Pańszczyzna – ewolucja, apogeum i reformy w gospodarce dworskiej XVIII wieku

ok 1606 rok
Przejdźmy więc do tej demonizowanej z każdej strony pańszczyzny. Wyjaśnijmy najpierw czym była. Była to opłata w robociźnie za dzierżawę ziemi. Tylko tyle i aż tyle. Nie była ona ani gorsza, ani lepsza niż opłata w pieniądzu bądź w naturze. Czasem pojawiała się jako jedyna opłata, czasem w towarzystwie dwóch innych. Wzrost jej znaczenia to druga połowa XV wieku kiedy to doszło do krótkotrwałego załamania gospodarczego i środowisko wiejskie samo forsowało zamienianie czynszów na rentę obróbkową, gdyż nie była ona uzależniona od czynników zewnętrznych takich jak koniunktura na rynkach czy ilość zbiorów. Zbiegało się to też ze zmianami w strukturze gospodarki wiejskiej, koncentracją własności ziemskiej w ręku bogatej szlachty i tworzeniem przez nią folwarków. Na terenach, gdzie pańszczyzna pojawiła się najszybciej widzimy też najszybszy zanik czynszów pieniężnych. Pierwsze na dużą skalę wprowadziły ją dobra kościelne. Na początku była ona niemal niezauważalna – zaledwie kilka dni w roku, mająca zresztą bardzo często charakter honorowy. W XVI wieku najbardziej popularna stawała się już pańszczyzna tygodniowa, dochodząca nawet do 3 dni z łanu kmiecego. Największe jednak obciążenia pańszczyźniane zaobserwować możemy w czasie odbudowy gospodarki po wojnach połowy XVII wieku, kiedy szlachcie w folwarkach zaczęło brakować rąk do pracy. Potrafiły one dojść nawet do 6 dni w tygodniu z ½ łanu (co w przeliczeniu daje nam 12 dni z łanu). Te mityczne 12 dni w tygodniu jest często wspominane w dyskusjach o staropolskim systemie gospodarczym, jednak nawet w tym przypadku trzeba sobie parę spraw wyjaśnić.
Po pierwsze, jest to skrajny przypadek jednego klucza dóbr w województwie mazowieckim (klucz dóbr Brok), w którego strukturze przeważały gospodarstwa wielopokoleniowe. Dlaczego jest to ważne? Pańszczyzna w Rzeczypospolitej naliczana była od gospodarstwa, nie jak w Rosji od głowy mieszkańca wsi. Gdy gospodarstwo posiadało siłę roboczą w wysokości 4-5 głów (gospodarz, synowie i parobek), obciążenia te nie wydawały się aż takie duże jak na pierwszy rzut oka można by przypuszczać. Po drugie, w przypadku tych dóbr, były to obciążenia wprowadzone tylko na pewien czas, czas odbudowy, który zbiegł się dodatkowo w czasie z ponownym załamaniem gospodarczym (koniec lat 90-tych XVII wieku). Nie było to oczywiście zbyt rozsądne myślenie ze strony właścicieli dóbr, szczególnie pod względem ekonomicznym, ale tak jak pisałem wcześniej był to przypadek jednostkowy, bo w tym okresie, następowała akurat tendencja do powrotu do niższych obciążeń pańszczyźnianych na modłę tych sprzed 1650 roku.
Potem przyszła Wielka Wojna Północna, która dokonała spustoszenia większego niż Potop Szwedzki i sytuacja się powtórzyła. Często jednak zapomina się o tym, że od lat 30-tych XVIII wieku Rzeczpospolita wkracza w okres gospodarczego prosperity i w okres wielkich reform w gospodarce dworskiej i relacjach kmieć-pan dominialny. Szlachta zaczynała widzieć nieefektywność systemu folwarczno-pańszczyźnianego. Chłopi dzięki dobrej koniunkturze zaczęli znów dysponować pieniądzem. Pojawił się pomysł czynszowania gospodarstw kmiecych i odchodzenia od pańszczyzny. Na początku lat 70-tych XVIII wieku oczynszowana była już większość Wielkopolski i Wielkiego Księstwa Litewskiego. Czynszować zaczęli też magnaci w swoich latyfundiach i ordynacjach. Spotykało się to z… oporem warstwy włościan, dla których pańszczyzna była, jak już wspominałem, wygodniejsza i przede wszystkim bezpieczniejsza niż stały czynsz w pieniądzu. Środowisko wiejskie stawiało tak duży opór, że niektórzy panowie dominialni musieli bardzo szybko do renty obróbkowej wrócić. Proces zmian w gospodarce dworskiej przerwał pierwszy rozbiór Rzeczypospolitej.
