Homines Internees – część III

Praca, nauka i rachunek za internowanie

Oprócz gestów pomocy ze strony społeczeństwa szwajcarskiego, Polacy otrzymali wsparcie ze strony państwa w dziedzinie edukacji. Zaangażowanie żołnierzy w niekiedy bardzo ciężką pracę na rzecz gospodarzy oraz ujawnione relacje helwecko-niemieckie i helwecko-alianckie w kontekście internowania żołnierzy objawiły przedmiotowe rozgrywanie polskim pionkiem.

Przeczytaj część I  i część II 

Obecność Polaków w Szwajcarii okazała się pożyteczna zresztą nie tylko dla nauki. Z czasem w miarę rozwoju sytuacji wojennej w Europie, w kręgach rządowych zapanowała obawa o możliwe braki w zaopatrzeniu w żywność. Aby temu zapobiec, zaczęto z początkiem 1941 r. wdrażać tzw. plan Wahlena (od nazwiska pomysłodawcy, jednego z ministrów), co zmieniło jednocześnie w sposób diametralny optykę rządzących w kwestii polityki udzielania internowanym zatrudnienia. Dla Jerzego Ruckiego zamierzenia tego planu były dobrze znane z własnych doświadczeń: „Szwajcaria, otoczona państwami Osi, liczyła się z trudnościami aprowizacyjnymi, nie wykluczając nawet klęski głodowej. Aby temu zapobiec, z inicjatywy ówczesnego ministra Wahlena przystąpiono do realizacji zakrojonych na szeroką skalę planów w celu osiągnięcia w możliwie dużej skali samowystarczalności w najniezbędniejsze artykuły żywnościowe (…). Gdzie tylko się dało i pozwalało na to położenie geograficzne, karczowano lasy, nawadniano, osuszano, oczyszczano z chwastów i kamieni tysiące hektarów, zamieniając na pola uprawne parki, ogrody, ba, nawet boiska sportowe i place.” Polska siła robocza stała się wobec takich zamierzeń nieodzowna. Żołnierzy kierowano również do prac przy regulacji rzek, górnictwie, oraz budowie dróg i mostów. Dzięki temu władze federalne były w stanie realizować projekty, które bez dodatkowych rąk do pracy nie miałyby żadnych szans na powodzenie.

Aktywność polskich żołnierzy pozostawiła w szwajcarskich statystykach gospodarczych imponujące dane: 70 tys. ton wydobytej rudy żelaza, 7 tys. ton węgla, 63 nowe mosty, 450 kilometrów nowych dróg i pond 1300 hektarów wyciętych lasów. Za statystyką stał jednak realny wysiłek, połączony z trudnymi warunkami bytowania, które u Ruckiego przywołane są w dość posępnym obrazie retrospekcji: „Zziębnięci, smagani deszczem, dotarliśmy wreszcie do Herdern. Staliśmy przy wejściu do długiego szarego budynku fabrycznego mającego nam służyć za kwatery – jeżeli kwaterami można nazwać kawał podłogi z porozrzucanymi wzdłuż ściany snopami słomy! Na dodatek mieliśmy gości, były nimi i wesoło, i beztrosko baraszkujące potężne szczury (…). Praca była ciężka, bo i ścinanie chojaków, i obcinanie gałęzi, i zrywanie z pni kory, i wreszcie transport długich «golasów» na skład przy drodze wymagały nie tylko umiejętności, lecz wystawiały na próbę – do granic wytrzymałości – nie przyzwyczajone do ciężkich prac fizycznych studenckie muskuły”.

Szacuje się, że czas pracy Polaków liczony do końca wojny wyniósł około 7 milionów dniówek. Ten roboczy epizod wprowadza zatem opinię, jaka panowała na temat Polaków wśród szwajcarskiego personelu w obozie w Büren na teren faktograficznej, ale też i moralnej konfrontacji. Atmosfera wojny wyzwala niestety złe instynkty, a nieszlachetne zachowania nie są rozliczane skrupulatnie, lecz raczej nikną niezauważenie w otaczającej rzeczywistości. Dla wspomnianych mieszkańców fabryki w Herdern okres ten zakończył się stanem przykrych refleksji – „Z niekłamanym rozgoryczeniem stwierdziliśmy, że szwajcarskie władze nie zadały sobie trudu, by na czas przygotować rozliczenie z wykonanych prac!”, gdy zaś nadeszły pieniądze, okazało się, że „zamiast spodziewanych 75 rappów [centów] za dniówkę, pracodawca wypłacił nam tylko około 30 procent tej sumy, mianowicie 26 rappów!”. Prosty matematyczny zabieg pozwala podnieść tę niewspółmierną kwotę do niecałych 7 franków miesięcznego wynagrodzenia.

