Początkowa fala przemocy, podczas której aresztowano tysiące ludzi dziennie, zakończyła się po pierwszych miesiącach. Z Estadio Nacional, a także z pobliskiego Estadio Chile więźniów usunięto na dobre przed końcem listopada. Jednak dla innych koszmar trwał nadal – stopniowo wykształcał się system długoterminowego przetrzymywania i torturowania ludzi.
W dotychczasowych obiektach improwizowano lub budowano od nowa bardziej tradycyjne obozy. Kontrolowana przez marynarkę wojenną Melinka powstała na miejscu dawnego nadmorskiego kurortu, który Allende otworzył dla ubogich. Nieopodal stworzono otoczony drewnianym ogrodzeniem i drutem kolczastym obóz Ritoque – kolejny dawny kurort zamieniony w miejsce przetrzymywania ludzi, którym zarządzało z kolei chilijskie lotnictwo z pomocą policji. W Tres Álamos na południowo-wschodnich przedmieściach Santiago setki osób trzymano w pozasądowym czyśćcu, rzekomo pod kontrolą policji. Z bardziej tradycyjnych obozów więźniów przekazywano w miarę potrzeb do mniejszych, ukrytych ośrodków przesłuchań i tortur, skąd mogli też wracać.
Kilka miesięcy po zamachu stanu zaczęto tworzyć Narodową Dyrekcję Wywiadu (DINA) pod kierownictwem generała Manuela Contrerasa. Jeszcze przed swoim formalnym ustanowieniem w czerwcu 1974 roku DINA stała się najważniejszym narzędziem terroru państwowego wykorzystywanym przez nowy reżim. Pozyskawszy funkcjonariuszy z żandarmerii i wydziałów śledczych policji, a także wojskowych, Contreras założył naprędce szkołę tortur DINA w Las Rocas de Santo Domingo, wykorzystując w tym celu kolejny nadmorski kurort, który rząd Allende przeznaczył dla rodzin z klasy robotniczej. W Las Rocas DINA zaczęła wykorzystywać zatrzymanych jako króliki doświadczalne, by szkolić funkcjonariuszy w technikach tortur.
Więźniowie spali tam w domkach letniskowych, które później wykorzystywano podczas przesłuchań. Nastoletnią bojowniczkę Anę Becerrę aresztowano w pierwszych dniach po zamachu stanu, po czym osądzono przed trybunałem wojskowym, zaliczono areszt na poczet kary i wypuszczono. Po raz drugi zatrzymano ją w pobliżu Santiago na początku 1975 roku i zabrano do Las Rocas, gdzie śledczy, który przesłuchiwał ją poprzednio, postanowił ukarać ją w szczególny sposób. Oprócz standardowych tortur nałożono jej opaskę na oczy i na miesiąc przywiązano do pryczy. Podczas pobytu w ośrodku zadawano jej rany cięte i rażono prądem do chwili, gdy przegryzła sobie język, a jej usta wypełniły się krwią. Torturowano ją tak strasznie, że po przeniesieniu do innego obozu przez pewien czas nie wiedziała w ogóle, kim jest. Sądzi, że życie uratował jej umierający więzień, który powiedział o niej obserwatorowi Czerwonego Krzyża.
Zamiana robotniczych kurortów w ośrodki przetrzymywania i tortur stanowiła część ogólniejszej strategii. Wykorzystanie w funkcji więzień tych samych budynków, które miały w intencji rządu Allende poprawić standard życia ubogich, było posunięciem zarówno praktycznym, jak i symbolicznym.
Oprócz Las Rocas de Santo Domingo oraz domków letniskowych w Melince i Ritoque, DINA wraz z siłami zbrojnymi przejęły inne miejsca utożsamiane z rządami Allende i zmieniły ich przeznaczenie. Służący poprzednio za siedzibę partii socjalistycznej elegancki budynek w Santiago pod adresem Londres 38 wykorzystywano jako więzienie i miejsce tortur w ciągu zaledwie kilku dni po zamachu stanu . Miniaturowymi aresztami i ośrodkami przesłuchań stały się też dawne kryjówki radykałów, a także drukarnia komunistycznej gazety.