Przesadne uogólnienia
To, czego trzeba się wystrzegać w dyskusji o kondycji stanu chłopskiego to nadmierne uogólnienia. Zarówno uogólnienia relacji międzystanowych włościan ze szlachtą (pomijając jednocześnie zróżnicowanie wewnątrzstanowe i relacje w środowisku wiejskim) jak i uogólnienia sytuacji kmieci próbując tworzyć narracje dla całej Rzeczypospolitej nie bacząc na zróżnicowania regionalne. Czy istnieli panowie dominialni, którzy traktowali poddanych bardzo źle? Oczywiście. Historycy jednak są zgodni, że takie przypadki były rzadkością i zawsze wzbudzały reakcję miejscowej społeczności. Z drugiej strony, czy istnieli chłopi, którzy migali się od obowiązków, okradali swoich panów a potem uciekali z częścią ich majątku? Odpowiedź rysuje się taka sama. Często zapomina się jednak o relacjach wewnątrzstanowych. Stosunku bogatych włościan do swoich biedniejszych sąsiadów, oddawaniem ziemi w dzierżawę chłopom bezrolnym, o sołtysach nadużywających swoich uprawnień, o policyjnej roli całej społeczności wiejskiej, o działaniach samorządu w sprawach lokalnych, negocjacjach między gromadą a panem. Na szczęście nowe badania zaczęły się na tych skomplikowanych zaszłościach skupiać i przedstawiać sytuację z perspektywy szerszej niż tylko wyimaginowany konflikt klasowy.
Co się tyczy zaś zróżnicowania regionalnego. W Rzeczypospolitej istniały tak naprawdę 4 strefy gospodarcze. Główne ziemie Korony (dorzecze Wisły), Prusy Królewskie, Wielkie Księstwo Litewskie i tereny ukrainne włączone do Korony w 1569 roku. A to i tak jest skala makro! Bywały miejsca, gdzie każda wioska lokowana była na nieco innych warunkach. O ile w Koronie i w Wielkim Księstwie system wyglądał dosyć podobnie(na Litwie refeudalizacja nastąpiła z opóźnieniem) to sytuacja w Prusach Królewskich i na Rusi rysowała się inaczej. Prusy Królewskie to w większości kraina tzw. wolnych chłopów (nazwanych tam gburami), dzierżących ziemię z nadania królewskiego (przez fakt dość rozległej domeny monarszej na tych terenach) oraz Olędrów – grupy etniczno-prawnej lokującej swoje wioski na prawie olęderskim, zbliżonym do prawa chełmińskiego. Była to gospodarka w większości oparta na czynszu pieniężnym, chociaż folwarki szlacheckie powstawały i tam (ziemie folwarczne stanowiły ok. 26% wszystkich ziem – najmniej w Rzeczypospolitej). Na Rusi natomiast ze względu na bardzo niski stopień urbanizacji i koncentrację wielkich połaci ziemi w rękach magnatów, wytworzyły się tzw. folwarki latyfundialne. Co ciekawe, pańszczyzna na terenach ukrainnych była najniższa w kraju, liczona dodatkowo nie od gospodarstwa a od zagrody. Dominowały tam natomiast daniny w naturze oraz obowiązek pracy przy podwodach i fortyfikacjach.
Och, jak miło przeczytać przytomny głos, spokojnie rozprawiajacy sie z dotychczasowa propagandą:))
Bardzo dobry artykuł. PRLowska propaganda została ładnie zmieciona. Mam tylko jedną złą wiadomość jest jeszcze tysiące ciemniaków do odczarowania z tej propagandy. Warto by autor artykuły zastanowił się by przedstawić swój artykuł na filmiku na YouTube w wersji video i silnie go promował.
