Niewiele rzeczy wokół nas wzbudza tak wiele skrajnych emocji jak nasza przeszłość. I co do tego chyba nie ma wątpliwości. W sumie nic w tym złego. Bo moim zdaniem mówiąc o historii po prostu nie da się uniknąć nasycenia swych sądów czy opinii jakimiś uczuciami. Różnymi. Czasem pozytywnym, czasem negatywnymi. Niestety ostatnio tych emocji w naszych dyskusjach o historii coraz więcej. I to bardzo negatywnych emocji. Bo gdy tak spojrzymy na przestrzeń publiczną przekonamy się, że My już o historii chyba na spokojnie dyskutować nie potrafimy.
Dzisiejszy tekst równie dobrze mógłby być o czymś innym. Ba! On nawet miał być o czymś innym. Postanowiłem jednak, że ten konkretny będzie właśnie o tym. Dlaczego? Bo już wiele razy zamierzałem poruczyć ten temat. Przy różnych okazjach właściwie od czasów studiów. Ale ostatnio dwie sytuacje po prostu przyśpieszyły decyzję o poruszeniu tego właśnie tematu. Dlaczego nie potrafimy już o swojej historii mówić na spokojnie? Bez atakowania innych?
Kilka tygodni temu postanowiłem wziąć udział w dyskusji na jedynej z facebookowych grup dyskusyjnych poświęconych historii regionalnej. Z racji mojego pochodzenia była grupa na temat dziejów Polski południowo- wschodniej. A dyskusja dotyczyła zbrodni wołyńskiej i kolejnych rewelacji, jakie na jej temat publikują w Internecie różni „badacze”. A w komentarzach do nich? Peany na cześć polskich ofiar i najgorsze z możliwych słowa pogardy pod adresem… no właśnie. Nie morderców, tylko wszystkich Ukraińców. Wszystkich! A po za tym. Kubły pomyj i fekaliów werbalnych wylewanych na tych, którzy odważyli się myśleć inaczej. Mnie oczywiście też się oberwało. I na nic zdały się logiczne argumenty. Jest właśnie tak jak mawiał publicysta i krytyk muzyczny Stefan Kisielewski– „najtrudniej zbić argumenty kogoś mówiącego nie na temat”. I to chyba najlepszy możliwy komentarz do „dyskusji” o historii w tamtym specyficznym, facebookowym środowisku. Bo przecież nawet tam gdzie dyskutujemy merytorycznie zawsze zdarzą się zadymiarze, którzy wtrącą coś stylu „raz sierpem, raz młotem…”, dostosowując przymiotnik do tematu dyskusji lub „”śmierć wrogom Ojczyzny”. Czy My naprawdę o historii dyskutować nie potrafimy już bez skrajnych emocji? Gniewu? Pogardy dla myślących czy argumentujących inaczej?
Zresztą nie tylko tak tragicznych wydarzeń, jak zbrodnia wołyńska dotyczy ta prawidłowość. Kiedy spojrzymy na dyskusje o tych wydarzeniach w historii Polski czy Europy, przy okazji, których nikt nie zginął, też nie potrafimy mówić na spokojnie. Dyskutować merytorycznie. Przykład? Proszę, choćby obrady Okrągłego Stołu, albo cofając się jeszcze trochę, polityka wewnętrzna II RP. Jak o nich rozmawiamy? Czy nie w podobny sposób? Właśnie. Nie da się uniknąć nasycenia swej opinii jakimiś emocjami. Nie unikniemy też sytuacji, kiedy po prosty nie zgodzimy się ze swym adwersarzem. I o ile takie sądy– nawet różne– podparte są rzeczowymi i co ostatnio ma zasadnicze znaczenie, prawdziwymi (sic!) argumentami, przecież mają rację bytu. I to właśnie jest piękne. Ta różnorodność. Tylko, że ona coraz częściej strasznie obniża poziom dyskusji. Szczególnie w mediach, bo przecież oprócz Internetu to samo zdarza się w telewizji czy prasie. Czy już nie potrafimy rozmawiać o rzeczach trudnych? Czy zapomnieliśmy jak dyskutować spokojnie, merytorycznie, delikatnie?
Osobiście mam nadzieję, że nie. I są na szczęście jeszcze grupy na tymże samym medium społecznościowym, gdzie można dyskutować w cywilizowany sposób. Wystarczy poszukać. Bo przecież szkoda nerwów, by kopać się z koniem i dyskutować z tymi, którzy na inne argumenty są zamknięci na najtrwalsze „zamki”. Przecież oni mają prawo myśleć inaczej. Kisić się we własnym sosie przeinaczonych faktów. Szanujmy swoje prawo do odmiennych opinii i dajmy to prawo innym. Także tym, którzy o historii wiedzą tylko, że była. Nieważne, jaka była.
Każdy z nas decyduje o tym jak sam się zachowa. Nie każdy z nas musi być historykiem. Ale każdy powinien nauczyć się dyskutować tak jak zawodowy historyk i atakować argumenty rozmówcy a nie jego personalnie. Bo przecież tak należy dyskutować o wszystkim. Zawsze. Nie tylko o naszej przeszłości, ale o wszystkim, co do czego możemy mieć odmienne zdania.
Myślmy o historii, co chcemy, ale wyrażajmy to bez słów powszechnie uznawanych za obelżywe. Wtedy będzie nam łatwiej. A i nasze nerwy nie będą aż tak postrzępione.
Dawid Siuta