DINA przejęła również kontrolę nad Villa Grimaldi – stanowiącym ośrodek życia kulturalnego inteligencji kompleksem budynków na przedmieściach Santiago. Podobnie jak Las Rocas, stał się on centrum szkolenia oprawców. W ciągu trzech lat do tego zamkniętego kompleksu trafiło ponad cztery i pół tysiąca osób. Niektórych zamykano we wnękach wewnątrz znajdującej się w nim wieżyczki. Innych przetrzymywano w mniejszych niż metr na metr celach, które strażnicy kpiąco nazywali „domami Corvi”, nawiązując do wdrożonego za poprzednich rządów programu budowy przystępnych mieszkań. Jeszcze innych więźniów zamykano w czwórkę lub piątkę w „domach Chile” – pomieszczeniach rozmiaru szafy, gdzie brakowało miejsca, by wszyscy mogli siedzieć lub stać w tym samym czasie .
Gwałcenie, zmuszanie do kontaktów seksualnych ze zwierzętami, przypalanie oraz przejeżdżanie samochodami nie wyczerpywało wcale katalogu okrucieństw. Wszystkim zawiązywano oczy i ich torturowano; wielu nikt już później nie zobaczył. Los jednej z ofiar DINA ustalono ostatecznie, gdy znaleziono guzik z jej swetra. Przylgnął on do podkładu kolejowego, do którego przywiązano jej umęczone i poparzone ciało, zanim wyrzucono je z helikoptera do morza.
Nie wszystkie miejsca, w których przetrzymywano ludzi, były tajne. Wikariat Solidarności zdołał uzyskać dostęp do niektórych miejsc, takich jak Tres Álamos. Więźniom wolno było tam parać się rzemiosłem, a wykonane przez nich wyroby organizacja sprzedawała, przekazując zyski ich rodzinom . Wikariatowi udawało się czasem dostarczyć osadzonym większe przedmioty, na przykład maszynę do szycia. Zatrzymanych mogli od czasu do czasu odwiedzać obserwatorzy z zewnątrz. Tymczasem w innych ośrodkach – niekiedy w tajnych lokalizacjach nieopodal obozów – trwało rażenie prądem, tortury i gwałty.
Gdy służby Pinocheta usiłowały stłumić wszelki sprzeciw, łamanie praw człowieka ściągnęło na Chile potępienie całego świata. Od wyspy Dawson po Estadio Nacional w opisach pierwszych tygodni dyktatury przewijało się określenie „obóz koncentracyjny” . Ze względu na skojarzenia z nazizmem budzone przez ten termin generałowie nie mogli sobie pozwolić w dłuższej perspektywie na katastrofę wizerunkową, jaką było utrzymywanie systemu jawnych obozów. Nawet ci więźniowie, których uwolniono oraz wygnano z kraju, pisali z bezpiecznej odległości niewygodne dla reżimu relacje o znęcaniu się i torturach.
Zaimprowizowane obozy koncentracyjne, w których tysiące ludzi przetrzymywano pod kontrolą wojska, zostały zamknięte po kilku miesiącach rządów junty. Na późniejszym etapie upowszechniły się działające w bardziej systematyczny sposób obiekty na kilkaset osób każdy. Potrzeba dokonywania masowych aresztowań zmalała w związku z instytucjonalizacją represji i pojawieniem się rosnącej presji międzynarodowej, a także faktem, że wielu znanych lewicowców udało się już wygnać lub zabić. Do chwili rozwiązania DINA w 1977 roku zdążono już zamknąć nawet średniej wielkości obozy.
Cztery lata po wprowadzeniu dyktatury wojskowej nowa agencja wywiadowcza Narodowe Centrum Informacji (CNI), którą założono w miejsce poprzedniej, kontynuowała aresztowania i brutalne przesłuchania, ale zasadniczo odbywało się to bez zatrzymań na wielką skalę. Mimo że rozdział obozów został zamknięty, śmierci tysięcy oraz torturowania nieporównanie większej liczby Chilijczyków nie rozliczono przez całe dziesięciolecia.