” Po trzecie wreszcie i ta zasada była zasadą martwą, gdyż ruch i zbiegostwo chłopów było zjawiskiem powszechnym o czym świadczą zapisy ksiąg miejskich rejestrujące imigrację warstw wiejskich do miast oraz konstytucję wydawane po 1496 roku mające na celu ukrócić ten proceder.” Ciekawe dlaczego tak powszechne było zbiegostwo?
Skoro uniwersał połaniecki zmniejszał pańszczyznę (darmową i obowiązkową pracę na szlacheckim polu) chłopom biorącym udział w powstaniu z 5 do 3 dni w tygodniu to chyba coś jest na rzeczy z tym niewolnictwem.
Do użytkownik Anna – przecież w instrukcjach dóbr magnackich pisze wyraźnie że wykonywana przez kmieci bądź ich parobków pańszczyzna sprzężajna trwała kilka tygodni w roku. Podobnie jak pańszczyzna piesza świadczona przez zagroników i chałupników. Nawet jak jest podane „5 dni na tydzień sprzężajem” to taka pańszczyzna była realizowana przez kilka tygodni w roku. Mogła to być praca sprzężajem przez 4 tygodnie w roku po 5 dni na każdy tydzień i przeważnie robiło to kilku parobków, a nie kmiecie-gospodarze. Po upływie tych 4 tygodni probkowie do orania i bronowania nie byli już w folwarku potrzebni, więc wracali pomagać kmieciom w ich własnych gospodarstwach. Pomyśl ile sama dzisiaj pracujesz na utrzymanie tej nienasyconej biurokracji i partiokracji. Wyliczenia podają że współczesny Polak pracuje przez 162 dni w roku na państwo za darmo. Wtedy jeden chłopski syn odrobił 26 dni, drugi 26, parobek 26, dziewka 26 i wychodziło 104 dni od całego gospodarstwa, bo tak to właśnie liczono, a jak było ich tam więcej to te dniówki można było rozbijać na wiele osób. Nie wiem na czym miałoby polegać to całe ich „niewolnictwo” i żaden zwolennik takiego określenia chłopów jakoś nie jest w stanie nawet napisać o co mu dokładnie chodzi. Każda wieś posiadała swoją księgę gromadzką w której rejestrowano wszystkie transakcje domami i gruntami pomiędzy samymi chłopami. Transakcje najczęściej odbywały się w obecności sądu wiejskiego albo dziedzica. Nikt im jakoś nie zabraniał posiadać własności gruntowej. Nawet jeśli była to forma własności lennej, podległej panu zwierzchniemu, to i tak jakaś była. Z chłopa to niewolnika zrobili komuniści, którzy zburzyli setki dworów, a razem z nimi tysiące gospodarstw chłopskich, bo dwory i gospodarstwa chłopskie tworzyły majątki ziemskie jako całość. Później komuniści zrobili z tego jeden niepodzielny kołchoz i wyzyskiwali chłopów do granic możliwości. Z pewnością zamożny chłop Maciej Boryna nie chciałby uciekać ze swojej epoki „złych szlachciców” do czasów głębokiej komuny „dobrych komunistów”. Nie chciałby oddawać swoich 30 morgów komunistom i przyłączyć się do kołchozu i to jest pewne. Więc radziłbym się zastanowić który system tak naprawdę zniewolił chłopów. W Pierwszej RP nawet najmniejsze miasteczko miało kilkunastu piekarzy i kupowali u nich także chłopi z pobliskich wsi, które podobnie jak to miasteczko należały i tak do tego samego rodu który rządził okolicą. Natomiast podpłomyki to chłopi jedli… ale za komuny.