W barwnym katalogu pamięci istnieją jednakże również te gesty, które wznoszą się o wiele wyżej niż polityka. Zapisują się one jako wzniosłe chwile wśród innych zatartych goryczą wspomnień. Ciężka praca i poświęcenie szwajcarskich wykładowców i nauczycieli dla tych, którzy chcieli kontynuować przerwaną w Polsce edukację, zapisała się bardzo ciepło na wielkich i licznych kartach wdzięczności oraz sympatii. Inicjatywa wsparcia przedwojennych uczniów i studentów wyszła od Poselstwa RP w Bernie i była wspierana przez dowództwo dywizji. W jej składzie było bowiem wielu niedoszłych absolwentów nieczynnych i zakazanych już placówek edukacyjnych okupowanej RP. Akceptacja planu przez Radę Federalną nastąpiła bez zastrzeżeń. Generał Guisan wykluczył jednak możliwość podjęcia przez żołnierzy studiów bezpośrednio na uczelniach. Z tego warunku wynikała zatem konieczność zorganizowania obozów szkolno-uniwersyteckich niekiedy dość daleko poza miejscem uczelni. Urzędniczy zespół Federalnej Komisji ds. Internowania i Hospitalizacji przyczynił się do wydania instrukcji o doborze składów osobowych komisji selekcyjnych, zasad dopuszczenia potencjalnych żaków do podjęcia nauki, liczbie uczących się oraz ilości obozów.

Pierwsze wykłady rozpoczęły się w listopadzie 1940 r. w trzech obozach: w Winterthur (w oparciu o uniwersytet w Zurychu i Politechnikę Federalną – ETH), w Grange-Neuve (przynależący do uniwersytetu we Freiburgu) i Sirnach (pod jurysdykcją Wyższej Szkoły Handlowej w St. Gallen). Istniał także obóz gimnazjalny w Burgdorf, przeniesiony później do Wetzikon. Warunki życia studiujących obozowiczów były w wielu przypadkach lepsze, choć nie zawsze i nie na stałe. Na przykład studenci z Sirnach mogli liczyć na własne przytulne pokoje w domach sympatycznych gospodarzy. Oficjalne opracowania milczą za to na temat przeniesienia tego obozu do Herisau, gdzie organizacja studenckiego życia wymagała dużego samozaparcia i wiary w sukces. „Znaleźliśmy się znów w koszarach, precyzując w dużej hali fabrycznej z porozrzucanymi wzdłuż ścian wiązkami słomy. (…) Tutaj (…) mieliśmy zostać dłużej, mieliśmy uczęszczać na wykłady, kontynuować naszą pracę akademicką (Rucki J. Na ziemi Wilhelma Tella). Względnie duża odległość obozowiska od siedziby wyższej szkoły wymagała, aby profesorowie dojeżdżali do miejsca zajęć. Uciążliwy, zwłaszcza zimą, dojazd i konieczność poświęcenia obcym studentom dodatkowych godzin pracy budziły duże poczucie wdzięczności i sympatii ze strony Polaków. Niestety w równym stopniu, co warunki obozowe, czynnikiem demotywującym do nauki były polskie władze wojskowe, dla których bardziej niż wykształcenie żołnierzy liczyło się ich bojowe wyszkolenie. Tajne kursy wojskowe, nie tylko utrudniały naukę, ale też budziły negatywne reakcje władz uczelni. Uwzględniając te trudności, liczbę absolwentów można przez to niewątpliwie uznać za imponującą. Do chwili zakończenia internowania dyplomy szwajcarskich uniwersytetów i politechnik wręczono 1571 polskim żołnierzom, 1185 ukończyło szwajcarskie gimnazja.