Wielu zatrzymanych uwalniano w pierwszych miesiącach po zamachu tylko po to, aby ponownie ich aresztować, ale po torturach na Estadio Nacional i okresie spędzonym w więzieniu Felipe Agüero pozostał na wolności. Pozwolono mu też powrócić na uniwersytet. Pewnego dnia na Wydziale Ekonomii zobaczył jednego ze swoich oprawców. Zamarł na moment ze strachu, po czym oddalił się, nie zdobywszy żadnych informacji pozwalających na jego identyfikację. Zagadkę rozwiązało później ogłoszenie o weselu ze zdjęciem, które znalazł w gazecie. Miał już nazwisko mężczyzny, ale co mógł z nim zrobić? Agüero musiał co tydzień zgłaszać swoje miejsce pobytu władzom i nie czuł się bezpiecznie we własnym kraju. Po ukończeniu studiów wyjechał w 1982 roku do Stanów Zjednoczonych, gdzie uzyskał tytuł doktora na Uniwersytecie Duke’a.
Tymczasem duża część Ameryki Południowej pogrążyła się w terrorze. Ostatnim krajem na południu kontynentu, w którym miało to nastąpić, była granicząca z Chile od wschodu Argentyna. Po tym, jak w marcu 1976 roku władzę przejęło tam trzech generałów, wkrótce uaktywniły się antykomunistyczne szwadrony śmierci, które porzucały okaleczone ciała w rowach nieopodal stolicy.
Przyjrzawszy się metodom zaprowadzania dyktatury w Chile, wojsko argentyńskie wiedziało już, że nie należy gromadzić tysięcy podejrzanych na stadionach na wolnym powietrzu ani zezwalać na wizyty obserwatorom Czerwonego Krzyża. Już na samym początku junta uruchomiła sieć ukrytych obozów koncentracyjnych. Tysiące ludzi zniknęły wkrótce bez śladu po nagłych, dokonywanych przez nieznanych sprawców porwaniach z wykorzystaniem taktyki „nocy i mgły”. Czasem usuwano też świadków takich potajemnych aresztowań.
Zanim pochłonęła ich nicość, desaparecidos, czyli „zniknięci”, trafiali do setek miejsc w całym kraju, w których przetrzymywano ludzi. W ośrodku wojskowym La Perla pod Córdobą gwałcono i rażono prądem około dwóch tysięcy ludzi, dokonywano też egzekucji. Przeżyło tam tylko sto trzydzieści siedem osób . W podziemiach niczym się niewyróżniającego kasyna oficerskiego na terenie Szkoły Mechanicznej Marynarki Wojennej (ESMA) w Buenos Aires wśród fetoru krwi i odchodów torturowano około pięciu tysięcy więźniów, odtwarzając w kółko „Satisfaction” Rolling Stonesów, by zagłuszyć krzyki. W sali porodowej na piętrze więźniarki urodziły ponad czterysta dzieci, które odebrano im i oddano na wychowanie współpracownikom junty lub wojskowym.
Wymyślny mechanizm kradzieży niemowląt stanowił argentyńską innowację, ale funkcjonariusze junty z równym entuzjazmem wprowadzali w swoich obozach rozwiązania znane z historii. W klubie lekkoatletycznym w stolicy kraju więźniów przesłuchiwano pod portretami Hitlera. Gdzie indziej na ścianach wieszano swastyki. Niektórych więźniów zmuszano do wykrzykiwania „Heil Hitler!” i podnoszenia prawej ręki. Poza tymi, którzy musieli pracować, większość miała stale na oczach opaski, bandaże lub kaptury. W skrajnych przypadkach nieustanne zasłanianie oczu skutkowało infekcją, zalęgnięciem się pasożytów lub ślepotą.
Przez następne siedem lat dyktatury urządzano loty śmierci podobne do tych, które zapoczątkowali Francuzi w Algierii. Do tego celu utworzono specjalny, złożony z pięciu kompanii batalion lotniczy. Więźniom mówiono, że będą szczepieni przed transportem do ośrodka na wsi na południu kraju, gdzie panują lepsze warunki. W rzeczywistości podawano im jednak środek usypiający. Ofiary wieziono ciężarówkami na pobliskie lotnisko wojskowe, ładowano do samolotów i wrzucano do oceanu. Jeden z więźniów obudził się i wyprowadzono go z pokładu przed odlotem, ale zdążył zobaczyć ciała w samolocie. Kiedy wrócił żywy, zdołał poinformować innych.