Do Anna – Nie nie jest na rzeczy, bo w IRP nie istniała prawna instytucja niewolnictwa. Jeden chłop nigdy nie odrabiał 5 dni pańszczyzny w tygodniu przez cały rok, bo gdyby tak było to sam by zaorał to pole pana i jeszcze pola innych chłopów ze wsi. Chodziło jedynie o sezon najbardziej wzmożonych prac polowych. I przeważnie odrabiali je parobkowie wysłani przez kmieci do dworu. Nie była to praca za darmo, bo jednak jakieś wsparcie od dworu chłop za nią miał i jeszcze posiadał swoje pole do własnego użytku. Wszystkie podatki są formą przymusowej pracy na państwo czyli pańszczyzną. Dzisiaj pracujesz przez 162 dni w roku na państwo, a piszesz że chłop był zniewolony, chociaż odrabiał przeciętnie 26 dni w roku czyli mniej od ciebie. Jak wiadomo pańszczyzna nie była liczona od osoby tylko do posiadanego gruntu lub ilości służby zatrudnionej w kmiecym gospodarstwie. Jeżeli w jednym gospodarstwie mieszkały 4 osoby i każda z nich przepracowała po 26 dni w roku na rzecz dworu to łącznie dwór odtrzymywał 104 dni w roku od jednego gospodarstwa kmiecego. Te 104 dni w roku dwór miał prawo przesuwać i wybierać w dniach dogodnych dla siebie. Tak więc jeden chłop mógł odrobić nawet 6 dni w tydzień na wsionę, 6 dni w tydzień na lato, 6 dni w tydzień na jesień i zimę, a więc łącznie 26 dni w roku, a nie że tak tydzień w tydzień, bo to nawet nie ma sesnu logicznego w tym. Nawet jak folwark liczył te 5 łanów to i tak musiał być on dopasowany do rozmiarów ówczesnej wsi. Tak więc 5 łanów najszybciej zaora albo zabronuje 10 kmieci i każdy z parobkiem. Wtedy na każdego przypadnie tylko jakąś niewielka część pola pańskiego do uprawy a kmiecie beda mieli wiecej czasu żeby uprawiać te swoje działki. Nigdy nie było tak że kmiecie robili więcej na polu pana niż na tych swoich. Nawet jak był potrzebny na pańskim polu jeden chłop z dwoma wołami i pługiem do orania to on nie robił tej pańszczyzny tak przez cały rok.
Dobry artykuł. Zgadzam się w pełni co do polskich chłopów. Choć na zachodzie też nie było najgorzej. W monarchii absolutnej we Francji, chłopi uprawiali przynajmniej 50% gruntów rolnych w kraju. Reszta była podzielona pomiędzy mieszczan, szlachtę, kościół etc. Trzeba też dodać że absolutyzm nie oznaczał „totalitaryzmu”. Tam nadal istnieli lokalni możnowładcy tak jak w Polsce. Różnica pomiędzy na tym że w monarchii absolutnej powrócono do starej zasady zgodnie z którą lokalni możnowładcy są lennikami króla. Miało to ograniczać powstawanie wielkich majątków magnackich i zapobiegać anarchii feudalnej. W Polsce było też sporo szlachty-lennej osadzonej w dobrach magnackich. W zasadzie to nawet jeśli jakiś dziedzic posiadał gminę wiejską liczącą 5-6 wsi i był to majątek aloidalny. To i tak podlegał on władzy zwierzchniej starosty i najbogatszego magnata w powiecie który posiadał gminę miejsko-wiejską liczącą powiedzmy miasto i 9 pobliskich wsi. Chłopska własność użytkowa istniała już w czasach prawa polskiego (prawa książęcego) i trwała aż do XIX wieku. Stosunki lenno-wasalne istniały długo wcześnej, w czasach państw plemiennych. W starożytności też istniały ale inaczej je nazywano. Starożytny Rzym był niczym innym jak zlepkiem tysiąca polis i lokalnych władców podlegających władzy zwierzchniej arystokratycznego senatu czy też cesarza. Państwo unitarne w dzisiejszym rozumieniu to twór nowoczesny. Na przykład Joruba czyli dawne państwo w zachodniej Afryce, na terenie obecnej Nigerii, Beninu i Togo, od XI do XVIII wieku stanowiło silną federację miast-państw o ustroju teokratyczno-monarchicznym. Lokalni władcy tych państewek podlegali jednemu władcy rezydującemu w Ojo. Tyle.