Jean de Lagarde, Niemieccy żołnierze II wojny światowej
Mundury i wyposażenie żołnierzy to dla wielu temat fascynujący. Nieco niszowy, ale jednak cieszący się popularnością, i to nie tylko wśród pasjonatów rekonstrukcji. Uniform to rzecz użytkowa, ale i mająca świadczyć o noszącym go żołnierzu. Ewolucja munduru (i ekwipunku) zależy jednak od wielu czynników, a niemieccy żołnierze mieli okazję przetestować wiele rozwiązań na własnej skórze. Jean de Lagarde stara się pokazać niemieckiego żołnierza okresu II wojny światowej z różnych stron. Czy mu się to udaje?
Gdy ogląda się albumy militarne, można zadać sobie pytanie jaki właściwie powinien być album przedstawiający żołnierzy, ich umundurowanie i wyposażenie? Czy powinien skupiać się na zdjęciach, czy może na wyliczeniu i ukazaniu wyposażenia, a ponadto co z teorią, dziejami, zmianami i w ogóle genezą zastosowania danego rozwiązania? Ile powinno być narracji, a ile zdjęć? Czy stosować zdjęcia, czy może grafiki? Wszystkie te kwestie towarzyszą nam przeglądając książkę de Lagarde’a.
Ale od początku. Na pierwszy rzut oka mamy książkę solidnie wydaną. Jak na album przystało – duży format dobry papier, kolory, zdjęcia. A na okładce żołnierze III Rzeszy z czarno-biało-czerwoną flagą w tle. Ciekawy wybór, tym bardziej, że ówczesna armia niemiecka kojarzy się raczej – i nie bez powodu – z flagą hitlerowską.
Po takim wstępie przejdźmy do rzeczy. Niemieccy żołnierze, a może właściwie ich wyposażenie i umundurowanie zostało ułożone chronologicznie – lata 1939-1940, 1941, 1942, 1943, 1944, 1945. Z roku na rok ilość mundurów różnych formacji, jednostek i stopni się zwiększa, osiągając apogeum w roku 1944, a potem spada ponownie.
Ciekawe, że Jean de Lagarde nie zamieścił żadnego wstępu (zakończenia zresztą też nie), rzucając czytelnika od razu w wir wojny. Szkoda, ponieważ wygląda to tak jakby mundury te po prostu się objawiły. Swego rodzaju wprowadzeniem do prezentacji danego uniformu i towarzyszącego mu wyposażenia jest krótka, lekka notka. W przypadku marynarza z Grafa Spee (1939) mówi ona o samobójstwie kapitana okrętu, z kolei przy spadochroniarzu z Krety dotyczy desantu, a podoficerowi batalionu policyjnego towarzyszy akapit o operacjach antypartyzanckich na okupowanych ziemiach ZSRR.
Idąc dalej, każda prezentowana postać jest opisana. Choć właściwie trzeba byłoby użyć liczby mnogiej, bowiem przywołany już marynarza z Grafa Spee to 3 stylizacje, w tym Matrosenobergefreiter w mundurze służbowym w czasie służby wartowniczej oraz ten sam osobnik jako działonowy wieży baterii. W pierwszym przypadku opis dotyczy czapki, bluzy z kołnierzem, spodni, pasa i butów. W drugim zaś skupia się w dużej mierze na zmianach w oznace na czapce dokonywanych w latach 30. Jaki jest stopień szczegółowości opisów? Dla przykładu: „Pas skórzany z klamrą marynarki platerowaną na srebrny kolor. Granatowe spodnie marynarskie z rozporkiem zapinanym na cztery guziki. Wloty kieszeni na bokach proste”. A w przypadku pilota myśliwca dowiemy się nie tylko o podbiciu spodni sztucznym futrem, ale i gniazdkach w okolicy kolan, dzięki który, można podłączyć się do instalacji ogrzewającej samolotu. Podobnie wyglądają teksty mówiące o innych częściach żołnierskiej garderoby – czapkach, furażerkach, hełmach, pilotkach, butach, rękawiczkach, kurtkach, bluzach itp.
Prezentując żołnierzy, autor pokazuje również ich oznaki, oznaczenia, wyposażenie, sprzęt, którym się posługiwali, a nawet czasem przedmioty towarzyszące w czasie służby bądź luźno z nią związane. W albumie znaleźć możemy takie ciekawostki jak m.in.: przybornik do szycia, celownik do działa przeciwlotniczego kal. 37 mm, hipsometr, termos na zupę, torebkę sproszkowanych jajek, gazety i ulotki propagandowe, stemple producenta kurtki, torby saperskie, przybornik celowniczego MG 42, stelaż noszony przez telefonistę, no i oczywiście oznaki do munduru, nieśmiertelnik, ryngraf żandarmerii, kordzik marynarski, płócienny chlebak, puszkę na maskę gazową, opaski naramienne (również nagrodowe) oraz odznaczenia (np. Złoty Krzyż, Odznaka Szturmowa, Żelazny Krzyż, odznaki bojowe różnych broni ).
Niewątpliwym plusem albumu jest sposób jego wydania. Nie chodzi tu tylko o papier i kolory, ale również o duże zdjęcia przedstawiające prawdziwych mężczyzn przebranych w mundury, a nie manekiny czy też mniej lub bardziej udane grafiki. Na fotografiach widzimy żołnierzy w różnych stylizacjach, pozach czy sytuacjach. Pokazani mężczyźni są czyści, umorusani, pozują jak do żurnala, ale i są czymś zajęci. Towarzyszą im zdjęcia sprzętu, wyposażenia, ekwipunku, odznaczeń, oznaczeń, naszywek i poszczególnych części żołnierskiej garderoby.
Zaletą jest również szeroki wachlarz ukazanych żołnierzy – reprezentują różne formacje, bronie, okresy i fronty. Mamy marynarzy, lotników, żołnierzy wojsk lądowych (Wehrmachtu i Waffen SS), a także sił o charakterze policyjnym – Żandarmerii Polowej i Schutzpolizei.
Minusem zaś jest wspomniany brak wstępu i zakończenia, co w moim mniemaniu rzutuje na odbiór całości. Album z większą dawką narracji historycznej, teorii – jeśli to tak ująć – byłby pełniejszy, choć z drugiej strony zapewne i grubszy, droższy.
Nie mniej jednak polecam „Niemieckich żołnierzy II wojny światowej” – zarówno pasjonatom militariów, jak i po prostu historii. Bo historia to nie tylko suche fakty, to też ludzie, ich przeżycia, ale i ubrania, i wszystko czego używali.
Wydawnictwo Vesper
Ocena 4,5/6
Robert Witak