Pozostałym więźniom trudno było w pełni pojąć implikacje tego, co mówił. „Gdybyśmy wiedzieli, że w każdy poniedziałek grozi nam śmierć, nie potrafilibyśmy działać dalej” – wyjaśniła w 2016 roku w kawiarni w Buenos Aires Miriam Lewin, która przeszła przez ESMA za czasów dyktatury. „Próbowaliśmy przekonywać samych siebie, że to, co mówią nam strażnicy, jest prawdą. Czasami pozwalano nam nawet zobaczyć rodziny. Zakładaliśmy, że pozostawanie w kontakcie z bliskimi gwarantuje nam przeżycie. Ale było inaczej. Tych ludzi i tak zabito”.
Amerykańskie poparcie dla antykomunistycznej polityki junty miało pierwszeństwo przed wszelkimi oczekiwaniami odnośnie do norm demokratycznych. Wojskowych wzywano do stosowania dalszych represji w miarę potrzeb . Po rozlewie krwi i aresztowaniach cywilów w Brazylii, Urugwaju, Paragwaju oraz Chile nikt nie żywił złudzeń, że pucz w Argentynie będzie cywilizowany.
Zaledwie kilka miesięcy po przejęciu władzy przez juntę ambasada USA w Buenos Aires wydała formalne oświadczenie, w którym skrytykowała Argentynę za łamanie praw człowieka. Sekretarz stanu Henry Kissinger działał jednak w przeciwnym kierunku. Przygotowując się do wygłoszenia przemówienia na temat praw człowieka podczas czerwcowego szczytu Organizacji Państw Amerykańskich, dał generałom do zrozumienia, aby zignorowali jego publiczne przesłanie . Ponadto spotkał się prywatnie z Pinochetem, a także z przedstawicielami władz Paragwaju i Gwatemali . Świeżo upieczony minister spraw zagranicznych argentyńskiej junty César Augusto Guzzetti, który przybył na spotkanie, spodziewając się potępienia za zatrzymywanie i torturowanie cywilów, usłyszał wyrazy zachęty. „Jeśli są rzeczy, które trzeba zrobić, należy je robić szybko” – zasugerował Kissinger. „Życzymy wam powodzenia”.
Uchodźcy, którzy zbiegli przed dyktaturami w sąsiednich krajach – radykałowie, profesorowie, artyści, intelektualiści, studenci, związkowcy i członkowie ich rodzin – stali się w Argentynie zwierzyną łowną. Część zbiegów wyłapano podczas zorganizowanej wspólnie przez służby wywiadowcze kilku krajów Operacji Kondor, w ramach której tysiące osób aresztowano i wydano w trybie nadzwyczajnym za granicę . Przedstawiciele armii USA uznali tę operację za legalną, przyrównując ją do działań amerykańskich sił specjalnych.
Argentyna zaprezentowała nowe metody masowego przetrzymywania cywilów. Obywając się bez dużych, zbudowanych specjalnie do tego celu obozów, funkcjonariusze junty wdrożyli system tajnych porwań, przesłuchań i egzekucji, aby zrobić miejsce dla dodatkowych więźniów, z których większość ostatecznie też zabijano. Kasyno oficerskie w ESMA, czyli miejsce, do którego trafiła największa liczba zatrzymanych pod rządami reżimu wojskowego, było nie większe od szkoły średniej. Chociaż na kwatery dla więźniów przeznaczono tylko wyższe kondygnacje, budynek wchłonął w latach dyktatury tysiące ludzi.
Ośrodek tortur ESMA dowiódł, że możliwa jest realizacja szeroko zakrojonego programu zatrzymań, przesłuchań oraz egzekucji przy użyciu skromniejszych środków i w sposób bardziej potajemny – podejrzanych dowożono w miarę potrzeb z rozproszonych mniejszych obiektów. Fale ukierunkowanych aresztowań, ukryte więzienia i systematyczne egzekucje po przesłuchaniach złożyły się na potajemny system przetrzymywania cywilów, który bardzo trudno było udokumentować. Ostatecznie jednak ukrycie więźniów i zabicie prawie wszystkich nie okazało się wystarczające: nawet w Argentynie zbrodnie junty wyszły w końcu na jaw.