Podczas lekcji w gimnazjum w Wetzikon

Formalnie okres internowania zakończył się 15 grudnia 1945 r. W tym dniu wraz z częścią żołnierzy kraj internowania opuścił dowódca dywizji generał Prugar-Ketling. Okres pobytu tej polskiej formacji zbrojnej w Szwajcarii nie jest jednak historią, którą można zakończyć słowami o ostatnim żołnierzu opuszczającym obce strony. Podobnie jak wiele polskich historii wojennych był to proces zawiły. Nieco ponad rok przed podaną datą Naczelny Wódz wydał decyzję o uruchomieniu procedury tajnej ewakuacji z miejsc obozowych. W drodze do realizacji tego zamysłu sztab 2. DSP podjął tajne rozmowy z Francuzami, w tym z przedstawicielami Rėsistance o możliwości ponownego sformowania dywizji w jej macierzystym kraju. Nieuchronna klęska Niemiec sprzyjała przy tym rozwijaniu się motywacji do ucieczek. Był to czas, gdy niemal każdego dnia podczas obozowych apeli stwierdzano braki. Ostatecznie żołnierze-uciekinierzy byli już na terenie Francji kierowani do Centrum Demobilizacji, które organizowało ich dalszy wyjazd tym razem do Wielkiej Brytanii. Szacuje się, że z takiej szansy skorzystało prawie 2000 Polaków. Rok 1945 wnosił, jak wiadomo, zamieszanie oraz problemy z nową polityczną tożsamością i akceptacją nowej stalinowskiej rzeczywistości nie tylko w ojczyźnie, ale dosięgał też z równą miarą oficerów i zwykłych żołnierzy poza jej granicami. Podziały i spory wśród członków sztabu 2. Dywizji przybrały w tej dziedzinie na tyle duże rozmiary, że konieczna okazała się ingerencja władz gospodarzy i rozlokowanie ogarniętych konfliktem stron.

Jednocześnie władze szwajcarskie uznały koniec wojny za uzasadnienie do ogłoszenia decyzji o zaprzestaniu internowania dokładnie 8 maja 1945 r. Towarzyszyły temu burzliwe obrady w gronie rządowym. Za podstawę uznano klęskę Niemiec oraz problem z nadmiarem uchodźców. Uchwała władz mogła liczyć na odpowiednią pijarową kampanię w mediach: „(…) Ostra nagonka rozpoczęła się dopiero po 8 maja 1945 r. Bez ogródek publicznie napiętnowano darmozjadów, którzy zamiast odbudowywać wyniszczoną ojczyznę, woleli zjadać Szwajcarom ich ciężko zapracowany chleb (…) (Rucki J. Na ziemi…).” Generał Prugar mógł podczas powrotu do nowej Polski liczyć na towarzystwo jedynie około kilkuset ludzi. Większość żołnierzy, znając sytuacje w tworzącej się pod egidą Sowietów ludowej republice, wybrała drogę na zachód. Wielu z nich dotarło aż do Szkocji, gdzie weszli w skład nowo powstającej 4. Dywizji. Choć po czasie niektórzy, rezygnując z dalszej tułaczki, także wybrali powrót do domu. Jedynie bardzo nieliczni upatrywali w kraju internowania perspektyw na pozyskanie nowej ojczyzny. Oznaczało to dla nich niełatwą urzędniczą przeprawę, pełną nieprzyjemnych rozmów przed okienkami Urzędów Kontroli Ludności lub Policji ds. Cudzoziemców i jednoznacznych czasem aroganckich deklaracji o braku szans na stały pobyt. Ich patową sytuację rozwiała nieoczekiwanie dopiero inicjatywa prawodawcza jednego z ówczesnych radców stanu (Ständerat) z Zurychu – Ernsta Vaterlausa. Dzięki niej kandydaci na nowych szwajcarskich obywateli otrzymali nie tylko prawo pobytu, ale nawet prawo stałego zamieszkania. Na nowej regulacji skorzystało jednak jedynie niewiele ponad stu Polaków.

