować widza tylko suchymi faktami. Musi się pojawić odrobina fabuły, która powstaje już wyłącznie w mojej wyobraźni, ale trzyma się ściśle prezentowanej na „scenie” akcji. Muszę tworzyć tę fabułę by całe widowisko było bardziej realistyczne. W scenariusz wplecione są specjalne efekty dźwiękowe, muzykę, ruch, przestrzeń i dźwięk są kluczowymi elementami dobrego widowiska historyczno-plenerowego.
W wielkim kotle gotują się bandaże, siostra Ola w białym kitlu i czepku z symbolem czerwonego krzyża zaparza zioła, za szpitalnym parawanem jęczy pacjent. Pobrzękują narzędzia chirurgiczne w rękach lekarza, ksiądz kapelan przysiadł na brzegu łóżka. Nawet szpital wojskowy wygląda jakby żywcem wyjęty ze starych zdjęć dokumentalnych. Jest żelazko, które rozgrzewało się za pomocą żarzących się węgli, lampa naftowa i stara waga, na której ważyło się rekrutów. Na stole między szklanymi kieliszkami na leki, leży plik kart mobilizacyjnych, młodzi ludzie wczuwają się w role rekrutów: ważą się, podają swój wzrost, imię, nazwisko, krzywiąc się wypijają kieliszek naparu z piołunu. Obok szpitala stanowisko poczty polowej, radiostacja, stanowiska grup rekonstrukcyjnych prezentujących codzienne życie żołnierza. Bardzo żywa ta lekcja historii.
K.L.T. W rekonstrukcji biorą udział maszyny, ludzie i zwierzęta. Jeśli kierowanie samochodem, czy motocyklem nie sprawia człowiekowi trudności, to zapanowanie nad tak dużą ilością koni wymaga niezwykłych umiejętności. Jak odbywa się trening koni, kto się nim zajmuje?
J.H. Uczestnicy, którzy pod Krojantami odtwarzają polską kawalerię jeżdżą na swoich koniach. To już jest pierwszy element, który pozytywnie wpływa na jakość finalnego przekazu. Drugim elementem jest próba, która pozwala zgrać te wszystkie jeździeckie indywidualności w jeden, dobrze funkcjonujący organizm. Od tych prób, bo jest ich kilka, zależy posłuszeństwo koni poruszających się szykach. Jest to bezwzględnie konieczny czas, kiedy zwierzęta z różnych stajni mają możność się poznać i co najważniejsze tolerować. Ogólny trening zgrywający wszystkich jeźdźców koordynuje Marek Dragan, który od kilkunastu lat czynnie jest związany z kultywowanie tradycji kawaleryjskich. By zapanować nad 130 końmi dokonuje podziału na plutony. Każdy z nich ma swojego dowódcę, który już w sposób bezpośredni może oddziaływać na kawalerzystów w swoim plutonie. Prawie jak w przedwojennym wojsku! Kluczem do zapanowania nad taką ilością koni jest czas poświęcony na wspólną jazdę nastawieni jeźdźców, którzy na czas pobytu w Krojantach w pełni utożsamiają się z rygorami przedwojennej kawalerii narzuconymi przez organizatorów.
K.L.T. Na zakończenie ubiegłorocznej rekonstrukcji, jeździec i koń odegrali scenę śmierci. Kiedy zamilkły słowa lektora o żołnierzu, który poległ razem ze swoim czworonogim przyjacielem, kilkutysięczna widownia wstrzymała oddech, po wielu policzkach popłynęły łzy, sama ze wzruszenia czułam w gardle ścisk. W każdej inscenizacji biorą udział aktorzy – amatorzy, ludzie, którzy z potrzeby serca przyjeżdżają od lat do Krojant i wcielają się w żołnierzy polskiej i niemieckiej armii. Czym dla nich jest udział w rekonstrukcjach?
J.H. Od 2001 roku główny ciężar logistycznej organizacji części historyczno-plenerowej spoczywa na Stowarzyszeniu Polski Klub Kawaleryjski, który zrzesza w swoich szeregach ludzi chcących w czynny sposób uczestniczyć we wszelkich wydarzeniach związanych z kultywowanie tradycji oręża polskiego a w szczególności polskiej kawalerii. Są to osoby pochodzące z różnych stron Polski. Bydgoszcz, Chełmno, Poznań, Gdańsk, Opole, Warszawa, Kalisz, Leszno, Susz, Więcbork. Te osoby stanowią swoisty kręgosłup uczestników widowiska. Współpracuję też z wieloma grupami historycznymi i klubami jeździeckimi , które od lat uczestniczą w inscenizacjach pod Krojantami. Są ze Starogardu Gdańskiego, Świecia, Działowa, Tucholi, Gródka, Chełmna, Gniewu, Chojnic, Człuchowa, Słupska, Szczecina. Muszę też wspomnieć o grupach, które od pierwszych Krojant wcieliły się w role polskich ułanów z Grudziądza i zmotoryzowanej piechoty niemieckiej. Formację niemiecką stworzyli pasjonaci historycznych motocykli z okolic Chojnic, Człuchowa i Bytowa. Grzegorz Zakrzewski z Krojant scalał tą grupę i to oni pomogli mi w 2001 roku stworzyć tego prawdziwego i realnego przeciwnika. Nie mogę pominąć Pawła Szablewskiego, który z własnej potrzeby i przyjemności odtwarzania historii co roku stawia się ze swoją „M-ką” na teatralnych polach koło Krojant. Jeźdźcami są mieszkańcy Chełmna, Świecia, Unisławia i Gródka skupieni wokół Wojtka Małkowskiego z Grubna. Dla tych wszystkich ludzi udział w inscenizacjach historycznych, jest formą demonstracji przywiązania i szacunku do polskiej historii. To oni tworzą zakrojony na szeroką skalę ruch na rzecz podtrzymywania tradycji kawaleryjskich i innych formacji Wojska Polskiego II RP. Cieszy fakt, że pod Krojantami występuje bardzo wielu młodych ludzi, to znak, że pamięć o tych wydarzeniach nie zginie.
Na niewielkim skrzyżowaniu, przy pomniku w Krojantach, policjanci kierują sprawnie ruchem, strażacy zabezpieczają wyjazdy i boczne drogi. Tysiące ludzi przyjechało tu z odległych rejonów Polski, żeby obejrzeć rekonstrukcję największej szarży. W kilku miejscach na widowni można było usłyszeć język niemiecki, rosyjski, angielski, to znak, że rekonstrukcja wydarzeń pod Krojantami nabiera międzynarodowego znaczenia, bo II Wojna Światowa to nie tylko historia jednego narodu, lecz całego świata.
Z Jerzym Haniszem, jednym z organizatorów corocznej rekonstrukcji bitwy pod Krojantami, rozmawiała Katarzyna Lewańska – Tukaj