Aresztowania i przetrzymywanie ludzi trwały do czasu, gdy rząd, zmagając się z niestabilną sytuacją wewnętrzną, podjął próbę zdobycia poparcia wśród obywateli, wplątując Argentynę w konflikt terytorialny o Falklandy z Wielką Brytanią. Niepokoje społeczne przyniosły niepopularną wojnę, która rok później doprowadziła do wyborów.
Uchwalone przed końcem dekady ustawy o amnestii miały zapobiec pozywaniu państwa za jakiekolwiek działania podjęte w celu zwalczania terroryzmu. Jednak dwadzieścia lat później amnestię unieważniono i zaczęły się długotrwałe dochodzenia. Abuelas de Plaza de Mayo, czyli babcie dzieci ukradzionych więźniarkom, zaczęły szukać wnuków, wykazując ich tożsamość z wykorzystaniem technik badania DNA.
Ze względu na to, że funkcjonowały setki ośrodków przetrzymywania, a osadzeni mieli prawie przez cały czas na głowach kaptury, rekonstrukcja wydarzeń była żmudnym procesem. Jeżeli nawet wciąż istniała jakakolwiek ewidencja ludzi pozbawionych wolności bez sądu, wojskowi nie byli skłonni jej przekazać. Aby śledczy mogli zacząć szukać dowodów, trzeba było najpierw powiązać wspomnienia ocalałych i świadków.
Sąsiedzi mieszkający obok prywatnego niegdyś mieszkania zapamiętali, że w nocy z jego wnętrza dobiegały krzyki . Więźniarka wspominała o niewielkiej celi i charakterystycznym wzorze płytek podłogowych, które zobaczyła spod kaptura. Śledczy odwiedzili w końcu mieszkanie wskazane przez sąsiadów, którzy słyszeli krzyki, i znaleźli tam posadzkę opisaną przez więźniarkę – tyle wysiłku trzeba było włożyć, żeby znaleźć jedną tajną lokalizację.
Z czasem dopasowano do siebie więcej zeznań. Więźniowie wspominali, że uderzali głową w niski strop lub zmuszano ich do pochylenia się, gdy wchodzili do pewnej piwnicy. Do tego opisu doskonale pasowała nisko osadzona betonowa belka na najniższej kondygnacji kasyna w ESMA. Gdy elementy układanki złożono w końcu w całość, rozpoczęły się wielkie procesy generałów i ich współpracowników z udziałem setek świadków. Wyroki skazujące wobec trzydziestu ośmiu oskarżonych zapadły w sierpniu 2016 roku. Podobny ogromny proces nadal trwał w Buenos Aires w 2017 roku [stan danych na 2017 rok, od tego czasu część procesów została zakończona wyrokami – przyp. red.].
Uniknąwszy chaosu wewnętrznego, jaki ogarnął Argentynę wskutek wojny na Falklandach, chilijska dyktatura okazała się trwalsza od sąsiedniej junty, ale w końcu też zaczęła się rozchodzić w szwach. W latach 80. XX wieku ruszyły protesty uliczne. Demonstranci domagali się przestrzegania praw pracowniczych i zaprzestania represji. W siłę urosły zarówno pokojowa opozycja, jak i wojownicze stronnictwa antyreżimowe. Gdy generał Augusto Pinochet nie zdołał uniknąć w 1988 roku plebiscytu, w którym większość wyborców opowiedziała się za jego odejściem, zrzekł się prezydentury. Pozostał jednak na czele armii chilijskiej, więc jego obecność zatruwała atmosferę w kraju przez kolejną dekadę powolnych postępów na drodze do pełnej demokracji.
