S. Schiff, Czarownice. Salem 1692
Kto nie słyszał o czarownicach z Salem? O najsłynniejszym na świecie procesie oskarżonych o czary, magię i spółkowanie z diabłem? Jednakże nasza wiedza ogranicza się tak naprawdę do tych kilku faktów, które nie odzwierciedlają całej sprawy rzetelnie i nawet w części. W książce „Czarownice, Salem, 1692” zdobywczyni nagrody Pulitzera, Stacy Schiff wykłada postać rzeczy i przedstawia historię, jaka naprawdę wydarzyła się w Nowej Anglii u schyłku XVII wieku.
Biorąc się za lekturę takiej książki czytelnik ma nadzieję na łatwe i przyjemne spędzenie czasu. Nic bardziej mylnego, z każdą stroną zbiorowa histeria i panika zdają się pogłębiać a to o czym się czyta coraz bardziej szokuje i pozostawia z pytaniem…jak to się w ogóle mogło wydarzyć?! Pomimo setek książek, tysiąca dysertacji oraz niezliczonych artykułów i powieści nadal wydarzenia z 1692 roku giną w mroku. Ten mrok autorka stara się rozjaśnić trochę zwykłemu czytelnikowi.
Stacy Schiff bardzo rzetelnie i z niesamowitą dokładnością przenosi nas w czasy Nowej Anglii, kolonii brytyjskiej założonej kilkadziesiąt lat wcześniej. Nowa Ziemia zamieszkana jest przez purytan, czyli odłam protestantyzmu. Ludzie ci wierzą w predestynację i to, że każdy powinien pracować i mieć dobrobyt, bo to oznacza, że wiedzie życie prawe i będzie zbawiony. Społeczeństwo Salem jak i całej Massachusetts jest przesądne do cna, bardzo bogobojne i bojaźliwe. Łatwo tu pomylić diabła z Indianinem – obaj równie przerażający i groźni. Autorka świetnie ukazuje świat przedstawiony. Początkowo niezrozumiałe społeczeństwo i jego zachowania w trakcie trwania lektury stają się coraz bardziej nam znane. Ameryka końca XVII wieku to nie wyidealizowany świat, gdzie garstka osadników żyje sobie w sielance przez nikogo niepokojona. To ciągła walka o przetrwanie w niesamowicie trudnych warunkach, z dala od wielkich miast europejskich, daleko od Starego Kontynentu a w dodatku w stałym zagrożeniu ze strony Indian czy Francuzów.
Historia zaczyna od kilku dziewczynek, które zaczynają oskarżać coraz to nowe osoby z ich środowiska. Sytuacja wymyka się spod kontroli i po pewnym czasie w więzieniu jest kilkadziesiąt osób oskarżonych o czary a każdy mieszkaniec Massachusetts podejrzewa kogoś o czary. Oskarżani są często obcy dla dziewczynek a czasami są to ich najbliżsi. Nierzadko przeciwko oskarżonym osobom mówią ich dzieci, rodzeństwo czy rodzice. Każdy boi się być posądzony o czary i kontakty z diabłem. Dawało to też możliwość oskarżania bez dowodów. Działalność sądów również zdaje się być ślepa. Często pytaniami i psychicznym znęcaniem się nad oskarżonymi wymagają przyznania się do winy. Zaprzeczenie powoduje jeszcze większe naciski. Wierzono na słowo, co było powodem różnych bezpodstawnych oskarżeń sąsiadów wobec sąsiadów w akcie zemsty nawet za sprawy niezwiązane z oskarżonymi. Oliwy do ognia dodawały dziewczynki, które podczas procesów dostawały ataku histerii, krzyczały, wiły się z bólu po rzekomych czarach oskarżonych wymierzonych właśnie w nie.
W ostatecznym rozrachunku ginie 20 osób, kilkadziesiąt zostało wsadzonych do więzienia a w kraju
Są w książce jednak rzeczy, które sprawiają, że trudno jest ją przebrnąć. Przede wszystkim mnogość bohaterów. Już na samym początku, jeszcze przed pierwszym rozdziałem Stacy Schiff przedstawia osoby dramatu – na ośmiu stronach. Pomimo takiej „ściągi” w trakcie czytania zalewani jesteśmy postaciami, zależnościami między nimi, więzami rodzinnymi w takiej liczbie, że nietrudno jest się w tym wszystkim pogubić. Sięgając jeszcze po wyjaśnienie osób można pogubić się jeszcze bardziej, gdyż można stracić wtedy wątek. Później osoby te są opisywane przez autorkę jakby ich znała, książka wydaje się studium charakterów, ale w takim sensie, że Schiff starała się przekazać czytelnikowi postacie takimi, jakimi widzi je ona. Niestety w trakcie czytania lektury zdarza się myśleć, że ludzie wtedy żyjący byli głupi i niemyślący – czy my, zatem jesteśmy lepsi? Z pewnością nie brakowało rozsądnych ludzi i dlatego może trudno jest odgadnąć całą prawdę o tym co wydarzyło się w Salem w 1692 roku.
Drugim minusem książki może być jest zbytnia dokładność. Przez książkę ciężko jest przebrnąć gdyż zawartych w niej jest mnóstwo wątków pobocznych, które skrupulatnie rozwija autorka, czasami pisze jakby czary i latanie na miotle miały miejsce a w dodatku sam proces czarownic nie wydaje się być centrum wydarzeń a jedynie punktem zaczepienia do przedstawienia wątków pobocznych. Dopiero przeczytanie w całości lektury pozostawia wrażenie dopełnienia i całości gdyż wszystkie te układanki zbierają się.
Autorka chciałaby by jej książka była łatwa i przyjemna dla czytelnika (wcześniejsze akapity o tym nie świadczą) i popełnia błędy stosując współczesną nomenklaturę do XVII wieku, co czasami sprawia, że czytający czuje się lekko zażenowany (być może na rynek amerykański początkowo pisała?).
Po przeczytaniu całej książki wyłania się obraz społeczeństwa, w którym „zgasło światło” i trzeba chodzić po omacku. Za nic ma się rzetelność, wiedzę, dążenie do prawdy czy domniemanie niewinności. Jest za to domniemanie winy. Dodatkowo cała kolonia zdaje się chcieć zapomnieć o tym, co się wydarzyło. Purytanie zawsze wszystko skrupulatnie dokumentowali a tym czasem nikt nie pisał w tym czasie pamiętnika! Dokumenty sądowe się nie zachowały a jedynie relacje, przyznania się do winy, późniejsze przekazy. O dziwo miesiące od stycznia do września 1692 roku zdają się być zupełnie zatarte w pamięci. Książka Stacy Schiff pokazuje jak nietolerancja, wrogość, brak myślenia logicznego oraz publiczna histeria wraz z surowym wychowaniem, klimatem i nieurodzajem może przyczynić się do katastrofy i samosądu w świetle prawa. Nie daje jasnej odpowiedzi na to, co było przyczyną i dlaczego tak się stało, ale wyjaśnia bardzo dużo, uzupełniając braki źródłowe wyjaśnieniem tego w jakim społeczeństwie przyszło żyć oskarżonym o czary…ale to już beletrystyka a nie książka stricte historyczna, na co zawsze trzeba uważać.
Wydawnictwo: Marginesy
Ocena recenzenta: 4/6
Remigiusz Gogosz