Ważnym elementem podboju nowego świata byli piraci, korsarze i wszelkiej maści bandyci. W XVII wieku pojawia się kolejna grupa zwana bukanierami, która rozpoczęła kształtować historię, prowadząc własny oryginalny styl walki.
Korsarze europejscy nadal walczyli na zlecenie władcy danego kraju, jednak oni postępowali inaczej. Nie byli uzależnieni od żadnego z władców europejskich, a ich królem był ich przywódca, który swoją władzę zawdzięczał nie urodzeniu, ale umiejętnościom walki.
Żyli na własną rękę, kiedy nie byli na morzu, czas spędzali na wyspach polując na wieprze. Suszyli ich mięso na słońcu albo przyrządzali z niego pieczeń a la bucana, mięso takie nie traci smaku i można przechowywać je miesiącami.
Bukanierzy mówili mieszanką kilku języków, angielskiego, francuskiego, holenderskiego i hiszpańskiego z czego w późniejszym czasie powstała namiastka dialektu wczesnokreolskiego – papiamento.
W głównej mierze rekrutują się z dawnej służby przywiezionej prze kolonistów i wiejskich chłopców, którzy w Europie podstępnie zostali zwabieni na bezpłatną trzyletnią służbę, a po jej odbyciu uzyskiwali wolność. Często służba taka była ponad siły i aby ratować życie uciekali i jeśli trafiali do obozu bukanierów prosili o przyjęcie w szeregi bractwa.
Kiedy znudzili się już wylegiwaniem na plaży, ruszali w morze, aby spróbować szczęścia. Sekretem ich skuteczności był błyskawiczny atak z zaskoczenia.
W bitwie byli okrutni. Wrogów obdartych z ubrań często przywiązywali do drzew i przebijali strzałami nasączonymi olejem a następnie podpalali. Gdy biedak umierał krzycząc znaczy to, że sam diabeł go porywa, a gdy konali w milczeniu, uważali, że był dzielny.
Po rejsie zdobyte łupy dzielone były sprawiedliwie przez przywódcę. Najwięcej otrzymywali ci co podczas walki zostali okaleczeni. Każdy otrzymywał swoją części i jak najszybciej przepuszczał ją na ziemskie uciechy. Gdy już przepuścili wszystko wracali na morze.
Andrzej Włusek
German Arciniegas: Burzliwe dzieje Morza Karaibskiego. Warszawa 1968