Jak się okazało, internowanie Polaków miało swoją realną cenę. Dziesięć lat po strasznej wojnie 25 listopada 1955 r. w „Neue Züricher Zeitung” pojawił się artykuł odsłaniający kulisy negocjacji o kosztach internowania. Francja przekazała rządowi w Bernie 12 mln franków jako rekompensatę za pobyt żołnierzy francuskich. W Paryżu nie widziano jednak powodu, by zwracać koszty za żołnierzy polskich. Ze zrozumiałych względów nie było możliwości, żeby odpowiedzialność w tym względzie przejęła Polska Rzeczpospolita Ludowa. Ostatecznie spór został rozstrzygnięty przez komisję rozjemczą, która nakazała stronie francuskiej wypłacić kwotę 8 mln franków szwajcarskich za les soldats polonais. Przy okazji w piśmie ujawniono argumentację wyroku, budzącą konsternację: „Komisja Rozjemcza była zdania, że Francja nie może ponosić pełnej odpowiedzialności za przedłużone internowanie Polaków w Szwajcarii (po wyjeździe Francuzów), ponieważ Niemcy odmówiły przyjęcia Polaków (Za: Rucki J. Na ziemi…)”. Przykry fragment dziennikarskiej publicystyki o ocenie wartości polskiego „sojusznika” dla czynników decyzyjnych w Bernie, z którego wynika bardzo kreatywna rola Szwajcarów w dysponowaniu polską dywizją.

Po klęsce militarnej Niemiec Szwajcarzy przystąpili do wznoszenia mitu narodowego sukcesu w niedawnej postawie wobec wielkiego sąsiada i jego ideologii. Patriotyzm, skuteczna dyplomacja, czy nawet odstraszająca rola armii były elementami kreowanej wizji najnowszych dziejów. Alianckie samoloty, których bomby spadały na Zurych, Bazyleę i Szafuzę, dokonały wszelako dużego wyłomu w euforycznym samozadowoleniu, przez który można było wejrzeć w odbrązowioną rzeczywistość twardej polityki. Powojenna nagonka aliantów opierała się głownie na zarzucie zaawansowanej ekonomicznej kolaboracji z państwem Hitlera, a także braku aktywnego wkładu w jego unicestwienie. Ze strony ZSRR zarzuty przybrały nawet typowo stalinowskiej formuły oskarżeń o faszyzm. Wyciągane zza kulis narodowej dumy fakty przekreślały wyidealizowaną interpretację najnowszej historii niewielkiego państwa. Szwajcarski socjolog i polityk, Jean Ziegler na pytanie, dlaczego Hitler nie podbił Szwajcarii, znajduje odpowiedź zupełnie inną, niż ta zawarta w przejaskrawionej wykładni: „Hitler był szalony, ale przecież nie na tyle, żeby atakować swojego własnego bankiera”. Rolę swojego kraju w okresie wojennym ocenia on jednoznacznie jako cennego pomocnika wodza III Rzeszy, a neutralność państwa uznaje za „wzorcowy przykład hipokryzji”.

Historyk Jakob Tanner, zajmujący się współczesnością, wskazuje na ogromną dysproporcję w zewnętrznej polityce gospodarczej Szwajcarii tamtego okresu. Podkreśla, że szwajcarskie zakłady zbrojeniowe pracowały głównie dla potrzeb państwa führera. Do Niemiec i Włoch dostarczano 10 razy więcej uzbrojenia niż do państw alianckich. Poza tym Szwajcaria „przetwarzała zrabowane złoto i papiery wartościowe z banków centralnych okupowanych krajów”. Szacuje się, że szwajcarskie instytucje finansowe zamieniły prawie cztery piąte niemieckiego złota na franki szwajcarskie. Dzięki temu Niemcy mogły kupować w Hiszpanii i Portugalii ważne dla siebie strategiczne surowce. Według Tannera jego kraj wniósł duże korzyści do niemieckiego systemu planowania spraw gospodarczych i wojskowych. W roku 1941 to właśnie szwajcarski kredyt w wysokości około 1 miliarda CHF pozwolił nazistom na sfinansowanie „operacji Barbarossa”! W dziedzinie militarnej władze wojskowe prowadziły równie umiejętną grę obliczoną na balansowanie między stronami konfliktu i obłaskawianie Niemiec.

