Dżuma nazywana Czarną Śmiercią uznawana jest za największą pandemię w historii, której ofiarą paść miało nawet do 50% mieszkańców Europy. Jednak autorzy najnowszych badań, w których brali udział polscy naukowcy, twierdzą, że pandemia nie była tak śmiercionośna, jak się ją obecnie przedstawia.
Dotychczasowe przekonanie o olbrzymiej liczbie ofiar pandemii bierze się z analizy tekstów i dokumentów z epoki. Jednak nie dysponujemy pełną dokumentacją. Szczegółową analizę na podstawie dokumentów można przeprowadzić dla terytoriów współczesnej Anglii czy Włoszech, ale na przykład dla Polski już nie ma tak bogatych źródeł z epoki.
Nowe badania naukowcy z Polski, Niemiec, Czech, Hiszpanii, Grecji, USA, Włoch, Litwy, Łotwy i Estonii oparli na przeanalizowaniu 1634 próbek pyłków z 261 jezior i mokradeł znajdujących się w 19 krajach Europy. W ten sposób chcieli sprawdzić, jaki wpływ na demografię kontynentu miała Czarna Śmierć.
Uczeni skupili się na pyłkach, ponieważ można zidentyfikować rośliny, do których należały, a dzięki warstwom, w jakiej się znajdują, określi okres, z którego pochodzą. Z kolei szczegółowa analiza pyłków pozwala zrekonstruować sposób użytkowania ziemi przez człowieka i opisać historię rolnictwa. Autorzy badań stwierdzili, że gdyby pandemia w ciągu kilku lat zabiła 30–50 procent ludności, należałoby się spodziewać znacznych perturbacji, bliskich upadkowi, w średniowiecznym rolnictwie. Zastosowali więc analizy statystyczne do badania zmian w pyłkach i testowali scenariusz wysokiej śmiertelności w poszczególnych regionach kontynentu.
W czasie Czarnej Śmierci w niektórych regionach Europy rzeczywiście doszło do dramatycznego zmniejszenia się upraw. Przykładowo zjawiska takie zauważono w południowej Szwecji, centralnej Italii, Francji, południowo-zachodnich Niemczech czy Grecji. W innych jednak miejscach, jak Irlandia, Katalonia czy Czechy, nie zauważono spadku produkcji rolnej. Co interesujące w krajach nadbałtyckich, Polsce czy centralnej Hiszpanii mamy do czynienia ze zintensyfikowaniem produkcji rolnej. Według autorów badań, to pokazuje, że pandemia nie zbierała tak olbrzymiego żniwa jak dotychczas twierdzono.
Tak duże zróżnicowanie poziomu śmiertelności, które potwierdziliśmy dzięki danym pyłkowym i metodzie, wymaga wyjaśnienia w dalszych badaniach, które wezmą pod uwagę lokalne konteksty kulturowe, środowiskowe, gospodarcze i społeczne. Szereg lokalnych okoliczności mogło wpłynąć na występowanie bakterii dżumy, zachorowalność i śmiertelność – stwierdził Piotr Guzowski z Uniwersytetu w Białymstoku.
Duże regionalne różnice w śmiertelności pokazują, że epidemia dżumy była zjawiskiem dynamicznym, uzależnionym od czynników kulturowych, ekologicznych czy ekonomicznych. To gdzie ludzie żyli, jak daleko podróżowali, jak przebiegały szlaki handlowe – przede wszystkim handlu zbożem – prawdopodobnie miało wpływ na przemieszczanie się szczurów i pcheł, które roznosiły zarazę. Nie bez znaczenia były zapewne też takie czynniki jak dieta czy stan zdrowia ludności.
Źródło: kopalniawiedzy.pl
Maciej Polak