Powołano Komisję Prawdy i Pojednania, która wszczęła dochodzenie w sprawie zaginięć za czasów dyktatury. W rządowym Raporcie Rettiga starannie unikano wskazania sprawców, próbując zarazem ustalić los tysięcy ludzi zabitych przez władze bez sądu od 1973 roku. Ten sporządzony w czasie, gdy Pinochet zachowywał swoje wpływy, dokument skrytykowano za pominięcie niektórych miejsc przetrzymywania więźniów, zaniżenie liczby egzekucji, niepodanie nazwisk morderców oraz przemilczenie dziesiątków tysięcy torturowanych, którzy ocaleli.
Po rzeczywistym przywróceniu demokracji wydano drugi raport Valecha, który miał naprawić niedostatki pierwszego; stwierdzono w nim, że arbitralnie zatrzymano ponad 30 tysięcy osób, z których przeważająca większość doświadczyła tortur.
Gdy w Chile zachodziły większe i mniejsze przemiany, Felipe Agüero nadal przyjeżdżał czasem do ojczyzny ze swojego nowego domu w Stanach Zjednoczonych. Od czasu do czasu bywał w Santiago na konferencjach i podczas tych wizyt zdarzało mu się dzwonić do swojego śledczego, którego numer znalazł w książce telefonicznej, żeby drażnić go przez telefon.
Pewnego dnia, uczestnicząc w spotkaniu z udziałem około 15 osób w niewielkiej hotelowej sali konferencyjnej w Santiago, stanął twarzą w twarz z człowiekiem, którego rozpoznał bez żadnych wątpliwości jako jednego z oprawców – z wysokim ciemnowłosym mężczyzną ujrzanym zza kaptura na stadionie. Tamten zagadnął go, jak gdyby się nie znali, ale Agüero był pewny, że został rozpoznany, a pogawędka była próbą rozładowania sytuacji. Emilio Meneses najwyraźniej również został profesorem i pracował na Uniwersytecie Katolickim – macierzystej uczelni Agüero.
Podczas kolejnych wizyt w Santiago i spotkań ze współpracownikami z Uniwersytetu Katolickiego Agüero regularnie wpadał na Menesesa. Pewnego razu udał się do jego gabinetu, by porozmawiać z nim prywatnie. Nikogo jednak nie zastał. Czekał samotny i przestraszony pod drzwiami. Zastanawiał się przy tym, dlaczego właściwie to on ma się bać. Nie miał pojęcia, co zrobić i starał się o tym nie myśleć.
Przeszłość stale wywierała wpływ na teraźniejszość. W 1993 roku szefa DINA Manuela Contrerasa osądzono za rolę, jaką odegrał w zabójstwie Orlando Leteliera w Waszyngtonie. Pięć lat później generał Pinochet został aresztowany w Anglii po tym, jak hiszpański sędzia śledczy oskarżył go o zbrodnie wobec obywateli Hiszpanii.
Procesy te wydawały się otwierać drogę do szerszego pociągnięcia sprawców do odpowiedzialności, chociaż niektórzy prawodawcy opowiadali się za rozpatrzeniem jedynie spraw o znaczeniu symbolicznym, nie zaś ponownym badaniem wszystkich przypadków nadużycia władzy z czasów dyktatury. „Kto jednak ma decydować, które sprawy są najbardziej symboliczne?” – zadawał sobie pytanie Agüero. „Wszystkie przypadki tortur stanowią symbol. Dlaczego nie osądzić wszystkich?”.
Agüero podjął wreszcie decyzję, gdy dowiedział się o losie przyjaciela swojego brata – więźnia, którego stracono podczas „karawany śmierci”. Członkowie rządowego szwadronu systematycznie torturowali tego młodego człowieka, łamiąc mu kręgosłup w kilku miejscach i odcinając uszy. Jego egzekucja była kolejną straszliwą stratą z wielu i mogła nigdy nie zostać osądzona.
Na początku 2001 roku Agüero usiadł w swoim gabinecie na Uniwersytecie w Miami i napisał list do Uniwersytetu Katolickiego, w którym ujawnił, że jednym z jego oprawców był Emilio Meneses. List wyciekł jakimś sposobem do popołudniówki „La Segunda”, a jego publikacja wywołała burzę. Część naukowców ze Stanów Zjednoczonych i innych krajów opowiedziała się po jednej stronie, część zaś po drugiej. Jeszcze w tym samym roku Meneses złożył przeciwko Agüero pozew o zniesławienie. Przyznał w nim, że powszechnie wiadomo, że jesienią 1973 roku przebywał na stadionie jako rezerwista marynarki wojennej, twierdził jednak, że nie był świadkiem tortur ani też nie brał w nich udziału, a zatem nie mógł dręczyć Agüero. Prawdziwość jego relacji potwierdziła marynarka wojenna.