Jak wiadomo, Polska należała również do tych elementów, które przy planowaniu militarnych koncepcji były, w zależności od układu sił, uwzględniane jako potencjalny sojusznik. Generał Sikorski podjął już w grudniu 1940 r. decyzję o ewentualnym wykorzystaniu 2. DSP do obrony kraju, w którym stacjonowała, w razie inwazji ze strony Niemiec. W grudniu 1942 r. sprecyzowano nawet dokładny plan działań wojennych. Poprzedziły go kwietniowe ustalenia między generałami Guisanem i Prugarem. Polacy utrzymywali formę do realizacji tego zadania poprzez organizowanie ćwiczeń szkoleń wojskowych. Ten rodzaj aliansu nie powstrzymał głównodowodzącego szwajcarskiej armii od nawiązania rozmów z niemieckim kręgami wojskowymi jeszcze w tym samym roku. Rok później podczas spotkania z szefem wywiadu Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy, generałem SS Schellenbergiem rozwiewał on wątpliwości swego niemieckiego rozmówcy co do gotowości Szwajcarów do podjęcia skutecznej obrony w razie ataku ze strony wojsk koalicyjnych! Patriotyczny i bohaterski wizerunek generała skrywał się ewidentnie w lojalności okazywanej Niemcom. W listach do ministra Mingera i Pileta z sierpnia i listopada 1940 r. znajdują się zdumiewające – uwzględniając jego patriotyczny image – fragmenty, gdzie Guisan pisze o konieczności podjęcia próby współpracy (pour tenter un apaisement et instituer vie collaboration) z tymi, przed którymi miał bronić swego kraj. Ujawnienie tych pism wywołało naturalnie duże poruszenie, tonowane nieco wątpliwościami, czy generał faktycznie był ich autorem. W tym kontekście przechwycona poufnie przez jednego z polskich oficerów informacja o gotowości berneńskich dyplomatów do podjęcia rozmów na temat „przekazania” internowanych stronie niemieckiej była konsekwentnym dopełnieniem odsłaniającego się prawdziwego oblicza współpracy. Tak samo jak udział wielu setek Szwajcarów w formacji SS, czy liczne powojenne wyroki za zdradę państwa.

Ocena polityki Szwajcarii w czasie wojny jest mimo wszystko zadaniem nie do końca łatwym. Próby wyciągnięcia jednoznacznych wniosków będą zawsze rozbijać się o utrwalony prawny status państwa neutralnego. A ten nie nakłada wszakże na bezstronne państwo obowiązku wspierania wyłącznie tej słusznej strony konfliktu. Kryterium moralności politycznej jest przez to zwykle na tym polu wystawiane poza nawias ocen. Neutralność w oczach Szwajcarów stała się – jak zauważył współcześnie „Die Zeit” – „esencją mądrości polityki zagranicznej, politycznie i ekonomicznie dochodową i do tego moralnie nie do zakwestionowania”. Do podobnych wniosków doszedł w 1997 r. ówczesny sekretarz stanu USA, Stuart Eizenstat – przy okazji nieuregulowanej sprawy pieniędzy europejskich Żydów w szwajcarskich bankach – stwierdzając, że „zbyt często neutralność stanowiła usprawiedliwienie, aby unikać moralnych rozważań”.

W poszukiwaniu jednoznacznych wyroków można narazić się na niepowodzenie także ze względu na liczne przecież w społeczeństwie szwajcarskich przykłady postaw zasługujących na duże uznanie – ludzi, nierzadko ryzykujących represje ze strony państwa, łamiących jego prawo w poczuciu wyższych wartości niż te ujęte w zarządzeniach. Kapitan Paul Grüninger uratował życie dwóm tysiącom Żydów, wpuszczając ich jeszcze w 1938 r. nielegalnie przez granicę do swojego kraju. W Budapeszcie szwajcarski Konsul Generalny Charles Lutz wystawił fikcyjne dokumenty dla 10 000 węgierskich Żydów, dzięki czemu uniknęli oni deportacji do obozów śmierci. Albert Oeri – redaktor naczelny „Basler Nachrichten” zorganizował wielką zbiórkę pieniędzy („Plebiscyt Szwajcarskich Serc”), w wyniku której zebrano łącznie 60 mln franków, przekazując je na potrzeby wojennych imigrantów. Również działalność Szwajcarskiego Czerwonego Krzyża – instytucji bądź co bądź państwowej – zapisała się na kartach tamtej trudnej historii bardzo pozytywnie. Dzięki aktywności jej prezesa uratowano m.in. wiele kobiet z obozu w Ravensbrück.