Agüero wrócił do Chile na rozprawę mimo ryzyka, że w razie przegranej trafi do więzienia. W zeznaniach opisał szczegółowo tortury, jakim go poddano. Wiele twierdzeń Menesesa na temat wydarzeń z 1973 roku zostało zdyskredytowanych. Trzydzieści lat po tym, jak Agüero był przetrzymywany na Estadio Nacional, sędzia orzekł na korzyść byłego więźnia, oddalając pozew o zniesławienie. Na mocy dokonanej za czasów Pinocheta nowelizacji konstytucji przestępstwa, jakich dopuszczono się na stadionie, zdążyły się jednak przedawnić. Meneses stracił pracę na uczelni, ale nie stanął przed sądem.
Sprawa ta okazała się przełomowym momentem dla Chile. Po wielu latach, gdy można było mówić wyłącznie o zabitych i zaginionych, zmierzono się wreszcie publicznie z rzeczywistością, w której sprawcy tortur oraz ich ofiary mieszkali obok siebie w miastach i miasteczkach całego kraju.
Wdrożenie w Ameryce Południowej modelu tajnych obozów umożliwiało ukrycie przed całymi grupami społecznymi tego, co państwo robi w ich imieniu. Rządy twierdziły, że nie dochodzi do żadnych nadużyć, a gdy przedstawiano dowody temu przeczące, oświadczały, że zatrzymywani są tylko prawdziwi terroryści.
Generałowie stojący na czele junt zdali sobie również sprawę, że represje można stosować w sposób rozproszony. Sieć mniejszych, bardziej elastycznych obiektów mogła współdziałać z dużymi kompleksami otoczonymi drutem kolczastym, a nawet je zastąpić. Okazało się, że ludzi można nielegalnie przetrzymywać w zupełnie normalnym otoczeniu i niewiele osób się o tym dowie.
Jednak nawet tajnych więzień nie dało się ukryć na zawsze. Babcie dzieci skradzionych więźniarkom maszerowały przed pałacem prezydenckim na Plaza de Mayo w Buenos Aires w każdy czwartek rok po roku i dekadę po dekadzie aż do chwili, gdy przyznano, że do takich kradzieży rzeczywiście dochodziło. Jorge Escalante, który kierował cyrkiem w chilijskim obozie Melinka, został z czasem dziennikarzem badającym historię „karawany śmierci”. Wiele lat po zatrzymaniu stanął twarzą w twarz z byłym dyrektorem DINA i oświadczył mu: „Torturowano mnie”, podczas gdy mężczyzna zaprzeczał, jakoby do takich nadużyć w ogóle doszło.
Sprawców ostatecznie postawiono przed wymiarem sprawiedliwości, a ludzie z całej Ameryki Południowej tłoczyli się na salach sądowych, by obserwować postępowania przeciwko tym, którzy przez lata terroryzowali społeczeństwo. Chociaż pociągnięto ich do odpowiedzialności za popełnione przestępstwa, wprowadzone przez nich innowacje w dziedzinie logistyki obozowej i przesłuchań miały okazać się trwałe. Wydawanie ludzi za granicę w trybie nadzwyczajnym, stosowane na całym kontynencie strategie tłumienia buntów oraz tortury jako kamień węgielny systemu tajnych więzień połączono w jedną, nową całość. Po 11 września 2001 roku niektóre z najgorszych aspektów dyktatury wojskowej zostały przejęte w Stanach Zjednoczonych i Europie jako składniki strategii zwalczania terroryzmu w kraju i za granicą. Narodził się XXI-wieczny model globalnych obozów koncentracyjnych.
Tekst jest fragmentem książki Andrea Pitzera „Noc, która się nie kończy. Historia obozów koncentracyjnych” Książkę można nabyć TUTAJ