Stąd też bardziej zasadne wydaje się przeniesienie rozważań i próby podejmowania ocen ze sfery polityki szwajcarskiej na grunt polskich narodowych refleksji. Losy internowanych Polaków pobudzają bowiem również do zastanowienia się nad polską postawą i miejscem w historii II wojny światowej. Stawienia czoła pytaniu o wymierne efekty naszego zakotwiczonego przecież w honorze i waleczności sposobu myślenia i działania, unikającego moralnie wątpliwych dyplomatycznych zwrotów. Z jednej strony, jak czytamy u Ruckiego, piękne zadbane niewielkie miasteczko Sirnach, symboliczny punkt odniesienia i miary cywilizacyjnych osiągnięć, czyste asfaltowe i oświetlone uliczki z dużymi szerokim chodnikami, ładne zadbane domy z ogródkami, pośród których co i rusz natrafiało się na przytulną knajpkę, kontrastowały zapewne w pamięciach polskich żołnierzy z pokrytymi strzechą chałupami II RP, między którymi błotnisty trakt służył za drogę. Ten stosunek do świata budzi niekiedy niezrozumienie i wywołuje dość osobliwe oceny.

W dość obszernym opracowaniu maturalnym pani Christiany Wüthrich, traktującym o losach dywizji generała Prugara w jej kraju, pada, w kontekście wyjątkowego zaangażowania polskich sił zbrojnych w wojnę przeciw Hitlerowi, określenie „polski nacjonalizm”. Ta sama niezwykle trafna antycypacja historiografii świata zachodniego szkalującej polską rangę z czasu II wojny światowej znajduje się też we fragmencie książki autora Na ziemi Wilhelma Tella. Krótka wzmianka, nieadekwatna do swej wizjonerskiej misji, mówi o zasłyszanej rozmowie między pewnym mężczyzną-przechodniem a jego córką mijanym przez oddział polskich żołnierzy. Na podszyte wielką ciekawością pytanie małego dziecka o to, kim są ci panowie w mundurach „tatuś wycedził [odpowiedź] leniwie, jednak na tyle głośno i dosadnie, by jego nacechowane pogardą słowa dotarły do naszych uszu: Das sind die Nazi-Polen! (To są polscy hitlerowcy).” Epizod wojenny z polskimi żołnierzami w tle zdaje się więc być zredukowany do kategorii swoistej buchalterii. Koszty pobytu i praca na rzecz państwa jako rekompensata mają stanowić cały historyczny sens. Jednocześnie nikt nie kwestionuje przecież, że niemiecki nazizm był zjawiskiem złym, humanitarną katastrofą o niewyobrażalnej skali. Rzadko kiedy mimo to budzą zrozumienie te działania, które bezwzględnie dążyły do jego unicestwienia.

W wywiadzie dla „Berner Zeitung” były minister spraw zagranicznych, Władysław Bartoszewski stwierdził: „Jako polski historyk widzę powód, aby podziękować Szwajcarii i Szwajcarom za ich przychylną postawę wobec polskich internowanych żołnierzy.” Trudno jednak wyobrazić sobie, by ktokolwiek mógł wznieść się w nieco inny wymiar tego zjawiska i podziękować tym Polakom, których zagorzałym celem i nakazem honoru było wszak – jak zauważa Christoph Keller – zwalczanie nazistów. Zamknięci za kolczastym drutem lub otoczeni tabliczkami ze zwięzłym zakazem swobodnego przemieszczania się są oni jakby symbolicznie zamknięci w pryzmacie jednostronnego postrzegania. Zagubieni jako jednoski w regulaminach i materialnych wycenach kreujący sobą swoistą kategorię ludzką, która znajduje właściwą sobie definicję w określeniu – homo internee. Nie ma w nim miejsca na głębszą refleksję o wyznaczonej dla siebie roli, dla której byli gotowi poświęcić życie. Internowani w wąskich, pozbawionych namysłu ramach myślenia stali się nową znamienną kategorią ludzką, której egzystencjalną definicję nadał Aleksander Wojciechowski – jeden z internowanych – konstatując: „Po kolacji udaję się na rekonesans. Nie uszedłem nawet 100 metrów, gdy zatrzymuje mnie tabliczka: Internowany Stój! Ten kawałek blachy, który tam na drodze szczerzy się do mnie, przypomina mi, że nie jestem normalnym człowiekiem. Cały mój obecny byt jest zamknięty w tym jednym zdaniu – Internierte Halt! Raptem kilka liter, jednak odcinają nas one od świata, zamykają w murach budowanej fabryki, tworzą nowy gatunek człowieka – internowanych, ich świat, ich marzenia, ich całe życie kończy się tam, gdzie stoi owa znienawidzona tabliczka.”

Przeczytaj część I  i część II 

 Piotr Solbach

Bibliografia

Literatura naukowa i popularnonaukowa:

Bonjour Edgar, Geschichte der schweizerischen Neutralität: vier Jahrhunderte eidgenössischer Aussenpolitik, Helbing & Lichtenhahn, Basel 1965–1976 (9 Bände).

Linke Manfred „Schweizerische Aussenpolitik der Nachkriegszeit”, Verlag Rüegger AG, Chur/ Zürich 1995.

Riklin Alois et al. „Noveau manuel de politique extėrieure suisse“, Verlag Paul Haupt, Bern 1992.

Stadelmann, Jürg; Krause, Selina, Concentrationslager Büren an der Aare 1940-1946, Baden 1999.

Smoliński Józef, Wojsko Polskie we Francji, Warszawa 1995.

Artykuły:

Diggelmann Oliver, Wie viel Neutralität können wir uns noch leisten?, w: ZeitOnline, 4 sierpnia 2011, http://www.zeit.de/2011/32/CH-Neutralitaet.

Keller Christoph, Im Namen der Hygiene, w: „Das Magazin”, nr 15. 05. bis 11. 02. 2000, Tages-Anzeiger.

Maissen Thomas, Warum es die Schweiz gibt, w: ZeitOnline, 17 września 2010, http://www.zeit.de/2010/38/CH-Geschichte.

Matyja Mirosław, Polscy żołnierze internowani w Szwajcarii w czasie II wojny światowej, w: „Magazyn Polonia”, 2 lipca 2011, http://www.magazynpolonia.com/artykul/historia,polscy-zolnierze-internowani-w-szwajcarii-w-czasie-ii-wojny-swiatowej,4e107aab46c92.

Rucki Jerzy, Na marginesie listu otwartego, w: „Nasza Gazetka”, nr 1 (214) 2001, http://www.nasza-gazetka.com/Menu_NG/ng2001/ng2001_2/stadel_x.htm.

Upadek Francji, w: „Rzeczpospolita”, dodatek specjalny: Batalie największej z wojen, nr 11, 23 maja 2009.

Saurer Andreas,Die «Polenwege» allein sind keine Garantie für ewige Harmonie, w: „Berner Zeitung“, 4 października 2012, http://www.bernerzeitung.ch/schweiz/standard/Die-Polenwege-allein-sind-keine-Garantie-fuer-ewige-Harmonie/story/22453547.

Urner Klaus, Rapport auf dem Rütli, w: ZeitOnline, 13.Listopada 1970, http://www.zeit.de/1970/46/rapport-auf-dem-ruetli.

Wspomnienia i reportaże:

Lanckorońska Karolina, Wspomnienia wojenne, Wydawnictwo Znak, Warszawa 2001.

Rucki Jerzy Na ziemi Wilhelma Tella, Wydawnictwo Bellona, Warszawa 1993.

Opracowania:

Wüthrich Christiana, Concentrationslager Büren an der Aare 1940–1946, Maturaarbeit am Seelandgymnasium, Biel 2012.

Filmy dokumentalne:

Concentrationslager Büren an der Aare 1940-1945, film dokumentalny z serii: „Spuren der Zeit“, w: Schweizer Radio und Fernsehen, emisja: 5 grudnia 1990.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*